poniedziałek, 8 marca 2021

Spruce - europejskie okręty z pruskich drzew.

 Każdy zapewne słyszał o Bruce - czy to o Lee, czy o Springsteenie, ale kto słyszał o Spruce? Brzmi prawie niczym imię legendarnego aktora filmów o karate, czy sławnego amerykańskiego muzyka, ale jednak nie ma to z nimi nic wspólnego. Cóż to takiego było owo „Spruce”?


To określenie handlowe: „Pruss” - „Sprws” (1378), Spruce” oraz „Spruse” (1412), (później potocznie spruss, a w końcu spruce, pruce, prucia,). Tak w Anglii nazywano każdy towar, który "przybywał" z Prus. Było to do czasu zanim nazwa ta nie przylgnęła na stałe do sprzedawanego na Wyspy drewna.

Jest nawet legenda o tym:

W czasach I Rzeczypospolitej, z portowych miast pruskich wypływały w świat różne towary, między innymi zboże, czy drewno, a w tym świerk.

Tam zainteresowany kupiec zapytał:
– Cóż to za drzewo?
Na co usłyszał odpowiedź:
– To drzewo z Prus.
Świerk zapewne przybył z portów Prus Królewskich. Anglicy zrozumieli to trochę zbyt dosłownie, bo od tamtego dnia na świerk mówią „spruce”.


Wypada jednak nieco naprostować tę popularną wersję. Nie wydaje wam się, że użycie przez niemieckojęzycznych pruskich kupców w takim dialogu polskiego zaimka „z" wydaje się tu cokolwiek nienaturalne? Jeśli tak, to słusznie wam się wydaje. Spruce to po prostu skrót od „is Pruce”, notatki czynionej przez Anglików przy liczeniu towaru w porcie, która w skróconej wersji brzmiała „s’pruce”.




Gdy w XV, XVI i XVII wieku kwitł handel drewnem, nikt nie zdawał sobie sprawy, że może to mieć jakiekolwiek inne znaczenie niż finansowe. A jednak. W dzisiejszych czasach są tacy co twierdzą że skoro z Prus to z Polski – otóż to nie do końca tak, a nawet wcale nie tak, bo nawet jeśli sprowadzano drewno spoza obszaru Prus, to firmowali je kupcy pruscy.




A co o tym mówią sami Anglicy, a konkretniej Douglas Harper?

Spruce (adj.)"neat, smart in dress and appearance, dapper, brisk," 1580s, from spruce leather (mid-15c.; see spruce (n.)), a type of leather imported from Prussia in the 1400s and 1500s which was used in England to make a popular style of jerkin that was considered smart-looking.
spruce (n.)
1660s, "evergreen tree, fir," from spruse (adj.) "made of spruce wood" (early 15c.), literally "from Prussia," from Spruce, Sprws (late 14c.), unexplained alterations of Pruce "Prussia," from an Old French form of Prussia.
Spruce seems to have been a generic term for commodities brought to England by Hanseatic merchants (especially beer, boards and wooden chests, and leather), and the tree thus was believed to be particular to Prussia, which for a time was figurative in England as a land of luxuries. Compare spruce (adj.).
As a distinct species of evergreen tree from 1731. Nearly all pines have long, soft needles growing in groups of two (Scotch) to five (white); spruce and fir needles grow singly. Spruce needles are squarish and sharp; fir needles are short and flat. Cones of the fir stand upright; cones of a spruce hang before falling”.



Z Prus Królewskich codziennie wypływały kolejne ładunki drewna. Towar sprzedawano na Wyspach, gdzie cięto go w deski i używano do budowy statków. W tamtejszym języku z czasem pochodzenie zlało się z przedmiotem, podobnie jak "denim" czyli dżins nazwano od materiałów "de Nimes". Zostało tak do dziś i obecnie słowo „spruce” oznacza „jodła”, ale o tym, dlaczego jodła nie zawsze była jodłą, opowiemy później.

Zaraz, zaraz... ale skąd jodła, skoro wszyscy wiedzą że jodła szumi na gór szczycie, a tu tylko „Szwajcaria kaszubska” w zasięgu ręki i raczej szczytów gór jak na lekarstwo, a w zasadzie ciężko te wzniesienia nazwać górami.

Odpowiedź jest bardzo prosta: na rynku szkutniczym "jodła gdańska" była po prostu sosną.

Nazwy handlowe gatunków drewna powstały na setki lat przed stworzeniem współczesnej klasyfikacji botanicznej i utrzymały się często po ich wprowadzeniu, nie bacząc na sprzeczności, tak jak to było przy omawianym tutaj słowie „spruce”.


Sosna na rynku szkutniczym występowała między innymi jako "jodła gdańska". Anglicy określali jako „fir” niemal każdy gatunek drzewa iglastego (poza cisem), a przede wszystkim sosny, jodły, świerki i modrzewie, chociaż używali też oczywiście słów pine, larch, no i spruce. Drewno występujące w wiekach od XIV do XIX w., powszechnie pod handlową nazwą „jodły gdańskiej” (Dantzic fir), jodły memelskiej (Memel fir) czy jodły ryskiej (Riga fir), było w rzeczywistości drewnem sosny pospolitej Pinus sylvestris. Z dalszej części tekstu dowiecie się, dlaczego oprócz gdańskiej była też memelska i ryska sosna.


Najbardziej typowymi gatunkami lasów Prus Królewskich były sosna, buk, dąb i grab. Sosna występowała praktycznie na całym ich obszarze. Na północnym wschodzie ciągnął się ogromny kompleks leśny, przedzielony rzeką Redą. Pozostałością po nim są dzisiejsza Lasy Oliwskie, Puszcza Darżlubska i Lasy Mirachowskie. Na północnym wschodzie lasy porastały Wysoczyznę Elbląską, co zaś się tyczy Warmii, to nie warto nawet rozdrabniać się w opisie, bo tam blisko 80% terenu zajmowały lasy. Na południu, jak każdy wie, mimo trąb powietrznych które kilka lat temu nawiedziły ten obszar stoją do dzisiaj i bynajmniej nie zamierzają się wyprowadzić słynne Bory Tucholskie. Większe kompleksy leśne znajdowały się także w okolicach Grudziądza i Brodnicy, wzdłuż Wisły, od Torunia aż po Chełmno, nie zapominajmy też o Puszczy Sztumskiej otaczającej stolicę państwa zakonnego - Malbork.


Na terenie Prus rosło też inne wyjątkowe drzewo - sosna zwyczajna ekotypu taborskiego, zwana potocznie sosną taborską. Aby dostrzec czubek tej sosny trzeba zadzierać głowę dużo wyżej niż w przypadku występujących w polskich lasach sosen, a i tak rzadko uda się wypatrzyć jej czubek.

Cenione w świecie sosny taborskie, z pniem gładkim, niemal doskonale pionowym, z drobnymi słojami i bez sęków, wykorzystywane były do budowy masztów żaglowców. Dochodziły do 30–40 metrów wysokości i 1 metra średnicy. W średniowieczu jeden pień takiej sosny był wart nawet 3 kg złota. W XVI w. także były poszukiwanym surowcem, spławiano je do Elbląga albo Wisłą do Gdańska, skąd eksportowano je do zachodniej Europy. Ze względu na swoje niespotykane właściwości wykorzystywane były do budowy okrętów prawie wszystkich europejskich bander.




W 1576 r. królowa Danii sprowadzała z taborskich lasów drewno do budowy swojej floty. Postępująca za Napoleonem ekspedycja naukowa zainteresowała się wielkością tych sosen, a sam władca nakazał wysłanie do Francji jej nasion. Przekroje sosen wystawiono na wystawie światowej w Paryżu w 1900 roku, w 1914 były o 50% droższe od pni innych drzew tego gatunku.

Aby towar był taki jak powinien, potrzebny był kompetentny i wykwalifikowany brakarz, którego często kupiec toruński, gdański czy elbląski przywoził ze sobą. Od umiejętności brakarza zależała często wysokość ceny poszczególnych egzemplarzy drewna. Towar drzewny sortowano według jakości na kilka rodzajów, oznaczając każdy z nich inną cechą. W zakresie obowiązków brakarza leżało prowadzenie odpowiednich ksiąg i rachunków oraz sprawowanie pieczy nad zgromadzonymi i przechowywanymi towarami aż do ich wywozu i sprzedaży.

Ktoś pewnie zapyta, skąd się wziął tutaj Elbląg i jakie miał on wtedy znaczenie?

Elbląg był portem morskim, a przez blisko pięćdziesiąt lat głównym portem handlowym w Prusach. Otóż w okresie w którym Gdańsk toczył zbrojny spór z królem Stefanem Batorym, przedstawiciele miasta Elbląga wykorzystując zamieszanie zawarli 3 marca 1585 r. porozumienie z Brytyjską Kompanią Wschodnią. Na mocy tego porozumienia Elbląg stał się jedynym miejscem składu dla kupców z Anglii.

Kres intensywnych kontaktów handlowych nastał wraz z kolejnym sporem między Szwecją a Rzecząpospolitą. Od 1626 r. aż do 1635 r. stacjonował w Elblągu garnizon szwedzki, blokując swobodny handel. I tak, jak Elbląg wykorzystał konflikt z Batorym, tak Gdańsk, który był wolny od Szwedzkich najeźdźców, nie omieszkał odwrócić sytuacji uzyskując w 1628 r. od polskiego króla cofnięcie zgody na działalność Kompanii. Od 1629 r. działalność Kompanii była przedmiotem sporów i targów między Anglią, Szwecją, Gdańskiem i Rzecząpospolitą. W 1630 r. Kompania Wschodnia usadowiła się tym razem w Gdańsku, ale z pozwoleniem na 30 dni działalności w roku. Zrażeni ograniczeniami kupcy angielscy, przegrywając z kupcami holenderskimi, powoli - jak to w biznesach bywa - zaczęli się wycofywać z tego rynku.

Lasy nie zawsze były eksploatowane racjonalnie, ulegały rabunkowym wycinkom. Wylesienia były wywołane głównie rozwojem handlu. Wydzierżawiano lasy osobom, które dysponowały odpowiednim kapitałem i umiejętnościami w prowadzeniu tego typu gospodarki. Z perspektywy czasu okazywało się, że owa gospodarka miała bardzo często charakter rabunkowy i była nastawiona na osiągnięcie maksymalnego zysku wszelkimi środkami. W wiele miejsc na przestrzeni wieków las wracał dopiero przez zarazy, które pustoszyły Europę z Prusami włącznie.

Zapotrzebowanie na drewno w Europie spowodowało, że już od XIV w. produkty drzewne stały się jednym z najcenniejszych towarów eksportowych znad Bałtyku. W XIV w. ziemie te podlegały władztwu Zakonu i w tym okresie na Wyspach pojawiają się po raz pierwszy określenia drewna przybywającego stamtąd („Sprws” (1378) i „Spruse” (1412)).


Lasy były regalem zastrzeżonym dla Krzyżaków i niechętnie się ich pozbywali. W przywilejach krzyżackich wyraźnie były zaznaczane oczekiwania na korzyści z lasów (drzewo, miód, czynsz). W dokumentach lokacyjnych nadawali mieszkańcom fragmenty lasów i zezwalali na określoną działalność gospodarczą w lesie. Zakon czerpał z tego faktu określone korzyści, najczęściej pieniężne, np. w postaci czynszu. 

W 1448 r. kapituła generalna w Malborku proponowała oszczędzanie drewna (na budulec) i likwidowanie smolarni, z wyjątkiem jeszcze wschodnich Mazur. 

Dopiero od XVI w. w obu częściach Prus nastąpiło scentralizowane zarządzanie lasami, poprawiła się gospodarka, a nawet rozpoczęto akcję odnawiania lasów. Po II pokoju toruńskim z 1466 roku część Prus, która od tego momentu zwała się Prusami Królewskimi, przypadła polskim królom i od tego czasu tereny leśne jako wcześniejsza własność Zakonu stały się w przeważającej mierze własnością królewską, część zaś pozostała własnością Kościoła, a mniejsza część własnością szlachty i miast.

Popyt na drewno, jaki powstał w tym okresie w Europie, utrzymywał się setki lat, aż do zmiany technologii budowy okrętów w których drewno zastąpiła stal. Jednak nim nastała epoka stalowych potworów pływających po morzach i oceanach duża część okrętów powstała przy niemałym współudziale nadbałtyckiego drewna. Drewno to było wykorzystywane przez szkutników m.in. do sporządzania klepek mniej obciążonych pokładów, a ze strzelistych wielkich sosen stawiano maszty. Kiedy na przełomie XVIII i XIX w. Brytyjczycy budowali całe serie okrętów z miękkiego drewna, oficjalnie prawie wszystkie były ze „spruce tree”, chociaż, jak już wcześniej napomknęliśmy, naprawdę chodziło prawie zawsze o sosnę pospolitą znad Bałtyku.

W Prusach Królewskich prym w handlu drewnem wiodły tak zwane „wielkie miasta pruskie”.

Docierało ono z lasów nad Drwęcą, Borów Tucholskich, czy Puszczy Sztumskiej, położonej przecież prawie na opłotkach Gdańska, jak też trafiało do Torunia a następnie do Gdańska i Elbląga z rejonów położonych nie tylko nad Wisłą, ale także nad Bugiem, Narwią, Drwęcą, Sanem, Niemnem - czyli oprócz pruskiego drewna sprzedawano też drewno z terenów Rzeczpospolitej i WKL, oczywiście jako „Spruce”.

Stany Prus Królewskich wiedziały że współpraca z Rzeczpospolitą to czysty biznes dla nich, ale też geograficznie najbardziej opłacalny i oczywisty, dlatego wiernie stali przy polskich królach przez wieki zdając sobie sprawę że takiej możliwości zarobku nie dałby im żaden cesarz Habsburg ani książę Hohenzollern.

Nieodłącznym z tym intratnym interesem był flis czyli spław rzeką, który pierwotnie oznaczał uprawianie żeglugi śródlądowej na statkach i łodziach. Toteż flisakami byli kupcy korzystający z tych środków transportu. Równolegle z tradycją flisaczą rozwijał spław drewna powiązanego w tratwy. Była to tzw. orylka, a ludzi zajmujących się nią nazywano orylami. Spław drewna bezpośrednio na rzece był na tyle ważną dziedziną handlu krzyżackiego, a potem pruskiego, że utrzymał się w Toruniu aż do czasów II wojny światowej.


Spław rozpoczynał się wiosną i trwał do późnej jesieni. Umowę z kupcem lub faktorem zawierał starszy w hierarchii, nazywany retmanem. Retman dobierał sobie flisaków i ponosił odpowiedzialność za cały transport.

Najstarszy statut, jeszcze z czasów krzyżackich, określający prawa i obowiązki flisaków pochodzi z pierwszej połowy XIV w.



Sprzedaż drewna odbywała się często "na pniu", kupcom gdańskim, toruńskim bądź elbląskim, albo kupcom docelowym czyli Anglikom lub Holendrom. Kupcy gdańscy często krążyli po okolicy i nie tylko, skupując ale też samodzielnie sobie ten las wycinając, czym wchodzili w paradę Toruniowi a to niejednokrotnie powodowało spory i konflikty między tymi miastami.

Co ciekawe, kupcy gdańscy (Bitter i Gerlach) trafiali nawet na Podlasie w pierwszej połowie XV wieku, czyli w czasach gdzie jeszcze świeżo w pamięci była grunwaldzka klęska z udziałem gdańszczan, a tam od księcia Witolda otrzymali koncesję na wyrąb lasu między rzekami Świną i Narwią.

Kolejnym przykładem pruskiego handlarza działającego na dużo szerszą skalę jest kupiec gdański Jan Kop, z którym Zygmunt I Stary zawarł umowę. W 1560 r. Kop otrzymał od niego w dzierżawę puszcze nad Niemnem, w tym w całej Żmudzi. Dzięki uzyskanej zgodzie Kop przez 7 lat wyrabiał towary leśne z puszczy Olickiej i Kowieńskiej.

Bywały sytuacje że kupcy Szkoccy czy Holenderscy skupowali drewno u źródła, samemu organizując wycinkę i spław.

Szlachta z Rzeczypospolitej szybko nauczyła się dawać pełnomocnictwa kupcom z Gdańska, Torunia, Amsterdamu czy Londynu na prowadzenie w jej imieniu handlu zbożem, wełną, drewnem, potażem i towarami importowanymi, zabezpieczając w ten sposób swe potrzeby domowe. Bardziej przedsiębiorczy osobnicy zaczęli handlować na własną rękę. Ciekawym przykładem jest tu Marcin Zamoyski, który w 1680 roku zawarł spółkę na trzy lata z niemieckim Żydem, kupcem Salomonem Izraelis, na prowadzenie handlu w Gdańsku, Królewcu i całej Rzeczypospolitej. Do spółki dołączył starosta nakielski Jan Proski. Spółka zaczęła prowadzić wielki handel. Już w 1681 r. skupiła i wysłała do Gdańska i Królewca 66 tysięcy funtów wełny, 5 tysięcy funtów potażu, tysiąc masztów i 3 tysiące setek drewna opałowego (tak, nawet drewnem opałowym handlowano!).


Samodzielny handel prowadzony przez Polaków nie był ani łatwy ani prosty, gdyż kupcy toruńscy i gdańscy utrudniali dość skutecznie takie interesy. Utrudniali nie tylko szaraczkom, ale też polskim królom, i to dość skutecznie. Pełnomocnik króla Zygmunta Augusta, Stanisław Grajowski nie mógł swobodnie przewozić towarów królewskich. W 1570 r. gdańszczanie aresztowali 11 królewskich łodzi z popiołem przywiezionym do Gdańska. Spór podrywający autorytet polskiego króla oparł się o sądy. Na niewiele się to zdało, dopiero osobistym wstawiennictwem w październiku tegoż roku rozkazał król Radzie miasta Gdańska znieść areszt i towar wydać swemu pełnomocnikowi. Z tych więc powodów nie mogli Polacy, z królem na czele, rozwinąć samodzielnie handlu wiślanego. Nie zmienia to faktu, że główny zysk z gospodarki leśnej przypadał i tak bogatym kupcom z wielkich miast pruskich, a w szczególności z Gdańska, którzy uczestniczyli w handlu drewnem jako administratorzy i plenipotenci królewscy.


Sam proces zorganizowania poszczególnych etapów prac był dość długi i przygotowywano się do niego już zimą, ścinając drzewa, dowożąc je do bindug. Tutaj skupiały się place składowe, szopy ze sprzętem flisackim, zabudowania do przechowywania towarów. Kiedy już drewno trafiło na bindugę nad rzeką, kanałem lub jeziorem, gdzie formowało się tratwy przeznaczone do spławu, to dalszym jego transportem zajmowała się wynajęta i często przywieziona ze sobą ekipa flisaków. 



Taką ekipę wynajmowano często na kilka bądź kilkanaście kolejnych spławów, gdyż drewno było zbyt wartościowym towarem aby powierzyć go osobom nieznanym i niezaufanym. Spław znacznych ilości towarów wymagał zatrudnienia sprawnej i fachowej obsługi – flisaków, sterników oraz tzw. najmitów do załóg, które w zorganizowany sposób odprawią towary rzekami. Nie można zapominać i pomijać kwestii braku wykwalifikowanej i wystarczająco licznej kadry specjalistów do eksploatacji tzw. przemysłów leśnych i przygotowania ich do sprzedaży w Europie Zachodniej, dlatego fachowcy byli poszukiwani i niezwykle cenni.

Toruń w spławie wiślanym był dla wielu flisaków palem, czyli miejscem docelowym spławu.

Opisuje ten stan pieśń flisacka z Małopolski z pocz. XVIII w.:

W wielu przypadkach granica flisaków polskich kończyła się pod Toruniem, a nawet gdy spławiali do portów w Gdańsku czy Elblągu, to raczej - zgodnie z wszelakimi prawidłami sztuki - bezpośredniego kontaktu z kupcami angielskimi nie mieli, gdyż to kupiec miejski był kontrahentem zagranicznego kupca, nie zaś flisak.

Kupcy Gdańscy słynęli z tego, że znacząco zaniżali cenę doliczając za składowanie albo wprost oferując niską cenę. I na nic zdałoby się pójście do innego kupca, gdyż tam dbano o swój, ale też wspólny interes trzymając solidarnie niskie ceny skupu surowców, i nie liczyło się, czy to szlachcic czy król polski, gdyż niechęć do samodzielnej działalności nieindygenów w Prusach była powszechna. Mimo, że kupcy z Prus Królewskich uzyskali na terenie Polski jak najszersze swobody handlowe, to w Prusiech uważali Polaków za cudzoziemców. Rozporządzenia Rady miast Prus Królewskich, w tym Gdańska, podkreślały często wrogi stosunek do kupców cudzoziemskich, z polskimi włącznie. Niektóre rozporządzenia jawnie skierowane były przeciw Polakom. W jednym z wilkierzy gdańskich grożono wysoką grzywna. a w przypadku braku pieniędzy, bezwzględnym więzieniem za ujawnienie Polakowi istotnej ceny towarów w Gdańsku.


Taki podział transportu zaznaczał się aż do końca XIX w., kiedy to kolej żelazna przejęła lwią część transportu rzecznego.

Flisacy toruńscy, których często wynajmowano jako znakomitych fachowców na spław z odleglejszych terenów, mieli też co robić wokół własnego podwórka. W zasięgu ręki znajdowały się atrakcyjne lasy nad Drwęcą, ale także dalej położone kompleksy na Kujawach i zachodnim Mazowszu oraz południowa część Borów Tucholskich.

Spławiali oni na wielką skalę drewno nieprzetworzone, ale też do warsztatów wyrabiających klepki a następnie gotowe spławiali do portów w Gdańsku i Elblągu, jak i dostarczali drewno w ruchu lokalnym do konkretnych kontrahentów. Transportowali też drewno od lasu do pieców produkujących wojdaż i potaż. Produkty te występowały jako produkty leśne obok smoły i węgla drzewnego.

Warto wiedzieć, że wojdaże i potaże to wysoko przetworzony produkt chemiczny - sól alkaliczna.

W wydanej w 1763 r. w Hamburgu encyklopedii towaroznawstwa informowano, że do Europy Zachodniej najwięcej potażu trafiało z Gdańska, Rygi i Królewca. Podkreślano przy tym, że najlepszy jest towar gdański, królewiecki średni, zaś z Rygi najsłabszy.

Wojdaże od potaży różniły się tym, że w procesie produkcji potrafiono uchronić niektóre minerały drzewne, dzięki którym nabywał on swojego charakterystycznego błękitnego zabarwienia i nazywany był „błękitnym złotem".

A do czego owe potaże i wojdaże służyły?

Stosowano je w bielarniach i farbiarniach tkanin, ale też do czyszczenia wełny, do produkcji porcelany oraz szkła, do wyrobu piwa, w produkcji papieru, przy garbowaniu skór.

Każdy zna toruńskie pierniki, ale nie każdy wie że potaż był w nich używany jako spulchniacz.

Używano go też do produkcji mydła i środków piorących, a później do produkcji materiałów wybuchowych (prochu i saletry).

Krótko mówiąc, w dawnych czasach znaczenie gospodarcze potażu i wojdażu było ogromne.

Iście hurtowy handel drewnem i produktami leśnymi, w którym na raz potrafiono sprzedać po kilkanaście tysięcy pni, nabrał takiego rozmachu pod koniec XVI w., że na szeroko pojętym obszarze dorzecza Wisły wylesiono praktycznie wszystkie mniejsze prywatne kompleksy leśne i dostawcami materiałów drzewnych stała się zasadniczo tylko wielka własność - kościelna i królewska. Kupcy z tego powodu zaczęli poszukiwać towaru na południu i na wschodzie, importując towar z terenów Rzeczpospolitej i Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Od XVII wieku nastąpiła zmiana i dorzecze Wisły przestało być głównym zagłębiem dłużyc, specjalizując się w przetworach i półproduktach (popioły, wajdaże, klepki itd.). Konieczność dostarczania drewna długiego z "głębokich" prowincji Wielkiego Księstwa Litewskiego zmusiło tak kupców, jak i właścicieli lasów do zakładania czasami gigantycznych spółek, które np. dostarczały drewno do Gdańska Niemnem via Memel i Bałtyk. W tym też czasie coraz większą rolę odgrywać zaczęły porty położone na wschodzie. Najpierw Królewiec i Kłajpeda (Memel), a później Ryga, która od XVII wieku stała się głównym portem eksportowanego z tego rejonu drewna, co nie zmienia faktu że nadal przez Gdańsk przechodziły znaczne ilości eksportowanego drewna.

Spław drewna był ważną dziedzina handlu w czasach Prus Zakonnych, Królewskich, ale też po przyłączeniu tych ziem do państwa pruskiego mającego swoją stolicę w Berlinie. W Toruniu funkcjonował w najlepsze aż do 1939 roku. Ogromne ilości spławianego Wisłą drewna via Toruń docierały nie tylko do Gdańska, ale i do Szczecina, a potem do Berlina – dzięki włączeniu miasta w XIX w. poprzez Kanał Bydgoski do pruskiego systemu wodnego. 




Do Torunia nadal płynęły tratwy wykonane na Wiśle oraz jej dopływach: Bugu, Sanie, Narwi, Drwęcy, a także w Europie wschodniej na Litwie i Białorusi. Jeszcze na początku XX wieku (1904–1909) pobudowano nowy Port Drzewny, który jednorazowo mógł pomieścić 230 tratw, ale powoli lecz nieubłaganie nadchodził okres stali która zaczęła wypierać drewno.

Gdański handel morski stracił na znaczeniu za czasów Fryderyka II, który blokadą i sankcjami chciał zmusić dumne miasto do posłuszeństwa. W tym czasie na obrzeżach Gdańska, w Chełmie i Starych Szkotach stworzył osiedla targowe, ograniczające gdańskie zyski handlowe. W ujściu Martwej Wisły zbudował Nowy Port, dostępniejszy dla żeglugi morskiej od przestarzałych gdańskich nabrzeży nad Motławą. W tym czasie aż ¼ jednostek wypływających z Gdańska załadowana była drewnem i jego pochodnymi. Nie było to przypadkowe, ale związane z ówczesnym rozwojem flot brytyjskiej i francuskiej. Sankcje Fryderyka II nie zmarginalizowały jednak definitywnie znaczenia handlowego Gdańska na skalę europejską, doprowadziły do jego marginalizacji dopiero zmiany europejskiej koniunktury gospodarczej, czyli epoka stali z której zaczęto budować okręty.



Bibliografia:

Powyższy wpis to w zasadzie ad vocem do artykułu Marcina Dobrowolskiego „Imperium brytyjskie z polskich desek”, z którego kilka informacji też zaczerpnęliśmy.

Grzegorz Białuński, „W sprawie lasów i leśnictwa w południowo-wschodnich Mazurach od XIV do początku XVIII wieku”

Maria Bogucka, „Żegluga bałtycka w XVII –XVIII wieku w świetle materiałów z archiwum w Amsterdamie”

Honorata Obuchowska-Pysiowa „O handlu drewnem w Polsce w XVI wieku”

Jerzy Trzoska „Gdańsk jako port drzewny w drugiej połowie XVII i w XVIII wieku”

Jerzy Trzoska „Możliwości wzbogacenia problematyki dziejów handlu gdańskiego w XVIII w. w archiwach miast portowych (Archiwum Departamentalne Żyrondy w Bordeaux)”

Krzysztof Łożyński, „Handel towarami leśnymi w świetle kowieńskiej księgi wójtowskiej (1561–1564)”

Przemysław Czyżewski „Handel na Podlasiu w drugiej połowie XV w.”

Paulina Lesiczka, Ewa M. Pawlaczyk. Bartosz Łabiszak. Lech Urbaniak, „Zmienność taborskiej sosny zwyczajnej (Pinus sylvestris L.) z Nadleśnictwa Miłomłyn wyrażona w analizie cech morfologii igieł oraz polimorfizmie mikrosatelitarnego DNA”

Skorzystaliśmy też z części informacji i zdjęć znajdujących się na stronie Toruński Portal Turystyczny: toruntour.pl Swoją droga polecamy tę stronę, gdzie można znaleźć dużo ciekawostek o Toruniu i nie tylko.

Było tego trochę więcej, ale przez sprawy losowe przygotowanie tego artykułu przeciągnęło się bardzo długo w czasie i pogubiliśmy źródła notatek, z których korzystaliśmy, za co przepraszamy szanownych autorów.

Na koniec opracowania naszego zatwardziałego adwersarza, który na każdy temat ma coś do powiedzenia, niestety mając nadzieję na więcej zawiedliśmy się, bo niewiele w nich znaleźliśmy nowych informacji. Przydały się jako źródła kilku cytatów z innych autorów, za co dziękujemy:

Michał Kargul „Lasy Prus Królewskich”

Michał Kargul, „Abyście w puszczach naszych szkód żadnych nie czynili...Gospodarka leśna w województwie pomorskim w okresie nowożytnym (1565 - 1772)”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz