czwartek, 27 czerwca 2019

Udział polskiego wywiadu w pracach plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku.


Zbliża się kolejna rocznica plebiscytu na Warmii, Mazurach i Powiślu. Wiele opowieści i teorii krąży w obiegu, ale temat polskiego wywiadu i polskich bojówek na terenach plebiscytowych to temat mało znany. Pozwoliliśmy zamieścić cały materiał autorstwa Adama Szymanowicza, gdyż wiele w tym ciekawych informacji i ciężko to skrócić aby zachować ciągłość i sens. Ze swojej strony polecamy i zapraszamy do lektury.

Udział Oddziału II Sztabu Generalnego Ministerstwa Spraw Wojskowych w pracach plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku. “

„Często niedocenianym i pomijanym problemem w polskich opracowaniach historycznych jest sprawa udziału polskiego wywiadu w plebiscytach na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 r. W świadomości przeciętnego Polaka zupełnie nieobecny jest fakt istnienia w czasie plebiscytów, utworzonych przez Oddział II Sztabu, polskich bojówek, uzbrojonych nie tylko w tzw. laski plebiscytowe (czyli kije), lecz również w broń palną, granaty ręczne, a nawet broń maszynową. Także Naczelna Komenda Straży Mazurskiej (NKSM) nie była praktycznie, jak to sugerowała strona polska, oddolną inicjatywą miejscowej ludności polskiej, lecz strukturą utworzoną i kierowaną przez oddelegowanych oficerów polskiego wywiadu. Oddział II przyczynił się do rozwoju niektórych już istniejących, a także do powstania nowych polskich organizacji na terenach plebiscytowych, z których do najważniejszych należy zaliczyć Naczelną Komendę Organizacji Harcerskiej czy Sokolnictwo.

Kierownictwo Straży Mazurskiej niejednokrotnie podkreślało, że Mazurów i Warmiaków do polskich bojówek czy innych organizacji często przyciągały przede wszystkim korzyści materialne. Częściowo problem ten poruszył Piotr Stawecki w opracowaniu “Stanowisko polskich władz wojskowych wobec plebiscytu na Mazurach”. Pierwszym w Prusach Wschodnich polskim związkiem o charakterze militarnym była Polska Organizacja Wojskowa (POW). Jej działalność bacznie obserwowała Ekspozytura nr 2 Dowództwa Frontu Pomorskiego. Według jednego ze sprawozdań Ekspozytury wpływy POW na terenie Prus Wschodnich zaznaczyły się „od dawna”. Jednak systematyczną pracę organizacyjną rozpoczęła dopiero we wrześniu 1919 r. Wiadomo, że POW nie angażowała się w działalność plebiscytową, mając do „spełnienia pilniejsze zadania” (raporty Ekspozytury nr 2 i członków POW nie precyzowały, jakie miały to by być zadania). Według kierownictwa tej organizacji ujemnie na jej prace na terenie Prus Wschodnich wpływały : „ciężkie warunki bytowania ludności polskiej pod rządami pruskimi, panoszący się tam niezmiennie stary system tępienia wszelkich prób organizowania się Polaków, związane z tym ciągłe śledztwa i represje, trudności komunikowania się z krajem”. Brakuje dokładniejszych informacji na temat bliższych związków wschodnio-pruskiego POW z Oddziałem II czy innymi polskimi czynnikami wojskowymi. Wiadomo jednak, że jego członkowie wysyłali meldunki na temat sytuacji na Warmii i Mazurach do Ekspozytury nr 2 Dowództwa Frontu Pomorskiego. Sieć organizacji POW na terenie Prus Wschodnich i Pomorza obejmowała łącznie piętnaście komend obwodowych.

Najbardziej znana jest działalność organizacji POW w powiecie olsztyńskim, podzielonym na dwadzieścia cztery obwody. Każdy obwód miał komendanta, wyznaczonego przez komendanta okręgu, i liczył średnio siedem wiosek. W każdej wsi miał się znajdować mąż zaufania, będący jednocześnie wywiadowcą. Do jego obowiązków należało uświadamianie miejscowej ludności w duchu polskości, zbieranie informacji o wszystkim, co się działo w podległej mu wsi oraz utrzymywanie łączności z komendantem obwodowym. Ten ostatni mógł się kontaktować wyłącznie z podległymi mu mężami zaufania. Komenda POW utrzymywała ścisłe związki z komendantami powiatowymi poprzez wizytatora, któremu mieli składać dokładne raporty z sytuacji w terenie. Na początku 1920 r. zrezygnowano z dalszej rozbudowy POW, prawdopodobnie ze względu na organizowanie Straży Mazurskiej. Aktywną rolę w przygotowaniach do plebiscytów na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 r. odegrał Oddział II Sztabu Generalnego. W styczniu 1920 r. w ramach tego Oddziału powstał Wydział Plebiscytowy Warmii i Mazur, którego kierownikiem został por. Witold Gołębiowski (ps. „Kraft”). Zadania Wydziału Plebiscytowego zostały określone w sposób następujący:
1. Normowanie współudziału wojska i władz wojskowych w akcji plebiscytowej. Łączność z ogólnem kierownictwem spraw plebiscytowych.
2. Zwalnianie osób wojskowych pochodzących z terenów plebiscytowych.
3. Tworzenie obozów koncentracyjnych dla zwolnionych i prowadzenie prac przygotowawczych.
4. Tworzenie milicji na terenach plebiscytowych. Opracowywanie instrukcji specjalnych dla oddziałów wojskowych na tych terenach.
4. Ułatwianie technicznej organizacji aparatu plebiscytowego. Zbieranie i podawanie do wiadomości i wyzyskanie ogólnemu kierownictwu informacji związanych z pracami plebiscytowymi”.
Pod koniec grudnia 1919 r. Oddział II Sztabu, dzięki uzyskanym kredytom i zaangażowaniu niewielkiej grupy żołnierzy, rozpoczął prace organizacyjne w celu utworzenia Straży Mazurskiej. Stała się ona jedyną polską organizacją militarną działającą na terenach plebiscytowych Prus Wschodnich. Jej komendantem naczelnym został, urodzony w Butrynach koło Olsztyna, ppor. Jan Niemierski. Stopniowo rozwijająca się działalność Straży Mazurskiej nagle została zahamowana w połowie stycznia 1920 r. z powodu aresztowań przeprowadzonych wśród jej członków przez władze niemieckie. Jednak już na początku lutego na teren Prus Wschodnich przy była nowa grupa żołnierzy wyszukanych i wyreklamowanych z Wojska Polskiego przez Oddział II Sztabu. Pozwoliło to na dalszy rozwój nowo powstałej organizacji. NKSM posiadała własne biura w Działdowie i Olsztynie"; składała się z trzech oddziałów: organizacyjnego, informacyjnego (wywiadowczego) i prasowo-politycznego. Działała niezależnie od Warmińskiego i Mazurskiego Komitetów Plebiscytowych, z którymi jednak ściśle współpracowała. W swej pracy podlegała bezpośrednio Oddziałowi II Sztabu (Wydziałowi Plebiscytowemu). Straż Mazurska, oprócz organizowania typowo propagandowej pracy plebiscytowej, dążyła do utworzenia na terenach Warmii, Mazur i Powiśla ściśle zakonspirowanych, karnych struktur polskich, brała udział w ochronie polskich wieców, a także starała się wciągnąć w sferę swoich wpływów związki sportowe, gimnastyczne itp., na które oddziaływała w duchu polskości; przyczyniała się także do powstawania nowych kół i organizacji.

Pod względem organizacyjnym teren przyszłego plebiscytu został podzielony przez kierownictwo NKSM na dwie części: - grupę Wschód, obejmującą następujące powiaty: Olsztyn, Nibork (Nidzica), Szczytno, Jańsbork (Pisz), Ełk, Olecko, Lec (Giżycko), Ządzbork (Mrągowo); - grupę Zachód: Ostróda, Susz, Kwidzyn, Sztum, Malbork. Powiaty z kolei podzielono na okręgi i obwody. Za całość pracy organizacyjnej i prowadzenie pracy kancelaryjnej NKSM odpowiadał Oddział I. Szefem Oddziału został ppor. Paweł Wieczorek. Podlegali mu kierownicy grup Wschód i Zachód - pchor. Romuald Dramiński i ppor. Józef Kwiatkowski. Kierownicy powiatowi podlegali bezpośrednio szefowi Oddziału, jednak instrukcje otrzymywali od kierowników grup, którzy odpowiadali także za kontrolowanie poszczególnych powiatów. Do obowiązków komendantów powiatowych, według odgórnej instrukcji, należało: -wybranie spośród ludzi miejscowego pochodzenia swego zastępcy, a następnie z jego pomocą- pisarza do prowadzenia kancelarii powiatowej oraz kurierów; - dokładne rozeznanie w stosunkach i sytuacji panującej na podległym mu terenie (zapoznanie się z życiem politycznym powiatu, obserwacja poczynań przedstawicieli Koalicji, członków komitetów Mazurskiego i Warmińskiego oraz innych organizacji i stowarzyszeń polskich, a także niemieckich, położeniu ekonomicznym i nastrojach miejscowej ludności); - rozpoczęcie pracy organizacyjnej (w zależności od stopnia poparcia udzielonego przez miejscową ludność) poprzez utworzenie terenowej komórki Straży Mazurskiej, jako samoobrony przed ewentualnymi napadami Niemców na polskie wiece i zebrania, oraz stowarzyszeń sokolich, sportowych, skautingu, wszelkiego rodzaju związków i towarzystw ekonomicznych, rolniczych, artystycznych itp.

Organizacje te w pierwszej fazie istnienia miały spełniać swe podstawowe funkcje, wynikające z oficjalnego statutowego charakteru działalności. Następnie, w dalszej perspektywie, stopniowo, powoli i z ostrożnością planowano wpajanie uczuć narodowych, pojęć wojskowych, organizacji wojskowej itp.; - osobista kontrola nad działalnością podległych okręgów i obwodów; - nadzór nad pracą agitatorów; - sporządzanie i przesyłanie do NKSM cotygodniowych raportów ze swej działalności. Ponadto komendanci powiatowi zobligowani byli do zachowania daleko posuniętej ostrożności, będącej konsekwencją pracy konspiracyjnej. Wszelkie listy ewidencyjne należało redagować z najdalej posuniętą ostrożnością i operując pseudonimami. Żadnych list z nazwiskami i adresami nie wolno było przechowywać na terenie powiatu. Według tajnej instrukcji, opracowanej przez NKSM dla komendantów powiatowych, ukrytą myślą i głównym celem ich działalności miało być dążenie do utworzenia organizacji wojskowej mogącej wystąpić zbrojnie przeciwko Niemcom. Po przejęciu przez Polskę władzy nad terenami plebiscytowymi członkowie Straży Mazurskiej mieli stanowić kadry dla przyszłej polskiej policji na tych terenach. Jednym z najważniejszych zadań stojących przed Oddziałem 1 było przygotowanie polskich kandydatów do organizowanej w tym czasie policji plebiscytowej (Sicherheitswehry). Była to formacja utworzona na podstawie postanowień Komisji Międzysojuszniczej w Kwidzynie, w skład której mieli wejść zarówno Polacy, jak i Niemcy. Ze zlikwidowanej przez władze koalicyjne niemieckiej Straży Granicznej i Straży Bezpieczeństwa w policji plebiscytowej mieli pozostać tylko ci, którzy posiadali prawo głosowania. W maju 1920 r. w okręgu kwidzyńskim na 1,3 tys. funkcjonariuszy przyjęto ponad czterystu Polaków, w tym czternastu oficerów.

W okręgu olsztyńskim dowództwo Straży Mazurskiej planowało zgłoszenie do policji plebiscytowej około 2 tys. Polaków. NKSM zwracała się do kierowników powiatowych z apelem o podjęcie energicznej akcji w celu werbowania do niej polskich kandydatów. Rekrutacja nie przynosiła jednak zadowalających rezultatów. Do 24 maja Polacy dysponowali zaledwie około tysiącem osób. Nie uzgodniono jeszcze wówczas liczby Polaków, którzy mieliby być włączeni do oddziałów policji plebiscytowej. Brytyjczycy, mający w tej sprawie decydujące słowo, twierdzili, że Polacy mieliby zastąpić tylko tych funkcjonariuszy, którzy nie pochodzili z terenów plebiscytowych i nie posiadali prawa do głosowania. Polacy domagali się możliwości obsadzenia 50% etatów. Komendant naczelny Straży Mazurskiej przywiązywał dużą wagę do udziału i liczby polskich policjantów w Sicherheitswehrze. Uważał, że w dniu głosowania ich obecność może mieć duże znaczenie psychologiczne i przyczynić się do przeciągnięcia na polską stronę chwiejne i niezdecydowane dotąd elementy, jak również do lepszego zabezpieczenia polskich wieców. W dniach 22 -23 czerwca w Olsztynie odbył się pobór polskich kandydatów do policji plebiscytowej.

Z 1608 zwerbowanych do tego czasu kandydatów stawiło się około 80%. Tendencyjnie niekorzystne warunki postawione Polakom przez komisję rekrutacyjną spowodowały przyjęcie spośród tej liczby zaledwie trzydziestu sześciu osób. Nie przyjęto również grupy polskich oficerów, oddelegowanych m.in. przez Dowództwo Okręgu Generalnego (DOGen.) Pomorze i DOGen. Poznań. Protesty polskich przedstawicieli nie odniosły żadnych rezultatów. Polacy przyjęci do służby w Sicherheitswehrze, wstąpienie do niej uzależnili od oddania ich pod komendę oficerów Polaków. Gdy to nie nastąpiło, cała trzydziestosześcio osobowa grupka zrezygnowała ze służby. W czerwcu 1920 r. przygotowania kandydatów do służby w polskiej części policji plebiscytowej były zadaniem priorytetowym dla NKSM. Suma wydatków, które pochłonęły, stanowiła ponad 70% całości miesięcznego budżetu Straży' Mazurskiej. Pieniądze te w głównej mierze wydatkowano na wypłaty dla kandydatów do Sicherheitswehry (po 150 marek niemieckich na osobę). Działania te zakończyły się dla strony polskiej zupełnym fiaskiem przede wszystkim z powodu niechętnej Polakom postawie przedstawicieli brytyjskich z Komisji Międzysojuszniczej. 
Najbardziej zakonspirowanym oddziałem Naczelnej Komendy Straży Mazurskiej był Oddział II - wywiadowczy. Prowadził on działania wywiadowcze na terenie całych Prus Wschodnich, ze szczególnym uwzględnieniem terenów oraz spraw związanych z plebiscytem. Oddział II posiadał identyczną strukturę organizacyjną i terenową jak Oddział I. Jego komendantem został ppor. Stanisław Zakrzewski (pseudonim Skiba), formalnie będący urzędnikiem Konsulatu Generalnego RP w Olsztynie. Ppor. Zakrzewski objął funkcję kierownika Oddziału w połowie marca 1920 r. W tym czasie dysponował w terenie zaledwie jednym wywiadowcą zawodowym i „kilkoma zaufanymi ludźmi”. Siedzibą Oddziału II został Olsztyn. Z powodu ścisłej konspiracji ppor. Zakrzewski ograniczał się do rzadkich kontaktów z Komendą Naczelną. Utrzymywał łączność przede wszystkim z ppor. Niemierskim i zachowywał drogę służbową w kontaktach z Ministerstwem Spraw Wojskowych (MSWojsk). Całą pracę prowadził własnym aparatem wywiadowczym. Poza ppor. Zakrzewskim skład ścisłego kierownictwa Oddziału IINKSM przedstawiał się następująco: kierownik grupy Wschód - ppor. Karol Zalewski, kierownik grupy Zachód - ppor. Konrad Frost oraz tzw. objazdowi, zapewniający łączność kierownikom grup z terenem: objazdowy grupy Wschód - sierż. Piotr Czajor, objazdowy grupy Zachód - Franciszek Six. Oddział II NKSM miał problemy z obsadą personalną stanowisk kierowników powiatowych, gdyż-jak pisał w jednym z raportów kierownik oddziału ppor. Zakrzewski - brakowało po prostu zaufanych ludzi rekrutujących się spośród miejscowych, którzy posiadaliby elementarne umiejętności prowadzenia pracy konspiracyjnej.

Praca Oddziału II opierała się przede wszystkim na kierownikach powiatowych. Do ich podstawowych obowiązków należał werbunek agentów i konfidentów (prawie wyłącznie płatnych, co wymuszało jak największą ostrożność w ich doborze), korygowanie ich pracy oraz doskonałe rozeznanie w sytuacji panującej na podległym terenie. W czerwcu 1920 r. na liście płac Oddziału II NKSM znajdowało się piętnastu wywiadowców. Według odgórnych wytycznych NKSM kierownicy powiatowi Oddziału II zobowiązani byli w swych raportach umieszczać informacje w kwestionariuszu, który obejmował następujące zagadnienia 1.Polityczne: Jakie partie istnieją na terenie powiatu? Liczba członków. Z jakich grup społecznych pochodzą? Kto stoi na czele partii? Skąd biorą fundusze? Czy mają pomoc finansową spoza powiatu? Jakimi sumami rozporządzają? Gdzie się zbierają? Terminy zebrań. Krótkie opisy przebiegu zebrań. Stosunek poszczególnych partii do plebiscytu i do Polaków. Czy partie te prowadzą agitację plebiscytową? Czy mają na to specjalne fundusze? Skąd? Udział osób urzędowych w życiu w życiu partyjnym, politycznym i agitacji plebiscytowej. 2. Wojskowe: Jakie organizacje wojskowe istnieją w powiecie (jawne i konspiracyjne)? Siła liczebna i dyslokacja poszczególnych oddziałów. Kto nimi dowodzi? Rodzaj uzbrojenia, składy broni i amunicji oraz ich liczba. Udział w organizacjach militarnych ludności spoza terenu plebiscytowego oraz osób urzędowych. Sposoby finansowania organizacji paramilitarnych. Stosunek władz wojskowych i policyjnych do plebiscytu i do ludności polskiej. Nadużycia władz i organizacji militarnych. Gwałty dokonywane przez nie na ludności polskiej. 3. Ekonomiczne i społeczne: Związki ekonomiczne i organizacje społeczne. Związki sportowe, gimnastyczne, śpiewacze. Liczba bezrobotnych. Opieka państwowa nad bezrobotnymi, inwalidami, wdowami i sierotami. 4. Aprowizacja Szmugiel i kontrola nad nim. Udział w szmuglu osób urzędowych. 5. Propaganda: Środki stosowane przez niemiecką propagandę plebiscytową i antypolską. Fundusze pieniężne przeznaczone na ten cel. Udział osób urzędowych w antypolskiej propagandzie i agitacji. Stan uświadomienia narodowego miejscowej ludności. Czy są oznaki niezadowolenia miejscowej ludności z władz i jakie są jego przyczyny. Działalność polskich komitetów plebiscytowych w terenie. Czy są przypadki niezadowolenia z powodu działalności członków tychże komitetów. Przyczyny niezadowolenia. 6. Koalicja: Stosunek oficerów koalicji do miejscowej ludności i plebiscytu. Czy posiadają oni wystarczający autorytet i możliwości przeciwdziałania terroryzowaniu ludności polskiej przez przedstawicieli władzy niemieckiej? Czy interweniują w takich wypadkach? 7. Służba wywiadowcza: Kto prowadzi działania wywiadowcze i z czyjego polecenia? Nazwiska agentów. 8. Inne: Inne spostrzeżenia nieobjęte kwestionariuszem.

Stałą łączność Oddziału II NKSM z Wydziałem Plebiscytowym Oddziału II Sztabu MSWojsk. zapewniał Konsulat Generalny RP w Olsztynie za pośrednictwem wicekonsulów Woronieckiego i Laszewskiego. Dzięki nim kurierzy NKSM poruszali się pomiędzy' Warszawą a Olsztynem zaopatrzeni w listy kurierskie Konsulatu Generalnego. Oddział II posiadał agentów i informatorów w niemieckich jednostkach wojskowych, organizacjach paramilitarnych, partiach politycznych, a także w alianckiej Komisji Międzysojuszniczej. Zbierał informacje nie tylko o niemieckich przygotowaniach wojskowych na pograniczu, transportach broni, amunicji itp., lecz także o stosunkach panujących w Komisji Międzysojuszniczej i w niemieckich organizacjach oraz komitetach plebiscytowych. Z tych ostatnich informacji korzystały również polskie komitety plebiscytowe, w których zresztą Oddział II także posiadał informatorów. O panujących tam stosunkach informował NKSM m.in. pochodzący z Olsztyna adwokat Józef Czodrowski. Był on aktywnym pracownikiem Komitetu Mazurskiego w Olsztynie i redaktorem „Gazety Olsztyńskiej”, a jednocześnie zdemobilizowanym ppor. WP i kierownikiem powiatowym Straży Mazurskiej. Oddział II prowadził także wywiad głęboki. Organizował go przede wszystkim dr Antoni Łangowski, będący jednocześnie szefem Oddziału III NKSM. Informacje wywiadowcze zdobywał on za pośrednictwem członków wschodnio-pruskiej USPD w znacznej części sympatyzującej z Polakami, a także poprzez swych agentów m.in. umieszczonych w Królewcu. Agenci donosili o rozmieszczeniu oraz ruchach oddziałów niemieckich, ich uzbrojeniu, podawali nazwiska dowódców, informowali o umiejscowieniu lotnisk, częstotliwości i kierunkach lotów samolotów oraz o sposobach ukrywania lotnictwa przed członkami Komisji Międzysojuszniczej. 
Raporty dotyczące Reichswehry zawierały m.in. załączniki w postaci tajnych rozkazów dziennych, nawet na szczeblu brygady. Zakres i rodzaj zdobywanych przez wywiad NKSM informacji oraz dokumentów dowodzi, że jej działania nie ograniczały się tylko do zewnętrznej obserwacji jednostek i obiektów wojskowych. Oddział II Straży Mazurskiej z pewnością miał tam płatnych informatorów lub umieszczał własnych agentów. NKSM posiadała także dokładne informacje na temat niemieckiej policji i straży granicznej, które utworzyły własne komórki wywiadowcze skierowane przeciwko Polsce. Znała często dokładnie obsadę osobową tych komórek, a nawet personalia agentów wysyłanych przez nie do pracy w terenie. Informatorzy Straży Mazurskiej działali także w Centrali Heimatdienstu w Olsztynie, skąd strona polska uzyskiwała cenne dokumenty dotyczące plebiscytu. W kwietniu 1920 r. jednemu z pracowników NKSM - niejakiemu Derkowskiemu - udało się, na polecenie ppor. Niemierskiego, otrzymać posadę w brytyjskim przedstawicielstwie dyplomatycznym w Olsztynie. Wkrótce jednak został on przeniesiony do Królewca na stanowisko kierownika brytyjskiego biura paszportowego. Dzięki niemu Oddział II uzyskiwał informacje z brytyjskich kręgów dyplomatycznych i jednocześnie spisy osób przyjeżdżających do Prus przez Królewiec. W marcu 1920 r. Oddział II Straży Mazurskiej nawiązał bliskie kontakty z niektórymi spośród francuskich i włoskich oficerów wojsk Koalicji Międzysojuszniczej stacjonujących w Prusach Wschodnich, m.in. z oficerem kontrolującym przy magistracie olsztyńskim - mjr Brun, prokuratorem Komisji Międzysojuszniczej - Fontagne oraz z nieznanym z nazwiska włoskim pułkownikiem z Ełku, którzy zwrócili się do Polaków z prośbą o pomoc w ich pracach wywiadowczych. 
Na skutek sugestii mjr. Brun ppor. Niemierski postanowił założyć w Królewcu współpracującą z Francuzami ekspozyturę wywiadowczą. Informacje zdobyte przez Polaków były przekazywane Francuzom i jednocześnie wysyłane do Warszawy. Ekspozytura ta miała być finansowana przez działdowską placówkę Oddziału II. Dzięki tym kontaktom NKSM miała możliwość przesyłania do Warszawy odpisów tajnych raportów ministra pełnomocnego i przewodniczącego Komisji Międzysojuszniczej - Brytyjczyka Ernesta Rennie, zanim raporty oryginalne dotarły do Rady Ambasadorów w Paryżu, a także przewożenia bez kontroli granicznej akt, pieniędzy, szkieł artyleryjskich itp., zakupionych przez Oddział ll.

Bardzo ważnym sprzymierzeńcem Straży Mazurskiej stała się także znaczna część członków wschodnio-pruskiej USPD, wyrażających gotowość do poparcia polskiej akcji plebiscytowej. Według jednego z raportów prasowych NKSM przyczyną zbliżenia się „niezależnych socjalistów” do Polaków była ich obawa przed stale wzrastającą silą nacjonalistycznych organizacji niemieckich (takich jak Masuren- und Ermlanderbund, Heimatbund itp.) na terenach plebiscytowych, które zagrażały egzystencji tej partii w Prusach Wschodnich. Stanowisko to nie spotkało się z poparciem władz prowincjonalnych (z Królewca) i naczelnych partii, które deklarowały bojkot plebiscytu. W zamian za poparcie akcji plebiscytowej „niezależni socjaliści” domagali się, w wypadku wygranej przez stronę polską, uchwalenia przez polski parlament ich postulatów socjalnych. Partia ta deklarowała, że na terenie plebiscytowym może liczyć na 45-tys. poparcie. Kierownictwo NKSM uznawało tę liczbę za mocno przesadzoną. Na pośrednika w rokowaniach z władzami polskimi USPD-owcy wybrali początkowo przedstawiciela byłych Rad Ludowych - dr. Stanisława Wilemskiego, ponieważ bezpośrednią współpracę z kierownictwem Komitetu Mazurskiego, będącego oficjalnym przedstawicielem polskich interesów plebiscytowych, uznali za niemożliwą. W drugiej połowie kwietnia dr Wilemski skontaktował ich przedstawicieli - Jacobiego i Szepfera - z ppor. Niemierskim. Niemierski po wysłuchaniu postulatów zapewnił, że rząd polski zgodzi się na przedłożone warunki i tłumacząc się brakiem kompetencji, odesłał ich do konsulatu polskiego w Olsztynie w celu umożliwienia wyjazdu delegacji niezależnych socjalistów do Warszawy. W maju ośmioosobowa reprezentacja USPD przebywała w Polsce i odniosła pozytywne wrażenie na temat położenia polskich robotników.

Współpraca niezależnych socjalistów ze Strażą Mazurską zaczęła się rozwijać w kwietniu 1920 r. Dotyczyła ona poszczególnych, lokalnych komórek tej partii, a nawet pojedynczych jej członków. M.in. w Wielbarku lokalna USPD zaproponowała członkom SM (przede wszystkim Lotnych Oddziałów Bojowych) wstępowanie do ich partii w zamian za obronę polskich wieców. Straż Mazurska, ze względów taktycznych, przeciwna była gremialnemu wstępowaniu członków swej organizacji do USPD, jednak aby nie zrazić do siebie socjalistów, zezwalała na to pojedynczym osobom. W Malborku kierownictwo Straży Mazurskiej postanowiło utworzyć placówkę polityczno-prasową w celu pozyskania wpływów wśród tamtejszych socjalistów, i służącą jednocześnie do celów wywiadowczych. Według raportu NKSM z kwietnia 1920 r. miało dojść do nieoficjalnego porozumienia pomiędzy' ppor. Niemierskim a przywódcą niezależnych socjalistów w Prusach Wschodnich - Heidemannem. Owocem tego porozumienia, wynegocjowanego za pośrednictwem wysłanego w tym celu do Królewca dr. Langowskiego, miało być uzyskanie przez Polaków wpływów na redakcję organu niezależnych socjalistów „Volksstimme” oraz zdobycie nowego, stałego źródła informacji o sytuacji politycznej w Niemczech. W zamian za to strona polska miała się zobowiązać do odbioru 4000 egzemplarzy „Volksstimme” kosztem 4 tys. marek niemieckich miesięcznie. Postępowanie Heidemanna w kontaktach z przedstawicielami Straży Mazurskiej może się wydawać bardzo kontrowersyjne, gdyż w jednej z publicznych wypowiedzi nazwał Polskę „żandarmem Ententy” i stwierdził, że jest ona przeszkodą w rozwoju socjalizmu. 9 czerwca w lokalu Hindenburgshöhe w Olsztynie doszło do burzliwego zebrania niezależnych socjalistów, w którym miało uczestniczyć 6-7 tys. ludzi. Zostało ono zwołane na żądanie przybyłego z Królewca przedstawiciela tej partii - F. Propelscha, który według polskich wywiadowców miał być jednocześnie agentem Heimatdienstu. Zwolennicy współpracy z Polakami, z przywódcą olsztyńskiej USPD - Karlem Kaczyńskim na czele, obawiali się pogromu ze strony Heimatdienstu. Na ich prośbę na spotkanie przybyło stu trzydziestu bojówkarzy Straży Mazurskiej, mających stanowić gwarancję bezpieczeństwa dla propolsko nastawionych „niezależnych”. Propelsch ostro skrytykował postępowanie Kaczyńskiego, zarzucając mu zdradę interesów partii za polskie pieniądze. Zwolennikom Polski oświadczył, że w nocy z 11 na 12 lipca (tzn. po plebiscycie) odchodzi polski pociąg ewakuacyjny do Warszawy i radził, „ażeby tego pociągu nie przegapili, albowiem pojedzie tylko jeden”. Przemówienia poszczególnych osób były przez cały czas trwania zebrania zagłuszane okrzykami strony przeciwnej”.

W ostatnich dniach przed plebiscytem Oddziałowi II SM udało się pozyskać do współpracy kierownika urzędu żywnościowego w Olsztynie, niejakiego Suturowskiego, który dostarczył dokumenty obciążające kierownika niemieckiej akcji plebiscytowej w okręgu olsztyńskim - Maxa Worgitzkiego. Wynikało z nich, że Worgitzki jako olsztyński radny miejski nadużywał mandatu do spekulacji deficytowymi wówczas towarami, jakimi były mięso i tłuszcz. Dla nadania sprawie rozgłosu, jak również zamaskowania prawdziwych autorów tej kampanii, całą akcję przeprowadził przedstawiciel „niezależnych” - Matchy, atakując Worgitzkiego z urzędu -jako radny miejski. Na dwa dni przed plebiscytem w Olsztynie ukazały się odezwy redagowane przez Oddział II i drukowane przez „niezależnych” w Królewcu pod tytułem: „Worgitzki als Schieber aufklärt”. W akcji tej mieli uczestniczyć wspólnie z „niezależnymi” także burmistrz koalicyjny - francuski mjr Brun i koalicyjny prokurator Fontange, którzy już wcześniej podejmowali współpracę z Oddziałem II Straży Mazurskiej. Worgitzki postawione mu zarzuty wyjaśniał jako polską prowokację w ramach propagandy plebiscytowej.

Afera związana z korupcyjną działalnością przywódcy Związku Mazurów i Warmiaków została wykorzystana przez Oddział II zbyt późno. Informacje o niej nie zdążyły dotrzeć przed plebiscytem do większego kręgu zainteresowanych i znacząco wpłynąć na jego wyniki. W dalszej jednak perspektywie miała podważyć zaufanie ludności okręgu olsztyńskiego do przywódcy skrajnie nacjonalistycznej i antypolskiej organizacji. Suturowski w obawie przed zemstą Niemców został wywieziony przez Oddział II na terytorium Polski. Współpraca NKSM z „niezależnymi”, jak pokazały wyniki plebiscytu, nie miała większego znaczenia dla sprawy polskiej. Miała ona przede wszystkim charakter nieoficjalny i występowała bardziej w wymiarze lokalnym. Wśród „niezależnych socjalistów” dochodziło zresztą do ostrych konfliktów na tle współpracy z Polakami. Część członków wschodnio-pruskiej USPD przyłączała się nawet do antypolskich organizacji, np. w Malborku czy Olsztynie. Ruch socjalistyczny nie odgrywał zresztą zbyt dużej roli w Prusach Wschodnich, które posiadały stosunkowo nieliczne i niewielkie ośrodki miejskie i gdzie zdecydowanie przeważała ludność rolnicza. Oddziałowi II kontakty te przyniosły korzyści w postaci zdobytych informacji i dalszej rozbudowy sieci agenturalnej. Dokładną skalę tego zagadnienia trudno jednak ocenić z powodu braku bazy źródłowej. Oddział II NKSM zdobywał informacje nie tylko na potrzeby polskiej akcji plebiscytowej. W 1920 r. był najważniejszym ogniwem w systemie polskiego wywiadu na kierunku Prus Wschodnich.

Pod pozorem prowadzenia akcji plebiscytowej agenci NKSM mieli możliwość poruszania się po terenie plebiscytowym i zdobywania informacji czysto wojskowych, w czym odnosili niewątpliwe sukcesy. Szefem Oddziału III NKSM - polityczno-prasowego - został rotmistrz Stanisław Michalski (ps. „Sase”), a następnie dr Antoni Langowski. Oddział ten składał się z trzech biur: prasowego, politycznego i informacyjnego. Jego zadaniem było przygotowywanie cotygodniowych obszernych raportów dla Biura Plebiscytowego Oddziału II. Największy nacisk w pracach Oddziału III kładziono na dokładny przegląd prasy polskiej i niemieckiej. Śledzono zasadnicze kierunki poszczególnych dzienników i zachodzące w nich zmiany. Zbierano informacje o ich redaktorach i współpracownikach, wielkości nakładu oraz o tym, do jakich środowisk trafiały. Poza przeglądem prasy Oddział III zbierał informacje o niemieckich partiach politycznych i administracji, jak również o nastrojach wśród miejscowej ludności. Referaty polityczne NKSM w bardzo negatywnym świetle przedstawiały także pracę polskich komitetów plebiscytowych i Mazurskiego Związku Ludowego. Krytykowały zwłaszcza konflikty mające miejsce w polskim obozie i łatwe możliwości jego infiltracji przez niemieckich agentów. Znaczenie Oddziału III NKSM w stosunku do innych komórek tej organizacji było stosunkowo niewielkie, co uwidaczniało się m.in. w zestawieniu budżetu wydatków. Przykładowo w czerwcu 1920 r. Oddział III otrzymał 9,7 tys. marek niemieckich, podczas gdy Oddział I - 91 tys., a Oddział II - 23 950 marek.

Za Oddział IV NKSM - obrony wieców - uważano Lotne Oddziały Bojowe Straży Mazurskiej (LOB), nazywane również bojówkami. Utworzono je 1 marca 1920 r. Powstanie bojówek uzasadniano przede wszystkim zamiarem przeciwstawienia się czynnym wystąpieniom bojówek niemieckich oraz osłoną pracy agitacyjnej komitetów Mazurskiego i Warmińskiego. Początkowo dowodził nimi, zajmując się także werbunkiem, kierownik Straży Mazurskiej powiatu olsztyńskiego - Jan Jabłoński. Od 10 kwietnia 1920 r. kierownictwo nad LOB objął ppor. Tadeusz Skinder - adiutant komendanta naczelnego Straży Mazurskiej. Ludzi do bojówek rekrutowano na zasadzie opinii i wniosków Mazurskiego i Warmińskiego Komitetu Plebiscytowego oraz Biura Statystycznego przy Konsulacie Rzeczypospolitej Polskiej w Olsztynie. Często do LOB należeli także członkowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. W końcu kwietnia 1920 r. najsilniejszy oddział LOB znajdował się w Olsztynie. Liczył on w tym czasie stu dziewiętnastu ludzi. Poza Olsztynem dwudziestu członków LOB znajdowało się w Biskupcu Reszelskim. Brakuje dokładniejszych danych co do liczebności tychże oddziałów w innych miejscowościach. 
Wynagrodzenie miesięczne bojówkarzy wynosiło 900 marek niemieckich, które płacono z góry w dwóch terminach: po 450 marek 1 i 15 każdego miesiąca. Była to suma uważana za stosunkowo dużą, jak na tamtejsze warunki. Istnienie i prawdziwy charakter nowo kreowanej organizacji starano się zachować w konspiracji. Bojówki przedstawiano jako samoistnie powstałe siły, tworzone i kierowane przez ludzi miejscowego pochodzenia. Jednakże w kwietniu 1920 r. w ręce Niemców dostała się teczka z dokumentami dotyczącymi Straży Mazurskiej, dzięki którym wywiad niemiecki posiadał nawet wykaz imienny członków LOB. O działalności tzw. Bojówek Polskich i o ich powiązaniach z polskimi czynnikami wojskowymi zaczęły szeroko rozpisywać się niemieckie gazety plebiscytowe. Do końca kwietnia bojówka olsztyńska wzięła udział w obronie następujących polskich wieców: w Barczewie, Dajtkach, Biskupcu oraz Giżycku. Wszędzie jednak natrafiała na doskonale zorganizowane i uzbrojone w kije, granaty ręczne, rewolwery, a nawet karabiny, bojówki niemieckie. Wszędzie tam bojówkarze LOB ponosili porażki - zostawali przez Niemców unieszkodliwieni i często dotkliwie poobijani.

Na polskim wiecu w Biskupcu wraz z Polakami pobity został także znajdujący się tam francuski kapitan Sain-Semin. Niemierski w raporcie z 23 kwietnia 1920 r. do Wydziału Plebiscytowego Oddziału II tak oto przedstawił przebieg polskiego wiecu w Giżycku i udział w jego „obronie” olsztyńskiej bojówki: „W dniu 17IV, na który to dzień był wiec zwołany, powrócił do Lecu mjr. Mac - Way. Interpelowany przez Niemców, którzy już się dowiedzieli o przyjeździe sześćdziesięciu ludzi naszej bojówki -jakoby dla zakłócenia porządku w mieście - zwrócił się do p. Herza z żądaniem, by sprowadzonych ludzi rozpuścił. P. Herz temu zadość uczynił i polecił ludziom moim rozejść się, co też ci wobec groźnej postawy Niemców, skwapliwie uczynili, chowając się w tylnych ubikacjach «domu wiecowego». Na sali zebrali się przedstawiciele K.M. [Komitetu Mazurskiego-A. S.] - jako mówcy i bojówki niemieckie, jak twierdzi p. Herz, w sile 1000 ludzi jako słuchacze. Do przemówienia w jęz. polskim nie dopuszczono, a na przemówienie p. Lejka, wygłoszone w jęz. niem. odpowiedzieli słuchacze gwizdaniem i atakiem na prezydjum. Wiec rozbito, mówców okaleczono i zelżono. «Bojowcy» nasi, korzystając z pierwszej nadarzającej się sposobności, rozpierzchli się i różnemi drogami powrócili do Olsztyna”. W drodze powrotnej z Giżycka, w miejscowości Konopki Wielkie, trzech olsztyńskich „bojówkarzy” Edwarda Lengowskiego, Alberta Franka i Jana Kryksa spotkała niemiła przygoda. Dali się oni zastraszyć i sterroryzować jednemu niemieckiemu pomocnikowi żandarma o nazwisku Pudwig. Policjant ten aresztował ich, zabrał pistolet Kryksie, pobił Franka, a od każdego z nich wymusił podpisy, że w czasie plebiscytu oddadzą swe głosy za Niemcami.

Na Mazurach najsilniejsze i stosunkowo najlepiej zorganizowane bojówki LOB znajdowały się na terenie powiatu szczycieńskiego. Organizował je i kierował nimi Władysław Tijan. Bojówki szczycieńskie działały nie tylko na własnym terenie - podobno miały także robić wypady na teren powiatu nidzickiego. W celu szybszego przemieszczania się w terenie używały samochodów i rowerów. Nieznana jest ich liczebność. Ppor. Skinder ogólnie bardzo negatywnie oceniał działalność i jakość podległych mu bojówek. Zarzucał członkom LOB brak ideowości. Twierdził, że wielu z nich do pracy pociągnęła przede wszystkim chęć stosunkowo łatwego zarobku i za swój jedyny obowiązek uważali odbieranie należnej im gaży. W LOB znajdowali się także ludzie starzy, w żadnym wypadku nienadający się do tej pracy. Nic dobrego ppor. Skinder nie mógł powiedzieć również o pracy dowódców plutonów.

22 kwietnia 1920 r. odbyła się odprawa NKSM, w trakcie której zapadła decyzja o rozwiązaniu LOB. Postanowiono jednak przeprowadzić ścisłą ewidencję członków oddziałów w celu ewentualnego późniejszego skierowania ich do obozów szkoleniowych, które planowano stworzyć na terenie Polski. Naczelna Komenda Straży Mazurskiej podała następujące powody rozwiązania bojówek LOB: „1. Służyli oni głównie dla ochrony Komitetu Mazurskiego (ten zaś zresztą, wobec panujących tu warunków, zawiesił swoją działalność agitacyjną na czas nieograniczony), 2. Wysoka gaża a mała stosunkowo robota, 3. Ciągłe porażki demoralizujące ludzi”. Ppor. Niemierski zwracał także uwagę na znaczną przewagę liczebną bojówek niemieckich nad polskimi, co wykluczało możliwość skutecznego przeciwstawiania się im - zwłaszcza na Mazurach. Projekt całkowitego rozwiązania LOB nie został jednak zrealizowany. Powodem tego było to, że (jak stwierdził w liście ppor. Skinder): „1) ludzie wstępując do LOB porzucali zajmowane dotąd miejsca zarobkowe, po rozwiązaniu zaś bojówek, w większości wypadków natrafiali na poważne trudności w otrzymaniu posad, 2) warunek postawiony im przez nas, że z chwilą otwarcia obozów i utworzenia polskiej Straży Bezpieczeństwa, będą natychmiast do tychże użyci, krępuje bardzo i uniemożliwia wprost angażowanie się do jakiejkolwiek bądź roboty zarobkowej - pozostawiając tych ludzi, do czasu zużytkowania czy to w Straży bezpieczeństwa, czy w obozach, w trudnym położeniu finansowym’'. Tak więc członkowie LOB otrzymywali w dalszym ciągu żołd i pozostali na swych etatach. NKSM przeprowadziła ich weryfikację. Na stan stu trzydziestu pięciu ludzi z 10 maja 1920 r. do polskiej Straży Bezpieczeństwa postanowiono przeznaczyć stu dwudziestu dziewięciu. Pozostali, w liczbie sześciu, jako nienadających się do Straży (ze względu na wiek, nieodbycie służby wojskowej, itp.) mieli być używani do prac pomocniczych w Straży Mazurskiej. Poza oddziałami lotnymi złożonymi wyłącznie z miejscowych, w powiecie olsztyńskim istniały także oddziały składające się z ludzi przybyłych z Poznańskiego. Oddziały te były używane do zadań specjalnych w wyjątkowo trudnych okolicznościach i podlegały bezpośrednio rozkazom komendanta okręgu NKSM. 
17 maja 1920 r. w Warszawie odbyło się spotkanie por. Gołębiowskiego z prezesem Warmińskiego Komitetu Plebiscytowego w Kwidzynie - ks. Antonim Ludwiczakiem. W rezultacie tego spotkania zapadła decyzja o utworzeniu polskich bojówek na terenie Powiśla. Miały one podlegać bezpośrednio rozkazom NKSM. Fundusze na ten cel Komitet Warmiński zobowiązał się w całości przekazywać za pośrednictwem Banku Ludowego w Kwidzynie i na nazwisko Jana Niemierskiego. Na początku czerwca ks. Ludwiczak wycofał się z powyższego zobowiązania, oświadczając, że władze Międzysojuszniczej Komisji Alianckiej przyrzekły mu pomoc i ochronę wszelkiej akcji agitacyjnej, w związku z czym bojówki nie są już potrzebne. Według informacji uzyskanych przez NKSM ks. Ludwiczak tworzył na terenie powiatów nadwiślańskich podległe mu i niezależne od kierownictwa Straży Mazurskiej bojówki przy współpracy z bliżej nieznanym kapitanem z Poznańskiego. Na komendanta powiślańskich bojówek por. Niemierski wyznaczył Kowalkowskiego - pochodzącego z Malborka oficera WP, byłego oficera niemieckiego. Siedzibą dowództwa LOB z Powiśla został Kwidzyn. W czerwcu liczebność LOB w powiecie sztumskim przekraczała dwieście osób. Zostały one podzielone na siedem „sotni”. Każda z nich otrzymała swój kryptonim. Najliczniejsza „sotnia” znajdowała się w Sztumie i liczyła do osiemdziesięciu członków. Podstawowym uzbrojeniem polskich bojówkarzy z Powiśla były tzw. laski plebiscytowe - czyli grube kije. „Sotnie” posiadały także granaty ręczne, pistolety, karabiny, a nawet kilka sztuk lekkich karabinów maszynowych” .

LOB mogły się pochwalić kilkoma znaczącymi sukcesami na Powiślu: m.in. 24 maja w czasie wiecu w Kwidzynie doszło do starcia z bojówką niemiecką, którą rozpędzono (w czasie tego zajścia Polacy użyli dwudziestoosobowego „oddziału” konnego). 3 lipca rozbito niemiecki wiec w Sztumie, a 4 lipca w Sztumskiej Wsi i Postolinie. Bojówki powiślańskie były wspomagane przez LOB z Olsztyna. 21 czerwca 1920 r. na zebraniu komendy NKSM w Sztumie zapadła decyzja o wprowadzeniu ostrego pogotowia dla miejscowych LOB w dniach 7-12 lipca 1920 r., co było oczywiście związane z przypadającym na 11 lipca plebiscytem. Część bojówek postanowiono w tych dniach przeznaczyć do ochrony polskich biur w Kwidzynie. 8 lipca 1920 r. NKSM poleciła wszystkich swoich członków skoszarowanych w Działdowie rozlokować wzdłuż granicy i w razie otrzymania wiadomości z terenów plebiscytowych o napaści Niemców na Polaków przekroczyć ją pod dowództwem oficerów z bronią w ręku. Regularne oddziały WP miały wkroczyć na tereny plebiscytowe dopiero w razie ewentualnego włączenia się do akcji oddziałów Reichswehry. Oddziały Straży Mazurskiej postawione w stan gotowości otrzymały zakaz występowania w polskich mundurach. W razie przystąpienia do akcji miały używać tylko kijów. Użycie broni dopuszczano w przypadku użycia jej przez bojówki niemieckie. Jednak w czasie plebiscytu nie doszło do użycia zmobilizowanych na pograniczu oddziałów.

11-12 lipca w Kwidzynie doszło do antypolskich rozruchów. 11 lipca o godz. 11 w nocy ludność niemiecka próbowała szturmować „Cassino” i „Resursę” - budynki zajmowane przez Warmiński Komitet Plebiscytowy. Ponieważ w pobliżu nie było żołnierzy wojsk koalicyjnych, oba budynki zostały obsadzone przez członków LOB. Zdecydowana postawa tych ludzi zmusiła Niemców do wycofania się, aż do nadejścia pomocy ze strony żołnierzy włoskich. Brakuje jakichkolwiek innych informacji na temat użycia bojówek w tych dniach przez władze NKSM. Działalność bojówek LOB zakończyła się wraz z działalnością NKSM w połowie lipca 1920 r. Przez ich szeregi przewinęło się kilkaset osób. LOB - przede wszystkim ze względu na małą liczebność- nie mogły zapewnić skutecznej ochrony polskiej pracy plebiscytowej ani przeciwstawić się licznym i dobrze zorganizowanym bojówkom niemieckim.

Kierownictwo NKSM zarzucało często członkom LOB brak patriotycznego zaangażowania, tchórzostwo oraz materialistyczne podejście do nałożonych nań obowiązków (dotyczyło to zwłaszcza Warmii i Mazur). Niemniej jednak kilkakrotnie polskie bojówki odniosły zwycięstwo w konfrontacji z Niemcami. Ich obecność dodawała otuchy i zapewniała względne poczucie bezpieczeństwa osobom optującym za przyłączeniem terenów plebiscytowych do Polski na tych niewielu obszarach, gdzie LOB były w miarę możliwości równorzędnym przeciwnikiem dla bojówek niemieckich. Po przegranym plebiscycie wielu polskich działaczy, obawiając się niemieckich represji, postanowiło, wyemigrować do Polski. Znaczna część z nich zasiliła szeregi powstałego w lipcu 1920 r. ochotniczego pułku mazursko-warmińskiego. Został on utworzony na podstawie rozkazu ministra spraw wojskowych i składał się wyłącznie z żołnierzy pochodzących z terenów plebiscytowych. Jego dowódcą został kapitan Jan Niemierski. Pułk ten nie przetrwał jednak nawet do końca 1920 r.

W końcu lipca por. Gołębiowski w piśmie do NKSM nakazał wzmożenie działalności wywiadowczej na terenie Prus Wschodnich w celu głębszego poznania niemieckich zamiarów w związku ze zbliżaniem się wojsk sowieckich do granicy plebiscytowej. Jednak ze względu na szybkie postępy wojsk bolszewickich, 1 sierpnia kpt Niemierski otrzymał rozkaz podporządkowania się gen. Roji, dowódcy D.O.G. Pomorze, i zorganizowania grupy wywiadowczej działającej przeciw siłom nieprzyjaciela operującym na północ od rzeki Narwi oraz w klinie między Narwią a Bugiem. Ponadto kapitan Niemierski miał podjąć próbę utworzenia oddziałów partyzanckich na tyłach wojsk bolszewickich. W skład tej grupy weszli przede wszystkim członkowie Oddziału II NKSM. Jej dowódcą został kpt. Niemierski, a zastępcą- ppor. Zakrzewski. Na tyłach wojsk bolszewickich powstały m.in. trzy' lotne posterunki wywiadowcze, którymi kierowali pchor. Władysław Tyjan, sierż. Roman Szabłowski i ppor. Adam Ciołkosz. Grupa przesyłała do Oddziału II Sztabu w czasie bitwy warszawskiej meldunki wywiadowcze z okolic Mławy i Działdowa, zajętych wówczas przez wojska bolszewickie.

Likwidację Straży Mazurskiej rozpoczęto już 12 lipca 1920 r. W przededniu plebiscytu formalnie liczyła ona około 6 tys. członków, lecz jej faktyczna siła była nieproporcjonalnie mniejsza w stosunku do tej liczby. Straż Mazurska miała stanowić przeciwwagę dla niemieckich organizacji paramilitarnych, które za pomocą terroru paraliżowały polską działalność plebiscytową. Jednak te ostatnie skupiały w swych szeregach około 70 tys. stosunkowo dobrze uzbrojonych i doskonale zorganizowanych ludzi, a więc ponad dziesięć razy więcej aniżeli Straż Mazurska. W razie konfrontacji zbrojnej z niemieckimi organizacjami wojskowymi zostałaby szybko zduszona. Nie była realnym oparciem dla prac polskich komitetów plebiscytowych. Nie zapewniała także ochrony polskich wieców przed bojówkami niemieckimi. Utworzone w tym celu Lotne Oddziały Bojowe generalnie w niewielkim stopniu reagowały na wzmagający się terror niemiecki. Akcja prowadzona przez Straż Mazurską miała charakter bardziej polityczno-propagandowy niż bojowy. Jej główne ośrodki organizacyjne znajdowały się na Powiślu i Warmii. Natomiast bardzo słabo postępowała organizacja Straży na Mazurach, i to jedynie w zachodniej ich części. Najbardziej bojową postawę przybrała na kilka tygodni przed plebiscytem. Wiązało się to ze wzmożeniem działalności przez komitety plebiscytowe i napływem zdemobilizowanych z WP żołnierzy pochodzących z terenów plebiscytowych.

Prace prowadzone przez NKSM były ukrywane zarówno przed Niemcami, jak i Komisją Międzysojuszniczą. Mimo to Niemcy posiadali dużo dokładnych informacji na jej temat. Przyczyną tego stanu rzeczy', według por. Zakrzewskiego, był „brak elementu i młodego pokolenia wychowanego na zasadach POW” oraz „brak elementarnych pojęć o prowadzeniu pracy konspiracyjnej” wśród miejscowej ludności. Dotkliwym ciosem dla Straży Mazurskiej było przejście na stronę Niemców Jana Jabłońskiego - pierwszego dowódcy LOB i kierownika Straży w powiecie olsztyńskim. 
Polskie czynniki wojskowe nie pozostawały bezczynne wobec plebiscytów na Warmii i Mazurach. Jednak poczynione przez nie w tym celu przygotowania rozpoczęto zbyt późno, bez wyraźnie zarysowanego programu działania i niezbyt energicznie. Organizacja Straży Mazurskiej natrafiała na spore trudności w obsadzie stanowisk z powodu braku nadających się do pracy organizacyjnej i konspiracyjnej miejscowych Polaków. Dużym problemem były także zbyt szczupłe środki finansowe. Największe sukcesy NKSM odnosiła w pracach wywiadowczych. Dzięki nim strona polska dysponowała dokładnymi informacjami o niemieckich przygotowaniach plebiscytowych, liczebności organizacji paramilitarnych i koncentracji Reichswehry w Prusach Wschodnich.”

Adam Szymanowicz „Udział Oddziału II Sztabu Generalnego Ministerstwa Spraw Wojskowych w pracach plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku” Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 4, 515-530


Prusy jako Szwajcaria, czyli o różnorodności w Prusach słów kilka.


Tak, wiemy, terror i odwieczna germanizacja od wieków - jak głosi propaganda. 😎




No cóż, jednak rzeczywistość wyglądała nieco inaczej. Mimo, że Prusy był to kraj od zawsze inny tak kulturowo, jak i mentalnie dla przybyszy z Polski, to jednak w tym kraju potrafiono prawić kazania w języku ojczystym przybyszy i wydawać choćby po polsku katechizmy już w czasach księcia Albrechta.

A język? Ciekawe jak edukacja wyglądała w kraju, który owi imigranci zdecydowali się opuścić na zawsze ?

Nie było przecież systemu oświaty. W XVI wieku szkolnictwo znajdowało się jeszcze w powijakach. Pastor Hieronim Małecki w połowie XVI wieku pełnił funkcję rektora szkoły w Ełku. Źródła wymieniają również szkoły w Pasymiu (1569), Węgorzewie (1570) i Giżycku. Zaczątki szkół parafialnych istniały we wszystkich wsiach kościelnych. Już w 1587 roku powstała w Ełku szkoła prowincjalna dla dzieci polskojęzycznych, mająca na celu „nauczanie chłopców w językach łacińskim i polskim” i przygotowująca do studiów uniwersyteckich. W 1599 roku została przekształcona w szkołę książęcą - kolejną obok szkoły w Zalewie, przeznaczonej dla niemieckojęzycznych kandydatów na studia, oraz Tylży, gdzie kształcono kandydatów mówiących po litewsku. Książę Albrecht ufundował 24 stypendia teologiczne na uniwersytecie królewieckim, w tym 7 dla kandydatów polskojęzycznych, co stanowi dość pokaźny procent. Z ośmiu okręgów mazurskich wpisano w poczet studentów wyższych uczelni w latach 1544-1700 prawie 1200 osób.

Janusz Małłek „Poczta Królewiecka”


Obszar Prus stanowił teren wzajemnego styku i współistnienia różnych grup językowo-etnicznych i społeczności narodowych. Jeszcze w XIX w. istniała zarówno polsko-litewska, polsko-niemiecka jak i niemiecko-litewska granica językowa. Posiadała ona często nieostry przebieg. Występowały liczne wyspy językowe, a w poszczególnych rodzinach posługiwano się niekiedy różnymi językami. Mazury stanowiły swoiste pogranicze językowo-etniczne, które ukształtowało się w wyniku nawarstwiających się w ciągu całych stuleci fal osadnictwa z całej Europy o różnym zasięgu, charakterze i intensywności.



Jak widać w wieku XVIII i XIX nadal ta „szwajcarskość” funkcjonowała. Przełom XIX i XX wieku determinuje myślenie wielu, wsparte propagandą okresu międzywojennego i powojennego o owej słynnej germanizacji. Jednak nawet ten – oczywisty, jak by się zdawało – okres warto przemyśleć, gdyż obowiązkowa nauka języka urzędowego w państwowej szkole jest podstawą w każdym cywilizowanym kraju, w tym i w Polsce, no chyba, że... lepsze jest hodowanie rzeszy analfabetów, jak to miało miejsce u sąsiadów. Warto pamiętać że analfabetyzm w Prusach a nawet na ziemiach będących pod zaborem pruskim na przełomie XIX i XX wieku był już w totalnym odwrocie. Czyż nie warto zadać sobie trud, aby wyciągnąć wnioski z porównania tego stanu z liczbą analfabetów, jaka wyszła spod zaboru rosyjskiego i austriackiego? W czasie zaborów w Królestwie Polskim w 1860 roku analfabeci stanowili 79% ludności, a 18% umiało tylko czytać. Szkolnictwo elementarne rozwijało się w zaborze pruskim, a w zaborach rosyjskim i austriackim było w stanie regresu. W 1855 roku w Królestwie zaledwie 2818 uczniów uczyło się w gimnazjach. W 1914 na ziemiach polskich było: 57% analfabetów w zaborze rosyjskim, 40% w Galicji i tylko 5% w zaborze pruskim. To jednak niedopuszczalne i straszne że te szatańskie Prusy doprowadziły do niemal całkowitej likwidacji analfabetyzmu. 

A teraz już całkiem poważnie, jak widać pod jednym dachem potrafili żyć wspólnie przybysze z różnych krajów traktując owe Prusy jak swoją ojczyznę. Ta mozaika etniczna w której skład wchodzili Niemcy, Polacy i Litwini, Holendrzy, Czesi, Szkoci, Anglicy, Szwedzi, Szwajcarzy oraz (wprawdzie dość późno) Żydzi, funkcjonowała bez większych zgrzytów przez wiele stuleci. Przełom wieku XIX i XX oraz rodzący się w tym okresie demon nacjonalizmu po każdej ze stron skutecznie zniszczył ten odrębny i niepowtarzalny klimat.
Owe Prusy, te od „Wisły po Pregołę”, tak ich wschodnia jak i zachodnia część w minionych stuleciach były swego rodzaju „Szwajcarią”, gdzie potomkowie dawnych osadników przybyłych z bardzo różnych miejsc i środowisk współżyli przeważnie zgodnie i ugodowo. Jedynie lata dwudzieste i okres 1933-1945 kładą cień na tą zgodność i „szwajcarskość”, gdzie w sposób brutalny i bezpardonowy rugowano wszelkie odrębności.
Nie nacjonalistyczny unitaryzm, a idea różnorodnej „Szwajcarii Bałtyckiej” najbardziej pasuje do wielowiekowego obrazu Prus i tutejszego „ducha miejsca”. I tylko szkoda, że obecnie centralizm nadal zatruwa i tkwi w spętanych wizją państwa-monolitu umysłach. Warto też uderzyć się w pierś i zauważyć, że to co się działo i dzieje po dziś dzień od 45 roku, także wielkiej chwały naszemu społeczeństwu nie przynosi.



Opis na podstawie:
Andreas Kossert „Mazury zapomniane południe Prus Wschodnich”
Andrzej Sakson „Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy i Warmiacy – między polskością a niemieckością”

sobota, 1 czerwca 2019

Ring wolny Pasym-Szczytno, czyli o dawnych mordobiciach i konfliktach między miastami.

Niby dwa sąsiadujące urocze miasteczka, a okazuje się że potrafiono tam między sobą koty drzeć i to bardzo dosadnie. A o co? Oczywiście o piwo i inne napoje wyskokowe. ;)

Jak zapewne wiecie, Pasym otrzymał prawa miejskie w 1386 roku, a pobliskie Szczytno 337 lat później na mocy przywileju króla pruskiego Fryderyka Wilhelma w 1723 roku.

I jak tu się dziwić, że mieszczanie z Pasymia wkurzyli się, skoro jakaś „dziura” koło zamku Ortelsburg - osada targowa, chciała podskakiwać konkurując w handlu z dumnym miastem Pasymiem? Tak, wiemy, mieszkańcom Szczytna po przeczytaniu tego fragmentu gwałtownie skoczyło ciśnienie, ale nic nie poradzimy na to, że w tamtym czasie to Pasym był miastem a nie Szczytno. ;)


Aby rozwiać wątpliwości, przytoczymy garść informacji.
Pomijając fakt, że oba miasteczka powstały na miejscu grodów pruskiego plemienia Galindów i to jest ich jedyna wspólna cecha, to reszta w tamtych czasach raczej je różniła.

Pasym na mocy porozumienia z 1254 r. pomiędzy Zakonem Krzyżackim a biskupem Warmińskim należał do biskupstwa warmińskiego. I aby komuś do głowy nie przychodziły dziwne teorie, przypominamy że Warmia statusem prawnym była bardzo zbliżona do księstw duchownych Rzeszy Niemieckiej, a biskupem w tym czasie był Anzelm, który ramie w ramie działał z Krzyżakami i wspólnie brał udział w wyprawach przeciwko Prusom, oraz wspólnie z Krzyżakami tłumił ich powstanie. Takie to były czasy.

W roku 1336 na miejscu dawnego grodu Prusów założono wieś kościelną Henrykowo.
(Przy tym jednak nie łudźcie się, bo tak jak Adalbert jest u nas Wojciechem, tak samo było z tą wsią, która nie nazywała się Henrykowo a po prostu Heinrichswalde).

W roku 1350 rozpoczęto rozbudowę wsi wznosząc kościół i zamek. Krzyżacy przed rokiem 1369 zajęli Henrykowo, czyli Heinrichswalde, wraz z okolicznymi ziemiami. W 1384 r. wielki mistrz krzyżacki Konrad von Rothenstein podniósł wieś do rangi miasta. Miasto przybrało wówczas nazwę Bassenheim, a jak wieść niesie podobno było to nawiązanie do postaci komtura elbląskiego Zygfryda Walpota von Bassenheim.

Prawa miejskie Pasym otrzymał 4 sierpnia 1386 r. na prawie chełmińskim. Od tego momentu, już jako miasto, zaczął się rozwijać i stał się ważnym ośrodkiem handlowo rzemieślniczym. Co ważne w związku z dalszą opowieścią, istniał tu browar, młyn i gorzelnia oraz wiele warsztatów rzemieślniczych.

Niestety dla Pasymia, istniejąca przy zamku w Szczytnie osada zaczęła się gwałtownie rozwijać za sprawą starosty Jonasza von Dobenecka. To on dał w 1549 r. małej osadzie, zwanej obecnie Szczytno a dawniej Ortelsburg, prawo organizowania cotygodniowego targu, a także prawo warzenia i wyszynku piwa. Znaczenie osady podniosła przebudowa zamku, przeprowadzona w latach 1579-1581 na polecenie elektora Jerzego Fryderyka, któremu przez wiele lat marudził i monitował o to wspomniany starosta. Ów starosta zamierzał przekształcić osadę w miasto i to dzięki niemu zaczęto nazywać w dokumentach to „coś” koło zamku Ortelsburg osadą targową, a w końcu miasteczkiem.

Widzieliście gdzieś w Szczytnie pomnik ku pamięci tego starosty, co uczynił z „dziury” koło zamku miasto? Może pora aby jakieś popiersie czy choćby tablicę pamiątkową mu wystawić na złość polit-poprawnym szaleństwom?

No dobra, koniec dowcipów i przechodzimy dalej.
Po wielkim pożarze z 1583 r., ocalało w Pasymiu zaledwie dziewięć domów i kościół. Miasto podźwignęło się z tej pożogi i zaczęło na nowo się rozwijać.

Na drodze rozwoju Pasymia stanęła jednak osada targowa (bo wtedy jeszcze nawet nie miasto, zwane obecnie Szczytno). Spór wybuchł o prawo warzenia i sprzedawania piwa. Piwo ze Szczytna wypierało z rynku piwo pasymskie. Jakby tego było mało, starosta szczycieński przeniósł targ z Pasymia do Szczytna. Nie dość na tym, wiejskie jarmarki, organizowane przez szlachtę, także godziły w interesy mieszczan Pasymia.

Konflikt stał się tak nabrzmiały, że na polach pomiędzy wsiami Jęcznik i Grom w roku 1609 doszło do bitwy mieszczan pasymskich z mieszkańcami osady w Szczytnie.

Wyobrażacie sobie tą bitwę?



Puśćmy wodzę fantazji i wyobraźmy sobie ludzi ganiających się po polach i okolicznych zaroślach, okładających się błotem, kijami i pięściami, wokół słychać krzyki i jęki. ;)

No to zaczynamy fantazjować:

Wrogie sobie „wojska” wyznaczyły miejsce bitwy pośrodku drogi między Pasymiem a Szczytnem. Mieszczanie pasymscy zajęli ustalone pozycje – niektórzy z nich umacniali „fortece” w krzakach, inni zajęli się produkcją pocisków z błota. Kilku umyślnych siedziało na pobliskich drzewach, aby móc dojrzeć zawczasu zbliżające się hufce wroga i w porę ostrzec swoich.
Nadejście intruzów ze Szczytna oznajmił zwiadowca siedzący na czubku najwyższego.
Bitwa rozpoczęła się.
Wróg podzielił swoje siły na dwie grupy. Pierwsza uderzyła od strony pobliskich zarośli porastających brzeg jeziora. Część mieszczan pasymskich wyszła im naprzeciw, lecz po chwili zgodnie z planem walczący udali, że uciekają przed napastnikami, szczycieńscy wojownicy ruszyli za nimi w pościg, lecz tamci ukryli się w lesie i ślad po nich zaginął. Wojowie ze Szczytna rządni walki rozpoczęli poszukiwania wroga, aż tu nagle z ukrycia Pasymiarze zaczęli bombardować wrogów błotem, reszta sił czekała na kolejne rozkazy. Błotne bombardowanie zaczęło słabnąć (no bo ile można obrzucać się błotem?). Wtedy kolejni ukryci dotąd mieszczanie z Pasymia dołączyli do bitwy.
Po chwili walka rozgorzała w najlepsze, w ruch poszły kamienie, kije i pięści, wokół słychać było chrzęst wybijanych zębów i podbijanych oczu, guzy na głowach i sińce od kijów rozdających razy na prawo i lewo rosły w zastraszającym tempie.
Druga grupa szczycieńskich wojów, kiedy usłyszała triumfalne krzyki pasymskich mieszczan i jęki swoich pobratymców od razów zadawanych kijami rzuciła się do walki. Przez chwilę wydawało im się, że zdołają pokonać zmęczonych już mieszczan pasymskich, lecz nie spodziewali się ataku kolejnej grupy ukrytej w krzakach. Znów rozpoczęło się mordobicie, w którym okrążeni mieszkańcy Szczytna mogli liczyć tylko na łagodny wymiar kary. Był to kulminacyjny moment bitwy, wygranej przez mieszczan miasta Pasymia. Bilans bitwy: wybite dziesięć zębów po stronie Szczytna, sześć po stronie Pasymia, 20 sińców pod oczami po stronie Szczytna i 15 po stronie pasymskiej, 40 guzów na głowach po stronie szczycieńskiej i 32 guzy po stronie pasymskiej. Sińców na plecach nikt nie był w stanie policzyć, bo każdy z walczących miał na sobie barwy śliwkowe. Zwycięstwo Pasymia było bezdyskusyjne i nawet żaden sędzia nie był tu potrzebny aby rozstrzygnąć wynik bitwy.
Mieszczanie pasymscy wygrali tę bitwę, ale spór handlowy trwał nadal. A wszystko za sprawą starosty von Dobenecka, który stanął po stronie osady przy murach zamku szczycieńskiego, którą nazywano pogardliwie liszką. To dzięki jego uporowi z klepiska pod zamkiem Ortelsburg powstało miasto.

W tym czasie Pasym stał się na tyle bogaty, że w 1615 roku odkupił zamek krzyżacki i zburzył go, wykorzystując cegły zamkowe na budowę ratusza.

W ciągnący się cały czas spór musieli wkroczyć książęcy wizytatorzy, a byli nimi Fabian von Dohna, Albert Fink i Sehmiedlein. Owi wizytatorzy w 1615 r. przyznali, że nie są w stanie spowodować, aby mieszkańcy osady przyzamkowej zaprzestali wytwarzania słodu i warzenia piwa. Stwierdzali oni, że nie mogą pojąć, czemu ludność Pasymia nie może ścierpieć żadnego innego miasta w odległości 2 mil, skoro w Księstwie jest to przecież powszechne.

Zadecydowali jednak, iż mieszkańcom Szczytna nie pozwala się, a niniejszym całkowicie zabrania, sprzedaży choćby jednej beczki piwa czy gorzałki we wsiach lub w karczmach, lecz mają obowiązek prowadzić u siebie, w liszce, wyszynk całego warzonego przez nich piwa. Dalej wizytatorzy postanawiali:

Mieszkańcy Szczytna pozostawią mieszkańcom Pasymia swe piwo zapieczętowane i zakorkowane w okolicznych wsiach i karczmach. Mieszkańcom Pasymia zezwala się natomiast przy niedostatku piwa karczemnego na zamku elektorskim w Szczytnie podawać swe piwo w karczmach, jednakże odmierzone i od każdej sprzedanej tu beczki muszą wnieść do urzędu opłatę 5 groszy.


Wizytatorzy w interesie Pasymia zabraniali mieszkańcom Szczytna udzielania pożyczki poddanym jego Elektorskiej Wysokości i prawa pierwokupu na wsi. Uznali, że jarmarki wiejskie, ale tylko te, które mają moc prawa, powinny być utrzymane. Zabronili warzenia piwa i pędzenia gorzałki sołtysom, wolnym, karczmarzom, chłopom, młynarzom, zagrodnikom, którzy nie uzyskali od władz prawa na warzenie i wyszynk. Tym, którzy bez zgody będą piwo i wódkę produkowali oraz sprzedawali miano odebrać kotły browarne oraz żelazne garnki do gorzałki, czyli aparaturę do pędzenia bimbru. Mieszczanie pasymscy wywalczyli sobie prawo pierwokupu towarów w okolicznych wsiach. Chłopi okręgu szczycieńskiego zostali zobowiązani do sprzedaży towarów i zboża w Pasymiu i Szczytnie. Jeżeli od rana do godziny 12 nie sprzedali wyrobów oraz zboża, mieli prawo sprzedać je tam, gdzie chcą.

Komisarze ostrzegli mieszczan pasymskich, aby nie oszukiwali przy kupnie lub nie wymuszali od biednych poddanych towarów i zboża za pół ceny, lecz zawsze niech mają na względzie sprawiedliwość i kierują się ceną i zwyczajami rynkowymi, takimi jak w innych miastach.

Pasym obronił swe przywileje, które elektor Jan Zygmunt w 1616 roku zatwierdził, a także potwierdził dawne przywileje dane miastu.

W XVII w. Pasym uprawomocnił swoją gospodarczą przewagę nad Szczytnem, ale nie zatrzymało to rozwoju pobliskiego Szczytna. Kilka pożarów trawiących osadę, epidemie dżumy z lat 1624-1625, 1631, 1653-1654, oraz tej największej z lat 1707-1711, które doprowadziły do śmierci wielu mieszkańców i prawie całkowitego zastoju życia miasta, nie zatrzymało jego rozwoju. Mimo tylu przeciwności losu Szczytno otrzymało wreszcie prawa miejskie w roku 1723. Jak w czasach konfliktu z Pasymiem, nadal główną gałęzią handlu i wytwórstwa pozostawało warzenie i sprzedaż piwa. W XVIII wieku w Szczytnie browarnictwem zajmowały się 44 osoby. Do dziś istnieje budynek powstałego w 1898 r. browaru.

Tylko, że nigdzie nie ma wzmianki o staroście Jonaszu von Dobenecku, który dał kopa na rozpęd przyszłemu miastu Szczytno i to dzięki jego staraniom kamień węgielny miasta zaczął się toczyć tak, że żadne przeciwności nie były w stanie go już zatrzymać...





Na podstawie Stanisław Achremczyk „Historia Warmii i Mazur. Tom I Pradzieje – 1772” i nie tylko.