Tak,
wiemy, terror i odwieczna germanizacja od wieków - jak głosi
propaganda. 😎
No
cóż, jednak rzeczywistość wyglądała nieco inaczej. Mimo, że
Prusy był to kraj od zawsze inny tak kulturowo, jak i mentalnie dla
przybyszy z Polski, to jednak w tym kraju potrafiono prawić kazania
w języku ojczystym przybyszy i wydawać choćby po polsku katechizmy
już w czasach księcia Albrechta.
A
język? Ciekawe jak edukacja wyglądała w kraju, który owi
imigranci zdecydowali się opuścić na zawsze ?
Nie było
przecież systemu oświaty. W XVI wieku szkolnictwo znajdowało się
jeszcze w powijakach. Pastor Hieronim Małecki w połowie XVI wieku
pełnił funkcję rektora szkoły w Ełku. Źródła wymieniają
również szkoły w Pasymiu (1569), Węgorzewie (1570) i Giżycku.
Zaczątki szkół parafialnych istniały we wszystkich wsiach
kościelnych. Już w 1587 roku powstała w Ełku szkoła prowincjalna
dla dzieci polskojęzycznych, mająca na celu „nauczanie chłopców
w językach łacińskim i polskim” i przygotowująca do studiów
uniwersyteckich. W 1599 roku została przekształcona w szkołę
książęcą - kolejną obok szkoły w Zalewie, przeznaczonej dla
niemieckojęzycznych kandydatów na studia, oraz Tylży, gdzie
kształcono kandydatów mówiących po litewsku. Książę Albrecht
ufundował 24 stypendia teologiczne na uniwersytecie królewieckim, w
tym 7 dla kandydatów polskojęzycznych, co stanowi dość pokaźny
procent. Z ośmiu okręgów mazurskich wpisano w poczet studentów
wyższych uczelni w latach 1544-1700 prawie 1200 osób.
Janusz Małłek „Poczta Królewiecka” |
Obszar
Prus stanowił teren wzajemnego styku i współistnienia różnych
grup językowo-etnicznych i społeczności narodowych. Jeszcze w XIX
w. istniała zarówno polsko-litewska, polsko-niemiecka jak i
niemiecko-litewska granica językowa. Posiadała ona często nieostry
przebieg. Występowały liczne wyspy językowe, a w poszczególnych
rodzinach posługiwano się niekiedy różnymi językami. Mazury
stanowiły swoiste pogranicze językowo-etniczne, które
ukształtowało się w wyniku nawarstwiających się w ciągu całych
stuleci fal osadnictwa z całej Europy o różnym zasięgu,
charakterze i intensywności.
Jak
widać w wieku XVIII i XIX nadal ta „szwajcarskość”
funkcjonowała. Przełom XIX i XX wieku determinuje myślenie wielu,
wsparte propagandą okresu międzywojennego i powojennego o owej
słynnej germanizacji. Jednak nawet ten – oczywisty, jak by się
zdawało – okres warto przemyśleć, gdyż obowiązkowa nauka
języka urzędowego w państwowej szkole jest podstawą w każdym
cywilizowanym kraju, w tym i w Polsce, no chyba, że... lepsze jest
hodowanie rzeszy analfabetów, jak to miało miejsce u sąsiadów.
Warto pamiętać że analfabetyzm w Prusach a nawet na ziemiach
będących pod zaborem pruskim na przełomie XIX i XX wieku był już
w totalnym odwrocie. Czyż nie warto zadać sobie trud, aby wyciągnąć
wnioski z porównania tego stanu z liczbą analfabetów, jaka wyszła
spod zaboru rosyjskiego i austriackiego? W czasie zaborów w
Królestwie Polskim w 1860 roku analfabeci stanowili 79% ludności, a
18% umiało tylko czytać. Szkolnictwo elementarne rozwijało się w
zaborze pruskim, a w zaborach rosyjskim i austriackim było w stanie
regresu. W 1855 roku w Królestwie zaledwie 2818 uczniów uczyło się
w gimnazjach. W 1914 na ziemiach polskich było: 57% analfabetów w
zaborze rosyjskim, 40% w Galicji i tylko 5% w zaborze pruskim. To jednak
niedopuszczalne i straszne że te szatańskie Prusy doprowadziły do
niemal całkowitej likwidacji analfabetyzmu.
A
teraz już całkiem poważnie, jak widać pod jednym dachem potrafili
żyć wspólnie przybysze z różnych krajów traktując owe Prusy
jak swoją ojczyznę. Ta mozaika etniczna w której skład wchodzili
Niemcy, Polacy i Litwini, Holendrzy, Czesi, Szkoci, Anglicy, Szwedzi,
Szwajcarzy oraz (wprawdzie dość późno) Żydzi, funkcjonowała bez
większych zgrzytów przez wiele stuleci. Przełom wieku XIX i XX
oraz rodzący się w tym okresie demon nacjonalizmu po każdej ze
stron skutecznie zniszczył ten odrębny i niepowtarzalny klimat.
Owe
Prusy, te od „Wisły po Pregołę”, tak ich wschodnia jak i
zachodnia część w minionych stuleciach były swego rodzaju
„Szwajcarią”, gdzie potomkowie dawnych osadników przybyłych z
bardzo różnych miejsc i środowisk współżyli przeważnie zgodnie
i ugodowo. Jedynie lata dwudzieste i okres 1933-1945 kładą cień na
tą zgodność i „szwajcarskość”, gdzie w sposób brutalny i
bezpardonowy rugowano wszelkie odrębności.
Nie
nacjonalistyczny unitaryzm, a idea różnorodnej „Szwajcarii
Bałtyckiej” najbardziej pasuje do wielowiekowego obrazu Prus i
tutejszego „ducha miejsca”. I tylko szkoda, że obecnie
centralizm nadal zatruwa i tkwi w spętanych wizją państwa-monolitu
umysłach. Warto też uderzyć się w pierś i zauważyć, że to co
się działo i dzieje po dziś dzień od 45 roku, także wielkiej
chwały naszemu społeczeństwu nie przynosi.
Opis na podstawie:
Andreas Kossert „Mazury zapomniane południe Prus Wschodnich”
Andrzej Sakson „Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy i Warmiacy – między polskością a niemieckością”
Świetny wpis, bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńDziękujemy!
UsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuń