Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prusy wschodnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prusy wschodnie. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 stycznia 2020

O "winie" Mazurów za poparcie Hitlera w demokratycznych wyborach.


Szczerze powiedziawszy, nie mam ani siły ni ochoty kopać się z koniem. Jeśli już jednak miałbym zabrać głos w tym temacie, to warto zacząć od przypomnienia kilku faktów poprzedzających owo masowe, tak często wypominane wschodnim Prusakom, oddanie głosów na NSDAP:
  1. Przegrana I WŚ, przez którą Prusy zostały częściowo rozebrane i stały się wyspą otoczoną przez kraje, który miały chrapkę jeszcze więcej uszczknąć z tego tortu.
Pamiętajmy, że okręg Kłajpedzki zdobyła Litwa częściowo dzięki staraniom Dmowskiego. Mało kto o tym wie, więc trochę to naświetlę.
Tak relacjonował Dmowski w „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa” swoją działalność dyplomatyczną dotyczącą Kraju Kłajpedzkiego: „Nie widząc zasadniczej sprzeczności między interesami naszymi a Litwinów, staraliśmy się zdobyć dla Litwy to, czego ona sama, będąc w obozie sprzymierzeńców nieobecną, zdobyć dla siebie nie mogła. Oderwanie Kłajpedy od Prus Litwini zawdzięczają naszej akcji podczas wojny i na konferencji pokojowej. Dążeniem naszym było oderwać i Tylżę, tj. lewy brzeg Niemna, posiadający ludność litewską: udało nam się obronić tylko połowę naszego w tym punkcie programu”.
Okręg Kłajpedy wyłączono z terenu Prus Wschodnich i utworzono na podstawie 99. artykułu Traktatu Wersalskiego Wolne Miasto. Polska miała otrzymać strefę wolnocłową w porcie i otrzymać prawo swobodnego spławu drewna Niemnem przez terytorium litewskie. Dopiero tzw. powstanie kłajpedzkie, czyli de facto zbrojne przyłączenie przez litewskie wojsko Kłajpedy, doprowadziło do włączenia tego obszaru do Republiki Litewskiej. W sumie Litwini wykręcili Dmowskiego i osiągnęli swój cel.
2. Przyłączenie Działdowa i okolic bez żadnego plebiscytu do Polski. Wielu mieszkańców wyprowadziło się z tego terenu i przeniosło do Prus Wschodnich, z których ich politycznie wykluczono bez pytania o zdanie. Nie chcę się przy tej okazji rozwodzić nad przyłączeniem dużej części Prus Zachodnich do Polski bez plebiscytu i wyjazdach tak zwanych optantów, między innymi do Prus Wschodnich, ale o tym też - i o tym, że jedni od drugich zostali oddzieleni nową granicą państwową - warto pamiętać. 3. Wydumane pretensje terytorialne ze strony II RP do Warmii, Mazur i Powiśla, które doprowadziły do plebiscytu na tym obszarze. Jaki był jego wynik - chyba każdy wie, ale może warto przypomnieć dokładniej, jak rozłożyły się głosy: za Prusami Wschodnimi oddano 96,6% głosów, za Polską zaś jedynie 3,4% głosów.
4. Polityka II RP po przegranym plebiscycie do dobrosąsiedzkich i przyjaznych raczej nie należała, teren Prus Wschodnich w dużej mierze zniszczony działaniami frontowymi I WŚ stał się jeszcze biedniejszy niż przed wojną, a do tego został oddzielony od reszty Niemiec niczym wyspa. Negatywna polityka gospodarcza Polski wobec tego terenu utrudniająca handel, a wręcz promująca celowe omijanie Prus Wschodnich wytworzyła w mieszkańcach syndrom oblężonej twierdzy. Możliwość podporządkowania Prus Wschodnich Rzeczypospolitej dostrzegano w stosowaniu odpowiedniej polityki gospodarczej. Podstawą miała być polityka negatywna, która by wykazała sferom gospodarczym Prus Wschodnich zależność prowincji od utrzymywania poprawnych stosunków z Rzecząpospolitą. Za newralgiczny punkt uznano handel drewnem. Realizacja owych założeń u podstawy miała przeświadczenie o możliwości ukształtowania stosunków Prus Wschodnich z Rzecząpospolitą, odmiennych od międzypaństwowych stosunków polsko-niemieckich. Te negatywne działania, zdaniem strony polskiej, miały spowodować korzystne dla niej zmiany (!) Ciekawe, jakie zmiany miała ta polityka wprowadzić dla mieszkańców Prus Wschodnich? Czy dzięki temu żyło im się lepiej, dostatniej, bezpieczniej, czy może wręcz odwrotnie? 5. Prusy Wschodnie stały się okrojoną przez sąsiadów wyspą otoczoną przez obce państwa. Jeśli ktoś nie rozumie o czym mowa, polecam otworzyć mapę Europy z okresu międzywojennego.
6. No i dochodzimy do lat trzydziestych i wyborów z tego okresu.
W 1928 roku Erich Koch został przeniesiony na stanowisko gauleitera do Prus Wschodnich Zanim doszło do zwycięskich dla nazistów wyborów, Koch zorganizował całkiem sprawnie działający aparat partyjny. Od tego czasu NSDAP przechodzi do zakrojonej na szeroką skalę ofensywy propagandowej. W styczniu 1929 roku pojawił się w Olsztynie Heinrich Himmler. W tym samym roku do Królewca przyjechał Adolf Hitler. NSDAP zaczyna być utożsamiana z jedyną siłą, która walczy o interesy zbiedniałej prowincji na końcu świat: partia rozpoczyna akcję zdecydowanej krytyki rządu Rzeszy, postuluje rozbudowanie umocnień obronnych, zniesienie przymusowych licytacji gospodarstw wiejskich, zniesienie podatków dopóki Prusy nie staną na nogi. W okresie kryzysu światowego owe hasła dały NSDAP silną pozycję. W polityce zagranicznej obiecuje zrzucenie ograniczeń wersalskich, co w Prusach Wschodnich musiało znaleźć silny poklask ze względu na to, że po I WŚ (jak już wspomniałem) stały się one wyspą oddzieloną od reszty Niemiec i otoczoną przez inne kraje niekoniecznie im życzliwe. Dojście Hitlera do władzy zbiegło się z końcem kryzysu światowego, który w Prusach był bardzo odczuwalny. Nastąpił okres ożywienia gospodarczego. W Prusach funkcjonowało 159 zbrojeniowych zakładów przemysłowych. Liczne inwestycje wojskowe dawały ludziom pracę, żyło się im lepiej, choć różnica poziomu względem innych prowincji i tak była duża. Dla mieszkańców Prus Wschodnich Hitler był w tym momencie wiarygodnym politykiem dającym nadzieję na zmianę i poprawę bytu. Mało kto zdawał sobie już w 1933 roku sprawę, iż polityka tego fanatyka może doprowadzić do dyktatury, likwidacji partii politycznych, terroru, a w końcu do wojny światowej i niewyobrażalnych niemieckich zbrodni. Po 1933 roku demokracja w III Rzeszy się skończyła.
Tak, wiem... widzimy wiwatujące tłumy na materiałach filmowych i na starych fotografiach, ale czy takie same tłumy nie wiwatują w starych polskich kronikach z lat 1945-1989 ? Wiem, wiem, Polska to antykomunistyczny kraj i tu wszyscy byli w opozycji..., tylko dlaczego pierwszy raz ludzie wyszli na ulicę dopiero w 1956 roku ? Sęk w tym, że podczas wydarzeń czerwcowych w Poznaniu robotnicy domagali się, aby władze cofnęły narzucone normy pracy, obniżyły ceny i podwyższyły płace. Bynajmniej nie był to jeszcze ten moment, w którym zgnębiony lud wystąpił bezpośrednio przeciw tyranii. W latach siedemdziesiątych także tłum nie domagał się wprost obalenia komuny, a jedynie poprawy warunków bytowych. Kiedy zatem polski naród wystąpił przeciw rządzącemu nim aparatowi partyjnemu ? Dlaczego większość społeczeństwa przyglądała się biernie krzywdzie i zniewoleniu samych siebie, a nawet siłowemu zaprowadzaniu porządku w sąsiednich krajach bloku wschodniego, między innymi przy pomocy naszej armii ? Odpowiem - bo większość ludzi to nie są bohaterowie, o których heroicznych czynach opowieściami karmiono nas od dziecka. Większość społeczeństwa zawsze chce przeżyć kolejny dzień, wrócić do żony i do dzieci. Taka jest natura człowieka, bez różnicy w którym kraju mieszka, i nie ma powodu, aby wśród Mazurów i Warmiaków działo się inaczej.
No dobra, to teraz o „dziadku z Wehrmachtu”, o którym każdy słyszał a wielu twierdziło, że przecież to skandal, bo przecież każdy mógł odmówić służby. Ilu jednak z was było w wojsku, ilu odmówiło służby w LWP? Osobiście znam tylko jednego, który spędził spory kawał czasu w więzieniu za odmowę służby. Ja wyszedłem z wojska po miesiącu jako element demoralizujący po pobycie w szpitalu w Warszawie na Nowowiejskiej. Ilu z was zostało pobitych przez ZOMO (bo mi żebra połamali i kilku moim znajomym)? Ilu z Was zdobyło się na odwagę odpowiedzenia „nie” wezwaniu do koszar? Albo wyszło zaprotestować na ulicę? Tutaj groziło w najgorszym wypadku więzienie (chociaż i to nie zawsze), a takich, którzy karnie odbębnili służbę było 99,99%. A ilu w stanie wojennym zza firanki albo z bezpiecznej odległości przyglądało się protestom, czy nie czasem także 99,99%? A zatem gdzie ci wszyscy bohaterowie i antykomuniści, stanowiący podobno trzon narodu, się ukrywali? Tak, łudźcie się, że Mazurzy, Warmiacy, Kaszubi i inni, w dalece bardziej niebezpiecznych czasach, mieli swobodę odmawiania służby w Wehrmachcie, albo byli moralnie zobowiązani by stanąć okoniem i dać się rozstrzelać, a swoje rodziny skazać na obóz i konfiskatę całego mienia z domem i ziemią włącznie. Oni chcieli - tak jak każdy - przeżyć i pragnęli, aby ich najbliższym nie stała się krzywda. Taka jest natura człowieka, bez różnicy w którym kraju mieszka. Bohaterów przeważnie w spotyka się w filmach, a w życiu wygląda to mniej pompatycznie a bardziej prozaicznie. Łatwo nam po latach dyskutować i wydawać ostre sądy, bo znamy skutki agresji niemieckiej w 39 roku i wszystko, co się stało do 1945 roku. Jednakże w 1932 czy 33 roku nawet jasnowidz nie był w stanie tego przewidzieć. Swoją drogą, polityka II RP z tego okresu wykazywała dużo podobieństw do radykalizujących się Niemiec. Zapewne wszyscy słyszeli, czym była Bereza, ale zapewne niewielu zna politykę polską wobec mniejszości z okresu międzywojennego. Niewielu słyszało, mimo upływu tylu lat, o pacyfikacjach na wschodzie w okresie międzywojennym, o burzeniu i paleniu cerkwi (w ciągu 60 dni zburzono około 130 cerkwi!), o zmuszaniu siłą do przejścia na katolicyzm z użyciem wojska itp., a takich spraw też trochę było. „Przecież wszyscy musieli o tym wiedzieć” – można skwitować, idąc tym samym tokiem myślenia. Bądźmy jednak uczciwi i nie wymagajmy od prostych ludzi w jakimkolwiek kraju na świecie, którzy nie mieli tak jak my dostępu do niezależnych mediów a tym bardziej wiedzy post factum, aby byli tak proroczo wręcz poinformowani i przewidujący, oddając swój głos wtedy, 7 lat przed wybuchem wojny – zwłaszcza, że wszyscy politycy obiecują gruszki na wierzbie, a naiwny lud w każdym demokratycznym kraju na świecie poprzez wrzucenie karty wyborczej udziela kredytu zaufania partii która bardziej go zbałamuci i której obiecanki wydają mu się bardziej przekonujące. Jeśli potraficie przewidywać przyszłość, to pewnie w Lotto co tydzień wygrywacie - gratuluję! Jeśli nie, to nie oczekujcie tego od innych. Obwinianie kogokolwiek za oddanie głosu w wyborach jest zaprzeczeniem demokracji, która jest podstawą naszej kultury. Obwiniać można i należy w tym wypadku aktywnych działaczy nazistowskich, a w szczególności zbrodniarzy. Osobiście nie spotkałem się ze zbrodniarzem Mazurem czy Warmiakiem, a jeśli takowi są, to wskażcie i osądźcie każdego z osobna, bo w innym wypadku stosujecie odpowiedzialność zbiorową która nijak się ma do systemu wartości cywilizacji europejskiej.
A może te ciągle wracające argumenty o rzekomej winie moralnej autochtonów to jest tylko forma samousprawiedliwienia, środek uspokajający dla waszego stanu ducha po tym, co się stało po zajęciu tych ziem? Może ułożyliście sobie taką formułę („dostali co im się należało za oddanie głosu w demokratycznych wyborach...”) dla tłumaczenia tego, że Mazurów i Warmiaków już nie ma w ich ojczyźnie, podczas gdy Wy, ci którzy przybyliście tutaj po 1945 roku jesteście? Nikt normalny obecnych mieszkańców nie może obwiniać za to, co się stało z tymi których już tu nie ma, ale poszczególnych pracowników Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, aparatczyków partyjnych czy wyjątkowe kanalie, których nie brakowało wśród osób cywilnych - to i owszem. Skoro my, nieliczni pozostali autochtoni, nie obwiniamy wszystkich Polaków za krzywdy doznane przez lud mazurski, może więc wypada zastosować taką samą miarę wobec tych, których tu już nie ma...?

Powyższy wpis pojawił się na FB 6 września 2016 jako reakcja na wulgarne i niewybredne ataki i oskarżenia wobec Mazurów. 
Poniżej tłumaczenie na język niemiecki o które wiele osób prosiło:

Über die „Schuld“ Masurens, Hitler bei demokratischen Wahlen unterstützt zu haben.

Ehrlich gesagt habe ich weder die Kraft noch die Lust, ein Pferd zu treten, aber wenn ich zu diesem Thema sprechen sollte, lohnt es sich, sich an einige Fakten zu erinnern, die dieser Massenwahl für die NSDAP vorangegangen sind.

1.Der Verlust des Ersten Weltkriegs, durch den Preußen teilweise zerstört wurde und zu einer Insel wurde, die von Ländern umgeben war, die noch mehr von diesem Kuchen schlürfen sollten.

Erinnern wir uns daran, dass der Bezirk Klaipeda teilweise dank Dmowskis Bemühungen von Litauen erobert wurde. Nicht viele Leute wissen davon, also erkläre ich es ein wenig.

So beschrieb Dmowski seine diplomatische Tätigkeit in Bezug auf die Region Klaipėda in seinem Werk „Polnische Politik und Wiederaufbau des Staates“: „Da wir keinen grundlegenden Widerspruch zwischen unseren und litauischen Interessen sahen, versuchten wir, für Litauen das zu erreichen, was es selbst nicht im Lager hatte von Verbündeten, um für uns selbst zu gewinnen, konnte sie nicht. Die Loslösung Klaipedas von Preußen verdanken die Litauer unserer Aktion während des Krieges und auf der Friedenskonferenz. Unser Ziel war es, auch Tylża, d.h. das linke Nemunas-Ufer, von der litauischen Bevölkerung zu trennen: Wir haben es geschafft, zu diesem Zeitpunkt des Programms nur die Hälfte von uns zu verteidigen.

Der Bezirk Klaipeda wurde von Ostpreußen ausgeschlossen und auf der Grundlage des 99. Artikels des Versailler Vertrages die Freie Stadt geschaffen. Polen sollte eine Freizone im Hafen und das Recht erhalten, Holz auf der Memel durch litauisches Gebiet frei zu transportieren. Nur die sog Der Klaipeda-Aufstand, d.h. die faktische militärische Annexion Klaipedas durch die litauische Armee, führte zur Eingliederung dieses Gebietes in die Republik Litauen. Insgesamt haben die Litauer Dmowski aus dem Weg geräumt und ihr Ziel erreicht.

2. Beitritt von Działdowo und Umgebung ohne Volksabstimmung zu Polen. Viele Einwohner verließen dieses Gebiet und zogen nach Ostpreußen. Auf den Anschluss eines großen Teils Westpreußens an Polen ohne Volksabstimmung und die Abgänge der sogenannten Optanten, auch nach Ostpreußen, möchte ich nicht eingehen, aber es lohnt sich, daran zu erinnern - und daran, dass man es getan hat durch eine neue Staatsgrenze voneinander getrennt worden - es lohnt sich, sich daran zu erinnern. 3. Gebietsansprüche der Zweiten Polnischen Republik auf Ermland, Masuren und Powiśle, die zur Volksabstimmung in diesem Gebiet führten. Was war das Ergebnis - wahrscheinlich weiß es jeder, aber vielleicht lohnt es sich, genauer daran zu erinnern, wie die Stimmen verteilt wurden. 96,6 % der Stimmen wurden für Ostpreußen und 3,4 % für Polen abgegeben.


4. Nach der verlorenen Volksabstimmung war die Politik der Zweiten Polnischen Republik eher nicht gutnachbarlich und freundlich, und das durch die Aktionen des 1 Ruhe wie eine Insel. Polens negative Wirtschaftspolitik gegenüber diesem Gebiet, die den Handel behinderte und sogar die Umgehung Ostpreußens förderte, erzeugte bei den Einwohnern das Syndrom einer belagerten Festung. Die Möglichkeit einer Unterordnung Ostpreußens unter die Republik Polen wurde bei der Anwendung einer angemessenen Wirtschaftspolitik wahrgenommen. Grundlage sollte eine Negativpolitik sein, die den Wirtschaftskreisen Ostpreußens die Abhängigkeit der Provinz von der Aufrechterhaltung geordneter Beziehungen zur Republik Polen verdeutlichen sollte. Der Holzhandel galt als kritischer Punkt. Der Umsetzung dieser Annahmen lag die Überzeugung zugrunde, dass die Beziehungen zwischen Ostpreußen und der Republik Polen anders als zwischenstaatliche polnisch-deutsche Beziehungen gestaltet werden könnten. Nach polnischer Seite sollten diese negativen Aktionen positive Veränderungen für Polen bewirken (!).Ich frage mich, welche Veränderungen diese Politik bei den Menschen in Ostpreußen bewirken sollte? Hat es ihr Leben besser, wohlhabender, sicherer gemacht oder vielleicht genau das Gegenteil?

5. Ostpreußen ist eine von seinen Nachbarn abgeschnittene Insel geworden, umgeben von fremden Ländern. Wenn jemand nicht versteht, wovon wir sprechen, empfehle ich, die Europakarte aus der Zwischenkriegszeit zu öffnen.

6. Und hier kommen wir zu den 1930er Jahren und den Wahlen aus dieser Zeit.

1928 wurde Erich Koch auf den Posten des Gauleiters in Ostpreußen versetzt und organisierte vor den siegreichen Wahlen einen recht effizienten Parteiapparat. Seitdem führt die NSDAP eine großangelegte Propagandaoffensive durch. Im Januar 1929 erschien Heinrich Himmler in Olsztyn. Im selben Jahr kam Adolf Hitler nach Królewiec. Die NSDAP wird allmählich als die einzige Kraft identifiziert, die für die Interessen der Provinzen am Ende der Welt kämpft. Er beginnt die Aktion mit einer scharfen Kritik an der Reichsregierung. Er fordert den Ausbau der Verteidigungsanlagen, die Abschaffung der Zwangsversteigerung bäuerlicher Höfe und die Abschaffung der Steuern, bis Preußen wieder auf die Beine kommt. Während der Weltkrise verschafften diese Parolen der NSDAP eine starke Position. Außenpolitisch verspricht er, die Beschränkungen von Versailles fallen zu lassen, die in Ostpreußen starken Beifall erhalten haben müssen, da Ostpreußen nach dem Ersten Weltkrieg zu einer vom Rest Deutschlands abgetrennten und von anderen Ländern umgebenen Insel wurde. Hitlers Machtergreifung fiel mit dem Ende der Weltkrise zusammen, die in Preußen sehr zu spüren war. Es gab eine Zeit des wirtschaftlichen Aufschwungs. In Preußen gab es 159 Rüstungsbetriebe. Zahlreiche Militärinvestitionen verschafften den Menschen Arbeit, sie lebten besser, obwohl der Niveauunterschied zu anderen Provinzen immer noch groß war. Für die Menschen in Ostpreußen war Hitler in diesem Moment ein glaubwürdiger Politiker, der Hoffnung auf Veränderung und Besserung machte. Wenige Menschen erkannten 1933, dass Hitlers Politik zu Diktatur, Auflösung politischer Parteien, Terror und schließlich zu Weltkrieg und unvorstellbaren deutschen Verbrechen führen konnte.

Ja, ich weiß, wir sehen jubelnde Menschenmassen in Filmmaterial und alten Fotos, aber jubeln nicht dieselben Menschenmassen in alten polnischen Chroniken von 1945-1989? Ich weiß, ich weiß, Polen ist ein antikommunistisches Land und alle waren hier in der Opposition ... aber warum gingen die Menschen 1956 zum ersten Mal auf die Straße? Das Problem war, dass die Arbeiter während der Ereignisse im Juni in Poznań forderten, dass die Behörden die auferlegten Arbeitsnormen aufheben, die Preise senken und die Löhne erhöhen. Also ging das Volk damals nicht direkt gegen die Tyrannei vor. Auch in den siebziger Jahren forderte die Masse nicht direkt den Sturz der Kommune, sondern nur die Verbesserung der Lebensbedingungen. Wann also handelte das Volk gegen den Parteiapparat, der es beherrschte? Warum hat die Mehrheit der Gesellschaft passiv darauf geachtet, sich selbst zu schaden und zu versklaven, und sogar mit Hilfe unserer Armee unter anderem Ordnung in die Nachbarländer des Ostblocks zu bringen? Ich werde antworten - weil die meisten Menschen keine Helden sind, über deren Heldentaten wir von Kindheit an mit Geschichten gefüttert wurden, will die Mehrheit der Gesellschaft immer am nächsten Tag überleben, zu meiner Frau und meinen Kindern zurückkehren. Das liegt in der Natur des Menschen, egal in welchem ​​Land er lebt, und so war es wohl bei den Masuren und Ermländern.

Okay, jetzt zum "Großvater in der Wehrmacht", von dem alle gehört haben und von dem viele behaupteten, dass jeder den Dienst verweigern könne. Wie viele von Ihnen waren in der Armee, wie viele haben den Dienst in der polnischen Volksarmee verweigert? Ich persönlich kenne nur einen, der wegen Aufschlagsverweigerung viel Zeit in der Box verbracht hat. Ich verließ die Armee nach einem Monat als demoralisierendes Element nach meinem Aufenthalt im Krankenhaus in Warschau in der Nowowiejska-Straße. Wie viele von euch wurden von ZOMO geschlagen (weil meine Rippen gebrochen waren und einige meiner Freunde)? Wie viele von Ihnen haben den Mut gefunden, auf den Kasernenruf mit „nein“ zu antworten? Oder auf die Straße gegangen, um zu protestieren? Im schlimmsten Fall drohte eine Haftstrafe, wenn auch nicht immer, und 99,99 % derjenigen, die ihren Dienst bestraft hatten. Und wie viele haben während des Kriegsrechts die Proteste hinter einem Vorhang oder aus sicherer Entfernung beobachtet, manchmal auch 99, 99%? Wo also versteckten sich all diese Helden und Antikommunisten? Ja, täuschen Sie sich, dass Masuren, Kaschubische Ermländer und andere in weit gefährlicheren Zeiten die Freiheit hatten, den Dienst zu verweigern, oder eine moralische Verpflichtung hatten, erschossen zu werden und ihre Familien zu Lagern und Beschlagnahmung des gesamten Eigentums, einschließlich Haus und Land, zu verurteilen. Sie wollten wie alle anderen überleben und dass ihre Familien keinen Schaden erleiden, das liegt in der Natur des Menschen, egal in welchem ​​Land er lebt. Helden findet man meist in Filmen, und im Leben sieht es weniger pompös und prosaischer aus. und schickt seine Familien ins Lager und beschlagnahmt alles Eigentum, einschließlich Haus und Land. Sie wollten wie alle anderen überleben und dass ihre Familien keinen Schaden erleiden, das liegt in der Natur des Menschen, egal in welchem ​​Land er lebt. Helden findet man meist in Filmen, und im Leben sieht es weniger pompös und prosaischer aus. und schickt seine Familien ins Lager und beschlagnahmt alles Eigentum, einschließlich Haus und Land. Sie wollten wie alle anderen überleben und dass ihre Familien keinen Schaden erleiden, das liegt in der Natur des Menschen, egal in welchem ​​Land er lebt. Helden findet man meist in Filmen, und im Leben sieht es weniger pompös und prosaischer aus.

Jahre später fällt es uns leicht, zu diskutieren und harte Urteile zu fällen, weil wir die Auswirkungen der deutschen Aggression im Jahr 39 n. Chr. Und alles, was bis 1945 geschah, kennen. Doch im Jahr 32 oder 33 n. Chr. konnte selbst der Seher es nicht vorhersagen. Übrigens wies die Politik der Zweiten Polnischen Republik aus dieser Zeit viele Ähnlichkeiten auf. Wahrscheinlich hat jeder gehört, was Bereza war, aber wahrscheinlich kennen nur wenige die polnische Politik gegenüber Minderheiten aus der Zwischenkriegszeit. Nur wenige haben trotz des Vergehens so vieler Jahre von Befriedungen im Osten in der Zwischenkriegszeit gehört, von der Zerstörung und dem Niederbrennen von Kirchen (ca. 130 Kirchen wurden innerhalb von 60 Tagen abgerissen!), von der Zwangskonvertierung zum Katholizismus mit dem Einsatz der Armee, und es gab auch einige solcher Fälle . „Jeder muss davon gewusst haben“, könnte man zitieren und dem gleichen Gedankengang folgen. Lassen Sie uns einfache Menschen in keinem Land der Welt dazu zwingen die keinen Zugang zu den Medien hatten wie wir, um so prophetisch informiert und vorausschauend ihre Stimme abzugeben, 7 Jahre vor Ausbruch des Krieges - zumal alle Politiker Birnen am Himmel versprechen, und Menschen in jedem Land in der Welt, indem er eine Karte wirft, um für eine Partei zu stimmen, die ihn mehr verführen wird und deren Versprechen ihm überzeugender erscheinen. Wenn Sie die Zukunft vorhersagen können, gewinnen Sie wahrscheinlich jede Woche im Lotto. Wenn nicht, erwarte es nicht von anderen. Jemanden für die Stimmabgabe bei Wahlen verantwortlich zu machen, ist eine Leugnung der Demokratie, die die Grundlage unserer Zivilisation ist. In diesem Fall können und sollten aktive Nazi-Aktivisten und insbesondere die Kriminellen verantwortlich gemacht werden. Persönlich habe ich die kriminellen Mazur oder Warmiak nicht getroffen, und wenn sie es sind,

Oder sind die ständig wiederkehrenden Auseinandersetzungen über die Schuld der Ureinwohner vielleicht eine Form der Rechtfertigung, ein Beruhigungsmittel für Ihren Gemütszustand nach dem, was nach der Besetzung dieser Länder passiert ist? Vielleicht haben Sie eine solche Formel ("sie haben bekommen, was ihnen zusteht, wenn sie bei demokratischen Wahlen wählen ..."), um zu erklären, dass die Masuren und Ermländer nicht mehr in ihrer Heimat sind, während Sie es sind? Was mit denen passiert ist, die nicht mehr hier sind, kann niemand normalen jetzigen Bewohnern angelastet werden, sondern einzelnen Mitarbeitern des Staatssicherheitsamtes, Parteiapparatschiks oder außergewöhnlichen Nähern, an denen es unter Zivilisten nicht gefehlt hat - und ja. Wenn wir nicht alle für das Unrecht verantwortlich machen, das das masurische Volk erlitten hat, dann sollte es vielleicht angebracht sein, dasselbe Maß für diejenigen anzuwenden, die nicht mehr hier sind.


czwartek, 27 czerwca 2019

Udział polskiego wywiadu w pracach plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku.


Zbliża się kolejna rocznica plebiscytu na Warmii, Mazurach i Powiślu. Wiele opowieści i teorii krąży w obiegu, ale temat polskiego wywiadu i polskich bojówek na terenach plebiscytowych to temat mało znany. Pozwoliliśmy zamieścić cały materiał autorstwa Adama Szymanowicza, gdyż wiele w tym ciekawych informacji i ciężko to skrócić aby zachować ciągłość i sens. Ze swojej strony polecamy i zapraszamy do lektury.

Udział Oddziału II Sztabu Generalnego Ministerstwa Spraw Wojskowych w pracach plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku. “

„Często niedocenianym i pomijanym problemem w polskich opracowaniach historycznych jest sprawa udziału polskiego wywiadu w plebiscytach na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 r. W świadomości przeciętnego Polaka zupełnie nieobecny jest fakt istnienia w czasie plebiscytów, utworzonych przez Oddział II Sztabu, polskich bojówek, uzbrojonych nie tylko w tzw. laski plebiscytowe (czyli kije), lecz również w broń palną, granaty ręczne, a nawet broń maszynową. Także Naczelna Komenda Straży Mazurskiej (NKSM) nie była praktycznie, jak to sugerowała strona polska, oddolną inicjatywą miejscowej ludności polskiej, lecz strukturą utworzoną i kierowaną przez oddelegowanych oficerów polskiego wywiadu. Oddział II przyczynił się do rozwoju niektórych już istniejących, a także do powstania nowych polskich organizacji na terenach plebiscytowych, z których do najważniejszych należy zaliczyć Naczelną Komendę Organizacji Harcerskiej czy Sokolnictwo.

Kierownictwo Straży Mazurskiej niejednokrotnie podkreślało, że Mazurów i Warmiaków do polskich bojówek czy innych organizacji często przyciągały przede wszystkim korzyści materialne. Częściowo problem ten poruszył Piotr Stawecki w opracowaniu “Stanowisko polskich władz wojskowych wobec plebiscytu na Mazurach”. Pierwszym w Prusach Wschodnich polskim związkiem o charakterze militarnym była Polska Organizacja Wojskowa (POW). Jej działalność bacznie obserwowała Ekspozytura nr 2 Dowództwa Frontu Pomorskiego. Według jednego ze sprawozdań Ekspozytury wpływy POW na terenie Prus Wschodnich zaznaczyły się „od dawna”. Jednak systematyczną pracę organizacyjną rozpoczęła dopiero we wrześniu 1919 r. Wiadomo, że POW nie angażowała się w działalność plebiscytową, mając do „spełnienia pilniejsze zadania” (raporty Ekspozytury nr 2 i członków POW nie precyzowały, jakie miały to by być zadania). Według kierownictwa tej organizacji ujemnie na jej prace na terenie Prus Wschodnich wpływały : „ciężkie warunki bytowania ludności polskiej pod rządami pruskimi, panoszący się tam niezmiennie stary system tępienia wszelkich prób organizowania się Polaków, związane z tym ciągłe śledztwa i represje, trudności komunikowania się z krajem”. Brakuje dokładniejszych informacji na temat bliższych związków wschodnio-pruskiego POW z Oddziałem II czy innymi polskimi czynnikami wojskowymi. Wiadomo jednak, że jego członkowie wysyłali meldunki na temat sytuacji na Warmii i Mazurach do Ekspozytury nr 2 Dowództwa Frontu Pomorskiego. Sieć organizacji POW na terenie Prus Wschodnich i Pomorza obejmowała łącznie piętnaście komend obwodowych.

Najbardziej znana jest działalność organizacji POW w powiecie olsztyńskim, podzielonym na dwadzieścia cztery obwody. Każdy obwód miał komendanta, wyznaczonego przez komendanta okręgu, i liczył średnio siedem wiosek. W każdej wsi miał się znajdować mąż zaufania, będący jednocześnie wywiadowcą. Do jego obowiązków należało uświadamianie miejscowej ludności w duchu polskości, zbieranie informacji o wszystkim, co się działo w podległej mu wsi oraz utrzymywanie łączności z komendantem obwodowym. Ten ostatni mógł się kontaktować wyłącznie z podległymi mu mężami zaufania. Komenda POW utrzymywała ścisłe związki z komendantami powiatowymi poprzez wizytatora, któremu mieli składać dokładne raporty z sytuacji w terenie. Na początku 1920 r. zrezygnowano z dalszej rozbudowy POW, prawdopodobnie ze względu na organizowanie Straży Mazurskiej. Aktywną rolę w przygotowaniach do plebiscytów na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 r. odegrał Oddział II Sztabu Generalnego. W styczniu 1920 r. w ramach tego Oddziału powstał Wydział Plebiscytowy Warmii i Mazur, którego kierownikiem został por. Witold Gołębiowski (ps. „Kraft”). Zadania Wydziału Plebiscytowego zostały określone w sposób następujący:
1. Normowanie współudziału wojska i władz wojskowych w akcji plebiscytowej. Łączność z ogólnem kierownictwem spraw plebiscytowych.
2. Zwalnianie osób wojskowych pochodzących z terenów plebiscytowych.
3. Tworzenie obozów koncentracyjnych dla zwolnionych i prowadzenie prac przygotowawczych.
4. Tworzenie milicji na terenach plebiscytowych. Opracowywanie instrukcji specjalnych dla oddziałów wojskowych na tych terenach.
4. Ułatwianie technicznej organizacji aparatu plebiscytowego. Zbieranie i podawanie do wiadomości i wyzyskanie ogólnemu kierownictwu informacji związanych z pracami plebiscytowymi”.
Pod koniec grudnia 1919 r. Oddział II Sztabu, dzięki uzyskanym kredytom i zaangażowaniu niewielkiej grupy żołnierzy, rozpoczął prace organizacyjne w celu utworzenia Straży Mazurskiej. Stała się ona jedyną polską organizacją militarną działającą na terenach plebiscytowych Prus Wschodnich. Jej komendantem naczelnym został, urodzony w Butrynach koło Olsztyna, ppor. Jan Niemierski. Stopniowo rozwijająca się działalność Straży Mazurskiej nagle została zahamowana w połowie stycznia 1920 r. z powodu aresztowań przeprowadzonych wśród jej członków przez władze niemieckie. Jednak już na początku lutego na teren Prus Wschodnich przy była nowa grupa żołnierzy wyszukanych i wyreklamowanych z Wojska Polskiego przez Oddział II Sztabu. Pozwoliło to na dalszy rozwój nowo powstałej organizacji. NKSM posiadała własne biura w Działdowie i Olsztynie"; składała się z trzech oddziałów: organizacyjnego, informacyjnego (wywiadowczego) i prasowo-politycznego. Działała niezależnie od Warmińskiego i Mazurskiego Komitetów Plebiscytowych, z którymi jednak ściśle współpracowała. W swej pracy podlegała bezpośrednio Oddziałowi II Sztabu (Wydziałowi Plebiscytowemu). Straż Mazurska, oprócz organizowania typowo propagandowej pracy plebiscytowej, dążyła do utworzenia na terenach Warmii, Mazur i Powiśla ściśle zakonspirowanych, karnych struktur polskich, brała udział w ochronie polskich wieców, a także starała się wciągnąć w sferę swoich wpływów związki sportowe, gimnastyczne itp., na które oddziaływała w duchu polskości; przyczyniała się także do powstawania nowych kół i organizacji.

Pod względem organizacyjnym teren przyszłego plebiscytu został podzielony przez kierownictwo NKSM na dwie części: - grupę Wschód, obejmującą następujące powiaty: Olsztyn, Nibork (Nidzica), Szczytno, Jańsbork (Pisz), Ełk, Olecko, Lec (Giżycko), Ządzbork (Mrągowo); - grupę Zachód: Ostróda, Susz, Kwidzyn, Sztum, Malbork. Powiaty z kolei podzielono na okręgi i obwody. Za całość pracy organizacyjnej i prowadzenie pracy kancelaryjnej NKSM odpowiadał Oddział I. Szefem Oddziału został ppor. Paweł Wieczorek. Podlegali mu kierownicy grup Wschód i Zachód - pchor. Romuald Dramiński i ppor. Józef Kwiatkowski. Kierownicy powiatowi podlegali bezpośrednio szefowi Oddziału, jednak instrukcje otrzymywali od kierowników grup, którzy odpowiadali także za kontrolowanie poszczególnych powiatów. Do obowiązków komendantów powiatowych, według odgórnej instrukcji, należało: -wybranie spośród ludzi miejscowego pochodzenia swego zastępcy, a następnie z jego pomocą- pisarza do prowadzenia kancelarii powiatowej oraz kurierów; - dokładne rozeznanie w stosunkach i sytuacji panującej na podległym mu terenie (zapoznanie się z życiem politycznym powiatu, obserwacja poczynań przedstawicieli Koalicji, członków komitetów Mazurskiego i Warmińskiego oraz innych organizacji i stowarzyszeń polskich, a także niemieckich, położeniu ekonomicznym i nastrojach miejscowej ludności); - rozpoczęcie pracy organizacyjnej (w zależności od stopnia poparcia udzielonego przez miejscową ludność) poprzez utworzenie terenowej komórki Straży Mazurskiej, jako samoobrony przed ewentualnymi napadami Niemców na polskie wiece i zebrania, oraz stowarzyszeń sokolich, sportowych, skautingu, wszelkiego rodzaju związków i towarzystw ekonomicznych, rolniczych, artystycznych itp.

Organizacje te w pierwszej fazie istnienia miały spełniać swe podstawowe funkcje, wynikające z oficjalnego statutowego charakteru działalności. Następnie, w dalszej perspektywie, stopniowo, powoli i z ostrożnością planowano wpajanie uczuć narodowych, pojęć wojskowych, organizacji wojskowej itp.; - osobista kontrola nad działalnością podległych okręgów i obwodów; - nadzór nad pracą agitatorów; - sporządzanie i przesyłanie do NKSM cotygodniowych raportów ze swej działalności. Ponadto komendanci powiatowi zobligowani byli do zachowania daleko posuniętej ostrożności, będącej konsekwencją pracy konspiracyjnej. Wszelkie listy ewidencyjne należało redagować z najdalej posuniętą ostrożnością i operując pseudonimami. Żadnych list z nazwiskami i adresami nie wolno było przechowywać na terenie powiatu. Według tajnej instrukcji, opracowanej przez NKSM dla komendantów powiatowych, ukrytą myślą i głównym celem ich działalności miało być dążenie do utworzenia organizacji wojskowej mogącej wystąpić zbrojnie przeciwko Niemcom. Po przejęciu przez Polskę władzy nad terenami plebiscytowymi członkowie Straży Mazurskiej mieli stanowić kadry dla przyszłej polskiej policji na tych terenach. Jednym z najważniejszych zadań stojących przed Oddziałem 1 było przygotowanie polskich kandydatów do organizowanej w tym czasie policji plebiscytowej (Sicherheitswehry). Była to formacja utworzona na podstawie postanowień Komisji Międzysojuszniczej w Kwidzynie, w skład której mieli wejść zarówno Polacy, jak i Niemcy. Ze zlikwidowanej przez władze koalicyjne niemieckiej Straży Granicznej i Straży Bezpieczeństwa w policji plebiscytowej mieli pozostać tylko ci, którzy posiadali prawo głosowania. W maju 1920 r. w okręgu kwidzyńskim na 1,3 tys. funkcjonariuszy przyjęto ponad czterystu Polaków, w tym czternastu oficerów.

W okręgu olsztyńskim dowództwo Straży Mazurskiej planowało zgłoszenie do policji plebiscytowej około 2 tys. Polaków. NKSM zwracała się do kierowników powiatowych z apelem o podjęcie energicznej akcji w celu werbowania do niej polskich kandydatów. Rekrutacja nie przynosiła jednak zadowalających rezultatów. Do 24 maja Polacy dysponowali zaledwie około tysiącem osób. Nie uzgodniono jeszcze wówczas liczby Polaków, którzy mieliby być włączeni do oddziałów policji plebiscytowej. Brytyjczycy, mający w tej sprawie decydujące słowo, twierdzili, że Polacy mieliby zastąpić tylko tych funkcjonariuszy, którzy nie pochodzili z terenów plebiscytowych i nie posiadali prawa do głosowania. Polacy domagali się możliwości obsadzenia 50% etatów. Komendant naczelny Straży Mazurskiej przywiązywał dużą wagę do udziału i liczby polskich policjantów w Sicherheitswehrze. Uważał, że w dniu głosowania ich obecność może mieć duże znaczenie psychologiczne i przyczynić się do przeciągnięcia na polską stronę chwiejne i niezdecydowane dotąd elementy, jak również do lepszego zabezpieczenia polskich wieców. W dniach 22 -23 czerwca w Olsztynie odbył się pobór polskich kandydatów do policji plebiscytowej.

Z 1608 zwerbowanych do tego czasu kandydatów stawiło się około 80%. Tendencyjnie niekorzystne warunki postawione Polakom przez komisję rekrutacyjną spowodowały przyjęcie spośród tej liczby zaledwie trzydziestu sześciu osób. Nie przyjęto również grupy polskich oficerów, oddelegowanych m.in. przez Dowództwo Okręgu Generalnego (DOGen.) Pomorze i DOGen. Poznań. Protesty polskich przedstawicieli nie odniosły żadnych rezultatów. Polacy przyjęci do służby w Sicherheitswehrze, wstąpienie do niej uzależnili od oddania ich pod komendę oficerów Polaków. Gdy to nie nastąpiło, cała trzydziestosześcio osobowa grupka zrezygnowała ze służby. W czerwcu 1920 r. przygotowania kandydatów do służby w polskiej części policji plebiscytowej były zadaniem priorytetowym dla NKSM. Suma wydatków, które pochłonęły, stanowiła ponad 70% całości miesięcznego budżetu Straży' Mazurskiej. Pieniądze te w głównej mierze wydatkowano na wypłaty dla kandydatów do Sicherheitswehry (po 150 marek niemieckich na osobę). Działania te zakończyły się dla strony polskiej zupełnym fiaskiem przede wszystkim z powodu niechętnej Polakom postawie przedstawicieli brytyjskich z Komisji Międzysojuszniczej. 
Najbardziej zakonspirowanym oddziałem Naczelnej Komendy Straży Mazurskiej był Oddział II - wywiadowczy. Prowadził on działania wywiadowcze na terenie całych Prus Wschodnich, ze szczególnym uwzględnieniem terenów oraz spraw związanych z plebiscytem. Oddział II posiadał identyczną strukturę organizacyjną i terenową jak Oddział I. Jego komendantem został ppor. Stanisław Zakrzewski (pseudonim Skiba), formalnie będący urzędnikiem Konsulatu Generalnego RP w Olsztynie. Ppor. Zakrzewski objął funkcję kierownika Oddziału w połowie marca 1920 r. W tym czasie dysponował w terenie zaledwie jednym wywiadowcą zawodowym i „kilkoma zaufanymi ludźmi”. Siedzibą Oddziału II został Olsztyn. Z powodu ścisłej konspiracji ppor. Zakrzewski ograniczał się do rzadkich kontaktów z Komendą Naczelną. Utrzymywał łączność przede wszystkim z ppor. Niemierskim i zachowywał drogę służbową w kontaktach z Ministerstwem Spraw Wojskowych (MSWojsk). Całą pracę prowadził własnym aparatem wywiadowczym. Poza ppor. Zakrzewskim skład ścisłego kierownictwa Oddziału IINKSM przedstawiał się następująco: kierownik grupy Wschód - ppor. Karol Zalewski, kierownik grupy Zachód - ppor. Konrad Frost oraz tzw. objazdowi, zapewniający łączność kierownikom grup z terenem: objazdowy grupy Wschód - sierż. Piotr Czajor, objazdowy grupy Zachód - Franciszek Six. Oddział II NKSM miał problemy z obsadą personalną stanowisk kierowników powiatowych, gdyż-jak pisał w jednym z raportów kierownik oddziału ppor. Zakrzewski - brakowało po prostu zaufanych ludzi rekrutujących się spośród miejscowych, którzy posiadaliby elementarne umiejętności prowadzenia pracy konspiracyjnej.

Praca Oddziału II opierała się przede wszystkim na kierownikach powiatowych. Do ich podstawowych obowiązków należał werbunek agentów i konfidentów (prawie wyłącznie płatnych, co wymuszało jak największą ostrożność w ich doborze), korygowanie ich pracy oraz doskonałe rozeznanie w sytuacji panującej na podległym terenie. W czerwcu 1920 r. na liście płac Oddziału II NKSM znajdowało się piętnastu wywiadowców. Według odgórnych wytycznych NKSM kierownicy powiatowi Oddziału II zobowiązani byli w swych raportach umieszczać informacje w kwestionariuszu, który obejmował następujące zagadnienia 1.Polityczne: Jakie partie istnieją na terenie powiatu? Liczba członków. Z jakich grup społecznych pochodzą? Kto stoi na czele partii? Skąd biorą fundusze? Czy mają pomoc finansową spoza powiatu? Jakimi sumami rozporządzają? Gdzie się zbierają? Terminy zebrań. Krótkie opisy przebiegu zebrań. Stosunek poszczególnych partii do plebiscytu i do Polaków. Czy partie te prowadzą agitację plebiscytową? Czy mają na to specjalne fundusze? Skąd? Udział osób urzędowych w życiu w życiu partyjnym, politycznym i agitacji plebiscytowej. 2. Wojskowe: Jakie organizacje wojskowe istnieją w powiecie (jawne i konspiracyjne)? Siła liczebna i dyslokacja poszczególnych oddziałów. Kto nimi dowodzi? Rodzaj uzbrojenia, składy broni i amunicji oraz ich liczba. Udział w organizacjach militarnych ludności spoza terenu plebiscytowego oraz osób urzędowych. Sposoby finansowania organizacji paramilitarnych. Stosunek władz wojskowych i policyjnych do plebiscytu i do ludności polskiej. Nadużycia władz i organizacji militarnych. Gwałty dokonywane przez nie na ludności polskiej. 3. Ekonomiczne i społeczne: Związki ekonomiczne i organizacje społeczne. Związki sportowe, gimnastyczne, śpiewacze. Liczba bezrobotnych. Opieka państwowa nad bezrobotnymi, inwalidami, wdowami i sierotami. 4. Aprowizacja Szmugiel i kontrola nad nim. Udział w szmuglu osób urzędowych. 5. Propaganda: Środki stosowane przez niemiecką propagandę plebiscytową i antypolską. Fundusze pieniężne przeznaczone na ten cel. Udział osób urzędowych w antypolskiej propagandzie i agitacji. Stan uświadomienia narodowego miejscowej ludności. Czy są oznaki niezadowolenia miejscowej ludności z władz i jakie są jego przyczyny. Działalność polskich komitetów plebiscytowych w terenie. Czy są przypadki niezadowolenia z powodu działalności członków tychże komitetów. Przyczyny niezadowolenia. 6. Koalicja: Stosunek oficerów koalicji do miejscowej ludności i plebiscytu. Czy posiadają oni wystarczający autorytet i możliwości przeciwdziałania terroryzowaniu ludności polskiej przez przedstawicieli władzy niemieckiej? Czy interweniują w takich wypadkach? 7. Służba wywiadowcza: Kto prowadzi działania wywiadowcze i z czyjego polecenia? Nazwiska agentów. 8. Inne: Inne spostrzeżenia nieobjęte kwestionariuszem.

Stałą łączność Oddziału II NKSM z Wydziałem Plebiscytowym Oddziału II Sztabu MSWojsk. zapewniał Konsulat Generalny RP w Olsztynie za pośrednictwem wicekonsulów Woronieckiego i Laszewskiego. Dzięki nim kurierzy NKSM poruszali się pomiędzy' Warszawą a Olsztynem zaopatrzeni w listy kurierskie Konsulatu Generalnego. Oddział II posiadał agentów i informatorów w niemieckich jednostkach wojskowych, organizacjach paramilitarnych, partiach politycznych, a także w alianckiej Komisji Międzysojuszniczej. Zbierał informacje nie tylko o niemieckich przygotowaniach wojskowych na pograniczu, transportach broni, amunicji itp., lecz także o stosunkach panujących w Komisji Międzysojuszniczej i w niemieckich organizacjach oraz komitetach plebiscytowych. Z tych ostatnich informacji korzystały również polskie komitety plebiscytowe, w których zresztą Oddział II także posiadał informatorów. O panujących tam stosunkach informował NKSM m.in. pochodzący z Olsztyna adwokat Józef Czodrowski. Był on aktywnym pracownikiem Komitetu Mazurskiego w Olsztynie i redaktorem „Gazety Olsztyńskiej”, a jednocześnie zdemobilizowanym ppor. WP i kierownikiem powiatowym Straży Mazurskiej. Oddział II prowadził także wywiad głęboki. Organizował go przede wszystkim dr Antoni Łangowski, będący jednocześnie szefem Oddziału III NKSM. Informacje wywiadowcze zdobywał on za pośrednictwem członków wschodnio-pruskiej USPD w znacznej części sympatyzującej z Polakami, a także poprzez swych agentów m.in. umieszczonych w Królewcu. Agenci donosili o rozmieszczeniu oraz ruchach oddziałów niemieckich, ich uzbrojeniu, podawali nazwiska dowódców, informowali o umiejscowieniu lotnisk, częstotliwości i kierunkach lotów samolotów oraz o sposobach ukrywania lotnictwa przed członkami Komisji Międzysojuszniczej. 
Raporty dotyczące Reichswehry zawierały m.in. załączniki w postaci tajnych rozkazów dziennych, nawet na szczeblu brygady. Zakres i rodzaj zdobywanych przez wywiad NKSM informacji oraz dokumentów dowodzi, że jej działania nie ograniczały się tylko do zewnętrznej obserwacji jednostek i obiektów wojskowych. Oddział II Straży Mazurskiej z pewnością miał tam płatnych informatorów lub umieszczał własnych agentów. NKSM posiadała także dokładne informacje na temat niemieckiej policji i straży granicznej, które utworzyły własne komórki wywiadowcze skierowane przeciwko Polsce. Znała często dokładnie obsadę osobową tych komórek, a nawet personalia agentów wysyłanych przez nie do pracy w terenie. Informatorzy Straży Mazurskiej działali także w Centrali Heimatdienstu w Olsztynie, skąd strona polska uzyskiwała cenne dokumenty dotyczące plebiscytu. W kwietniu 1920 r. jednemu z pracowników NKSM - niejakiemu Derkowskiemu - udało się, na polecenie ppor. Niemierskiego, otrzymać posadę w brytyjskim przedstawicielstwie dyplomatycznym w Olsztynie. Wkrótce jednak został on przeniesiony do Królewca na stanowisko kierownika brytyjskiego biura paszportowego. Dzięki niemu Oddział II uzyskiwał informacje z brytyjskich kręgów dyplomatycznych i jednocześnie spisy osób przyjeżdżających do Prus przez Królewiec. W marcu 1920 r. Oddział II Straży Mazurskiej nawiązał bliskie kontakty z niektórymi spośród francuskich i włoskich oficerów wojsk Koalicji Międzysojuszniczej stacjonujących w Prusach Wschodnich, m.in. z oficerem kontrolującym przy magistracie olsztyńskim - mjr Brun, prokuratorem Komisji Międzysojuszniczej - Fontagne oraz z nieznanym z nazwiska włoskim pułkownikiem z Ełku, którzy zwrócili się do Polaków z prośbą o pomoc w ich pracach wywiadowczych. 
Na skutek sugestii mjr. Brun ppor. Niemierski postanowił założyć w Królewcu współpracującą z Francuzami ekspozyturę wywiadowczą. Informacje zdobyte przez Polaków były przekazywane Francuzom i jednocześnie wysyłane do Warszawy. Ekspozytura ta miała być finansowana przez działdowską placówkę Oddziału II. Dzięki tym kontaktom NKSM miała możliwość przesyłania do Warszawy odpisów tajnych raportów ministra pełnomocnego i przewodniczącego Komisji Międzysojuszniczej - Brytyjczyka Ernesta Rennie, zanim raporty oryginalne dotarły do Rady Ambasadorów w Paryżu, a także przewożenia bez kontroli granicznej akt, pieniędzy, szkieł artyleryjskich itp., zakupionych przez Oddział ll.

Bardzo ważnym sprzymierzeńcem Straży Mazurskiej stała się także znaczna część członków wschodnio-pruskiej USPD, wyrażających gotowość do poparcia polskiej akcji plebiscytowej. Według jednego z raportów prasowych NKSM przyczyną zbliżenia się „niezależnych socjalistów” do Polaków była ich obawa przed stale wzrastającą silą nacjonalistycznych organizacji niemieckich (takich jak Masuren- und Ermlanderbund, Heimatbund itp.) na terenach plebiscytowych, które zagrażały egzystencji tej partii w Prusach Wschodnich. Stanowisko to nie spotkało się z poparciem władz prowincjonalnych (z Królewca) i naczelnych partii, które deklarowały bojkot plebiscytu. W zamian za poparcie akcji plebiscytowej „niezależni socjaliści” domagali się, w wypadku wygranej przez stronę polską, uchwalenia przez polski parlament ich postulatów socjalnych. Partia ta deklarowała, że na terenie plebiscytowym może liczyć na 45-tys. poparcie. Kierownictwo NKSM uznawało tę liczbę za mocno przesadzoną. Na pośrednika w rokowaniach z władzami polskimi USPD-owcy wybrali początkowo przedstawiciela byłych Rad Ludowych - dr. Stanisława Wilemskiego, ponieważ bezpośrednią współpracę z kierownictwem Komitetu Mazurskiego, będącego oficjalnym przedstawicielem polskich interesów plebiscytowych, uznali za niemożliwą. W drugiej połowie kwietnia dr Wilemski skontaktował ich przedstawicieli - Jacobiego i Szepfera - z ppor. Niemierskim. Niemierski po wysłuchaniu postulatów zapewnił, że rząd polski zgodzi się na przedłożone warunki i tłumacząc się brakiem kompetencji, odesłał ich do konsulatu polskiego w Olsztynie w celu umożliwienia wyjazdu delegacji niezależnych socjalistów do Warszawy. W maju ośmioosobowa reprezentacja USPD przebywała w Polsce i odniosła pozytywne wrażenie na temat położenia polskich robotników.

Współpraca niezależnych socjalistów ze Strażą Mazurską zaczęła się rozwijać w kwietniu 1920 r. Dotyczyła ona poszczególnych, lokalnych komórek tej partii, a nawet pojedynczych jej członków. M.in. w Wielbarku lokalna USPD zaproponowała członkom SM (przede wszystkim Lotnych Oddziałów Bojowych) wstępowanie do ich partii w zamian za obronę polskich wieców. Straż Mazurska, ze względów taktycznych, przeciwna była gremialnemu wstępowaniu członków swej organizacji do USPD, jednak aby nie zrazić do siebie socjalistów, zezwalała na to pojedynczym osobom. W Malborku kierownictwo Straży Mazurskiej postanowiło utworzyć placówkę polityczno-prasową w celu pozyskania wpływów wśród tamtejszych socjalistów, i służącą jednocześnie do celów wywiadowczych. Według raportu NKSM z kwietnia 1920 r. miało dojść do nieoficjalnego porozumienia pomiędzy' ppor. Niemierskim a przywódcą niezależnych socjalistów w Prusach Wschodnich - Heidemannem. Owocem tego porozumienia, wynegocjowanego za pośrednictwem wysłanego w tym celu do Królewca dr. Langowskiego, miało być uzyskanie przez Polaków wpływów na redakcję organu niezależnych socjalistów „Volksstimme” oraz zdobycie nowego, stałego źródła informacji o sytuacji politycznej w Niemczech. W zamian za to strona polska miała się zobowiązać do odbioru 4000 egzemplarzy „Volksstimme” kosztem 4 tys. marek niemieckich miesięcznie. Postępowanie Heidemanna w kontaktach z przedstawicielami Straży Mazurskiej może się wydawać bardzo kontrowersyjne, gdyż w jednej z publicznych wypowiedzi nazwał Polskę „żandarmem Ententy” i stwierdził, że jest ona przeszkodą w rozwoju socjalizmu. 9 czerwca w lokalu Hindenburgshöhe w Olsztynie doszło do burzliwego zebrania niezależnych socjalistów, w którym miało uczestniczyć 6-7 tys. ludzi. Zostało ono zwołane na żądanie przybyłego z Królewca przedstawiciela tej partii - F. Propelscha, który według polskich wywiadowców miał być jednocześnie agentem Heimatdienstu. Zwolennicy współpracy z Polakami, z przywódcą olsztyńskiej USPD - Karlem Kaczyńskim na czele, obawiali się pogromu ze strony Heimatdienstu. Na ich prośbę na spotkanie przybyło stu trzydziestu bojówkarzy Straży Mazurskiej, mających stanowić gwarancję bezpieczeństwa dla propolsko nastawionych „niezależnych”. Propelsch ostro skrytykował postępowanie Kaczyńskiego, zarzucając mu zdradę interesów partii za polskie pieniądze. Zwolennikom Polski oświadczył, że w nocy z 11 na 12 lipca (tzn. po plebiscycie) odchodzi polski pociąg ewakuacyjny do Warszawy i radził, „ażeby tego pociągu nie przegapili, albowiem pojedzie tylko jeden”. Przemówienia poszczególnych osób były przez cały czas trwania zebrania zagłuszane okrzykami strony przeciwnej”.

W ostatnich dniach przed plebiscytem Oddziałowi II SM udało się pozyskać do współpracy kierownika urzędu żywnościowego w Olsztynie, niejakiego Suturowskiego, który dostarczył dokumenty obciążające kierownika niemieckiej akcji plebiscytowej w okręgu olsztyńskim - Maxa Worgitzkiego. Wynikało z nich, że Worgitzki jako olsztyński radny miejski nadużywał mandatu do spekulacji deficytowymi wówczas towarami, jakimi były mięso i tłuszcz. Dla nadania sprawie rozgłosu, jak również zamaskowania prawdziwych autorów tej kampanii, całą akcję przeprowadził przedstawiciel „niezależnych” - Matchy, atakując Worgitzkiego z urzędu -jako radny miejski. Na dwa dni przed plebiscytem w Olsztynie ukazały się odezwy redagowane przez Oddział II i drukowane przez „niezależnych” w Królewcu pod tytułem: „Worgitzki als Schieber aufklärt”. W akcji tej mieli uczestniczyć wspólnie z „niezależnymi” także burmistrz koalicyjny - francuski mjr Brun i koalicyjny prokurator Fontange, którzy już wcześniej podejmowali współpracę z Oddziałem II Straży Mazurskiej. Worgitzki postawione mu zarzuty wyjaśniał jako polską prowokację w ramach propagandy plebiscytowej.

Afera związana z korupcyjną działalnością przywódcy Związku Mazurów i Warmiaków została wykorzystana przez Oddział II zbyt późno. Informacje o niej nie zdążyły dotrzeć przed plebiscytem do większego kręgu zainteresowanych i znacząco wpłynąć na jego wyniki. W dalszej jednak perspektywie miała podważyć zaufanie ludności okręgu olsztyńskiego do przywódcy skrajnie nacjonalistycznej i antypolskiej organizacji. Suturowski w obawie przed zemstą Niemców został wywieziony przez Oddział II na terytorium Polski. Współpraca NKSM z „niezależnymi”, jak pokazały wyniki plebiscytu, nie miała większego znaczenia dla sprawy polskiej. Miała ona przede wszystkim charakter nieoficjalny i występowała bardziej w wymiarze lokalnym. Wśród „niezależnych socjalistów” dochodziło zresztą do ostrych konfliktów na tle współpracy z Polakami. Część członków wschodnio-pruskiej USPD przyłączała się nawet do antypolskich organizacji, np. w Malborku czy Olsztynie. Ruch socjalistyczny nie odgrywał zresztą zbyt dużej roli w Prusach Wschodnich, które posiadały stosunkowo nieliczne i niewielkie ośrodki miejskie i gdzie zdecydowanie przeważała ludność rolnicza. Oddziałowi II kontakty te przyniosły korzyści w postaci zdobytych informacji i dalszej rozbudowy sieci agenturalnej. Dokładną skalę tego zagadnienia trudno jednak ocenić z powodu braku bazy źródłowej. Oddział II NKSM zdobywał informacje nie tylko na potrzeby polskiej akcji plebiscytowej. W 1920 r. był najważniejszym ogniwem w systemie polskiego wywiadu na kierunku Prus Wschodnich.

Pod pozorem prowadzenia akcji plebiscytowej agenci NKSM mieli możliwość poruszania się po terenie plebiscytowym i zdobywania informacji czysto wojskowych, w czym odnosili niewątpliwe sukcesy. Szefem Oddziału III NKSM - polityczno-prasowego - został rotmistrz Stanisław Michalski (ps. „Sase”), a następnie dr Antoni Langowski. Oddział ten składał się z trzech biur: prasowego, politycznego i informacyjnego. Jego zadaniem było przygotowywanie cotygodniowych obszernych raportów dla Biura Plebiscytowego Oddziału II. Największy nacisk w pracach Oddziału III kładziono na dokładny przegląd prasy polskiej i niemieckiej. Śledzono zasadnicze kierunki poszczególnych dzienników i zachodzące w nich zmiany. Zbierano informacje o ich redaktorach i współpracownikach, wielkości nakładu oraz o tym, do jakich środowisk trafiały. Poza przeglądem prasy Oddział III zbierał informacje o niemieckich partiach politycznych i administracji, jak również o nastrojach wśród miejscowej ludności. Referaty polityczne NKSM w bardzo negatywnym świetle przedstawiały także pracę polskich komitetów plebiscytowych i Mazurskiego Związku Ludowego. Krytykowały zwłaszcza konflikty mające miejsce w polskim obozie i łatwe możliwości jego infiltracji przez niemieckich agentów. Znaczenie Oddziału III NKSM w stosunku do innych komórek tej organizacji było stosunkowo niewielkie, co uwidaczniało się m.in. w zestawieniu budżetu wydatków. Przykładowo w czerwcu 1920 r. Oddział III otrzymał 9,7 tys. marek niemieckich, podczas gdy Oddział I - 91 tys., a Oddział II - 23 950 marek.

Za Oddział IV NKSM - obrony wieców - uważano Lotne Oddziały Bojowe Straży Mazurskiej (LOB), nazywane również bojówkami. Utworzono je 1 marca 1920 r. Powstanie bojówek uzasadniano przede wszystkim zamiarem przeciwstawienia się czynnym wystąpieniom bojówek niemieckich oraz osłoną pracy agitacyjnej komitetów Mazurskiego i Warmińskiego. Początkowo dowodził nimi, zajmując się także werbunkiem, kierownik Straży Mazurskiej powiatu olsztyńskiego - Jan Jabłoński. Od 10 kwietnia 1920 r. kierownictwo nad LOB objął ppor. Tadeusz Skinder - adiutant komendanta naczelnego Straży Mazurskiej. Ludzi do bojówek rekrutowano na zasadzie opinii i wniosków Mazurskiego i Warmińskiego Komitetu Plebiscytowego oraz Biura Statystycznego przy Konsulacie Rzeczypospolitej Polskiej w Olsztynie. Często do LOB należeli także członkowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. W końcu kwietnia 1920 r. najsilniejszy oddział LOB znajdował się w Olsztynie. Liczył on w tym czasie stu dziewiętnastu ludzi. Poza Olsztynem dwudziestu członków LOB znajdowało się w Biskupcu Reszelskim. Brakuje dokładniejszych danych co do liczebności tychże oddziałów w innych miejscowościach. 
Wynagrodzenie miesięczne bojówkarzy wynosiło 900 marek niemieckich, które płacono z góry w dwóch terminach: po 450 marek 1 i 15 każdego miesiąca. Była to suma uważana za stosunkowo dużą, jak na tamtejsze warunki. Istnienie i prawdziwy charakter nowo kreowanej organizacji starano się zachować w konspiracji. Bojówki przedstawiano jako samoistnie powstałe siły, tworzone i kierowane przez ludzi miejscowego pochodzenia. Jednakże w kwietniu 1920 r. w ręce Niemców dostała się teczka z dokumentami dotyczącymi Straży Mazurskiej, dzięki którym wywiad niemiecki posiadał nawet wykaz imienny członków LOB. O działalności tzw. Bojówek Polskich i o ich powiązaniach z polskimi czynnikami wojskowymi zaczęły szeroko rozpisywać się niemieckie gazety plebiscytowe. Do końca kwietnia bojówka olsztyńska wzięła udział w obronie następujących polskich wieców: w Barczewie, Dajtkach, Biskupcu oraz Giżycku. Wszędzie jednak natrafiała na doskonale zorganizowane i uzbrojone w kije, granaty ręczne, rewolwery, a nawet karabiny, bojówki niemieckie. Wszędzie tam bojówkarze LOB ponosili porażki - zostawali przez Niemców unieszkodliwieni i często dotkliwie poobijani.

Na polskim wiecu w Biskupcu wraz z Polakami pobity został także znajdujący się tam francuski kapitan Sain-Semin. Niemierski w raporcie z 23 kwietnia 1920 r. do Wydziału Plebiscytowego Oddziału II tak oto przedstawił przebieg polskiego wiecu w Giżycku i udział w jego „obronie” olsztyńskiej bojówki: „W dniu 17IV, na który to dzień był wiec zwołany, powrócił do Lecu mjr. Mac - Way. Interpelowany przez Niemców, którzy już się dowiedzieli o przyjeździe sześćdziesięciu ludzi naszej bojówki -jakoby dla zakłócenia porządku w mieście - zwrócił się do p. Herza z żądaniem, by sprowadzonych ludzi rozpuścił. P. Herz temu zadość uczynił i polecił ludziom moim rozejść się, co też ci wobec groźnej postawy Niemców, skwapliwie uczynili, chowając się w tylnych ubikacjach «domu wiecowego». Na sali zebrali się przedstawiciele K.M. [Komitetu Mazurskiego-A. S.] - jako mówcy i bojówki niemieckie, jak twierdzi p. Herz, w sile 1000 ludzi jako słuchacze. Do przemówienia w jęz. polskim nie dopuszczono, a na przemówienie p. Lejka, wygłoszone w jęz. niem. odpowiedzieli słuchacze gwizdaniem i atakiem na prezydjum. Wiec rozbito, mówców okaleczono i zelżono. «Bojowcy» nasi, korzystając z pierwszej nadarzającej się sposobności, rozpierzchli się i różnemi drogami powrócili do Olsztyna”. W drodze powrotnej z Giżycka, w miejscowości Konopki Wielkie, trzech olsztyńskich „bojówkarzy” Edwarda Lengowskiego, Alberta Franka i Jana Kryksa spotkała niemiła przygoda. Dali się oni zastraszyć i sterroryzować jednemu niemieckiemu pomocnikowi żandarma o nazwisku Pudwig. Policjant ten aresztował ich, zabrał pistolet Kryksie, pobił Franka, a od każdego z nich wymusił podpisy, że w czasie plebiscytu oddadzą swe głosy za Niemcami.

Na Mazurach najsilniejsze i stosunkowo najlepiej zorganizowane bojówki LOB znajdowały się na terenie powiatu szczycieńskiego. Organizował je i kierował nimi Władysław Tijan. Bojówki szczycieńskie działały nie tylko na własnym terenie - podobno miały także robić wypady na teren powiatu nidzickiego. W celu szybszego przemieszczania się w terenie używały samochodów i rowerów. Nieznana jest ich liczebność. Ppor. Skinder ogólnie bardzo negatywnie oceniał działalność i jakość podległych mu bojówek. Zarzucał członkom LOB brak ideowości. Twierdził, że wielu z nich do pracy pociągnęła przede wszystkim chęć stosunkowo łatwego zarobku i za swój jedyny obowiązek uważali odbieranie należnej im gaży. W LOB znajdowali się także ludzie starzy, w żadnym wypadku nienadający się do tej pracy. Nic dobrego ppor. Skinder nie mógł powiedzieć również o pracy dowódców plutonów.

22 kwietnia 1920 r. odbyła się odprawa NKSM, w trakcie której zapadła decyzja o rozwiązaniu LOB. Postanowiono jednak przeprowadzić ścisłą ewidencję członków oddziałów w celu ewentualnego późniejszego skierowania ich do obozów szkoleniowych, które planowano stworzyć na terenie Polski. Naczelna Komenda Straży Mazurskiej podała następujące powody rozwiązania bojówek LOB: „1. Służyli oni głównie dla ochrony Komitetu Mazurskiego (ten zaś zresztą, wobec panujących tu warunków, zawiesił swoją działalność agitacyjną na czas nieograniczony), 2. Wysoka gaża a mała stosunkowo robota, 3. Ciągłe porażki demoralizujące ludzi”. Ppor. Niemierski zwracał także uwagę na znaczną przewagę liczebną bojówek niemieckich nad polskimi, co wykluczało możliwość skutecznego przeciwstawiania się im - zwłaszcza na Mazurach. Projekt całkowitego rozwiązania LOB nie został jednak zrealizowany. Powodem tego było to, że (jak stwierdził w liście ppor. Skinder): „1) ludzie wstępując do LOB porzucali zajmowane dotąd miejsca zarobkowe, po rozwiązaniu zaś bojówek, w większości wypadków natrafiali na poważne trudności w otrzymaniu posad, 2) warunek postawiony im przez nas, że z chwilą otwarcia obozów i utworzenia polskiej Straży Bezpieczeństwa, będą natychmiast do tychże użyci, krępuje bardzo i uniemożliwia wprost angażowanie się do jakiejkolwiek bądź roboty zarobkowej - pozostawiając tych ludzi, do czasu zużytkowania czy to w Straży bezpieczeństwa, czy w obozach, w trudnym położeniu finansowym’'. Tak więc członkowie LOB otrzymywali w dalszym ciągu żołd i pozostali na swych etatach. NKSM przeprowadziła ich weryfikację. Na stan stu trzydziestu pięciu ludzi z 10 maja 1920 r. do polskiej Straży Bezpieczeństwa postanowiono przeznaczyć stu dwudziestu dziewięciu. Pozostali, w liczbie sześciu, jako nienadających się do Straży (ze względu na wiek, nieodbycie służby wojskowej, itp.) mieli być używani do prac pomocniczych w Straży Mazurskiej. Poza oddziałami lotnymi złożonymi wyłącznie z miejscowych, w powiecie olsztyńskim istniały także oddziały składające się z ludzi przybyłych z Poznańskiego. Oddziały te były używane do zadań specjalnych w wyjątkowo trudnych okolicznościach i podlegały bezpośrednio rozkazom komendanta okręgu NKSM. 
17 maja 1920 r. w Warszawie odbyło się spotkanie por. Gołębiowskiego z prezesem Warmińskiego Komitetu Plebiscytowego w Kwidzynie - ks. Antonim Ludwiczakiem. W rezultacie tego spotkania zapadła decyzja o utworzeniu polskich bojówek na terenie Powiśla. Miały one podlegać bezpośrednio rozkazom NKSM. Fundusze na ten cel Komitet Warmiński zobowiązał się w całości przekazywać za pośrednictwem Banku Ludowego w Kwidzynie i na nazwisko Jana Niemierskiego. Na początku czerwca ks. Ludwiczak wycofał się z powyższego zobowiązania, oświadczając, że władze Międzysojuszniczej Komisji Alianckiej przyrzekły mu pomoc i ochronę wszelkiej akcji agitacyjnej, w związku z czym bojówki nie są już potrzebne. Według informacji uzyskanych przez NKSM ks. Ludwiczak tworzył na terenie powiatów nadwiślańskich podległe mu i niezależne od kierownictwa Straży Mazurskiej bojówki przy współpracy z bliżej nieznanym kapitanem z Poznańskiego. Na komendanta powiślańskich bojówek por. Niemierski wyznaczył Kowalkowskiego - pochodzącego z Malborka oficera WP, byłego oficera niemieckiego. Siedzibą dowództwa LOB z Powiśla został Kwidzyn. W czerwcu liczebność LOB w powiecie sztumskim przekraczała dwieście osób. Zostały one podzielone na siedem „sotni”. Każda z nich otrzymała swój kryptonim. Najliczniejsza „sotnia” znajdowała się w Sztumie i liczyła do osiemdziesięciu członków. Podstawowym uzbrojeniem polskich bojówkarzy z Powiśla były tzw. laski plebiscytowe - czyli grube kije. „Sotnie” posiadały także granaty ręczne, pistolety, karabiny, a nawet kilka sztuk lekkich karabinów maszynowych” .

LOB mogły się pochwalić kilkoma znaczącymi sukcesami na Powiślu: m.in. 24 maja w czasie wiecu w Kwidzynie doszło do starcia z bojówką niemiecką, którą rozpędzono (w czasie tego zajścia Polacy użyli dwudziestoosobowego „oddziału” konnego). 3 lipca rozbito niemiecki wiec w Sztumie, a 4 lipca w Sztumskiej Wsi i Postolinie. Bojówki powiślańskie były wspomagane przez LOB z Olsztyna. 21 czerwca 1920 r. na zebraniu komendy NKSM w Sztumie zapadła decyzja o wprowadzeniu ostrego pogotowia dla miejscowych LOB w dniach 7-12 lipca 1920 r., co było oczywiście związane z przypadającym na 11 lipca plebiscytem. Część bojówek postanowiono w tych dniach przeznaczyć do ochrony polskich biur w Kwidzynie. 8 lipca 1920 r. NKSM poleciła wszystkich swoich członków skoszarowanych w Działdowie rozlokować wzdłuż granicy i w razie otrzymania wiadomości z terenów plebiscytowych o napaści Niemców na Polaków przekroczyć ją pod dowództwem oficerów z bronią w ręku. Regularne oddziały WP miały wkroczyć na tereny plebiscytowe dopiero w razie ewentualnego włączenia się do akcji oddziałów Reichswehry. Oddziały Straży Mazurskiej postawione w stan gotowości otrzymały zakaz występowania w polskich mundurach. W razie przystąpienia do akcji miały używać tylko kijów. Użycie broni dopuszczano w przypadku użycia jej przez bojówki niemieckie. Jednak w czasie plebiscytu nie doszło do użycia zmobilizowanych na pograniczu oddziałów.

11-12 lipca w Kwidzynie doszło do antypolskich rozruchów. 11 lipca o godz. 11 w nocy ludność niemiecka próbowała szturmować „Cassino” i „Resursę” - budynki zajmowane przez Warmiński Komitet Plebiscytowy. Ponieważ w pobliżu nie było żołnierzy wojsk koalicyjnych, oba budynki zostały obsadzone przez członków LOB. Zdecydowana postawa tych ludzi zmusiła Niemców do wycofania się, aż do nadejścia pomocy ze strony żołnierzy włoskich. Brakuje jakichkolwiek innych informacji na temat użycia bojówek w tych dniach przez władze NKSM. Działalność bojówek LOB zakończyła się wraz z działalnością NKSM w połowie lipca 1920 r. Przez ich szeregi przewinęło się kilkaset osób. LOB - przede wszystkim ze względu na małą liczebność- nie mogły zapewnić skutecznej ochrony polskiej pracy plebiscytowej ani przeciwstawić się licznym i dobrze zorganizowanym bojówkom niemieckim.

Kierownictwo NKSM zarzucało często członkom LOB brak patriotycznego zaangażowania, tchórzostwo oraz materialistyczne podejście do nałożonych nań obowiązków (dotyczyło to zwłaszcza Warmii i Mazur). Niemniej jednak kilkakrotnie polskie bojówki odniosły zwycięstwo w konfrontacji z Niemcami. Ich obecność dodawała otuchy i zapewniała względne poczucie bezpieczeństwa osobom optującym za przyłączeniem terenów plebiscytowych do Polski na tych niewielu obszarach, gdzie LOB były w miarę możliwości równorzędnym przeciwnikiem dla bojówek niemieckich. Po przegranym plebiscycie wielu polskich działaczy, obawiając się niemieckich represji, postanowiło, wyemigrować do Polski. Znaczna część z nich zasiliła szeregi powstałego w lipcu 1920 r. ochotniczego pułku mazursko-warmińskiego. Został on utworzony na podstawie rozkazu ministra spraw wojskowych i składał się wyłącznie z żołnierzy pochodzących z terenów plebiscytowych. Jego dowódcą został kapitan Jan Niemierski. Pułk ten nie przetrwał jednak nawet do końca 1920 r.

W końcu lipca por. Gołębiowski w piśmie do NKSM nakazał wzmożenie działalności wywiadowczej na terenie Prus Wschodnich w celu głębszego poznania niemieckich zamiarów w związku ze zbliżaniem się wojsk sowieckich do granicy plebiscytowej. Jednak ze względu na szybkie postępy wojsk bolszewickich, 1 sierpnia kpt Niemierski otrzymał rozkaz podporządkowania się gen. Roji, dowódcy D.O.G. Pomorze, i zorganizowania grupy wywiadowczej działającej przeciw siłom nieprzyjaciela operującym na północ od rzeki Narwi oraz w klinie między Narwią a Bugiem. Ponadto kapitan Niemierski miał podjąć próbę utworzenia oddziałów partyzanckich na tyłach wojsk bolszewickich. W skład tej grupy weszli przede wszystkim członkowie Oddziału II NKSM. Jej dowódcą został kpt. Niemierski, a zastępcą- ppor. Zakrzewski. Na tyłach wojsk bolszewickich powstały m.in. trzy' lotne posterunki wywiadowcze, którymi kierowali pchor. Władysław Tyjan, sierż. Roman Szabłowski i ppor. Adam Ciołkosz. Grupa przesyłała do Oddziału II Sztabu w czasie bitwy warszawskiej meldunki wywiadowcze z okolic Mławy i Działdowa, zajętych wówczas przez wojska bolszewickie.

Likwidację Straży Mazurskiej rozpoczęto już 12 lipca 1920 r. W przededniu plebiscytu formalnie liczyła ona około 6 tys. członków, lecz jej faktyczna siła była nieproporcjonalnie mniejsza w stosunku do tej liczby. Straż Mazurska miała stanowić przeciwwagę dla niemieckich organizacji paramilitarnych, które za pomocą terroru paraliżowały polską działalność plebiscytową. Jednak te ostatnie skupiały w swych szeregach około 70 tys. stosunkowo dobrze uzbrojonych i doskonale zorganizowanych ludzi, a więc ponad dziesięć razy więcej aniżeli Straż Mazurska. W razie konfrontacji zbrojnej z niemieckimi organizacjami wojskowymi zostałaby szybko zduszona. Nie była realnym oparciem dla prac polskich komitetów plebiscytowych. Nie zapewniała także ochrony polskich wieców przed bojówkami niemieckimi. Utworzone w tym celu Lotne Oddziały Bojowe generalnie w niewielkim stopniu reagowały na wzmagający się terror niemiecki. Akcja prowadzona przez Straż Mazurską miała charakter bardziej polityczno-propagandowy niż bojowy. Jej główne ośrodki organizacyjne znajdowały się na Powiślu i Warmii. Natomiast bardzo słabo postępowała organizacja Straży na Mazurach, i to jedynie w zachodniej ich części. Najbardziej bojową postawę przybrała na kilka tygodni przed plebiscytem. Wiązało się to ze wzmożeniem działalności przez komitety plebiscytowe i napływem zdemobilizowanych z WP żołnierzy pochodzących z terenów plebiscytowych.

Prace prowadzone przez NKSM były ukrywane zarówno przed Niemcami, jak i Komisją Międzysojuszniczą. Mimo to Niemcy posiadali dużo dokładnych informacji na jej temat. Przyczyną tego stanu rzeczy', według por. Zakrzewskiego, był „brak elementu i młodego pokolenia wychowanego na zasadach POW” oraz „brak elementarnych pojęć o prowadzeniu pracy konspiracyjnej” wśród miejscowej ludności. Dotkliwym ciosem dla Straży Mazurskiej było przejście na stronę Niemców Jana Jabłońskiego - pierwszego dowódcy LOB i kierownika Straży w powiecie olsztyńskim. 
Polskie czynniki wojskowe nie pozostawały bezczynne wobec plebiscytów na Warmii i Mazurach. Jednak poczynione przez nie w tym celu przygotowania rozpoczęto zbyt późno, bez wyraźnie zarysowanego programu działania i niezbyt energicznie. Organizacja Straży Mazurskiej natrafiała na spore trudności w obsadzie stanowisk z powodu braku nadających się do pracy organizacyjnej i konspiracyjnej miejscowych Polaków. Dużym problemem były także zbyt szczupłe środki finansowe. Największe sukcesy NKSM odnosiła w pracach wywiadowczych. Dzięki nim strona polska dysponowała dokładnymi informacjami o niemieckich przygotowaniach plebiscytowych, liczebności organizacji paramilitarnych i koncentracji Reichswehry w Prusach Wschodnich.”

Adam Szymanowicz „Udział Oddziału II Sztabu Generalnego Ministerstwa Spraw Wojskowych w pracach plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku” Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 4, 515-530


czwartek, 9 maja 2019

O osadnikach i autochtonach, o dawnej granicy i nowej rzeczywistości.



"Przed 1945 r. większość terenów, dzisiaj znanych jako Warmia i Mazury, nie leżała w granicach państwa polskiego. Istniało pogranicze „stykowe”, a więc obszar, na którym żyły grupy wyraźnie odrębne etnicznie, językowo i kulturowo. Po II wojnie światowej określenie „pogranicze” w znaczeniu politycznym straciło tu sens, gdyż inaczej została wytyczona granica państwowa. Przy jednoczesnym wysiedleniu (bądź ucieczce) znacznej liczby dawnych mieszkańców, gruntownemu przeobrażeniu uległa sytuacja geopolityczna w tej części Europy. Wiosna 1945 r. to bez wątpienia początek zupełnie nowego etapu w dziejach byłych Prus Wschodnich. Zmieniła się ich przynależność państwowa, zmieniły się stosunki narodowościowe i wyznaniowe, sytuacja polityczna i gospodarcza. I – jak zauważył Robert Traba – trudno prowadzić rozważania o pograniczu, gdy nie istnieje już jego „element centralny”, jakim była granica. Nie ma jednak wątpliwości, że świadomość jej istnienia w przeszłości nie zanikła od razu i na zawsze. Granica fizycznie przestała istnieć, jednak w znaczeniu „kulturowo-mentalnym” trwała nadal, i to przez długie lata.

Wspomniany wyżej badacz wymienił trzy czynniki, mające najistotniejszy wpływ na kształt egzystencji mieszkańców terenów pogranicza. Były to: akulturacja (przez co rozumiał wzajemne oddziaływanie na siebie odmiennych kultur), następnie powstawanie antagonizmów między poszczególnymi grupami oraz kształtowanie pewnego modelu życia, charakterystycznego właśnie dla obszaru pogranicza. Należy też zaznaczyć, że dawniej (ale niejednokrotnie i dziś) egzystencja w pasie przygranicznym, zazwyczaj ze względów ekonomicznych, wyznaczała czynnik atrakcyjności takiego miejsca zamieszkania. Natomiast w okresie bezpośrednio powojennym, gdy nie było już granicy, wybór takiego miejsca osiedlenia wiązał się przede wszystkim z ogromnym niebezpieczeństwem egzystencjalnym, choć możliwość pozyskania atrakcyjnych dóbr najczęściej przesłaniała te obawy. Na Warmii i Mazurach pogranicze polsko-niemieckie w potocznym rozumieniu, przestało istnieć; zostało ono przesunięte daleko na zachód. Powstało jednak realne pogranicze polsko-radzieckie. Jego określona specyfika powodowała, że nie zachodziły tu jakiekolwiek znane formy kontaktów, odnoszące się do społeczności żyjących po obu stronach granicy. Zdecydowanie granicę tę można było nazwać „martwą”, bo trudno uznać, że ożywiały ją wymuszone, dalekie od spontaniczności, a przez to sztuczne spotkania organizowane sporadycznie, zazwyczaj z okazji świąt narodowych. Cz. Osękowski, pisząc o granicy polsko-enerdowskiej do 1956 r., zauważył, że społeczności po obu jej stronach żyły w tym okresie także w głębokiej izolacji. Bez wahania należy uznać, że stan taki na granicy ze Związkiem Radzieckim i potem z Rosją utrzymywał się znacznie dłużej i w zasadzie trwa nadal. W wyniku działań wojennych i późniejszych przesiedleń w zasadniczy sposób zmieniła się struktura ludnościowa zarówno w pasie pogranicza, jak i na dalszych terenach.

Nowe społeczeństwo zostało ukształtowane w przeważającej mierze przez przybyszy z dawnych Kresów Wschodnich, przesiedleńców z Polski centralnej oraz przez nielicznych, pozostałych tu mieszkańców przedwojennych polskiego i niemieckiego pochodzenia. W pasie południowym pozostały pewne zaszłości charakterystyczne dla pogranicza polsko-niemieckiego sprzed II wojny światowej. Utrzymywały się określone wzorce kulturowe, tworzyły się też nowe, będące pochodną zderzenia kulturowego, uważanego za istotny skutek zlikwidowanych właśnie granic. Siłę owemu zderzeniu nadawało wiele czynników, odzwierciedlających stan grup ludności przybyłych z różnych kierunków, o odmiennej świadomości i przynależności narodowej, o zróżnicowanym poziomie kulturowo-cywilizacyjnym, wyznających różną wiarę.

Przybyszy różniły też przyczyny, z powodu których pojawili się w Okręgu Mazurskim – od heroicznego zasiedlania ziem „prastarych” i „odzyskanych” po chęć dorobienia się i zrekompensowania sobie strat materialnych poniesionych w czasie wojny i okupacji. Większość jednak stanowili ludzie, którzy najczęściej przez przypadek znaleźli się na tych terenach i z różnych przyczyn tu pozostali. Nierzadko wzorce kulturowe były wzajemnie przekazywane między poszczególnymi grupami, choć odbywało się to z różnym nasileniem i w różnym czasie. Ostatecznie następował złożony proces promieniowania i krzyżowania się wpływów kulturowo-cywilizacyjnych, językowych, gospodarczych, demograficznych, choć już nie politycznych. Na terenie pogranicza, obok mieszkańców o wykrystalizowanej postawie, pojawiły się grupy ludzi o zmiennej, nie do końca wykształconej świadomości narodowej, wręcz nietraktujących więzi narodowych jako szczególnie istotne. Jak dowodzi A. Sakson, był to naturalny proces socjologiczny, niezależny od stopnia świadomości członków poszczególnych grup. Sytuację na pograniczu kształtowała też w jakimś stopniu charakterystyczna dla Okręgu Mazurskiego – tymczasowość.

Do sierpnia 1945 r. nie było ustalonej granicy północnej, nie było województwa, ale tylko „okręg”, nawet przedwojenni mieszkańcy otrzymywali prowizoryczne, tymczasowe zaświadczenia o przynależności narodowej. Podobny charakter miały akty nadania nieruchomości. Próby usystematyzowania czynników nadających kształt pograniczu skłaniały zazwyczaj do mało optymistycznych wniosków. Pisano, że codzienność na tych terenach formowała wymiana towarowa, nie zawsze zresztą w pełni legalna i uczciwa. Natomiast drugim, niesławnym znakiem wyróżniającym pogranicze stał się powszechny, kryminogenny przemyt. Na tym tle w jaśniejszych barwach jawiły się spostrzeżenia odnoszące się do zagadnień związanych z kulturą pogranicza. Zasadne wydają się bowiem opinie, że właśnie ta swoista różnorodność i wielobarwność żyjących tu społeczności, niespotykana na terenach jednolitych cywilizacyjnie w centrach państw, prowadząca do wzajemnego przenikania, wzmagała rozkwit kulturowy obszarów pogranicza.


NOWA RZECZYWISTOŚĆ

Dziś już żadne kordony graniczne nie rozdzielają Mazurów spod Ełku, Szczytna, Nidzicy i Działdowa, ani Warmiaków od Łyny i Pasłęka z braćmi swymi od Mławy, Chorzel, Myszyńca i innych dawniejszych miejscowości przygranicznych. Padła bariera pruska, która nie dopuszczała do przyjacielskich stosunków sąsiedzkich ludności polskiej z jednej i z drugiej strony granicy. Dziś lud ten łączy się w odbudowie zniszczonych w czasie wojny wiosek i miast, wspólną myślą i wspólnym czynem dążąc do tworzenia szczęśliwej i spokojnej przyszłości”.

Tak pod koniec 1956 r., na fali popaździernikowej odnowy, pisał Teofil Ruczyński o pozytywnych aspektach likwidacji podziałów granicznych na południowych krańcach województwa olsztyńskiego, jakie stały się możliwe po zakończeniu II wojny światowej.

Rzeczywistość jednak, co nie było dla nikogo tajemnicą, przedstawiała obraz dużo bardziej skomplikowany, zdecydowanie mniej korzystny. Już po przejściu frontu, z południa żywiołowo zaczęła napływać ludność dawnego polskiego pogranicza. Przybywając tu, myślano przede wszystkim o zaborze mienia, a nie o osadnictwie. Próby planowej kolonizacji Warmii i Mazur podjęto dopiero w pierwszej połowie lipca 1945 r. Badacze procesów osadniczych, zachodzących po 1945 r. wskazują przede wszystkim na nieprawidłowy proces zasiedlania tego obszaru. W pierwszym okresie błędem było osadzanie nowo przybyłych na ziemiach zdominowanych przez ludność autochtoniczną, a nie na terenach północnych, wcześniej zamieszkanych głównie przez Niemców. Osadnictwo skupiało się głównie wzdłuż linii kolejowych oraz w pasie dawnej granicy polsko-niemieckiej. Jednocześnie dane Państwowego Urzędu Repatriacyjnego wskazywały, że przybysze z Polski centralnej najchętniej osiedlali się w miastach województwa. W końcu 1945 r. prawie połowa mieszkańców Okręgu Mazurskiego żyła w Olsztynie.

Unikano głębszej penetracji osadniczej byłych Prus Wschodnich, a strategia osiedlania się na południowych obrzeżach tej krainy miała szczególne uzasadnienie. Nie bez racji uważano mianowicie, że w razie niepowodzeń łatwiej będzie uciec stąd „do Polski właściwej”. Tereny te wydawały się z wielu powodów atrakcyjne dla osadnictwa, choć, niestety, zbyt często także dla osadnictwa tymczasowego, umożliwiającego jedynie proceder pospolitego szabru. Pewną próbę regulowania osadnictwa w pasie pogranicza stanowiły zarządzenia pełnomocnika rządu RP na Okręg Mazurski jeszcze z jesieni 1945 r., określające kierunek, skąd oczekiwano osadników do poszczególnych obszarów pogranicza. I tak, np. w powiecie suskim i w samym Suszu mieli się prawo osiedlać przesiedleńcy z powiatu augustowskiego i suwalskiego. Później powiat ten przewidywano też na miejsce osiedlania ludności z województwa rzeszowskiego. Dopiero w marcu 1947 r. wojewoda olsztyński wydał zarządzenie o wstrzymaniu osadnictwa w południowym pasie województwa, co było zgodne z postulatami ludzi związanych z Instytutem Mazurskim. Jednak w ówczesnej rzeczywistości, konsekwentne przestrzeganie zarządzeń nawet władz wojewódzkich było zazwyczaj mało realne.

Wzmożone osadnictwo w pasie południowym Warmii i Mazur, na pograniczu między dawnymi Prusami Wschodnimi a „Polską właściwą”, prócz konfliktów, generowało też ogromne ożywienie gospodarcze tych terenów, zwłaszcza w pierwszych latach powojennych. Miejscowości leżące w tym pasie wymieniano, oprócz Olsztyna, wśród tych wykazujących największą aktywność gospodarczą, z licznie powstającymi prywatnymi sklepami i warsztatami rzemieślniczymi. Dawne tereny przygraniczne, po 1945 r. stanowiące obszar pogranicza w znaczeniu socjologicznym, szybko stawały się obszarami chętnie penetrowanymi przez przybyszy z południa. Zaczęły napływać masy ludności z Mazowsza i Kurpiowszczyzny, z województwa bydgoskiego i warszawskiego, ale byli też osadnicy z Małopolski, Kielecczyzny i dawnych Kresów Wschodnich. Jak po latach wspominała Otylia Groth, powszechnie „krążyły watahy szabrowników i najgorszego autoramentu napływowego”. Podobne zdarzenia zachowała w pamięci Wanda Pieniężna. Pisała, że w 1945 r. „na ziemie Warmii i Mazur ruszyły m.in. elementy pozbawione dachu nad głową, obdarte i bose, aby wziąć odwet na wrogu i zaopatrzyć się we wszystko, co straciły. Zanim przybyłe władze zdołały się zorganizować, w powiatach już kwitło w najlepsze samorzutne osadnictwo, ale i szabrownictwo”. Konsekwencją niekontrolowanego napływu osadników z terenów ościennych były mniej lub bardziej drastyczne konflikty.


SZABER

W jednym z doniesień komórki osadniczej olsztyńskiego Państwowego Urzędu Repatriacyjnego z grudnia 1945 r. jest wzmianka, że systematycznie pogarszały się warunki osadnictwa w pasie dawnego pogranicza polsko-niemieckiego. I choć dotyczyło to przede wszystkich obszarów wiejskich, to jednocześnie miało też pośrednio istotny wpływ na warunki życia osadników w miastach. Szaber, zajmowanie gospodarstw, grabienie ich i opuszczanie, napady rabunkowe – administracja centralna otrzymywała wiele raportów na temat skomplikowanej sytuacji w pasie pogranicza. Wiedziano o rabunkach organizowanych przez ludzi przybywających z Mazowsza, Białostocczyzny, z Kurpiowszczyzny, z powiatów: makowieckiego, przasnyskiego, ostrołęckiego, mławskiego, ciechanowskiego. Sytuacja była tu szczególnie trudna, dochodziło do największych nadużyć, aktów przemocy i przestępstw. Na terenach dalej położonych od dawnej granicy z Polską, na Mazurach (rejon, np. Giżycka, Kętrzyna, Ostródy), sytuacja wyglądała znacznie lepiej. Było tam bezpieczniej, czego oczywistym powodem był fakt, że bardzo rzadko docierali tam łupieżcy z południa.

Ludzie żyjący w pasie dawnego pogranicza narażeni byli na stykanie się z żywiołowo napływającymi pseudoosadnikami. Najbardziej niebezpiecznie było w pierwszych miesiącach po zakończeniu wojny, których specyfikę wyznaczała dwuwładza polsko-radziecka. Pierwsze spotkania w pasie pogranicza miały miejsce jeszcze przed przybyciem przedstawicieli polskiej administracji. Osadnictwo to zazwyczaj niewiele miało wspólnego z zamiarem zamieszkania tu na stałe. Jako swoistą sprawiedliwość dziejową traktowano okradanie napotkanych gospodarstw z wszelkich dóbr materialnych. Grasowały tu liczne bandy rabunkowo-przemytnicze. Zorganizowane grupy rozkradały na równi puste, opuszczone domostwa, jak i te nadal zamieszkane przez przedwojennych mieszkańców albo zajęte już przez polskich osadników. Wytworzyła się atmosfera konkurencji, rywalizacji, wywożono bowiem wszystko, co dało się wywieźć. Szaber na terenie pasa pogranicza przybierał monstrualne rozmiary. Grabież dotyczyła sprzętów domowych, mebli i urządzeń, ocalałego inwentarza żywego. Wywożono odzież, obuwie, pościel i bieliznę osobistą. Rozkradano sprzęt i maszyny rolnicze, ale także drewno, którego brakowało na południu. Po rozkradzeniu dobytku ruchomego, demontowano niemal całe domy i zabudowania gospodarcze, zdejmowano dachówki, wywożono okna, drzwi, piece, podłogi. Błyskawiczny demontaż prowadził do tego, że przestawały istnieć całe wsie.

O sytuacji wiedziano w stolicy, a tym bardziej znały ją władze lokalne. Wiedzieli o tym starostowie i burmistrzowie, doskonale orientowali się Rosjanie stacjonujący w terenie. Mimo to, np. w powiecie szczycieńskim czy suskim, był to proceder tak rozwinięty, że nikt nie był w stanie nad nim zapanować. Waśnie w pasie pogranicza wybuchały nie tylko na tle kontaktów z pojedynczymi nieuczciwymi osadnikami z Mazowsza czy nawet z ich zorganizowanymi grupami. Nie bez winy bywali też polscy milicjanci i urzędnicy administracji, dysponujący zezwoleniami na wywóz wartościowych przedmiotów. W specyficznych warunkach powojennych często zdarzało się, że z przemytnikami współpracowali nieuczciwi wójtowie i sołtysi. Ówczesny starosta szczycieński Walter Późny twierdził wręcz, że np. burmistrz Przasnysza przysyłał zorganizowane bandy szabrowników. Bezkarnie wszelkie dobra wywozili stąd żołnierze radzieccy, często dopuszczając się przy tym aktów przemocy. Tu także, podobnie jak w głębi Warmii i Mazur, zmuszano napotkaną ludność do darmowej pracy na rzecz Armii Czerwonej. Niezwykle skomplikowana sytuacja ludnościowa i związana z bezpieczeństwem w pasie pogranicza wymagała nadzoru i ochrony ze strony funkcjonariuszy doskonale przeszkolonych i obeznanych ze specyfiką tych terenów. Tak jednak nie było. Na tę kwestię zwracał uwagę minister Ziem Odzyskanych Władysław Gomułka. Twierdził, że przyczyn nieporozumień, konfliktów, nieszczęść i tragedii, odnotowywanych w obszarze pogranicza, upatrywać trzeba w obsadzie personalnej komend milicji położonych w południowym pasie Okręgu Mazurskiego. Zbyt często byli to ludzie przypadkowi, o niskich morale.

Rzadko udawało się udowodnić współdziałanie miejscowych przedstawicieli administracji z szabrownikami „zza miedzy”, często będących członkami ich rodzin, albo znajomymi. Na przykład w Suszu aż 48% funkcjonariuszy milicji i organów bezpieczeństwa pochodziło z sąsiednich powiatów województwa warszawskiego, a więc z terenów, skąd przybywało najwięcej szabrowników (dane z października 1946 r.). Walter Późny wielokrotnie prosił starostów z Przasnysza, Pułtuska, Makowa Mazowieckiego i Mławy, by na razie nie przysyłali do powiatu szczycieńskiego zorganizowanych grup osadników. Nie był jednak w stanie zapobiec przyjazdom indywidualnym. Głośno mówił o tym także Jan Lippert, powojenny przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Szczytnie. Twierdził, że źródłem wszelkich nieszczęść w pasie pogranicznym było sąsiedztwo z powiatami makowskim, ostrołęckim i przasnyskim, jak dodawał – „już przed pierwszą wojną światową uchodzących za wylęgarnię przemytnictwa i koniokradztwa”.

Zachowane relacje z powiatu suskiego i szczycieńskiego wskazują, że niektórzy szabrownicy celowo osiedlali się na stałe w pasie pogranicza na terenie tych powiatów. Urządzenie się tu było intratnym źródłem dochodu. Organizowano szajki przemytnicze, zajmujące się rozkradaniem dóbr i przewożeniem ich do Polski centralnej, na miejscu powstawały punkty przerzutowe, w których gromadzono najatrakcyjniejsze dobra. Bossowie procederu przemytniczego szybko stawali się najbogatszymi gospodarzami, którzy z czasem zdobywali w obrębie lokalnej społeczności wysoką pozycję społeczno-polityczną.

Podczas posiedzeń rad narodowych, działających w pasie pogranicza, nieraz zastanawiano się nad sposobem uniemożliwienia napływu na te tereny szabrowników i utrudnieniem im wywozu dóbr. Na przykład w Suszu debatowano, co zrobić z tymi mieszkańcami, którzy nigdzie nie pracowali, a dochody – jak wszystkim było wiadomo – czerpali przede wszystkim z nielegalnych procederów, głównie z grabieży i handlu towarami stąd pochodzącymi. Choć w początkowym okresie powojennym zazwyczaj nie udawało się zapewnić stuprocentowego bezpieczeństwa w pasie pogranicza, to jednak czyniono w tym kierunku jakieś starania. Właśnie w posterunkach milicyjnych położonych w tym pasie zatrudniano najwięcej funkcjonariuszy MO. Na koniec lipca 1945 r. w Komendzie Powiatowej MO w Suszu zatrudnionych było stu czterdziestu funkcjonariuszy, którzy dysponowali dwudziestoma kbk. Tak wielu, poza Olsztynem, nie zatrudniano w tym czasie nigdzie! W drugiej połowie 1945 r. Susz, ale i cały powiat, przodował w statystykach pod względem liczby powstających posterunków milicji. Miały one w tym czasie pełną obsadę personalną (podobnie było tylko w powiecie olsztyńskim i giżyckim). By skutecznie i ostatecznie zlikwidować ogniska oporu (przez co rozumiano zarówno bandy pospolitych szabrowników, jak i oddziały partyzanckie, działające przeciwko władzy ludowej), działające w pasie od południa okalającym województwo, wiosną 1946 r. zdecydowano podzielić ten obszar na trzy części, do których skierowano wzmocnione siły wojskowe. Wschodnia strefa obejmowała rejon Pisza, południowa Szczytno i okolice, a zachodnia strefa obejmowała powiat suski. W grudniu 1947 r., na mocy rozkazu Wojewódzkiego Komitetu Bezpieczeństwa, w powiatach szczególnie zagrożonych działalnością grup zbrojnych, powołano powiatowe komitety bezpieczeństwa. Dodatkowo w tym okresie, jak uzasadniano – w celu ostatecznego rozbicia resztek zbrojnego podziemia, powołano dziesięć dwudziesto-trzydziestoosobowych grup operacyjnych, składających się z wojskowych, dowodzonych jednak przez wytypowanych pracowników Urzędu Bezpieczeństwa. Oddziały takie przydzielano przede wszystkim do powiatów na pograniczu.

STARE PROBLEMY

Jak wskazał Zbigniew Kudrzycki, badający powojenną sytuację w pasie dawnego pogranicza, od początku koegzystencja Mazurów i przybyszy, zwłaszcza tych pochodzących z Kurpiowszczyzny, daleka była od poprawności. Antagonizmy, mające dawny rodowód, po zakończeniu wojny jeszcze bardziej się pogłębiły. Podłoże wielu konfliktów kształtowała i potęgowała nieodparta chęć jak najszybszego wzbogacenia się przybyłych kosztem ludzi dotąd tu mieszkających. Nie mniejsze znaczenie miała też chęć błyskawicznego podniesienia swego prestiżu społecznego. Szczególnie tragiczne zdarzenia na tym tle miały miejsce na terenie powiatów: szczycieńskiego, piskiego, nidzickiego i ostródzkiego. Problemem charakterystycznym dla pogranicza stała się kwestia przejmowania najatrakcyjniejszych gospodarstw. Po wojnie wielu jechało do znanych sobie z okresu międzywojennego zagród i zajmowało je, niekiedy siłą wyrzucając właścicieli, nie respektując ich prawa do własności. Bywało, że zajmowano domostwa tymczasowo puste. Potem, po powrocie prawowitych gospodarzy z wojennej tułaczki, nowo osiedleni nie chcieli już ich opuszczać. Długo jeszcze tzw. gospodarstwa sporne stanowiły czynnik dezintegracji w pasie pogranicza. Przybyszy z południa drażniła inność mazurskiego świata, stanowiąca kolejne źródło konfliktów. Przed wojną byli tylko jego obserwatorami. Po jej zakończeniu odważnie i wyzywająco występowali przeciwko niej.

Ostoją mazurskości” – jak wykazywał Andrzej Sakson – były trwające przez wieki w podobnej formie społeczności wiejskie, niezależnie od języka, jakim władały, utrzymujące ze sobą bardzo bliskie, sąsiedzko-rodzinne związki. Grupy te starały się w jakiś sposób izolować od świata zewnętrznego, m.in. dzięki zaawansowanej samowystarczalności. Choć Mazurzy świadomie bądź nieświadomie przejmowali od niemieckiego sąsiedztwa pewne wzorce dotyczące życia czy gospodarowania, to jednak ciągle stanowili odrębną, niezależną grupę, wyróżniającą się w niemieckim otoczeniu. Związki te po wojnie zostały zachwiane albo i zniszczone. Kres wojny oznaczał dla Mazurów także koniec pewnej prosperity gospodarczej.

Większość przybyszy z terenów sąsiednich, z okolic Przasnysza, Mławy, Makowa, Kolna czy Myszyńca, była ludźmi prostymi, często wręcz prymitywnymi, nieorientującymi się w specyfice narodowościowej ludności żyjącej na pograniczu, ale i niebędącymi w stanie pojąć spotykanych tu zawiłości narodowościowych. Upraszczając – Mazurzy dla większości osadników indywidualnych, ale i przedstawicieli polskiej administracji byli po prostu „Niemcami”, których powszechnie potępiano, na co istniało, z wiadomych względów, przyzwolenie społeczne. Oni sami zaś – jak pisał Andrzej Sakson – „czuli się nade wszystko związani z rodzinną miejscowością i krajobrazem, z własnym domem i warsztatem pracy”. Początkowo akceptowali tę „nową Polskę” z przekonaniem, że w ich życiu nic się nie zmieni. Konflikty rodziły się także w sferze mentalnej. „Słabe wyrobienie społeczne i polityczne”, ubogość materialna i fanatyzm religijny, połączony z nietolerancją i szowinizmem, powodowały, że stojący na wyższym poziomie cywilizacyjnym, protestanccy, „kaleczący” język polski Mazurzy stawali się oczywistym celem zemsty dla przybyszy z południa. Po cichu Mazurów podziwiano, zazdroszczono im nawet poziomu, jaki osiągnęli, na zewnątrz jednak okazywano zupełnie inne uczucia. Nie darzono ich sympatią, pogardzano nimi, wielu wyrażało wobec nich wrogość. Często dochodziło do sytuacji, gdy do dawnych swych pracodawców – Mazurów, przybywali ich dawni pracownicy – biedota zza kordonu. Przybywali jednak nie jak dotychczas – jako pracownicy sezonowi czy przymusowi, lecz jako ludzie wolni, reprezentujący „naród zwycięzców”. Na długie lata „Kurp stał się w świadomości Mazurów synonimem brutalności i prymitywizmu”. Choć pracując tu przed wojną zazwyczaj nie mogli narzekać, to teraz, po jej zakończeniu, wsparci siłami milicji, traktowali tutejszych mieszkańców niemalże jak sprawców wybuchu wojny, ale i wszelkich nie szczęść, jakie nękały ich w przeszłości. Mszczono się „za wojnę”, za zbrodnie hitlerowskie, ale i za swoją niską pozycję społeczną, za ciężki los, czasem wynikający ze zwykłej nieudolności życiowej. Specyficzny problem pogranicza powstał na Działdowszczyźnie. Terenu tego, jako należącego do państwa polskiego przed wojną , nie objęto ustawodawstwem dotyczącym Ziem Odzyskanych. Mieszkających tu Mazurów, którym w czasie wojny przyznano obywatelstwo niemieckie, po jej zakończeniu potraktowano na równi z Niemcami, stracili więc wszelkie prawa własności. Co więcej, na mocy postanowienia tamtejszej rady narodowej zobowiązani zostali do pracy przymusowej. Taka sytuacja skłoniła wielu z nich do potajemnej, pod osłoną nocy, przeprowadzki na tereny „właściwych” Mazur, zazwyczaj do pobliskiego powiatu nidzickiego lub szczycieńskiego. Osobne zagadnienie stanowiło stereotypowe postrzeganie przedstawicieli społeczności żyjących kiedyś po dwóch stronach granicy, a potem w jednym państwie, ujawniające się w podziale: Polak – katolik, Niemiec – ewangelik.

Konflikty na pograniczu, dotyczące kwestii wyznaniowych, stanowiących element specyfiki mazurskiej, której wielu przybyszy nie chciało zaakceptować, przebiegały także na płaszczyźnie wyznań ewangelickich, zwłaszcza między Kościołem ewangelicko-augsburskim a metodystycznym i baptystycznym. Ich „dopełnieniem” były konflikty pomiędzy protestantami a katolikami. Zwłaszcza w pierwszym okresie dochodziło do zamykania się i izolacji poszczególnych grup, co łączyło się z konserwacją uprzedzeń i powstawaniem negatywnego, szablonowego postrzegania sąsiadów. Utrwalaniu stereotypów narodowościowych sprzyjało też zjawisko, polegające na tym, iż w pierwszych latach powojennych bardzo często na ulicy po wyglądzie i zachowaniu można było rozpoznać, kto skąd pochodzi. Uprzedzenia wobec osiedlających się grup przejawiały się także w uznawanych za uwłaczające określeniach typu: „autochton”, „repatriant”, „kresowiak”, „centralak”, „osadnik”, czy bardziej obraźliwych, jak: „Szwab”, „Luterak”, „Bose Antki”, „Złodzieje”, „Ruskie”, „Zabugole”. Zazwyczaj szablonowe myślenie było niwelowane dopiero po latach przez nowe pokolenia....".



źródło:
Tomkiewicz, Ryszard „Pogranicze po 1945 roku – nowa rzeczywistość, stare problemy” Komunikaty Mazursko-Warmińskie, 2006, nr 4(254) POJĘCIE „POGRANICZA”

całość dostępna tutaj: