piątek, 10 lipca 2020

Plebiscyt na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku oczami pastora Edwarda Małłka.

Plebiscyt w Prusach Wschodnich

“Za kim głosować? Za Polską czy za Niemcami?



Oto pytania, które powtarzano na plebiscytowym terenie. Zgodnie z postanowieniami Wersalskiego Traktatu Pokojowego, powołana została specjalna Komisja Międzynarodowa, w skład której weszli przedstawiciele Anglii (przewodniczący), Włoch, Francji i Japonii.

Siedzibami Komisji był Allenstein (Olsztyn) i Marienwerder (Kwidzyń). Komisja miała do pomocy 80-ciu wyższych urzędników i oficerów. Uprawnieni do głosowania byli wszyscy (mężczyźni i kobiety), którzy w dniu 10.01.1920 roku ukończyli dwudziesty rok życia i którzy:

1. W Prusach Wschodnich się urodzili, względnie od 1.01.1905 roku mieszkają. 2. W Prusach Zachodnich się urodzili, względnie od 1.01.1914 roku mieszkają.

W Prusach Wschodnich były 3 listy: 1. Na terenie Plebiscytu urodzeni i tam zamieszkujący. 2. Na terenie Plebiscytu urodzeni, ale tam nie zamieszkujący. 3. Na terenie Plebiscytu nie urodzeni, ale od 1.01.1905 roku zamieszkujący.

W Prusach Zachodnich były 4 listy: 1. Na terenie Plebiscytu urodzeni i od 1.01.1914 roku zamieszkujący. 2. Na terenie Plebiscytu nie urodzeni, ale dopiero po 1.01.1914 roku zamieszkujący. 3. Na terenie Plebiscytu urodzeni, ale dopiero po 1.01.1914 roku zamieszkujący. 4. Na terenie Plebiscytu urodzeni, ale nie zamieszkujący.

Komisja Plebiscytowa przygotowała obowiązujące kartki do głosowania, ustalonego wzoru, o wymiarach 10 x 8 cm. Na jednej był napis „Polska – Polen”, na drugiej „Ostpreussen” – w nawiasach (Prusy Wschodnie).


Stronę Niemiecką Prus Wschodnich reprezentowali przed Komisją Plebiscytową: Komisarz Freiherr von Gayl i Max Worgitzki (Wschodnio-Prusacy). Przedstawicielami Polskiej Strony były następujące związki: 1. Mazurski Związek Ludowy z siedzibą w Szczytnie, prezesem był Friedrich Leyk ze Szczytna. 2. Komitet Mazurski z siedzibą w Warszawie, prezesem ks. dr Juliusz Bursche, biskup Polskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. 3. Zrzeszenie Plebiscytowe Ewangelików Polaków w Warszawie, której członkiem była między innymi pisarka Emilia Sukert-Biedrawina. 4. Rady Ludowe zrzeszające przede wszystkim obszarników pod przewodnictwem hrabiego Sierakowskiego z Waplick /Sztumu. Pierwsze trzy ugrupowania miały charakter ewangelicki. Czwarte było czysto katolickie.

Obie strony już od chwili podpisania Traktatu Pokojowego przystąpiły do agitacji, drukując ulotki, urządzając zebrania, na których przemawiali przedstawiciele jednej czy drugiej strony. Strona niemiecka miała za sobą całe społeczeństwo miejscowe. Dysponowała tysiącami ludzi, czynnie zaangażowanych w pracy agitacyjnej. Strona polska miała za sobą zaledwie kilka rodzin mazurskich, czynnie współpracujących w akcji przedwyborczej. Niemcy postulowali przed Komisją Pokojową: – pozostawienie terenu plebiscytowego przy Niemczech, decyzję uzasadniając tym, iż Prusy Wschodnie nigdy bezpośrednio nie należały do Polski i że Mazurzy czują się Niemcami.

Przedstawiciele Polski uzasadniali swoje żądania następująco: 1. Prusy Wschodnie to pierwotnie polska ziemia, polski kraj. 2. Państwo Niemieckie przez wieki utrzymywało lud mazurski w nieświadomości narodowej, germanizując go. 3. Niemcy deportowały polskie rodziny z Prus Wschodnich na roboty do Niemiec Zachodnich, w szczególności do Zagłębia Rury (Westfalii).Czytając listy uprawnionych do głosowania dziwi niejednego to, że z listy trzeciej w Prusach Wschodnich i z listy czwartej w Prusach Zachodnich dopuszczono osoby urodzone, ale nie zamieszkujące teren plebiscytowy. Jak mogło do tego dojść? Polskie źródła o tym milczą. – Dlaczego?

Dowiadujemy się, że uzasadnienie Polski według punktu trzeciego: „Rodziny polskie z Mazur Prus Wschodnich były przymusowo wysyłane do Westfalii”. Strona niemiecka sprytnie to podchwyciła i przekonała Radę Pokojową w Paryżu, że wobec tego ludzie ci powinni mieć prawo głosowania w czasie Plebiscytu. Rada Pokojowa to zatwierdziła. Teraz rozumiemy, dlaczego Polacy o tym milczą. Cichutko i ze wstydem pogodzono się z uchwałą Komisji Pokojowej. Głupi pomysł Przedstawicieli Polski odbił się rykoszetem i jak bumerang uderzył w ich głowy. Konsekwencją tej uchwały było to, że całe transporty (pociągami, okrętami) przychodziły z Niemiec z uprawnionymi do głosowania.

Rozgorzała walka o duszę – przepraszam – o głos Mazura i Warmiaka. Max Worgitzki, reprezentujący swój wschodnio-pruski naród, wierny ewangelik, wystarczyło, że powiedział jedno zdanie: „Jak dostaniecie się do Polski, musicie stać się katolikami”; albo: „Nigdy do Polski nie należeliśmy i nigdy nie chcemy należeć”. To wystarczyło, aby przekonać wyborców.

Polskie Komitety przedstawiały Polskę w świetlanej aureoli, w różnych kolorach. Zapewniali, że w Polsce gospodarczo będą mieli lepiej, bo Prusy Wschodnie będą odcięte od Reichu (przez korytarz) i ludzie Prus Wschodnich zginą z niedostatku (niestety, o żebrakach i złodziejach w Działdowszczyźnie już słyszeli, jak tam Mazurzy mają „dobrze”). Zapewniali też, że w Polsce jest lepszy ład i porządek, „śmiech na sali”. Biskup dr Juliusz Bursche zapewniał, że ewangeliccy Mazurzy nareszcie dostaną polskich pastorów, głoszących Słowo Boże w języku polskim. A o aresztowaniach ewangelickiego księdza Helda w Narzymiu, powiat Działdowo, władającego pięknym językiem mazurskim-polskim również bardzo dobrze wiedziano w Prusach Wschodnich. A któż w tym czasie pragnął w Kościele ewangelickim języka polskiego? Z Brodowa na pewno mój Ojciec, stary Kantorek i kilku staruszków. Młoda generacja uczęszczała (i w powiecie działdowskim) na nabożeństwa niemieckie, aczkolwiek w domu rozmawiano po mazursku. Biskup Bursche, chcąc przekonać Mazurów, powinien im powiedzieć prawdę o Kościele ewangelickim w Polsce, że ma 4 razy więcej parafii z językiem niemieckim niż polskim. To byłoby bardziej zachęcające, bo przecież parafie ewangelickie w Polsce były przede wszystkim tam, gdzie mieszkali Niemcy. Dlaczego tego nie powiedział? Dlaczego nie powiedział, że i jego Polacy uważają za Niemca. A inni pastorzy Polskiego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, jak: Sues, Bartel, Gloeh, Kleinschmidt, Michelis, Trenkler, Otello, Gastpary, Lodwich i cała falanga innych – to też Polacy? Choćbyście nosili tablicę rejestracyjną na szyi i na d... z napisem: „Ja, Polak” – to i tak w Polsce uważać was będą za szwabów tak, jak i zawsze kościoły nazywają „Kirchą”. – Chcę przez to powiedzieć, że cała akcja biskupa Burschego w czasie Plebiscytu „psu na buty się nie przydała”. Z przykrością trzeba stwierdzić, że biskup Bursche nie apelował do Mazurów jako herold protestantyzmu, lecz jako patriota polski. A to niestety nie trafiało do serca Mazura.

Strona polska, zaangażowana w akcji plebiscytowej, chcąc zdobyć fundusze, bajali społeczeństwo w Polsce, że „Mazurzy to Polacy z krwi i kości”, że „gwałtem ich zrobiono protestantami”, że „Mazurzy są chorzy, źle się czują jako ewangelicy, a wyzdrowieć mogą jedynie w atmosferze polskiej” itp. bzdury.

Mazurski Związek Ludowy z Fr. Leykiem na czele postulował w swoim programie (na wypadek przyłączenia Prus Wschodnich do Polski) utworzenie mazurskiego województwa z daleko idącą autonomią (pkt. 3). Ale i ta myśl nie chwytała Mazurów za serce. Zresztą Fr. Leyk będąc w Warszawie ubolewał: „Zauważyliśmy słabe zainteresowanie sprawą plebiscytową wśród miarodajnych czynników rządowych. Spotkaliśmy się z odmową przyjęcia naszej delegacji ze strony marszałka Piłsudskiego”. Widocznie Fr. Leyk nie znał poglądu Piłsudskiego na te sprawy i na pewno nie znał jego powiedzenia: „Do domu wariatów należą ci, którzy wierzą, że Wschodnioprusacy będą kiedykolwiek skłonni dać się ostemplować jako Polacy”.Wojna Polski z Rosją Bolszewicką, której Armia Czerwona przed Plebiscytem przeszła przez Działdowszczyznę, oraz złe wiadomości o położeniu Mazurów w powiecie działdowskim po jego przyłączeniu do Polski, znacznie ujemnie wpływały na polską akcję plebiscytową, jak również brak funduszów.

Obie strony starały się podważyć argumenty przeciwnika. Obie strony przeszkadzały przeciwnikowi w urządzaniu zebrań. Obie strony zmuszone były do organizowania straży ochronnej, zapewniającej bezpieczeństwo agitatorom-mówcom. Straże ochronne nazywano po prostu „bojówkami”. Strona niemiecka nie miała żadnej trudności, aby w każdej miejscowości mieć z miejscowych mieszkańców straż ochronną.

Natomiast Komitety Polskie musiały zdobywać „krzyżowców”, płatnych „rycerzy” najemnych z innych terenów Polski, głównie katolików z Wielkopolski. Niestety, nie byli to wojacy godni równać się z dawnymi rycerzami Zakonu Krzyżackiego. Czytamy, jak „bojówki polskie” razem z agitatorami tylko ucieczką ratowali swoją, często poturbowaną skórę.

Wreszcie nadszedł dzień głosowania 11.07.1920 roku. W lokalach wyborczych zawrzało jak w ulu. Sprawdzano kartki do głosowania przez mierzenie wymiarów (10x8), czy czasami nie są fałszywe. Kartkę do głosowania musiał każdy zdobyć od swoich agitatorów. Wynik głosowania był dla Polski klęską. Tylko 3 wioski: Małe Tarpy, Lubsztynek i Groszki, blisko powiatu lubawskiego, przypadły do Polski.
Szczegółowy wynik głosowania:

Plebiscyt dał odpowiedź na pytanie: Mazur i Warmiak to Polak czy Niemiec? Klęska plebiscytowa Polski stworzyła bardzo niebezpieczną sytuację dla agitatorów akcji polskiej. Oczywiście, płatni agitatorzy z terenów Polski, nie czekając na wyniki, uciekli „gdzie pieprz rośnie”. Ale co mają robić agitatorzy – rodowici Mazurzy? I oni musieli nawiewać do Polski, przynajmniej niektórzy z nich, jak: Friedrich Leyk, Gustaw Leyding, Bocian, Jan Jagiełłko-Jaegeral, Lipert, Sczech... Odważniejsi pozostali: Labusch Gottlieb (jun.), zmarł 3.10.1976 r. w Reszlu (Rößel); Labusch Emilia, córka Bogumiła (sen.), zmarła 11.07.1948 roku w Hosenbarku; Gottlieb z małżonką, zamordowani w 1945 roku, przypuszczalnie przez bandę szabrowników; Michał Kayka, poeta mazurski, którego pomnik stoi w Ełku, zmarł 22.09.1940 roku, pochowany w Ogródku, powiat Ełk.

Polacy, po „wyzwoleniu Mazur” (?), uhonorowali polską działalność Kayki białą farbą namalowanym słowem na jego grobie: „Szwab!” Osobno wspomnieć należy o nieroztropnym bohaterze mazurskim, którym był Gottlieb Linka, zmarły dnia 29.03.1920 roku. Jeszcze przed plebiscytem pobity przez bojówkę niemiecką za to, że za namową ewangelików polskich w Warszawie, pojechał do Paryża z żądaniem przyłączenia Prus Wschodnich do Polski bez plebiscytu. Ale spóźnił się przecież o 9 miesięcy, gdyż Traktat Pokojowy był już podpisany 28.06.1919 roku. Czyż o tym nie wiedzieli ewangelicy Polacy? Aby w ten sposób biednego Mazura wystrychnąć na dudka? W dodatku przypłacił to utratą życia, gdyż zmarł wkrótce po pobiciu na skutek odniesionych ran. Taką zapłatę otrzymali działacze plebiscytowcy – Mazurzy agitujący za Polską, śmierć i tułactwo w Polsce, która – podobno – miała być Ojczyzną. Analizując historyczne wydarzenia plebiscytowe, a zwłaszcza tragedię działaczy mazurskich na rzecz Polski, stawiam pytanie: dlaczego tak się stało?

Osobiście nie wiem, czym kierowali się Mazurzy, agitując i głosując za Polską. Sądzę, że żyjąc tradycją języka mazurskiego uważali może, że Mazur a Polak jest to samo. A działacze i agitatorzy mazurscy, nie znając przede wszystkim prymitywno-fanatycznego katolicyzmu polskiego, ulegli propagandzie polskiej. Przez to samo odseparowali się od większości społeczeństwa Prus Wschodnich. Wobec tego nie można mówić, że działacze mazurscy, agitujący za Polską, reprezentowali wolę ludu mazurskiego. Byli po prostu narzędziem obcej sprawy. Prawdziwym reprezentantem ludu mazurskiego był prymitywny człowieczek imieniem Worgitzki Max.
Worgitzki dobrze przewidywał, co spotkałoby Mazurów, gdyby dostali się w orbitę katolicyzmu w Polsce. Dlatego lud mazurski usłuchał głosu Maxa Worgitzkiego, a nie Friedricha Leyka, Labuschów, Leydingów, ani biskupa Juliusza Burszego. Należy dziwić się, dlaczego działacze mazurscy nie podchwycili myśli, którą wyrażała kartka do głosowania: „Polen – oder Ostpreussen”. Wprawdzie Friedrich Leyk postulował jak najdalej idącą autonomię, ale dlaczego nie posunął się trochę dalej? Dlaczego nie wołał głośno: „Prusy Wschodnie!” – jako państwo niepodległe, niezależne. Jeżeli bowiem Traktatowcy Wersalscy wymyślili taką formułę „Polska – albo Prusy Wschodnie”, to chyba można było się domyślać, że państwom ościennym, jak Francji, Anglii, Rosji, byłoby na rękę mieć Prusy Wschodnie jako oddzielne państwo, a nie bastion wypadowy nowej Republiki Niemieckiej. Z pewnością i Polsce takie rozwiązanie byłoby na rękę. Dlaczego u Fr. Leyka nie obudził się „Moorgeist Prusów”? Dlaczego nie konferował na ten temat z rodakiem Maxem Worgitzkim albo Freiherrem von Gaylem? Prezydentura Prus Wschodnich na pewno imponowałaby Gaylowi, a Worgitzkiemu Landratura w Neidenburgu. Niestety, zaprzepaszczono ideę „wzbudzenia” Państwa Prusów – nowej Republiki Bałtyckiej.

Szkoda, że w Prusach Wschodnich brakowało wtedy takich roztropnych, mądrych i dzielnych ludzi, jak pastor Emil Hegemann, który z pomocą nadleśniczego i sołtysa ogłosił w 1919 roku swoją parafię w Schwenten, Kreis Wollstein, niepodległą „Republiką Schwenten”. Trochę dziwna, nawet śmieszna rzecz, ale prawdziwa. – Jak to było? W 1918 i 1919 roku toczyły się w Poznańskiem walki wyzwoleńcze. Po stronie polskiej walczyły jednostki powstańcze, które starały się wydrzeć Niemcom jak najwięcej ziemi, po drugiej stronie wojsko „Grenzschutzu” broniło każdej piędzi swego „Heimatu”. Na terenie walczących stron znajdowała się parafia Święte, której mieszkańcy nie chcieli, aby na ich ziemi rozgrywała się walka. Po prostu chcieli mieć spokój. Parafia liczyła 3 tysiące mieszkańców, po połowie ewangelików i katolików. Pastorem parafii ewangelickiej był młody, energiczny, 48-letni ksiądz Emil Hegemann. Gdy walki w okolicy się rozpoczęły, Hegemann skontaktował się z nadleśniczym i sołtysem i razem ogłosili swoją gminę „Republiką”. Swoją decyzję przedstawili stronie polskiej i niemieckiemu Grenzschutzowi, oświadczając, iż Republika Święte postanawia być neutralna do chwili uregulowania spraw granicznych przez Traktat Pokojowy. Obie strony walczące poważnie honorowały „Niepodległą Republikę Święte”, nie naruszając jej granic. W Republice panował spokój i porządek. Pastor Hegemann był Premierem, jednocześnie Ministrem Spraw Zagranicznych. Nadleśniczy był Ministrem Obrony i głównym dowódcą naprędce zorganizowanej Milicji Obywatelskiej, Sołtys był Ministrem Spraw Wewnętrznych. Republika Święte przestała istnieć z dniem 10 stycznia 1920 roku, bowiem jej obszar pozostał przy Rzeszy Niemieckiej. Czy postawiono im pomnik, tego nie wiem, ale dosyć na tym, że zanotowano o nich i o ich „Republice”.

Szkoda, że o tym nie wiedział sołtys Wallesch z Uzdowa, powiat Działdowo. Zamiast przyłączyć Uzdowo do Polski, mógł ogłosić „Republikę Uzdowską”, stając się „Ministerpräsidentem”. Na pewno by tego nie żałował, albowiem bardzo żałował, że spowodował przyłączenia Uzdowa do Polski bez plebiscytu. Jaka szkoda, że Leykowie, Leydingowie, Labuszowie, Linkowie, Jaegertalowie i jak się oni działacze mazurscy nazywali nie byli tej miary, co wspomniany pastor Hegemann z jego wspólnikami.

Niemcy Plebiscyt wygrali, natomiast Wschodnioprusacy razem z działaczami mazurskimi sromotnie go przegrali, co ujemnie odbije się na przyszłych losach Prus Wschodnich. Ostpreusacy z Mazurami przede wszystkim przespali wspaniałą okazję proklamowania niepodległego państwa Starych Prusów – Republiki Prus Wschodnich, po prostu Ostpreussen.

Samo hasło plebiscytowe do głosowania: „Polen–Ostpreussen” podsuwało tę myśl. Po drugie, państwom sprzymierzonym zależało na osłabieniu i okrojeniu terenowym Niemiec. Trzeba było wtedy tylko ruszyć mózgami, a nie bojówkami uzbrojonymi w kije i pały. Z pewnością powstanie odrębnego państwa jako część przegranego Państwa Niemieckiego odpowiadałoby Francji, Anglii, Rosji i chyba też Polsce. Skoro po I wojnie światowej mogły powstać takie państwa, jak: Litwa, Łotwa, Estonia, wcale nie większe od Prus Wschodnich, to dlaczego nie mogłoby „zmartwychwstać” niepodległe Państwo Prusów – Prusy Wschodnie? Myślę, że zupełnie inaczej potoczyłyby się przyszłe losy Prus Wschodnich. W 1939 roku mogłyby nie przystąpić do wojny, w 1945 roku byłyby Sowiecką Republiką; a w 1990 roku znów Niepodległą Republiką Prus Wschodnich. Jednak do tego nie doszło. Okazało się bowiem, że Wschodnioprusacy z Freiherem von Gaylem na czele i Mazurzy ze swoimi agitatorami byli jedynie najemnikami obcych interesów, które tragicznie zaważyły na klęsce i losie Prus Wschodnich razem z ludem mazurskim w 1945 roku. “
Edward Małłek „Gdzie jest moja Ojczyzna? Wspomnienia”

Kilka słów o autorze, Mazurze z krwi i kości oddanemu całym sercem ludowi mazurskiemu:

Edward Małłek, absolwent polskiego seminarium nauczycielskiego w Działdowie, członek Związku Mazurów, obok swojego brata Karola, Gustawa Leydinga, Jana Jagiełłko- Jaegertala, Adolfa Edwarda Szymanskiego, oraz doktora Kurta Obitza. Do owego Związku Mazurów mogli należeć tylko rodowici Mazurzy – ludność miejscowego pochodzenia, bez względu na ich uświadomienie narodowe.
Jako oficer armii polskiej brał udział w wojnie 1939 roku, a podczas okupacji - sekretarz tajnego Instytutu Mazurskiego. Od kwietnia do początku lipca 1945 roku był starostą powiatowym w Nidzicy. Był też pierwszym pastorem w Ełku oraz jednym z głównych działaczy Ewangelickiej Rady Mazurów .
Wspomnienia spisane zostały w Hamburgu do którego trafił z emigracji do Kanady w latach 1984–1989. W Niemczech, pozostał przede wszystkim Mazurem – ani polska, ani niemiecka tożsamość nie okazały się na tyle silne, by zwyciężyć w nim Mazura.
Większość wypowiedzi pastora Małłka wywołuje przynajmniej sprzeciw ludzi nie rozumiejących duszy mazurskiej. Książką z której pochodzi ten fragment mogą poczuć się urażenieni wszyscy: Polacy, bo są tu ukazani jako dyskryminatorzy i barbarzyńscy niszczyciele kultury Mazurów; Niemcy, albowiem to na nich spada odpowiedzialność za germanizację ludu mazurskiego i piekło II wojny światowej; Mazurzy, bo Małłek nie oszczędza tych kolaborujących z hitleryzmem i gani powojenną naiwność polityczną Związku Mazurów; katolicy i ich Kościół, bo ukazani są niemal jako światowy spisek przeciw prawdzie w tym właśnie, co tak bolesne, tkwi wielkość tego świadectwa.
Co ciekawe, dość zgodnie odradzano pastorowi Małłkowi publikację w Polsce tego świadectwa jako zbyt bezkompromisowego, ale ono jest tylko dla kogoś bez mazurskiej duszy bezkompromisowe. Dla Mazurów to spojrzenie ze środka i próba rozliczenia tamtych czasów
Edward Małłek, pozostał do końca wierny swej Ojczyźnie Mazurskiej. Przyjeżdżał na Mazury, opiekował się grobami Rodziców i Braci, wspierał ostatnich Mazurów i tutejszych protestantów. Tu także, w roku 1995 zastała go śmierć. Zmarł na zawał serca na dworcu kolejowym w Olsztynie. Odszedł w wieku 89 lat.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Zaraza w Prusiech - zasady i zalecenia anno domini 1708


W 1708 roku powołano Kolegium Zdrowia z siedzibą w Królewcu, które opracowało i upowszechniło zasady zapobiegania dżumie i leczenia tej choroby w związku z szalejącą w Prusach zarazą. Kolegium zalecało m.in utrzymywanie w czystości ulic, wody, zakrywanie studzien, dezynfekcję domów przez palenie jałowca, rogów, prochu, a nawet bursztynu i kadzidła. Mieszkańcom Prus radzono, by przed wyjściem z domu zjedli posiłek lub kawałek chleba z rutą.

Tak tak, nakazywano oddychanie przez chustkę lub gąbkę umoczoną w occie rucianym, czyli mamy tu prekursorów współczesnych maseczek, może niezbyt doskonałych ale jednak.




Zamknięto granicę z Polską, do której zarazę dżumy przyniosły w 1701 roku wojska szwedzkie.


Nie na wiele się to zdało. 

Dżuma wyludniła miasta w obu częściach Prus. 
W liczącym wówczas 64 tys. mieszkańców Gdańsku w samym 1709 roku zmarło 24,5 tys. mieszkańców. 

W Elblągu śmierć poniosło 2500 mieszkańców, co biorąc pod uwagę sąsiedni Gdańsk w którym zmarł co trzeci mieszkaniec było liczbą relatywnie niedużą, tym bardziej, iż miasto zamieszkiwało w tamtym czasie około 10 tys. mieszkańców 

W Toruniu w wyniku choroby straciło życie 40 procent mieszkańców miasta. 

W Chełmży szalejąca zaraza wyludniła prawie całe miasto. 

W Chełmnie, Grudziądzu i Olsztynie, także życie straciło wielu mieszkańców.


W Ełku zmarło 1300 osób, a w Węgorzewie 1100. 

W samym Braniewie zmarło 1050 osób, a na obszarze parafii braniewskiej zmarło 8 tys. osób. 

W Piszu odnotowano 1036 ofiar. 

W Olecku przy życiu pozostało zaledwie 92 mieszczan. 

Do nielicznych wyjątków można zaliczyć m.in. Ornetę, której dzięki murom miejskim i skrupulatnemu przestrzeganiu środków profilaktycznych udało się uchronić przed dżumą.

Jaka była skala epidemii dżumy w latach 1708-1710 niech Wam uświadomi liczba opustoszałych gospodarstw w malutkich Prusach Książęcych.


10 834 gospodarstwa rolne pozostały bez żywego ducha, a w miastach jak widzicie nie było lepiej.

Zaraza dżumy trwała do końca 1710 roku. Spośród 600 tysięcy ówczesnej ludności w Prusach, ok. 235 tys. pochłonęło morowe powietrze. Zaraza pochłonęła wiele istnień ludzkich i doprowadziła do wielkiego kryzysu demograficznego.


Na szczęście postęp medycyny zahamował zarazy, ale warto pamiętać i przestrzegać zasad aby te nowe nie poczyniły takich spustoszeń jak w przeszłości.

poniedziałek, 23 marca 2020

Prusy - długa i kręta droga ku samodzielności.


Wieloletni konflikt zbrojny między Szwecją a Rzecząpospolitą, spowodowany pretensjami do tronu szwedzkiego oraz rywalizacją o przynależność Inflant, zagroził bezpośrednio maleńkim Prusom Książęcym już podczas wojny o ujście Wisły w latach 1626-1629.

Jan Kazimierz "Waza"
Wobec nierealności roszczeń rewindykacyjnych do tronu szwedzkiego, które podtrzymywał król Jan II Kazimierz, pretensje zamorskiego monarchy względem państwa nad Wisłą nie wydają się dziwne.


Georg Wilhelm Hohenzollern
Jerzy Wilhelm Hohenzollern też był połączony związkami rodzinnymi (i na dodatek religijnymi) ze Szwecją, ale nie rościł sobie żadnych pretensji do tronu, a nawet ogłosił w 1627 r. neutralność w tym - co by nie mówić - absurdalnym sporze o szwedzki stołek.

Decyzja neutralności nie chroniła jednak Prus Książęcych przed poważnymi zniszczeniami wojennymi, które powodowały toczące się wojny polsko-szwedzkie, które co chwila przetaczały się przez Prusy Królewskie i Książęce.

Hohenzollern był żywotnie zainteresowany w jak najszybszym zakończeniu działań zbrojnych, brał aktywny udział w akcji mediacyjnej, która doprowadziła do polsko-szwedzkiego zawieszenia broni w Starym Targu, zwanym wtedy Altmarkiem, a następnie do układu w Sztumskiej Wsi noszącej po niemiecku nazwę Stuhmsdorf. Traktat w Sztumskiej Wsi z 12 września 1635 r. przedłużył na 26 lat rozejm między Szwecją a Rzecząpospolitą. Punktem zwrotnym było zakończenie wojny trzydziestoletniej, z której Szwecja wyszła zwycięsko, uzyskując znaczne nabytki terytorialne - ujście Łaby i Wezery, Wismar i bogatszą część Pomorza z wyspą Rugią, Stralsundem i Szczecinem. Szwedzka idea utworzenia władztwa nad wybrzeżami morza Bałtyckiego była bliska urzeczywistnienia. Wystarczyło podporządkować sobie nadmorskie miasta Prus Książęcych - Piławę i Kłajpedę, i zagarnąć porty Prus Królewskich z Gdańskiem na czele.

W polskiej polityce historycznej wciąż żywy jest mit "dominium maris", czyli władania nad Bałtykiem, mimo że król nie posiadał nawet własnej floty, a w miastach portowych Prus Królewskich, czyli w Gdańsku, Elblągu i... Toruniu, mógł bywać jako dostojny gość, a królewskimi rezydencjami były ratusze miejskie, czasem zaś prywatne domy. Funkcji rezydencji nie mogły pełnić dawne zamki krzyżackie, które właśnie w tym celu, aby nikt już nigdy nie mógł bezpośrednio panować nad miastami, zostały zburzone zaraz po wykurzeniu z nich krzyżaków. Wielkie miasta pruskie nigdy nie wybudowały dla swych nowych koronowanych panów dworów lub pałaców, a spór o ich brak ciągnął się przez setki lat aż do samego końca politycznej egzystencji Rzeczypospolitej. Owszem, w Gdańsku wybudowano kwaterkę królewską, ale... na bramie miejskiej (!). 

Zielona Brama  1687 rok
W 1646 roku zorganizowano w Zielonej Bramie przyjęcie na cześć królowej Ludwiki Marii. Istotne miejsce pełniła w tym czasie twierdza w Wisłoujściu. Zapraszano tam na bankiety, a przy okazji na zwiedzanie fortyfikacji, co stanowiło demonstrację siły miasta, zdecydowanego na zbrojne wystąpienie w obronie swoich praw - również przeciwko władcom polskim, gdyby przekroczyli swoje uprawnienia i zostali uznani tutaj za tyranów. 

Pomijając to, że moralnie i „de iure" królowie byli ich władcami, niewielki mieli wpływ na miasta portowe Prus Królewskich. Miasta te same z siebie, wierne polskim monarchom ale nade wszystko własnemu wyborowi który dokonały składając przysięgę lojalności, stały przy nich do samego końca - z paroma wyjątkami - nie hańbiąc się zdradą, jak to czyniła polska szlachta i magnateria podczas wojny ze Szwedami. Podczas tej wojny Szwedzi nie zajęli Gdańska, co z czasem obróciło się przeciwko nim.

Rokowania w Sztumskiej Wsi - Muzeum Narodowe w Kielcach
Wracając do meritum: główni mediatorzy ze Sztumskiej Wsi, czyli Francja i Holandia, byli żywotnie zainteresowani w utrzymaniu status quo na Bałtyku, i czynili zabiegi zmierzające do przekształcenia zawieszenia broni w trwały pokój, aby Szwecja nie urosła jeszcze bardziej.


Po śmierci swego ojca podobną akcję rozjemczą zainicjował elektor Fryderyk Wilhelm, który zdawał sobie sprawę, iż terytoria leżące nad wybrzeżem Bałtyku, w tym księstwo pruskie, staną się z pewnością terenem kolejnych działań wojennych, co jednoznacznie wynikało z przebiegu dyplomatycznej gry między Warszawą a Sztokholmem, w kręgu której władca brandenburski się znalazł. Z obawy przed konfliktem włączył się on aktywnie w polsko-szwedzkie rokowania pokojowe w Lubece w latach 1651-1653. Wysiłki te okazały się bezskuteczne z powodu nierealnych roszczeń rewindykacyjnych Polski i podtrzymywania przez polskiego króla Jana Kazimierza praw dziedzicznych do tronu szwedzkiego.

Co ciekawe, w Szwecji szykującej się do ataku na Polskę powstał rezerwowy plan zaspokojenia roszczeń Jana Kazimierza. W zamian za jego rezygnację z praw do korony szwedzkiej, Karol Gustaw chciał polskiemu Wazie zaoferować Prusy Książęce, a elektorom brandenburskim jako rekompensatę – księstwo Bremy. Plan szwedzki mocno zaniepokoił elektora Fryderyka Wilhelma i wywołał akcje obronne dyplomacji brandenburskiej, nadal lojalnej wobec Polski.

Karol X Gustaw
Abdykacja królowej Krystyny i objęcie rządów w Szwecji przez Karola X Gustawa usztywniło jeszcze bardziej stanowisko polskiego króla. Ponowienie pretensji do tronu szwedzkiego i kwestionowanie praw sukcesyjnych Karola Gustawa doprowadziło do zerwania rozejmu. Jako że Rzeczpospolita była krajem „miłującym pokój”, wdała się w maju 1654 roku w kolejną wojnę, tym razem polsko-rosyjską, co skłoniło Karola Gustawa do podjęcia działań zbrojnych.

Wojska carskie, wsparte przez Chmielnickiego, zajęły w krótkim czasie wschodnie województwa Rzeczypospolitej ze Smoleńskiem, Mohylewem, Witebskiem i Połockiem, zagrażając poważnie szwedzkim posiadłościom w Inflantach. Przygotowania wojenne Szwecji postawiły Fryderyka Wilhelma w trudnej sytuacji. Jako rozumny człowiek wiedział on, że prowadzenie wojny na trzech frontach spowoduje katastrofę polskiego państwa. Hohenzollern sprowadzony do roli statysty mógł tylko stracić. Perspektywa zostania lennikiem Szwecji nie była zbytnio atrakcyjna.

Niebezpieczeństwo, które zawisło nad Prusami Książęcymi, zmusiło Wielkiego Elektora do podjęcia aktywnej, wyrachowanej, pełnej meandrów polityki służącej wzmocnieniu pozycji przetargowej. Prowadzenie ostrożnych rokowań ze Szwedami, przy jednoczesnym dogadywaniu się z Polską, Holandią i cesarzem niosło za sobą szanse na utrzymanie się z boku i nadzieję na wytargowanie dodatkowych korzyści.
Pełna pozornych sprzeczności polityka Hohenzollerna uwidoczniła się już na przełomie 1654 i 1655 r. Misja Karola Gustawa, wysłana do Berlina we wrześniu 1654 r. z niekorzystną dla Prus propozycją szwedzko-brandenburskiego przymierza i udostępnienia Szwecji pruskich portów w Piławie i Kłajpedzie, nie spotkała się ze stanowczą odprawą, rozmowy były kontynuowane w Sztokholmie na początku listopada.

Georg Friedrich von Waldeck
Fryderyk Wilhelm niepokoił się słabością militarną Rzeczypospolitej, a podobne obawy zawierał memoriał ministra elektorskiego von Waldecka z 27 grudnia 1654 r., według którego sytuacja przedstawiała się następująco: dla Prus Książęcych groźny jest wzrost potęgi Szwecji i Rosji, a Polski nie należy się obawiać.

W styczniu 1655 roku wysiłki mediacyjne zostały odrzucone przez stronę szwedzką. Rezydent szwedzki w Berlinie, Bartholomäus Wolfsberg, zwrócił uwagę na bardzo prawdopodobny alians polsko-duńsko-holenderski i wyraził nadzieję, iż ożywione kontakty elektora z Niderlandami nie mają z tym nic wspólnego. W związku z tym dyplomaci Fryderyka Wilhelma podjęli działania mające udaremnić łatwe wygranie wojny przez Szwedów. Elektor wysłał do Warszawy w lutym 1655 r. swojego posła, który doradzał królowi Janowi Kazimierzowi zawarcie za wszelką cenę pokoju z Rosją i związanie się sojuszem z Holandią. Ostrzegał również przed przygotowaniami wojennymi Szwecji. Niestety, głupota i naiwność polityczna Jana Kazimierza wyobrażającego sobie, iż Szwecja za cenę tytułu królewskiego wyrzeknie się wojny z Polską i zawrze z nią sojusz przeciwko Moskwie, ograniczyła elektorowi swobodę manewrów politycznych.

Narastające zagrożenie Prus Książęcych poprzez irracjonalne działania Jana Kazimierza zmusiło Fryderyka Wilhelma do sformułowania zasad dalszej polityki wobec Polski i Szwecji. W tym celu wystosował on do Tajnej Rady 26 pytań dotyczących zachowania się Brandenburgii na wypadek wybuchu polsko-szwedzkiej wojny. Odpowiedzi tajnych radców wskazywały, iż większość współpracowników Fryderyka zdawała sobie doskonale sprawę ze słabości i nieracjonalnych ruchów Rzeczypospolitej i obowiązków elektora jako jej lennika. Istotne różnice zdań zaznaczyły się jedynie w kwestii wykorzystania konfliktu zbrojnego dla wzmocnienia pozycji Hohenzollerna w Księstwie Pruskim. Radca Knesebeck zwrócił uwagę na możliwość przekazania praw zwierzchnich przez Jana Kazimierza cesarzowi i włączenia Księstwa w skład Rzeszy. Najbardziej zaznajomiony w sprawach polskich, wieloletni rezydent w Warszawie Hoverbeck uważał, iż działania wojenne powinny posłużyć elektorowi do wytargowania znacznie korzystniejszych warunków posiadania lenna i uzyskania prawa do uczestniczenia w życiu politycznym Rzeczypospolitej, czyli zasiadania w senacie, zabierania głosu w zgromadzeniach stanowych i na elekcjach. Najdalej posunął się zwolennik zbliżenia ze Szwecją, von Waldeck. Postulował on uwolnienie się od polskiej zwierzchności lennej: „Jest niedopuszczalne aby elektor, pan tak wielu krajów, w Prusach zależny był nadal od króla, który uzyskał koronę z łaski senatorów, drogą przekupstwa i nie miał w swym państwie nic do powiedzenia”. Fryderyk Wilhelm złożył wprawdzie przysięgę lenną, ale mógł ją złamać, ponieważ Polska nie wywiązywała się nigdy ze swych zobowiązań i umów. Opinię von Waldecka podzielał w dużej części Erasmus Seidel, kierownik wydziału Tajnej Rady do spraw Prus Książęcych. Stwierdził on, iż nieuczciwe i zakulisowe rozmowy polskiego króla ze Szwedami oraz oferta przedstawiona im przez polskiego króla, dotycząca przekazania Szwecji portów pruskich w Piławie i Kłajpedzie, zburzyła układ lenny i uwolniła kurfirsta od wierności wobec Jana Kazimierza.

Tajna Rada w marcu 1655 r., podczas ustalania kierunków polityki Brandenburgii, nie zajęła się tematem uzyskania suwerenności w Prusach Książęcych. Postanowiono, że elektor będzie starał się zażegnać konflikt między zwaśnionymi państwami starając się być do samego końca neutralnym. W razie wybuchu konfliktu zbrojnego postępowanie miało zależeć od przebiegu działań wojennych. Dopiero w obliczu nieuchronnej porażki jednego z rywali należało stanąć u boku zwycięzcy. Tajni radcy zadecydowali o dozbrojeniu i udaniu się elektora z wojskiem do Prus Książęcych, by tam wyczekiwać na rozwój wydarzeń. Uznali również za konieczne nawiązanie bliskich stosunków z księciem siedmiogrodzkim Rakoczym, które stanowić miały kartę przetargową dworu berlińskiego w przyszłych kontaktach z Polską.

Wypracowane założenia uległy w następnych miesiącach bardzo niewielkim korektom dzięki postawie Polski, która nie chciała porozumieć się z Moskwą. O oderwaniu od rzeczywistości Jana Kazimierza przekonało Fryderyka Wilhelma poselstwo królewskie przybyłe do Berlina w pierwszej połowie maja 1655 roku z zapewnieniem, iż Polska nie miała nigdy zamiaru oddać Szwedom Piławy i Kłajpedy oraz z prośbą o pośrednictwo w sporze z Karolem Gustawem. Warunki, które miały być podstawą do zawarcia pokoju i przymierza przeciwko Rosji, rozmijały się całkowicie z ówczesną sytuacją polityczną. Gotowość rezygnacji ze szwedzkiej korony w zamian za odszkodowanie w wysokości 200 tysięcy talarów przy dożywotnim zachowaniu szwedzkiego tytułu królewskiego i za zwrot Inflant były zbyt śmiesznym ustępstwem. Fryderyk Wilhelm nie widział jakichkolwiek szans na podjęcie mediacji.

Lądowanie Gustawa II Adolfa na Pomorzu 
Podkreślić należy, iż elektor nie rezygnował z prób zapośredniczenia pokoju między Szwecją i Polską aż do wybuchu wojny północnej. Zabiegali o to w jego imieniu posłowie przybyli do Szczecina na rokowania ze Szwecją, na kilka dni przed atakiem Szwedów na Polskę. Rozmowy ze Szwecją układały się według scenariusza opracowanego przez Tajną Radę. Fryderyk Wilhelm unikał otwartego opowiedzenia się po stronie Szwecji, jednocześnie pertraktując z Holandią i Habsburgami.

Kwestią poruszaną w rokowaniach ze Szwecją oczywiście była sprawa lenna. Fryderyk stawiał wygórowane żądania i w razie wybuchu wojny jako warunek zawarcia sojuszu ze Szwecją postulował uwolnienie Księstwa Pruskiego od zwierzchnictwa lennego, oraz uzyskanie części Warmii i Prus Królewskich bez Gdańska. Był to niewątpliwie rodzaj przemyślanej taktyki względem Szwecji. 3 czerwca 1655 r. zaufany współpracownik Hohenzollerna, hrabia Waldeck, przedstawił Szwedom warunki, na jakich Brandenburgia była gotowa zawrzeć sojusz ze Szwecją.

Ostatni wśród postulatów warunek z jednej strony zabezpieczał elektora i Holandię przed nadmiernym wzrostem potęgi szwedzkiej na Bałtyku, z drugiej oddawał do dyspozycji Karola Gustawa Gdańsk pod warunkiem, że uda mu się go zdobyć (a jak wiemy, nikomu jak dotąd nie udało się zdobyć tego miasta..). Takie postawienie sprawy było dla Karola Gustawa nie do przyjęcia gdyż cały czas szwedzkim działaniom przyświecała idea utworzenia władztwa nad wybrzeżami morza Bałtyckiego, obejmująca kontrolę wszystkich tamtejszych portów. Rokowaniach wznowiono w lipcu w Szczecinie, dokąd zjechali przedstawiciele Fryderyka Wilhelma i Karola Gustawa. Wysłannicy elektora, zgłaszając jako podstawowy nierealny postulat uzyskania suwerenności w Księstwie Pruskim, czynili wszystko, aby uchronić Prusy przed zwierzchnictwem lennym Szwecji, okupacją portów oraz wprowadzeniem ceł morskich. Zawarcie sojuszu uzależniali też od spełnienia wygórowanych roszczeń terytorialnych, które dotyczyły Warmii, części Litwy oraz pasa ziem nad Notecią, Wartą i Wisłą łączącego Brandenburgię z Prusami Książęcymi. Szwedzi nie byli skłonni do aż tak dużych ustępstw.

Warunki stawiane przez Karola Gustawa, roszczenia do Prus Królewskich, nadmorskiej części Warmii i Żmudzi, potwierdzały wcześniejsze obawy Wielkiego Elektora i jego tajnych radców. Zwycięstwo Szwedów w wojnie z Polską pogrążoną w walkach z Moskwą, Chmielnickim oraz w spiskach magnatów zabiegających o protekcję szwedzką oznaczało, iż negocjowana suwerenność w Prusach Książęcych byłaby fikcją.

Celem zabezpieczenia został podpisany traktat z Holandią, który miał za zadanie pokrzyżować ekspansywne plany Szwecji i postawić elektora w dogodniejszej pozycji wobec Karola Gustawa pod warunkiem, że Polacy zdobędą się na zbrojny opór wobec Szwedów.

Bitwa pod Ujściem
Niestety to, co stało się po wkroczeniu szwedzkiej armii 21 lipca 1655 roku, przerosło najbardziej czarne scenariusze. 25 lipca po kapitulacji pod Ujściem i oddaniu Szwedom bez walki Wielkopolski, szlachta i magnateria z Opalińskim na czele oddali się pod protekcję szwedzkiego króla w chwili, gdy losy wojny nie były jeszcze przesądzone. Nie dość, że oddali klucze do swoich miast i twierdz, to jeszcze przekazali własne oddziały piechoty pod komendę szwedzką oraz jeden szwadron husarii. Wobec takiego obrotu sprawy, pewny zwycięstwa Karol Gustaw coraz mniej oglądał się na pomoc Fryderyka, który przestawał być dla niego potrzebny.

Po wylądowaniu 26 lipca po naszej stronie Bałtyku szwedzki monarcha udał się do Szczecina, gdzie przedstawił swoje stanowisko. Żądał bezzwłocznego opowiedzenia się elektora po stronie Szwecji, dostarczenia 10 000 wojska, rezygnacji z sojuszu z Holandią, zgody na swobodny werbunek żołnierzy we wszystkich krajach Hohenzollerna, obsadzenia Kłajpedy na czas wojny przez załogę szwedzką, zaprzysiężenia komendanta Pilawy na imię króla szwedzkiego i przyznania Szwecji połowy dochodu z ceł pruskich. Prusy Książęce miały być wzięte pod protekcję Szwecji, co oznaczało zamianę zależności elektora od Polski na jeszcze większą zależność od Szwecji – czyli „zamienił stryjek siekierkę na kijek". Takie postawienie sprawy doprowadziło do zawieszenia rokowań.

Kolejna próba rokowań podjęta została za sprawą radców elektorskich podążających za Karolem Gustawem, który wkroczył na ziemie polskie dokonawszy przemarszu - bez jakiejkolwiek zgody -przez brandenburskie Pomorze Tylne. W tym czasie również Litwa podporządkowała się królowi szwedzkiemu, co osłabiło po raz kolejny pozycję negocjacyjną Fryderyka Wilhelma.

Nieugięte stanowisko Szwedów skłoniło elektora do zerwania rozmów. Stosunki między Szwecją a Fryderykiem weszły w stan niewypowiedzianej wojny. Wielki elektor, zagrożony perspektywą szwedzkiego zwierzchnictwa lennego nad Prusami Książęcymi, podjął przygotowania do ewentualnego starcia zbrojnego.

Janusz Radziwiłł
W tym samym czasie hetman wielki litewski Janusz Radziwiłł paktował ze Szwedami. Na początku sierpnia 1655 roku w Rydze Gabriel Lubieniecki podpisał w imieniu księcia Radziwiłła porozumienie ze Szwecją. Układ został potwierdzony w Jaswojniach 17 sierpnia, wspólnie przez hetmanów Radziwiłła i Gosiewskiego. 20 października 1655 roku doszło do zawarcia układu w Kiejdanach. Układ ten uznawał protektorat Szwecji nad Litwą i był zerwaniem unii polsko-litewskiej. Podpisało pod nim złożyło wielu senatorów litewskich i ponad tysiąc tutejszej szlachty.
Już we wrześniu, dzięki wysiłkowi mobilizacyjnemu wszystkich krajów podległych władzy Fryderyka, poprowadził on do Prus 8-tysięczny korpus. Przemaszerował przez Prusy Królewskie, obiecując tutejszej szlachcie swą protekcję. 2 października stanął na terenie swego Księstwa w Prabutach. Prusy Książęce były też objęte akcją werbunkową, która wzmocniła siły o dalsze 5000 żołnierzy. W przygotowania obronne zaangażowały się także stany pruskie.

Uchwała konwokacji w Królewcu z 14 września określiła wymiar powinności wojskowej:
l piechura uzbrojonego w muszkiet i szablę z każdych 20 łanów.
Miasta większe obciążono wystawieniem jednego żołnierza z 10 domów lub 40 bud mieszkalnych.

Po zorganizowaniu 6-tysięcznej armii krajowej, w końcu listopada, Fryderyk dysponował na miejscu ponad 17 tysiącami żołnierzy. Mimo zgromadzenia potężnych (jak na jego warunki) sił zbrojnych, zabiegał o dodatkową pomoc, nawiązując ścisłe kontakty z cesarzem Ferdynandem III Habsburgiem. Fryderyk czynił wszystko, aby nie wpaść w szwedzkie łapska. Wysłany do Wiednia poseł otrzymał instrukcję, w której figurowała ewentualność uznania Prus Książęcych za lenno cesarskie, byle w wypadku zbliżającej się totalnej klęski Rzeczypospolitej nie zostały poddane Szwecji.

Mapa Malborka z 1696 roku
Równolegle toczyły się rozmowy ze stanami Prus Królewskich w sprawie zawarcia związku obronnego. Rokowania zostały podjęte na początku października, na sejmiku generalnym w Malborku, a 12 listopada został zawarty układ obronny w Ryńsku. W myśl traktatu stany Prus Królewskich (oprócz miast Gdańska, Elbląga i Torunia) oddawały pod komendę Fryderyka Wilhelma swe oddziały, uznawały Hohenzollerna swoim protektorem i wyrażały zgodę na przyjęcie w Malborku, Tczewie, Grudziądzu, Braniewie i kilku innych twierdzach załóg brandenburskich.

Po bezowocnych rozmowach z dworem cesarskim Jan Kazimierz, który w panice uciekł za granicę swego państwa na Śląsk, jedyną nadzieję wiązał z pomocą swojego lennika - Fryderyka Wilhelma. Poseł królewski uczestniczący w rokowaniach zaopatrzony był w instrukcję, która przewidywała, iż w zamian za dochowanie wierności Rzeczypospolitej i obronę Prus Królewskich przed Szwedami otrzyma elektor suwerenność w Księstwie Pruskim. Fryderyk Wilhelm jako realnie myślący polityk zdawał sobie sprawę, iż jawne opowiedzenie się po stronie Rzeczypospolitej sytuacji, gdy wszyscy złożyli broń, mimo tak kuszącej nagrody naraziłoby jego państwo na bardzo poważne niebezpieczeństwo.

Oblężenie Jasnej Góry - obraz z pracowni klasztornej
Jesienią 1655 roku większość ziem polskich znajdowała się pod okupacją obcych wojsk i wszystko wydawało się już przesądzone, a oferta Jana Kazimierza była ciężka do skonsumowania. Szwedzi dysponujący 65-tysięczną armią zawładnęli Wielkopolską, Mazowszem, Małopolską i Żmudzią. Oddziały rosyjskie i ukraińskie zajęły Mińsk, Wilno, Kowno, Grodno, obległy Lwów i podeszły nad Bug i Narew. Polscy i litewscy magnaci z Koniecpolskimi, Wiśniowieckimi, Radziwiłłami, Potockimi, Sobieskimi i Opalińskimi na czele przeszli na stronę szwedzką. Podobnie postąpili hetmani, którzy poddali się Karolowi Gustawowi wraz z wojskiem. Król szwedzki mógł się poczuć triumfatorem, był bowiem nie tylko wielkim księciem litewskim, ale też szlachta z większości województw koronnych oddała się pod jego protekcję. Wydawać się zatem mogło, że Rzeczpospolita przestała istnieć, a król szwedzki zostanie tu wkrótce władcą, być może nawet dziedzicznym.

W tej sytuacji najmniejszy opór malutkiego państewka Hohenzollernów wobec potężnej Szwecji mógł być złamany bez żadnych trudności. Mimo katastrofalnego położenia swego suzerena, Fryderyk Wilhelm nie zdecydował się na przejście do obozu Karola Gustawa. Sondując zamiary Szwedów czekał na dalszy bieg wydarzeń.

Oblężenie Torunia - Erik Dahlbergh
Na przełomie listopada i grudnia główne siły szwedzkie dowodzone osobiście przez Karola Gustawa wkroczyły do Prus Królewskich i Warmii, co było równoznaczne z podjęciem kroków wojennych wobec Fryderyka Wilhelma. Przyparty do muru wzbraniał się przed zajęciem wyraźnego stanowiska tak długo, jak było to możliwe. Jego wojska nie stawiając oporu wycofywały się w kierunku Królewca. W końcu grudnia wojska szwedzkie stanęły u bram stolicy Prus Książęcych. Przebywający w otoczonym przez Szwedów Królewcu Fryderyk, pozbawiony jakichkolwiek widoków na pomoc swojego suzerena Rzeczypospolitej, zdecydował się na podjęcie rokowań. Rozmowy dotyczące kapitulacji z pozycji szwedzkiej siły zostały rozpoczęte 2 stycznia 1656 roku przy pośrednictwie francuskiego ambasadora, a zakończyły się 17 stycznia.

Johan Filip Lemke - Przysięga na wierność królowi szwedzkiemu
Beznadziejne położenie i brak jakiejkolwiek szansy na pomoc - z gwoździem do trumny w postaci informacji z Wiednia o układach Szwedów z cesarzem i rysującej się perspektywy porozumienia tych dwóch państw - zamknął ostatnią furtkę ratunkową. Karol Gustaw zaproponował Habsburgom plan rozbioru Polski, który przewidywał zagarnięcie przez Szwecję Prus Książęcych, czyli – jak by nie patrzeć – koniec władztwa Hohenzollernów. Najazd Szwedów na Prusy Książęce skutkujący poddaniem się, zmienił diametralnie polityczno-prawne położenie Księstwa. Związek lenny elektora z Rzecząpospolitą został zerwany – niestety, ale z winy Rzeczypospolitej, która nie wywiązała się ze swych powinności w zakresie obrony swojego suzerena.

Fryderyk został zmuszony uznać za swego pana króla Szwecji, tak jak to przedtem uczyniła szlachta wielkopolska pod Ujściem i Litwini w Kiejdanach. Warunki, na jakich Wielki Elektor miał być lennikiem – tym razem szwedzkiego króla – były o wiele gorsze od dotychczasowych. Podwyższono w razie wojny ilość wojsk, które winien dostarczyć suzerenowi, ze 100 jeźdźców których wymagała Rzeczypospolita do 1000 pieszych i 500 konnych. Karol Gustaw zrezygnował z rocznej daniny płaconej przez Fryderyka Polsce, ale za to zagarnął połowę dochodu z ceł. Szwedzi zabronili posiadania floty wojennej, a pozwolili jedynie na cztery okręty dla obrony wybrzeża. Szwedzka flota otrzymała za to wolny wstęp do portów pruskich. Od Szwedów elektor otrzymał dodatkowo w lenne posiadanie terytorium biskupstwa warmińskiego bez Fromborka, który Karol Gustaw zatrzymał dla siebie zgodnie ze szwedzką ideą dominium Maris Baltici.

Postanowienia traktatu królewieckiego należy uznać, mimo wszystko, za spore osiągnięcie negocjacyjne Fryderyka. Opuszczony przez Rzeczpospolitą, zdany wyłącznie na własne siły, zdołał utrzymać w swym ręku główny przedmiot szwedzkich zakusów, porty w Piławie i Kłajpedzie, oraz zachować pozorną neutralność w wojnie szwedzko-polskiej, która rozgorzała na nowo na przełomie 1655 i 1656 roku.

Oparcie się naciskom szwedzkim w sprawie aliansu militarnego przeciw Rzeczypospolitej miało postawić Fryderyka Wilhelma już wkrótce w wyjątkowo dogodnej sytuacji. Król szwedzki, który pod koniec stycznia wyruszył na czele armii na południe Polski, nie był w stanie opanować żywiołowego polskiego ruchu powstańczego. Po przejściu na stronę Jana Kazimierza hetmanów i wojska kwarcianego, a więc tych którzy wcześniej go zdradzili, zaczęły pojawiać się pierwsze zwycięstwa. Po klęsce pod Warką i ataku Rosjan na szwedzka Karelię, Ingrię i Inflanty, najeźdźcy nie byli w stanie powstrzymać polskiej ofensywy. Równoczesne prowadzenie walk z carem, coraz potężniejszą armią Czarnieckiego oraz wspieranym przez flotę holenderską Gdańskiem, groziło zbyt dużym rozproszeniem wojsk.

Elektor, który dzięki dodatkowym werbunkom rozporządzał w Księstwie 22-tysięczną armią, stał się pożądanym dla wszystkich sojusznikiem. Walczące ze sobą państwa zaczęły zabiegać o pomoc wojskową, licytując się w składanych obietnicach. W połowie marca 1656 roku Jan Kazimierz przez swego wysłannika ofiarował Fryderykowi Wilhelmowi rezygnację z lenna pruskiego, a w czerwcu tegoż roku zaoferowano mu w zamian za neutralność (którą od początku konfliktu i tak utrzymywał) nawet obietnicę sukcesji polskiego tronu. W ówczesnej sytuacji geopolitycznej propozycje te miały zgoła iluzoryczny charakter.

Zamiast gruszek na wierzbie, Fryderyk zdecydował się na przyjęcie realnych korzyści, które dawał mu sojusz militarny ze Szwecją (której, jakby nie patrzeć, był lennikiem od czasu swojego poddania się, spełniał zatem obowiązki wobec suzerena). Szwedzi, chcąc go ułaskawić, w zawartym w Malborku 25 czerwca 1656 roku układzie przyznali Hohenzollernowi w udzielne i dziedziczne władanie cztery województwa wielkopolskie: poznańskie, kaliskie, łęczyckie i sieradzkie wraz z ziemią wieluńską. W Prusach Książęcych i Warmii pozostał nadal lennikiem szwedzkim.

Po przyłączeniu Wielkopolski do swojego państwa, wojska elektora przystąpiły do działań zbrojnych przeciwko Rzeczypospolitej. Odegrały one bardzo ważną rolę w zwycięskiej bitwie (28-30 lipca) pod Warszawą. Podniosło to wartość elektora w oczach Szwecji i Polski, pozwalając mu na swobodniejsze lawirowanie między walczącymi się między sobą stronami.

Pozostając w sojuszu ze Szwedami elektor nie rezygnował z utrzymywania kontaktów z Holandią i – co najważniejsze – z Rzecząpospolitą, z którą prowadził rozmowy od połowy sierpnia za pośrednictwem hetmana polnego litewskiego Wincentego Gosiewskiego.

W tym samym czasie prowadził rozmowy z Rosją, która proponowała mu przejście Prus Książęcych pod zwierzchnictwo cara. Dużym osiągnięciem zakończyły się te rozmowy. Oprócz deklaracji przyjaźni i porozumień handlowych, Rosja zobowiązała się do nieudzielania pomocy zbrojnej wrogom Fryderyka Wilhelma. Do tego samego względem cara zobowiązał się Fryderyk. Wrogami Rosji byli Szwedzi oraz Polska, która zawarła traktat rozejmowy z Rosją, przewidujący wspólną walkę z Karolem Gustawem dopiero 3 listopada.

Mimo pogarszającej się sytuacji militarnej Hohenzollern nie zamierzał zrywać aliansu ze Szwedami, czekał na dogodniejszy dla siebie moment. Wojska polskie pustoszące Nową Marchię i Pomorze Tylne, wyprawa do Prus Książęcych w październiku tegoż roku, oraz zawarcie z Rzecząpospolitą zawieszenia broni 8 listopada wpłynęły na większą ustępliwość króla Szwecji wobec zabiegów Hohenzollerna.

Fryderyk Wilhelmem wynegocjował w traktacie z 20 listopada, w zamian za wieczysty sojusz, pełną suwerenność w Prusach Książęcych i na Warmii (bez Fromborka). Wydawało się, iż korzyści płynące z tego aktu wzmocnią związek elektora ze Szwedami i położą kres jego lawiranckiej polityce. Szwedzi, liczący na większe zaangażowanie Fryderyka, wkrótce srogo się zawiedli.

Udział w planowanym rozbiorze Rzeczypospolitej, który został uzgodniony w układzie z księciem siedmiogrodzkim Rakoczym, zawartym w Radnot na Węgrzech, nie przeszkodził dyplomacji Fryderyka w rozmowach z królem Polski, szczególnie że Fryderyk nic nowego dzięki układowi nie zyskiwał, a był jedynie figurantem.

Przejście Fryderyka Wilhelma na stronę Jana Kazimierza mogło rozstrzygnąć o losach wojny, ale...
Juliusz Kossak - Taniec tatarski 

Czarną kartą historii tego czasu są wyprawy oddziałów polsko-litewsko-tatarskich na teren Prus Książęcych. Po bitwie pod Prostkami Gosiewski (ten, który rok wcześniej w Kiejdanach podpisał akt uznania za swojego pana Karola Gustawa) wysłał poselstwo, które 13 października przybyło nad Pregołę i przedstawiło propozycję powstrzymania najazdu, jeśli elektor porzuci stronę szwedzką. Wkroczenie wojsk Rzeczypospolitej do Prus było zbrojną demonstracją, formą nacisku na lennika, szkoda że tak łupieżczą i krwawą. Fryderyk, jak twierdził rezydent szwedzki na jego dworze, znalazł się w trudnej sytuacji i miał moment wahania, tym bardziej, że docierały do niego supliki stanów pruskich z żądaniami dotrzymania wierności Janowi Kazimierzowi. Wobec bliskiej perspektywy spustoszenia kraju, w tajemnicy przed rezydentem szwedzkim, posłał do Gosiewskiego pułkownika Sey „prosząc, aby się dalej nie posuwał, ponieważ ma nadzieję prędkiego pokoju z królem, do którego już wyprawił swego radcę”. Niestety, na niewiele się to zdało i żądne krwi oddziały zaczęły pustoszyć ziemię pruską. Pierwszych spustoszeń dokonali sprzymierzeni z Polakami Tatarzy Subchana Ghaziagi po klęsce pod Prostkami. Zresztą, owi Tatarzy odpowiadali zaledwie za przygraniczne akcje trwające przez pięć dni zaraz po bitwie pod Prostkami. Z całą pewnością szlachta mazowiecka uczestniczyła u boku Tatarów w pustoszeniu i rabowaniu Prus. Natomiast na początku listopada do Prus wtargnęły oddziały polsko-litewskie. Weszły one dużo głębiej w Prusy. Nie mniej - a kto wie, czy nie bardziej - bestialsko od „saracenów” zachowywała się lekka jazda polsko-litewska, która była powszechnie przez mieszkańców Prus brana za Tatarów , aby siać większą panikę, podszywała się pod nich ałłakując, czyli używając okrzyku wojennego Tatarów.

Do połowy lutego 1657 roku spalonych zostało 13 miast pruskich: Ełk, Olecko, Pasym, Orzysz, Węgorzewo, Gołdap, Giżycko, Działdowo, Ryn, Dąbrówno, Srokowo, Pisz i Wielbark. W popiół obrócono 249 wsi i 37 kościołów. 23 tysiące osób zostało zamordowanych. 34 tysiące Prusaków uprowadzono w jasyr na Krym. Pozbawieni domostw, żywego inwentarza i zboża mieszkańcy umierali z głodu i epidemii dżumy, które pochłonęły 80 tysięcy ludzkich istnień. Jakim zdziczeniem wsławiły się wojska polsko-litewskie, niech nam unaocznią przykłady: dziedzica Kamionki pod Mrągowem poćwiartowano, a burmistrza Gołdapi żywcem na rożnie upieczono.

Pogranicze Prus jeszcze przed najazdem Gosiewskiego było systematycznie napadane przez Polaków. Nawet w czasie pokoju pomiędzy królem a elektorem notowano liczne przypadki naruszania granicy. Na terenie starostw działdowskiego i nidzickiego zanotowano wiele incydentów z udziałem szlachty z województw płockiego i mazowieckiego. W grudniu 1642 r. starosta łomżyński Hieronim Radziejowski wtargnął do Pisza oraz zrabował Kumielsk; wcześniej kilkakrotnie naruszał granicę Księstwa. W grudniu 1657 r. niejaki Piaskowski najechał szlachcica pruskiego w starostwie oleckim i zrabował mu 30 sztuk bydła.

Katastrofalne położenie ludności pruskiej sprzyjało narastaniu radykalnych nastrojów. W ramach zemsty miejscowa ludność szukająca winnych obrabowała i spaliła w Sztynorcie dwór pułkownika, służącego w polskim wojsku koronnym Bogislawa von Lehndorffa. Niechęć okazywano już wcześniej. W czerwcu 1656 roku doszło w Królewcu do napadu na tutejszy kościół katolicki, cerkiew greckokatolicką i na domy Polaków. Rabowano i demolowano domy Polaków mieszkających w tym mieście.

Sebastiaen Vrancks -Żołnierze plądrujący farmę (1620 r.)
Warto zwrócić uwagę na pewien epizod związany z blokadą przez Szwedów Gdańska w czasie pobytu tam polskiego króla. Stefan Czarniecki wraz z Wojniłłowiczowem „z siedmioma chorągwiami miał pójść w kierunku Głowy i pustoszyć wsie na Żuławie Malborskiej, niby to poprzedzając idące za nim wojsko”. Akcję rozpoczęto 8 lutego i w jej trakcie „spalił i wyścinał wsi kilkanaście”. Cóż, tereny te znajdowały się na terenie Prus Królewskich, a to znaczy że stronnicy króla wyrżnęli jego własnych poddanych z Prus Królewskich, co dobrego świadectwa o monarsze i jego dowódcom nie daje.

Wojska polsko-litewskie całymi miesiącami ze szczególnym okrucieństwem łupiły i puszczały z dymem południowe starostwa Prus Książęcych. Region ten doznał takich zniszczeń, jakie się
miały powtórzyć dopiero podczas dwóch wojen światowych XX wieku. Połowa mieszkańców obecnych Mazur w latach 1656—1657 straciła życie.

Chwała zwycięskich bitew, triumfy dowódców, Fryderyk Wilhelm czy król Jan Kazimierz - to dla ludności tu mieszkającej nie miało większego znaczenia. Im ta wojna przyniosła tylko śmierć, nędzę, zniszczenie i strach.

Fryderyk Wilhelm, prowadząc rokowania z Rzecząpospolitą, nie zamierzał układać się za wszelką cenę po tylu poniesionych ofiarach i domagał się zadośćuczynienia i stosownej nagrody. Nie zmienił swego stanowiska nawet wtedy, gdy w mediację włączyła się dyplomacja habsburska. Przybyły na dwór Fryderyka poseł cesarski nie zdołał doprowadzić do pojednania między Janem Kazimierzem a Fryderykiem. Fryderyk Wilhelm wyraził podczas negocjacji gotowość zadośćuczynienia życzeniom cesarza pod warunkiem uznania przez Polskę jego suwerenności w Prusach Książęcych, oddania mu w dziedziczne i udzielne władanie Warmii oraz przekazania starostw bytowskiego i lęborskiego. Żądania elektorskie zostały uznane przez Polskę za zbyt wygórowane. Rada senatu Rzeczypospolitej zgodziła się jedynie na przyznanie pewnych ulg w stosunku lennym. Działania wojenne pierwszych miesięcy 1657 r. wpłynęły na zawieszenie rozmów pokojowych.

W kwietniu, po wkroczeniu 40-tysięcznej armii siedmiogrodzko-kozackiej do Małopolski i połączeniu z wojskami szwedzkimi oraz ze skromnym 4-tysięcznym korpusem brandenburskim, szala zwycięstwa przechyliła się ponownie na stronę Szwedów.

Z opresji wybawiły Jana Kazimierza inne państwa, zaniepokojone zbyt dużymi sukcesami Szwedów. Sojusz z Austrią został umocniony 27 maja 1657 r. nowym traktatem. Leopold I obiecał nakłonić Fryderyka do zerwania ze Szwecją i opowiedzenia się po stronie Rzeczypospolitej i zobowiązał się wysłać do Polski 20-tysięczny korpus. W tym samym czasie przybył Szwecji kolejny przeciwnik, Dania. Po wypowiedzeniu wojny przez Danię w czerwcu 1657 roku duża część oddziałów szwedzkich musiała opuścić tereny Rzeczypospolitej. Do końca sierpnia Jan Kazimierz odzyskał przy pomocy wojsk Leopolda Kraków, odbił też Mazowsze z Warszawą, oraz dzięki mediacjom Gosiewskiego ustąpiły załogi Fryderyka z Poznania i twierdz Wielkopolski. Perspektywa pełnego zwycięstwa Rzeczypospolitej była jednak nadal odległa. Armia szwedzka trzymała w swym ręku ważne twierdze w Prusach Królewskich, takie jak: Toruń, Golub, Brodnica, Grudziądz, Sztum, Malbork, Głowa, Elbląg, których zdobywanie wymagało długotrwałych prac oblężniczych. Dawało to Szwedom duże szanse militarne, gdyby elektor brandenburski utrzymał z nimi sojusz. Wojna z Duńczykami przybierała obrót korzystny dla Szwedów i należało liczyć się z szybkim powrotem dużej części wojsk szwedzkich. Fryderyk Wilhelm od dawna nie miał zamiaru wspierać swego najeźdźcy, Karola Gustawa, w dalszym prowadzeniu wojny. Zdecydowany był przejść na stronę Jana Kazimierza, jednocześnie żądając potwierdzenia suwerenności w Księstwie Pruskim oraz nabytków terytorialnych z Warmii, ziemi lęborskiej i bytowskiej oraz Elbląga.


Rokowania zainaugurowane pod Tylżą 20 czerwca 1657 roku przez przedstawicieli Fryderyka zakończyły się pomyślnie. 18 września 1657 roku w Welawie, u ujścia Łyny do Pregoły, Fryderyk Wilhelm, książę Prus Książęcych i elektor brandenburski, spotkał się z hetmanem polnym litewskim Wincentym Gosiewskim. Gosiewski poinformował elektora, że traktat między królem polskim a nim – jako jeszcze lennikiem króla – zostanie podpisany dopiero wtedy, gdy odda on głos na elekcji cesarskiej na Leopolda Habsburga. Ceną za jego głos miało być zerwanie zależności lennej Prus Książęcych od Polski i ogłoszenie suwerenności. Traktat został podpisany 19 września przez pełnomocników obu stron: Ottona von Schwerina, Lorenza Christopha von Somnitza, biskupa warmińskiego Wacława Leszczyńskiego, Wincentego Gosiewskiego oraz mediatora cesarskiego. Traktat ratyfikowali 6 listopada w Bydgoszczy Jan Kazimierz i Fryderyk Wilhelm.

Fryderyk Wilhelm wita osadników
Na mocy postanowień welawsko-bydgoskich Fryderyk uzyskał w Prusach Książęcych suwerenność dla siebie i swych potomków. W razie wygaśnięcia elektorskiej linii Hohenzollernów, Księstwo miało zostać włączone do Polski. W związku z tym, przy okazji każdej zmiany władzy książęcej, stany pruskie podczas hołdu składanego swemu nowemu władcy winne były składać na ręce komisarzy polskich przysięgę wierności królowi i Rzeczypospolitej - jako przyszłym ewentualnym władcom kraju. Fryderyk Wilhelm zobowiązał się zachować w Prusach dotychczasowy ustrój polityczny, szanować prawa i przywileje stanowe, z tym jednak zastrzeżeniem, jeżeli nie stoją one w sprzeczności z ustanowioną suwerennością księcia. Zniesione zostało prawo apelacji poddanych elektora do króla polskiego. Najwyższym sądem apelacyjnym miał być odtąd trybunał w Królewcu. W miejsce dotychczasowych związków lennych łączyć miało z Polską Fryderyka i jego następców wieczne i nierozerwalne przymierze. Fryderyk zobowiązał się do dostarczania kontyngentu wojskowego w sile 1500 piechoty i 500 jazdy na każdą wojnę, którą prowadzić będzie Rzeczpospolita. Wyrażono zgodę na przemarsze wojsk brandenburskich przez Prusy Królewskie i wojsk polskich przez Prusy Książęce, na wolny dostęp do portów, obustronnie bezcłowy handel oraz na swobodny werbunek żołnierzy na terenie Księstwa. Wyznanie katolickie miało zachować dotychczasowe prawa w Prusach Książęcych, czyli pozostało uprzywilejowane.

Załącznikiem do traktatu była umowa ustalająca warunki sojuszu przeciwko Szwecji. Elektor zobligował się wesprzeć Polskę 6 tysiącami żołnierzy. Jan Kazimierz za przystąpienie do działań wojennych nadał mu Lębork i Bytów na prawach lennych oraz odstąpił Elbląg (nota bene bezprawnie, ponieważ król nie miał prawa do alienowania żadnej części Prus Królewskich) z zastrzeżeniem, iż musi odebrać go Szwedom własnymi siłami. Rzeczpospolita zachowała sobie prawo wykupu Elbląga za sumę 400 tysięcy talarów, czego nigdy nie dokonała. Polski król zobowiązał się też do pokrycia kosztów wojennych związanych z dalszymi werbunkami. Zgodnie z postanowieniami Hohenzollern nawiązał bliską współpracę z Leopoldem I. W lutym zawarty został sojusz brandenbursko-austriacki skierowany przeciwko Szwecji.

10 czerwca 1658 r. sejm koronny w Warszawie ratyfikował postanowienia.
Pozostał jeszcze królewski podpis, ale ten miał się pojawić dopiero po oddaniu głosu na Habsburga przez Fryderyka Wilhelma jako elektora podczas wyboru cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego. 18 lipca Fryderyk Wilhelm zgodnie z ustaleniami oddał swój głos na Leopolda I Habsburga, który uzyskał dzięki temu koronę cesarską.



Następstwem tego było przeniesienie się głównych działań wojennych na wyspy duńskie i do Jutlandii. Wojska cesarskie wyzwalały Kraków i Poznań. Polacy korzystając z pomocy wojskowej Austrii mogli zacząć zdobywać obsadzone przez Szwedów twierdze w Prusach Królewskich. 30 sierpnia król Jan Kazimierz wystawił Fryderykowi Wilhelmowi dyplom wprowadzający go w udzielne posiadanie Księstwa. Dwa tygodnie później, 14 września wydany został odpowiedni manifest elektorski, a o treści królewskiego dyplomu powiadomiono ludność Prus Książęcych ze wszystkich ambon w niedzielę 3 listopada 1658 r.


na podstawie:
Andrzej Kamieński „Stany Prus Książęcych wobec rządów Brandenburskich w drugiej połowie XVII wieku”
Ludwik Kubala „Wojna szwedzka w roku 1655 i 1656”
Andreas Kossert „Prusy Wschodnie, historia i mit”
Sławomir Agusiewicz „Najazdy tatarskie na Prusy Książęce (1656-1657) : legendy i fakty”
Paweł Skworoda „Wojny Rzeczypospolitej Obojga Narodów ze Szwecją”
Jerzy BesalaZiemie utracone” (Polityka 4 listopada 2009)
Dariusz Makiłła „Wojna północna (1655–1660) jako casus wczesnonowożytnej geopolityki”
Edmund Kizik „Ratusze wielkich miast Prus Królewskich w publicznych świętach władzy w XVI–XVIII wieku. Uwagi na marginesie projektu badawczego”