czwartek, 27 czerwca 2019

Prusy jako Szwajcaria, czyli o różnorodności w Prusach słów kilka.


Tak, wiemy, terror i odwieczna germanizacja od wieków - jak głosi propaganda. 😎




No cóż, jednak rzeczywistość wyglądała nieco inaczej. Mimo, że Prusy był to kraj od zawsze inny tak kulturowo, jak i mentalnie dla przybyszy z Polski, to jednak w tym kraju potrafiono prawić kazania w języku ojczystym przybyszy i wydawać choćby po polsku katechizmy już w czasach księcia Albrechta.

A język? Ciekawe jak edukacja wyglądała w kraju, który owi imigranci zdecydowali się opuścić na zawsze ?

Nie było przecież systemu oświaty. W XVI wieku szkolnictwo znajdowało się jeszcze w powijakach. Pastor Hieronim Małecki w połowie XVI wieku pełnił funkcję rektora szkoły w Ełku. Źródła wymieniają również szkoły w Pasymiu (1569), Węgorzewie (1570) i Giżycku. Zaczątki szkół parafialnych istniały we wszystkich wsiach kościelnych. Już w 1587 roku powstała w Ełku szkoła prowincjalna dla dzieci polskojęzycznych, mająca na celu „nauczanie chłopców w językach łacińskim i polskim” i przygotowująca do studiów uniwersyteckich. W 1599 roku została przekształcona w szkołę książęcą - kolejną obok szkoły w Zalewie, przeznaczonej dla niemieckojęzycznych kandydatów na studia, oraz Tylży, gdzie kształcono kandydatów mówiących po litewsku. Książę Albrecht ufundował 24 stypendia teologiczne na uniwersytecie królewieckim, w tym 7 dla kandydatów polskojęzycznych, co stanowi dość pokaźny procent. Z ośmiu okręgów mazurskich wpisano w poczet studentów wyższych uczelni w latach 1544-1700 prawie 1200 osób.

Janusz Małłek „Poczta Królewiecka”


Obszar Prus stanowił teren wzajemnego styku i współistnienia różnych grup językowo-etnicznych i społeczności narodowych. Jeszcze w XIX w. istniała zarówno polsko-litewska, polsko-niemiecka jak i niemiecko-litewska granica językowa. Posiadała ona często nieostry przebieg. Występowały liczne wyspy językowe, a w poszczególnych rodzinach posługiwano się niekiedy różnymi językami. Mazury stanowiły swoiste pogranicze językowo-etniczne, które ukształtowało się w wyniku nawarstwiających się w ciągu całych stuleci fal osadnictwa z całej Europy o różnym zasięgu, charakterze i intensywności.



Jak widać w wieku XVIII i XIX nadal ta „szwajcarskość” funkcjonowała. Przełom XIX i XX wieku determinuje myślenie wielu, wsparte propagandą okresu międzywojennego i powojennego o owej słynnej germanizacji. Jednak nawet ten – oczywisty, jak by się zdawało – okres warto przemyśleć, gdyż obowiązkowa nauka języka urzędowego w państwowej szkole jest podstawą w każdym cywilizowanym kraju, w tym i w Polsce, no chyba, że... lepsze jest hodowanie rzeszy analfabetów, jak to miało miejsce u sąsiadów. Warto pamiętać że analfabetyzm w Prusach a nawet na ziemiach będących pod zaborem pruskim na przełomie XIX i XX wieku był już w totalnym odwrocie. Czyż nie warto zadać sobie trud, aby wyciągnąć wnioski z porównania tego stanu z liczbą analfabetów, jaka wyszła spod zaboru rosyjskiego i austriackiego? W czasie zaborów w Królestwie Polskim w 1860 roku analfabeci stanowili 79% ludności, a 18% umiało tylko czytać. Szkolnictwo elementarne rozwijało się w zaborze pruskim, a w zaborach rosyjskim i austriackim było w stanie regresu. W 1855 roku w Królestwie zaledwie 2818 uczniów uczyło się w gimnazjach. W 1914 na ziemiach polskich było: 57% analfabetów w zaborze rosyjskim, 40% w Galicji i tylko 5% w zaborze pruskim. To jednak niedopuszczalne i straszne że te szatańskie Prusy doprowadziły do niemal całkowitej likwidacji analfabetyzmu. 

A teraz już całkiem poważnie, jak widać pod jednym dachem potrafili żyć wspólnie przybysze z różnych krajów traktując owe Prusy jak swoją ojczyznę. Ta mozaika etniczna w której skład wchodzili Niemcy, Polacy i Litwini, Holendrzy, Czesi, Szkoci, Anglicy, Szwedzi, Szwajcarzy oraz (wprawdzie dość późno) Żydzi, funkcjonowała bez większych zgrzytów przez wiele stuleci. Przełom wieku XIX i XX oraz rodzący się w tym okresie demon nacjonalizmu po każdej ze stron skutecznie zniszczył ten odrębny i niepowtarzalny klimat.
Owe Prusy, te od „Wisły po Pregołę”, tak ich wschodnia jak i zachodnia część w minionych stuleciach były swego rodzaju „Szwajcarią”, gdzie potomkowie dawnych osadników przybyłych z bardzo różnych miejsc i środowisk współżyli przeważnie zgodnie i ugodowo. Jedynie lata dwudzieste i okres 1933-1945 kładą cień na tą zgodność i „szwajcarskość”, gdzie w sposób brutalny i bezpardonowy rugowano wszelkie odrębności.
Nie nacjonalistyczny unitaryzm, a idea różnorodnej „Szwajcarii Bałtyckiej” najbardziej pasuje do wielowiekowego obrazu Prus i tutejszego „ducha miejsca”. I tylko szkoda, że obecnie centralizm nadal zatruwa i tkwi w spętanych wizją państwa-monolitu umysłach. Warto też uderzyć się w pierś i zauważyć, że to co się działo i dzieje po dziś dzień od 45 roku, także wielkiej chwały naszemu społeczeństwu nie przynosi.



Opis na podstawie:
Andreas Kossert „Mazury zapomniane południe Prus Wschodnich”
Andrzej Sakson „Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy i Warmiacy – między polskością a niemieckością”

3 komentarze: