Wśród licznych
polskich kontrowersji historycznych możliwych do weryfikacji
pierwszoplanowe miejsce zajmuje kwestia zaborczej polityki
terytorialnej Hohenzollernów w stosunku do Polski. Warto się temu
przyjrzeć z bliska, poświęcając kilka minut na przeczytanie
choćby testamentu wielkiego elektora Fryderyka Wilhelma. A jest co
czytać:
|
Wielki Elektor |
„Z królem
polskim i Rzecząpospolitą, jako najbliższymi sąsiadami,
zachowujcie po wszystkie czasy dobre stosunki sąsiedzkie, raz ze
względu na elektorat brandenburski, a po drugie ze względu na
Prusy. Starajcie się też utrzymać dla siebie dobry afekt
Rzeczypospolitej. Nie żałujcie w tym celu żadnych kosztów, gdyż
jeżeli zapewniona wam będzie przyjaźń Rzeczypospolitej, natenczas
suwerenność uzyskana obecnie co do Prus będzie tym lepiej
zabezpieczona i będziecie z tym większym spokojem mogli z niej
korzyści ciągnąć. W jak nieznośnym położeniu znajdowałem się
poprzednio — tak ja jak i moi przodkowie — w stosunku do Korony
Polskiej za czasów zależności lennej i jak wszystko okupywać tam
musieliśmy pieniędzmi, to wszystko opisać nie jest możliwe.
Archiwum i rachunki świadczyć o tym będą. Jednak gdy Bóg
najwyższy, za co Mu niechaj dzięki będą na wieki, okazał mnie
wielką swoją łaskę, że po tak uciążliwej i kosztownej wojnie
wywalczyć zdołałem dla siebie suwerenność, strzeżcie jej dobrze
jako drogiego klejnotu waszego domu. Albowiem tak ze strony Polaków,
jak i ze strony Prusaków samych ponawiać się będą usilne
starania, by przywrócić poprzedni stan rzeczy, a od tego niechaj
Bóg was uchroni. Gdyby zaś Korona Polska miała wbrew wszelkim
oczekiwaniom zaczepiona być w przyszłości przez Koronę Szwedzką
i Szwedzi mieli, nie dotrzymując wiary i postępując wbrew układowi
zawartemu, napaść na Polskę, na ten wypadek zobowiązani jesteście
— zgodnie z przepisami paktów zawartych w Welawie i w Bydgoszczy —
wiernie stanąć przy Polsce z całą waszą potęgą i siłą, aby
jej być pomocą. Od zachowania i utrzymania Polski zależy
powodzenie wasze i waszych krajów. Obok tego musicie po wsze czasy
wspierać Rzeczpospolitą przy utrzymaniu dawnych swobód. W żaden
też sposób nie pozwólcie się ani obietnicami, ani też
korzyściami wam ofiarowanymi odłączyć lub odwrócić od
Rzeczypospolitej. Trzymajcie się też stale Rzeczypospolitej nigdy
nie wymierającej. Przez takie zachowanie się uzyskacie zarazem, że
król polski zawsze szczególnie z wami liczyć się będzie musiał.
Ponieważ obecnie Korona Szwedzka stała się sąsiadem naszym
najbliższym na Pomorzu, macie na nią przede wszystkim zwracać
pilną baczność. Nie trzeba skąpić w stosunku do Szwecji dowodów
życzliwego usposobienia i ufności sąsiedzkiej. Nie trzeba też
Szwecji niczym sobie zniechęcać, ażeby nie miała powodu zwrócić
broń swoją przeciwko wam. Gdyby zaś Szwecja ująć się miała
kiedy za uciśnionymi ewangelikami, możecie z nią uzgodnić swoje
postępowanie. Natomiast gdybyście mieli spostrzec, że Szwedzi mają
przy tym nowe jakieś i rozległe cele na oku, lub że liczne wojska
z Szwecji przewożą, winni jesteście zawczasu pomyśleć o
pogotowiu i zawczasu rozejrzeć się za dobrymi oficerami, którym
natychmiast macie wypłacić pensję, aby nie wstąpili do służby
obcej.”
Historycy polscy
"starej szkoły" eksponują, że znaczną część obszaru
państwa pruskiego stanowiły ziemie niegdyś polskie bądź z Polską
w jakiś sposób związane, ponadto upowszechniona jest opinia, że
zostały one przejęte przez innych z zastosowaniem podstępnych,
niczym nieusprawiedliwionych metod, wynikających głównie z
nienawiści do Polski i Polaków, oraz zaborczości ukierunkowanej
przede wszystkim na Polskę. Szkoda, że nie widzimy bądź nie
chcemy widzieć, ile terytoriów przez wieki my anektowaliśmy czy
zdobyliśmy wcale nie po dobroci - od Połocka,
Smoleńska aż po Moskwę włącznie,
ile praw łamaliśmy razem z kręgosłupami niepokornych... taka jest
historia. Aneksje to rzecz zwyczajna w dziejach Europy i nie należy
wytykać ani nam, ani innym że tak robili. Tymczasem na porządku
dziennym są podwójne standardy i wytłumaczenia, że „nam było
wolno, a nawet tak trzeba było". Lecz czy na pewno ów
polonocentryzm jest dobrym sędzią historii i doradcą? Szczególnie,
że w przypadku Prus mamy do czynienia z krajem, który zawsze był
„osobnym krajem i osobne miał prawa”.
Co
ciekawe, to hohenzollernowskie Prusy - kilka lat wcześniej niż
Rzeczypospolita, bo w 1757 roku - znalazły się blisko rozbiorów.
Maria Teresa i Ludwik XV zawarli tzw. drugi traktat wersalski
przeciwko Prusom. Celem był rozbiór królestwa pruskiego i
sprowadzenie monarchii Hohenzollernów do roli drugorzędnego państwa
Rzeszy. Ustalono plan rozbioru Prus przez Austrię, Francję, Rosję,
Szwecję i Saksonię której elektorem, nota bene, był polski król
aktywny po stronie antypruskiej koalicji. August III Sas
korzystał podczas konfliktu z prawa
do werbunku i używania w walkach wojsk Rzeczypospolitej, a Koalicja
korzystała w swych działaniach z ziem polskich. To stąd
rozpoczynały się ataki na Prusy, to tu obce wojska dokonywały
taktycznych przemarszów aby z dogodniejszej pozycji zaatakować, to
tu gromadziły zaopatrzenie, tu także rozpoczynały akcje zaczepne.
W sierpniu 1757 roku wojska rosyjskie zajęły całe Prusy Książęce.
Zgodnie z porozumieniem między Austrią a Rosją, carowa Elżbieta
wydała 31 grudnia 1757 ukaz, na mocy którego wcieliła Prusy
Książęce do Rosji, a zamek w Królewcu stał się siedzibą
rosyjskiego gubernatora. Król polski od początku współpracował z
Rosją która była jego najważniejszym sojusznikiem. Wojska
rosyjskie stacjonowały na terytorium Litwy już w roku 1757, a od
wiosny następnego roku w większych miastach Prus Królewskich z
wyjątkiem Gdańska, zaś od roku 1759 z przerwami również w
Wielkopolsce. W zamian za wsparcie caryca Elżbieta szykowała
projekty wymiany z Rzeczpospolitą Kurlandii za leżące bliżej
Prusy Książęce. Rosjanie w 1762 r. zajęli tereny aż po Berlin,
co można nazwać totalną klęską Hohenzollernów. Zwrot akcji
przydarzył się jak cud: zmarła caryca Elżbieta, a na tronie
zasiadł Piotr III, prywatnie zagorzały miłośnik Fryderyka II,
który ze względu na swoją sympatię do wroga wycofał się z wojny
przeciw Prusom. Rosjanie opuścili Królewiec dopiero w marcu 1763
roku. To wydarzenie przeszło do historii jako „Cud domu
brandenburskiego”. Fryderykowi udało się uniknąć rozbiorów,
niestety polityka globalna działa z niezawodną precyzją i nie lubi
próżni, więc kilka lat później mocarstwa zajęły się innym
pobliskim krajem, a niedoszła ofiara dołączyła do stada
drapieżników.
|
Krzysztof
Hartknoch
- Alt
und Neues Preußen
|
Owym terytorium
„związanym” z Polską, którego przejęcie przez elektorów
brandenburskich głośno się krytykuje były Prusy Książęce.
Kraina plemion pruskich, pogańskich Prusów, podbita przez Zakon
Krzyżacki sprowadzony na ich ziemie przez polskich książąt i
przez nich w tym podboju wspierany. Państwo powstałe po przejściu
ostatniego wielkiego mistrza Zakonu Albrechta Hohenzollerna na
luteranizm i sekularyzacji władztwa zakonnego, od 1525 r. stanowiło
lenno podległe królowi polskiemu. Koligacje rodzinne Albrechta i
Zygmunta Starego miały niemały wpływ na pozbycie się z Prus w
sposób wręcz pokojowy Zakonu i rozwiązanie prawno-polityczne jakie
wtedy wprowadzono w życie. Wszystko zostało w rodzinie.
Dla
przypomnienia: Kazimierz Jagiellończyk był dziadkiem a Zygmunt
Stary, syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, był
rodzonym wujem Albrechta Hohenzollerna, ostatniego wielkiego mistrza
zakonu krzyżackiego w Prusach, a zarazem pierwszego księcia Prus.
Ciągle słyszy się utyskiwania jaki to zły był Zygmunt Stary,
który pozwolił się rozwijać „pruskiej zarazie”, która jednak
zarazą żadną nie była. On jedynie wziął pod skrzydła Albrechta
który nie dość, że był jego siostrzeńcem, to jeszcze darzył
wielką sympatią sąsiedni kraj, czyli Polskę. Sam Albrecht mawiał
nawet, że ma duszę polską twierdząc że traktat krakowski z 1525
roku uczynił z niego Polaka („ganz
und gar ein Pole gemacht”).
Stwierdzenie, że ów traktat uczynił go Polakiem, można
interpretować też że "ów traktat sformalizował jego bycie
Polakiem". Jakby ktoś nie wiedział, to Albrecht był na pensji
u polskiego króla w wysokości 4 tysięcy florenów, którą płaciły
mu... Prusy Królewskie! Trzeba bezstronnie zauważyć, że jako
książę Pruski zachowywał się wobec króla lojalnie i służył
mu wielokrotnie dobrą radą. Ambicje Albrechta sięgały objęcia
tronu monarszego i jak się wydaje w tym celu utrzymywał szerokie
kontakty z osobistościami politycznymi ówczesnej Rzeczypospolitej a
także był mecenasem polskich uczonych i artystów. Na książęcym
dworze w Królewcu bawił jako dworzanin syn Mikołaja Reja, a Jan
Kochanowski bywał tam w latach 1551, 1552 i 1555.
Swojemu
siostrzeńcowi Zygmunt Stary ograniczył dziedziczenie władzy w
księstwie tylko do trzech braci, margrabiów Kazimierza, Jana i
Jerzego, oraz ich męskich potomków. I aby sensacji dać upust,
odmówiono tego prawa pozostałym braciom, którzy... obrali karierę
duchowną. Nie ma w tym żadnej sensacji ani żadnych podtekstów
dorabianych w latach późniejszych. Po prostu Zygmunt Stary
zabezpieczył interesy rodziny Albrechta, aby reszta familii spoza
dzieci Fryderyka Starszego Hohenzollerna nie rościła sobie praw do
Prus.
Zapewne znacie
obraz Jana Matejki „Hołd Pruski”, ale mało kto zauważa, że
obok Albrechta stoi tam jego starszy brat Jerzy - i nie stoi on tam
ot tak sobie dla fanaberii mistrza Jana - a dlatego że miał walny
wkład w to wydarzenie. To Jerzy spotkał się z Marcinem Lutrem w
1524 roku w Wittenberdze i wówczas najprawdopodobniej ostatecznie
sformułowano propozycję przekształcenia Prus Zakonnych w świeckie,
dziedziczne księstwo dla Albrechta. Pod koniec lutego 1525 roku
Albrecht przybył na Śląsk gdzie spotkał się z Jerzym oraz
księciem legnickim Fryderykiem. Czekał tam końca rokowań
prowadzonych przez Jerzego i Fryderyka w Krakowie. 21 marca Albrecht
otrzymał propozycję układu, który zaakceptował. Fryderyk
Legnicki 8 kwietnia był świadkiem zawarcia traktatu krakowskiego, a
10 kwietnia brał udział w hołdzie lennym Albrechta w Krakowie.
Wspomniany
Fryderyk Legnicki w 1515 poślubił Elżbietę, najmłodszą córkę
króla Kazimierza Jagiellończyka, która zmarła kilkanaście
miesięcy później pozostawiając córkę Jadwigę. Ponownie ożenił
się w 1519 roku z Zofią Hohenzollern – siostrzenicą swojej
pierwszej żony, siostrą Jerzego i Albrechta. Po prostu był
szwagrem Albrechta. Rodzina jest najważniejsza.
Co powinniśmy
wiedzieć o Jerzym Hohenzollernie?
Jerzy poprzez
matkę Zofię Jagiellonkę spokrewniony był, tak jak Albrecht, z
Jagiellonami. Jego wujami byli władcy Polski i Litwy, Czech i
Węgier.
W wieku ok. 20
lat został wysłany przez rodziców na dwór wuja, Władysława II
Jagiellończyka, króla Czech i Węgier. Przy jego poparciu ożenił
się z wdową po Janie Korwinie, po jej śmierci odziedziczył na
Węgrzech ogromną fortunę. Jednak w obawie przed tureckimi
najazdami sprzedał tamtejsze dobra. W 1512 r. przybył wraz z królem
na Śląsk. Przy jego poparciu został włączony do układów
sukcesyjnych księcia opolskiego i księcia raciborskiego. Po ich
bezpotomnej śmierci miał zostać ich spadkobiercą. Innych
pretendentów do spadku zadowolił, żeniąc ich ze swymi siostrami
lub obiecując wypłatę pieniędzy.
Po
śmierci swego wuja, Władysława Jagiellończyka, w 1516 roku został
opiekunem jego syna i następcy tronu Ludwika II. Za zgodą monarchy
Jerzy kupił w 1523 roku za prawie 60 tysięcy guldenów księstwo
karniowskie. Trzy lata później, na początku 1526 roku, król
zgodził się na przejęcie w lenne władanie ziemi bytomskiej i
bogumińskiej. Ziemię bytomską mógł posiadać na takich samych
prawach jak wcześniej książę opolski. Miał też zagwarantowane
prawo dziedziczenia tych ziem przez męskich potomków. W sierpniu
1526 roku Ludwik II zginął pod Mohaczem. Zgodnie z zawartymi
wcześniej układami sukcesyjnymi, spadkobiercą tronu został
Ferdynand I Habsburg, młodszy brat cesarza Karola V i szwagier
Ludwika II.
Ferdynand nie chciał pogodzić się z utratą
tych ziem
na rzecz Jerzego Hohenzollerna, zwłaszcza że był on gorliwym
luteraninem, orędownikiem zwalczanej przez katolickich Habsburgów
reformacji oraz starszym bratem Albrechta, który po sekularyzacji
Prus Zakonnych znalazł się we wrogich stosunkach z cesarzem,
katolickimi władcami niemieckimi, Stolicą Apostolską i Zakonem
Krzyżackim (jeżeli ktoś nie wie, to informujemy że Zakon istniał
nadal poza Prusami i rościł pretensje do Prus przez długie lata).
Nowy katolicki król z rodziny Habsburgów
postanowił unieważnić układy zawarte między Jerzym a księciem
Janem II. Kłopoty finansowe i polityczne skłoniły Ferdynanda w
1531 r. do zawarcia, przy pośrednictwie polskiego króla Zygmunta I
Starego, porozumienia. Jerzy miał otrzymać księstwo
opolsko-raciborskie tytułem zastawu, do czasu wypłaceniu mu przez
nowego króla pożyczonych 18 tysięcy złotych węgierskich. Z
kolei Bogumin został przekazany Jerzemu na trzy pokolenia, a tzw.
państwo bytomskie tylko na dwa pokolenia w linii męskiej. Żadnych
ograniczeń w prawach własności nie wprowadzono tylko w księstwie
karniowskim. Pomijając dalsze kombinacje i zawirowania, warto
zainteresować się tym kogo wyznaczył w testamencie na wykonawców
swej ostatniej woli i na prawnych opiekunów swojego spadkobiercy
małoletniego Jerzego Fryderyka. Osobami tymi byli główni
polityczni liderzy reformacji w Rzeszy: elektor saski Jan Fryderyk
Wspaniałomyślny, elektor brandenburski Joachim II i landgraf Hesji
Filip. Zapis ten, pomijający najbliższych krewnych Jerzego
Fryderyka, księcia pruskiego Albrechta oraz margrabiego Albrechta
Alcybiadesa, doprowadził do skłócenia działających dotychczas
zgodnie synów i wnuka Fryderyka Starszego księcia i margrabiego
Ansbach. Wyjaśnieniem tej decyzji może być fakt, że Jerzy był
żarliwym luteraninem, a na sejmie w
Augsburgu w 1530 r. miał stwierdzić, że „złożyłby raczej
swoją głowę pod topór katowski, niżby odstąpił od słowa
Bożego. Spór o opiekę i regencję w Ansbachu i na Górnym Śląsku
zakończył się dopiero w 1551 r. podpisaniem układu w Naumburgu.
Opowiemy
wam o pewnym elektorze brandenburskim, Joachimie II zwanym Hektorem.
W 1535 roku poślubił on córkę Zygmunta Starego, Jadwigę
Jagiellonkę. Najstarszy ich syn Zygmunt był początkowo
przeznaczony do kariery duchownej. Zygmunt August, licząc się z
możliwością, że nie pozostawi potomka, rozważał następstwo
tronu dla niego, jednakże siostrzeniec zmarł przedwcześnie, mając
zaledwie dwadzieścia osiem lat.
Rodzina,
ach rodzina...
Wróćmy
jednak do głównego sukcesora po Albrechcie w Prusach.
Jego
syn, książę Albrecht Fryderyk, posiadał gruntowne wykształcenie,
doskonale znał język polski, był obeznamy w polskich prawach i
obyczajach, a w samej Rzeczpospolitej miał doskonałe relacje,
zwłaszcza w kręgach wspieranych przez Radziwiłłów. Jako
szesnastolatek 19 lipca 1569 r. w Lublinie Albrecht Fryderyk
Hohenzollern, wzorem swego ojca, ponowił Hołd Pruski. Zabiegał
podczas elekcji w 1573 roku o wejście do grona senatorów, czemu
sprzeciwił się późniejszy hetman wielki koronny Jan Zamoyski,
dążący do zmniejszenia wpływów protestantów w senacie. Będąc
prawnukiem Kazimierza Jagiellończyka, młody książę pruski był
realnym kandydatem na tron polski.
Widmo
śmierci zaczęło krążyć nad dynastią Jagiellonów. Zygmunt
August nie doczekał się męskiego potomka, a los nie oszczędzał
jego możliwych następców z kręgu krewnych. Około 1572 roku
Albrecht Fryderyk zapadł na chorobę umysłową a to wykluczyło go
z wyścigu do polskiego tronu, ale i też z jakiejkolwiek
samodzielnej działalności politycznej. W tym samym czasie ożenił
się z Marią Eleonorą. Małżeństwo mimo postępującej choroby
okazało się bardzo udane, a potomstwo uniknęło obciążeń
dziedzicznych. Niestety, ich dwaj synowie zmarli w wieku niemowlęcym,
ale małżeństwa pięciu córek były udane. Magdalena Sybilla,
najmłodsza ich córka, poślubiła elektora saskiego, a jej prawnuk
August II zwany "Mocnym" został królem Polski. Z kolei
najstarsza córka Anna poślubiła elektora brandenburskiego Jana
Zygmunta, a jej wnukiem był Fryderyk Wilhelm, zwany "Wielkim
elektorem", który jest w Polsce odsądzany od czci i wiary jako
wiarołomca, który doprowadził w 1657 roku do zerwania więzów
lennych Prus Książęcych z Koroną Polską.
Gdy
patrzymy na te koligacje wujków, ciotek, dziadków i pradziadków,
aż samo prosi się aby przytoczyć fragment z piosenki Kabaretu
starszych panów, co czynimy 😉
„Rodzina,
rodzina, rodzina, ach rodzina.
Rodzina nie cieszy, nie cieszy,
gdy jest,
Lecz kiedy jej nima
Samotnyś jak pies.”
Najbliższa rodzina Albrechta uprawniona do
dziedziczenia w Prusach dość szybko zaczęła się wykruszać. Jan
zmarł bezpotomnie w 1525 roku, Kazimierz w 1527 roku, a jego jedyny
syn Albrecht Alcybiades zmarł, również nie zostawiwszy dziedzica,
w 1557 roku. Jerzy zmarł w 1543, ale pozostawił po sobie syna,
wspomnianego wcześniej Jerzego Fryderyka.
Zygmunt
August w 1563 roku wyraził zgodę na rozszerzenie dziedziczenia w
księstwie pruskim na brandenburską linię Hohenzollernów.
Dopuszczenie do dziedziczenia elektorów brandenburskich
potwierdzone zostało w 1569 r. przez sejm obradujący w Lublinie.
Decyzję tą potwierdził i podtrzymał król Zygmunt August w 1572
roku, mimo że jeszcze żył jeden uprawniony do dziedziczenia według
wcześniejszych ustaleń.
Opiekunem prawnym
Albrechta Fryderyka i regentem Prus od 1578 r. był w tym czasie
Jerzy Fryderyk. Już w okresie wojny Rzeczypospolitej z Gdańskiem
występował w imieniu chorego krewniaka podczas rozmów z Janem
Zamoyskim i z królem Stefanem Batorym, od którego to wówczas
otrzymał obietnicę administrowania Prusami Książęcymi. 20 lutego
1578 przed kościołem św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu w
Warszawie złożył hołd lenny Stefanowi Batoremu.
Wobec braku
własnego potomstwa, w 1596 r. wyznaczył na spadkobiercę Joachima
Fryderyka, późniejszego elektora Brandenburgii, który po jego
śmierci w 1605 r. przejął kuratelę nad Albrechtem Fryderykiem.
Już za jego życia podejmowane były starania o przeniesienie praw
dziedzicznych na lenno pruskie. W tym czasie Brandenburgia i Polska
były w dobrych stosunkach, czego przejawem było m. in. zawarcie
małżeństwa przez elektora Joachima z siostrą Zygmunta Starego,
Jadwigą, i związane z tym plany osadzenia pochodzącego z tego
związku syna na tronie polskim. Niestety Jadwiga zmarła
przedwcześnie i bezpotomnie. Joachim, wraz ze swym następcą Janem
Jerzym, został wymieniony w dokumencie z 19 VII 1569 r. wśród
uprawnionych do dziedziczenia po synu Albrechta.
Elektor
brandenburski Joachim Fryderyk w „dyspozycji ojcowskiej”
(Väteriche Disposition)
z 22 II 1562 roku, pisząc o perspektywach powiększenia swych
posiadłości wymienił też Księstwo Pruskie. W podobnym kontekście
kwestia ta pojawia się w porozumieniu Hohenzollernów w sprawie
zasad dziedziczenia uzgodnionych w 1598 i w 1603 roku. We wszystkich
trzech dokumentach nadzieje na nabycie prawa w Księstwie Pruskim
związane było jedynie z elektorem brandenburskim z wyłączeniem
pozostałych członków rodu, zatem z „Ansbachów” przeniosło
się na brandenburskich Hohenzollernów, którzy już nie zamierzali
odpuścić. Chodziło bowiem o powiększenie uznawanego za
niepodzielny głównego członu ich władztwa, jaki stanowiła
Marchia Brandenburska.
Panującemu
elektorowi miały też przypaść inne spodziewane terytoria, a
zwłaszcza Księstwo Pomorskie. Obok wymienionych doszedł do nich
niebawem spadek po ostatnim księciu Kleve-Jülich-Berg, Janie
Wilhelmie.
Aby
wszystko zostało w rodzinie, elektor brandenburski Jan Zygmunt
poślubił Annę Hohenzollern, najstarszą córkę Albrechta
Fryderyka Hohenzollerna (tego, którym tak troskliwie opiekowali się
„brandenburscy spadochroniarze”). Anna, żona Jana Zygmunta,
elektora Brandenburgii, była prababką pierwszego króla w Prusach,
Fryderyka I, który nota bene
płynnie mówił po polsku.
Mamy nadzieję,
że po tym tłumaczeniu rozumiecie już wszyscy, dlaczego nazywamy
wszystkich Hohenzollernów oprócz Albrechta i jego syna
„spadochroniarzami brandenburskimi". 😉
Jak widać po
powyższym, dla brandenburskich spadochroniarzy Prusy nie były wcale
pępkiem świata, a jedynie jedną z kilku prowincji i do tego nie
najważniejszą, chociaż cały czas liczono na powiększenie
władztwa domu brandenburskiego o te biedne Prusy, co władcy
Brandenburgii osiągnęli wreszcie dzięki korzystnym koligacjom i
zabiegom dyplomatycznym. Powstała w ten sposób unia personalna z
Prusami.
Po śmierci Jana
Zygmunta nastał Jerzy Wilhelm, dla którego leżące daleko na
wschodzie, oddzielone od reszty podległych mu ziem Prusy, były -
mogłoby się wydawać – dodatkowym balastem w sytuacji targającej
Europą i przetaczającej się przez jego kraje wojny. Pozbawiona
armii i silnej pozycji w jakiejkolwiek gałęzi, Brandenburgia z
Prusami, księstwem Kleve i hrabstwem Mark była po prostu zmuszona
wchodzić w konkretne konstelacje polityczne, aby przetrwać.
W odniesieniu do
wojen w Europie XVII w., my w Polsce patrzymy przeważnie ze swojego
punktu widzenia tylko na wojnę Rzeczypospolitej ze Szwecją,
zapominając że wokół trwała wyniszczająca wojna
trzydziestoletnia, której mały odprysk trafił w Polskę. Jerzy
Wilhelm miał tymczasem na karku wszystkie zwaśnione strony i co raz
dostawał po uszach. Raz za razem znajdował się pomiędzy frontami
zwaśnionych stron, zmuszony do oscylowania pomiędzy możliwościami.
Była to konsekwencja kłopotliwego umiejscowienia jego ziem na
europejskiej mapie politycznej od terenów wzdłuż Renu aż po Prusy
Książęce. Główne linie sporów to interesy wielkich: Szwecji,
Danii, Polski z Litwą, Austrii, Hiszpanii oraz Francji przy
malutkiej jeszcze wtedy Brandenburgii, która mając swoje ziemie
rozdzielone innymi księstwami na wschodzie i zachodzie znajdowała
się w rejonie, w którym koalicje i spory się przecinały. Nie
zapominajmy przy tym o zależności lennej Hohenzollernów od ciągle
potężnej Rzeczypospolitej, z tytułu władania w księstwie
pruskim.
Państwo
Brandenburgia-Prusy, jakby na to nie spojrzeć, znajdowało się
między młotem a kowadłem, a w zasadzie wieloma młotami. Wystarczy
spojrzeć na mapę aby przekonać się, jak blisko do Berlina miały
wojska cesarskie i wojska szwedzkie, które blisko miały też do
Prus choćby z zajętych przez siebie Inflant. W tej konfiguracji
ziemie elektora brandenburskiego stawały się niemożliwe do obrony
przed zwaśnionymi wojskami przetaczającymi się przez nie. Przez
większość wojny trzydziestoletniej Brandenburgia była biernym
obserwatorem zdanym na łaskę zwycięzców, którymi raz byli
Austriacy, raz Szwedzi, raz Francuzi, a jego kraj był grabiony i
okupowany, mimo że elektor cały czas lawirował dostosowując się
do sytuacji politycznej. Do tego warto dodać gospodarczą i
militarną słabość władztwa Jerzego Wilhelma, a wszystko zaczyna
wyglądać inaczej. W konflikcie Szwecji z Rzecząpospolitą starał
się zachować też jak najdalej idącą neutralność. Jego postawa
nie tylko nie zażegnała, ale i przyczyniła się do jeszcze
większej ruiny i spustoszenia Prus, będących głównym teatrem
działań wojennych. W związku z polityką jaką prowadził,
namiestnictwo królewskie nad Prusami Książęcymi w 1635 roku
zostało przejęte przez Polskę w osobie Jerzego Ossolińskiego. Te
działania wymusiły przejście Brandenburgii-Prus do obozu
katolickiego, sprzeczne z jej interesami, i przyczyniły się do
szwedzkich działań odwetowych w Brandenburgii i kolejnego złupienia
tych ziem przez Szwedów. W kwestii utrzymania polskiej protekcji w
Prusach, a tym samym utrzymania władzy na tym terytorium, działanie
to było niezbędne. Koniec wojny i rozejm w Sztumskiej Wsi
przywrócił władzę Hohenzollernom.
Niestety,
politykę dogadzania wszystkim dokoła wybacza się tylko silnym. Nie
zawsze dzisiejsze normy i oceny można wprost przeszczepić na grunt
siedemnastowiecznych realiów międzynarodowej polityki. Tak,
wiemy... w poetycko-romantycznej wizji dziejów lepiej z honorem na
dnie lec, niż postarać się zapewnić bezpieczeństwo swoim
ziemiom. A może jednak warto, skoro się samemu jest kurduplem,
sprytnie unikać jak tylko się da ciosów kilku rozjuszonych
byczków?
Wahania i ostrożność Jerzego
Wilhelma nie miały wiele wspólnego z przypisywanymi mu osobistymi
przymiotami czy przywarami, a raczej z niezwykle trudnymi wyborami
jakich musiał dokonywać. Warto zauważyć, że jedną ze stałych
cech historii Brandenburgii było to, że każdym razem decydenci
berlińscy musieli, chcąc nie chcąc, znajdować się pomiędzy
zwaśnionymi mocarstwami i zawsze lawirować tak aby jak najmniej
ucierpieć i jak najmniej stracić. W każdym z tych przypadków
monarcha był narażony na zarzut, że wahał się, zwlekał, nie
podjął decyzji. Patrząc z tego punktu widzenia, nie powinna dziwić
nas obecna u Hohenzollernów chęć stworzenia potęgi, którą stały
się dopiero wiele lat później brandenburskie Prusy za Fryderyka
Wielkiego.
A jak to
wyglądało w praktyce (i tylko na jednym przykładzie, bo takich
sytuacji elektor miał co niemiara): na protesty Jerzego Wilhelma, iż
pragnie on pozostawać neutralny, Gustaw Adolf odpowiedział tak
brandenburskiemu wysłannikowi:
„O
neutralności nie chcę nic wiedzieć ani słyszeć. Elektor musi być
przyjacielem lub wrogiem. Gdy przybędę do jego granic, musi się
opowiedzieć po jednej lub po drugiej stronie. To jest walka miedzy
Bogiem a diabłem. Jeśli Mój Kuzyn chce stanąć po stronie Boga,
musi przyłączyć się do mnie; jeśli woli stanąć po stronie
diabła, to musi ze mną walczyć; nie ma trzeciej drogi.”
|
Jacques
Callot - okropieństwa wojny
|
Aż prosi się
zacytować: „Rodzina, ach, rodzina”...
No dobra, skoro
rodzina to warto o dzbanach czyli Wazach coś napomknąć. 😉
Zygmunt
III to po kądzieli potomek i spadkobierca dynastii Jagiellonów, od
1587 do 1599 był także tytularnym królem Szwecji. Ów Zygmunt, syn
Katarzyny Jagiellonki i Jana III Wazy, był - jak go określała
ciotka Anna - „ostatnią latoroślą krwi zacnych Jagiełłów”.
Popularność rodzimego kandydata, określanego jako „Piast”,
skonsolidowała zwolenników potomka Jagiellonów. W czasie sejmu
elekcyjnego w wotach, które przekonywały o potrzebie wyboru
Zygmunta, na pierwsze miejsce wysuwano pochodzenie – fakt, że był
Jagiellończykiem, a następnie korzyści, jakie płynęły ze
związku ze Szwecją. Przez fakt bliskiego pokrewieństwa z dynastią
jagiellońską nie był Zygmunt królem elekcyjnym w tym samym
znaczeniu co Henryk Walezy czy Stefan Batory, lecz w pewnym sensie
dziedzicem korony po przodkach. Miał prawo czuć się kimś więcej
niż tylko władcą z wyboru poddanych, mógł czuć, że jest u
siebie. Mimo otrzymania w prezencie stolca królewskiego w
Rzeczypospolitej cały czas miał ciągoty do apanaży po drugiej
stronie Bałtyku. Pomimo detronizacji z tronu
szwedzkiego w 1599 r., do
końca życia używał tytułu króla Szwecji.
Polityka Zygmunta i jego synów, kierująca się głównie interesem
dynastycznym była ciasna, sztywna i nie respektująca
rzeczywistości. Plany odzyskania zaś dziedzicznego tronu w Szwecji
były dalekie od właściwego interesu Rzeczypospolitej. Zrzeczenie
się pretensji
do tronu
szwedzkiego nastąpiło
dopiero sześćdziesiąt lat później, za
panowania Jana Kazimierza.
Na marginesie dodajmy, gwoli wierności faktom, że dopiero w
latach osiemdziesiątych XX w. pojawiła się tendencja do rutynowego
i przesadnego używania terminu „Waza” w odniesieniu do Zygmunta
III, Władysława IV i Jana II Kazimierza, która utrwaliła się w
historiografii polskiej na dobre. Nie spotyka się przydomka „Waza”
w oficjalnej tytulaturze władców używanej w korespondencji, czy
widniejącej np. na medalach i monetach.
Puśćmy
wodzę fantazji... jak potoczyłyby się losy polsko-szwedzkie, gdyby
polska część „zastawy stołowej" nie odstawiała szopek z
pretensjami do tronu za morzem i nie narażała bogactwa całego
królestwa i życia jego mieszkańców dla osobistych ambicji? Kto
wie, może wspólnie ze Szwedami wprowadzalibyśmy w życie „dominium
Maris Baltici”, czyli władztwo Morza Bałtyckiego, i kto wie czy
Rzeczpospolita nie byłaby do dzisiaj potęgą, bez kompleksów
niższości i wiecznie skrzywdzonego „mesjasza narodów”?
Zostawmy jednak
polsko-szwedzką gałąź rodziny i przejdźmy do kolejnego
„spadochroniarza”, który nie miał takich dylematów jak jego
poprzednik, a chwała Brandenburgii była dla niego nadrzędna.
W roku 1640
władcą stał się człowiek nazwany później wielkim elektorem,
czyli Fryderyk Wilhelm. W młodości odebrał wszechstronne
wykształcenie, władał m.in. francuskim, łaciną i......polskim.
Na jego dzieciństwie i młodości piętno odcisnęła wojna
trzydziestoletnia, której jego przyszłe władztwo było jedną z
najpoważniejszych ofiar. Przyszły elektor od najwcześniejszych lat
był świadkiem łupienia kraju przez wszystkich uczestników
konfliktu. Z własnych obserwacji i doświadczeń wyciągnął
wnioski które przyświecały mu w latach kiedy nastał jego czas
sprawowania rządów. 6 października 1641 w na dziedzińcu zamku
Królewskiego w Warszawie złożył Władysławowi IV hołd lenny z
Prus Książęcych, otrzymując w zamian inwestyturę.
|
Sebastiaen
Vrancx – plądrujący żołnierze
|
Gdy obejmował władzę, jego kraj był tak
zniszczony, że elektor nie mógł się wprowadzić do swojej
berlińskiej rezydencji, ponieważ dach zamku groził zawaleniem, a
żywności w całym Berlinie nie wystarczyło nawet na utrzymanie
bardzo skromnego dworu. Dwór margrabiów brandenburskich został
przeniesiony do Królewca, gdyż Berlin ograbiony, wyludniony i
zniszczony nie nadawał się na siedzibę książęcą, a samo miasto
w 1648 liczyło niewiele ponad 4 tysiące mieszkańców, podczas gdy
20 lat wcześniej miało ich około 7 tysięcy. Podobnie rzecz się
miała i z innymi miastami: Frankfurt nad Odrą w 1653 roku
zamieszkiwało 2366 osób, a w 1625 było ich około 5 tysięcy,
Brandenburg liczył w 1625 roku 2800 mieszkańców, w roku 1645 już
zaledwie około 1500 mieszkańców, itd.
Bieda
była tak straszna, że głód był na porządku dziennym w
większości miast Brandenburgii. Zdarzały się nawet przypadki
kanibalizmu. W 1641 roku magistrat Strassburga – małego
miasteczka, raportował: „By przeżyć, mieszkańcy musieli zjadać
koty i psy, a potem jeden drugiego”
Posiadłości
Hohenzollernów były w latach 1618–1648 tym, tym czym
Rzeczpospolita stała się w przyszłym stuleciu: przydrożnym
miejscem ustawek i zbiórek dla przechodzących w prawo i w lewo
obcych wojsk.
Prawda, że nikt nie chce by jego posiadłość
była przydrożnym parkingiem na ustawki dla kiboli?
Dzięki
owym maleńkim Prusom gdzieś na końcu Zachodniego świata u
brandenburczyków zapaliło się światełko nadziei na samodzielne
władztwo, ponieważ właśnie ta "zapchajdziura" była
jedynym terytorium gdzie nie sięgała władza Rzeszy i cesarza.
Gdy
patrzy się na sytuację, która się tu powtarzała od lat, nie
dziwi że Fryderyk Wilhelm zechciał uwolnić się od układzików
„podwórkowych” i zapragnął stać się większym i niezależnym
graczem, co uczynił a co jego następcy jeszcze bardziej wprowadzili
w życie. Można nie przepadać za nim, odsądzać go od czci i wiary
ale dla swojego matecznika stworzył podwaliny potęgi którą Prusy
a tak naprawdę Brandenburgia stały się w niedługim czasie. Przy
tym wszystkim mimo wszystko był realistą i nie pałał nienawiścią
do Rzeczypospolitej, a wręcz uważał ją za gwaranta bezpieczeństwa
swego władztwa.
Prusy Książęce
znalazły się w posiadaniu elektorów brandenburskich jako suwerenne
władztwo dzięki traktatom welawsko-bydgoskim z 1657 r.,
potwierdzonym w 1660 r., na arenie międzynarodowej traktatem
pokojowym w Oliwie.
Niedawno co
wywalczona przez Fryderyka niezależność w Prusach Książęcych i
jego stosunek do sąsiadów, w tym do Rzeczypospolitej, znalazły
odbicie w jego testamencie politycznym. Suwerenna władza w Prusach
Książęcych bez podległości cesarzom ale też i polskim królom
uznana została przez niego drogim klejnotem domu brandenburskiego,
którego następcy tronu winni jak najbardziej strzec.
I aby wszystko
było klarowne i jasne, w testamencie na pierwszym miejscu wymienia
on Brandenburgię, wzgląd na Prusy Książęce nakazywał zachowanie
przez następców po wszystkie czasy dobrych stosunków z królem
polskim i Rzecząpospolitą jako najbliższym sąsiadem i gwarantem
władztwa. Przyjaźń Rzeczypospolitej, o którą należało jego
zdaniem bez względu na koszta usilnie zabiegać, uznana została za
najlepszą gwarancję zachowania dla domu brandenburskiego i
spokojnego korzystania w przyszłości z korzyści, które dawała
suwerenność w Prusiech. A ta niezależność... dawała w końcu
swobodę w łamaniu wolności pruskich.
W testamencie
odnotowana została przez elektora obawa, że zarówno ze strony
Polaków, jak i Prusaków (czyli nastawionych antybrandenbursko
mieszkańców Prus) podejmowane będą starania, aby stan poprzedni
przywrócić, od czego „niech następców Bóg uchroni".
Wiecie dlaczego
miał od tego Bóg ich chronić? Ano dlatego, że stany pruskie nie
uznawały brandenburskiej zwierzchności i absolutystycznych zakusów
Hohenzollernów.
Prusy Książęce
przez ponad wiek trwały w zależności lennej od Polski i był to
jeden z najlepszych okresów w historii tego kraju. I choć stany
pruskie ciążyły ku Polsce i jej systemowi, był to afekt bez
wzajemności - zostawały systematycznie ignorowane. I tak kolejno
polscy królowie uczestniczyli w umacnianiu potęgi dynastii
Hohezollernów rodem z Brandenburgii, zamiast dbać o przychylne
Rzeczypospolitej stany pruskie. Stany Prus Książęcych uosabiały
wobec władców z Brandenburgii wyłącznie interesy swego kraju i
jego mieszkańców, stojąc na straży regionalizmu. Absolutyzm
Berliński nigdy nie był w smak Prusakom i cały czas toczyli oni
walkę o utrzymanie swojego statusu jako kraju, a ich motto: „stany
pruskie nie reprezentują kraju, one same są krajem” i „My
jesteśmy nie tyle prowincją, ile krajem” doprowadzało do
szewskiej pasji berlińczyków, którzy chcieli sobie podporządkować
na siłę ten osobny kraj. Nawet Stefan Batory, który bezwzględnie
próbował zwalczać autonomię Prus Królewskich i bezskutecznie
oblegał Gdańsk, lekką ręką zapewniał brandenburczykom
bezpieczeństwo w sprawowaniu ich władzy w Prusiech Książęcych. I
tak szło i szło, aż Wielki Elektor zapewnił swojej rodzinie,
pomimo sprzeciwu stanów pruskich, etat Króla w Prusach.
No i nasuwa się
przez to smutna myśl, to nie kto inny a właśnie Polska po raz
drugi zostawiła bez pomocy lud pruski, pierwszy raz dzieląc się
łupem z Zakonem po II pokoju toruńskim, a drugi raz w
postanowieniach traktatów welawsko-bydgoskich. Dla nas to smutne,
ale w tym wpisie patrzymy z punktu widzenia interesów Brandenburgii
i pomińmy już milczeniem spojrzenie mieszkańców samych Prus.
Fryderyk Wilhelm
nie był polakożercą, a wręcz przeciwnie. Te słowa pisane z
własnej woli dla potomnych jasno pokazują, że pełen był respektu
i szacunku dla Rzeczpospolitej: „Od
zachowania i utrzymania Polski zależy powodzenie wasze i waszych
krajów. Obok tego musicie po wsze czasy wspierać Rzeczpospolitą
przy utrzymaniu dawnych swobód. W żaden też sposób nie pozwólcie
się ani obietnicami, ani też korzyściami wam ofiarowanymi odłączyć
lub odwrócić od Rzeczypospolitej. Trzymajcie się też stale
Rzeczypospolitej nigdy nie wymierającej”.
Uwagi te i rady
zapisane zostały przez znajdującego się w pełni sił wielkiego
elektora, w dziesięć lat po konflikcie polsko-szwedzkim, w którym
władca brandenburski nie dopełnił obowiązków lennika względem
swego suwerena a dzięki splotowi wydarzeń uzyskał w Prusach
niezależność. Jakby nie patrzeć, uważał Rzeczpospolitą za
gwaranta swego bezpieczeństwa i to przekazywał swoim następcom. To
co zrobili jego następcy (ale też to co zrobiła ze sobą
Rzeczypospolita...) to kolejna, długa o powieść o
wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad
Świętami Bożego Narodzenia.
Ach,
zapomnieliśmy dodać, nie państwa i narody, a rodzina i jej interes
są najważniejsze. 😉
Na
podstawie:
Bogdan
Wachowiak „A jednak Rzeczpospolita „nie wymierająca nigdy” w
testamencie elektora Fryderyka Wilhelma z roku 1667”
Bogdan
Wachowiak „Polska – Rzeczpospolita Obojga Narodów w testamentach
politycznych Hohenzollernów XVII-XVIII wieku”Grzegorz Kucharczyk
„Hohenzollernowie”
Janusz
Małłek "Ustawa o rządzie (Regimentsnottel) Prus Książęcych
z roku 1542"
Janusz
Małłek „Dwie części Prus”
Andreas
Kossert „Mazury zapomniane południe Prus Wschodnich”
Andreas
Kossert „Prusy Wschodnie historia i mit”
Hartmut
Boockmann „Prusy jako pojęcie geograficzne, historyczne i
ideologiczne”
Janusz
Małłek "Polska wobec luteranizacji Prus"
Janusz
Tondel "Srebrna Biblioteka księcia Albrechta Pruskiego i jego
zony Anny Marii"
Leszek
Podhorodecki „Wazowie w Polsce”
Przemysław
Szpaczyński „Wazowie” czy następcy i przedstawiciele dynastii
Jagiellonów?”
Bogdan
Wachowiak „Prusy w okresie monarchii absolutnej (1701-1806)”
Rudolf
von Thadden „Pytania o Prusy. Historia państwa zawieszonego.”
Tadeusz
Gryger "Z walk o suwerenność państwową Prus Książęcych W
związku z publikacją W. Mertineita: Die Friedericianische
Verwaltung in Ostpreussen”
Christopher
M. Clark „Prusy. Powstanie
i Upadek 1600-1947”