Nadszedł
dzień 11 lipca 1920 r., dzień plebiscytu na Warmii, Mazurach i
Powiślu.
W
wersalskim traktacie pokojowym, podpisanym 28 czerwca 1919 r.,
wyznaczono dwa plebiscyty dotyczące Polski – jeden z nich dotyczył
Warmii, Mazur i Powiśla.
W
plebiscycie ludność zamieszkująca obszar nim objęty miała
zdecydować o przyłączeniu tych ziem do nowo powstałego państwa
polskiego lub o pozostawieniu ich w granicach Prus Wschodnich. Nad
przebiegiem głosowania czuwały komisje międzysojusznicze powołane
przez Ligę Narodów.
Wysuwanym
przez stronę polską - za myślą Romana Dmowskiego i jemu podobnych
- argumentem na rzecz włączenia tego obszaru do Polski było to, że
według danych polskich 80% zamieszkującej go ludności czuło się
Polakami (według danych niemieckich - tylko 10%).
Jak
opisywał to pastor Edward Małłek, przedstawiciele strony polskiej
uzasadniali swoje żądania następująco:
1.
Prusy Wschodnie to pierwotnie polska ziemia, polski kraj.
2.
Państwo Niemieckie przez wieki utrzymywało lud mazurski w
nieświadomości narodowej, germanizując go.
3.
Niemcy deportowały polskie rodziny z Prus Wschodnich na roboty do
Niemiec Zachodnich, w szczególności do Zagłębia Rury (Westfalii).
Źródło
„Plebiscyt na Warmji, Mazurach i ziemi malborskiej”
|
I
teraz pytanie – znając wynik plebiscytu, o kim można powiedzieć,
że mijał się z prawdą albo bujał w obłokach?
Dmowski
był z pochodzenia drobnym szlachcicem z Kamionka ( obecnie część
warszawskiej dzielnicy Praga-Południe) który spędził całe życie
pod zaborem rosyjskim. To ukształtowało jego wizję świata. Nie
rozumiał ani etnicznych relacji w innych krainach niż
podwarszawskie wioski, ani skomplikowanych problemów związanych z
tożsamością, zwłaszcza na pograniczu. Ten brak zrozumienia i
„warszawocentryzm” zemścił się na nim wynikiem plebiscytu.
Patrząc
kategoriami bokserskimi, wynik głosowania był dla Polski totalnym
nokautem. Głosy oddane za Polską można zaliczyć do poziomu błędu
statystycznego - może to i smutne, ale niestety boleśnie prawdziwe.
W okręgach olsztyńskim i kwidzyńskim za przyłączeniem do Polski
opowiedziało się zaledwie 3,4% uprawnionych do głosowania. W
okresie międzywojennym przyjęto ten wynik z niezadowoleniem ale i
ze zrozumieniem, jednakże po drugiej wojnie światowej cały sztab
„ludowych kreatorów historii” zaczął masowo wymyślać
wytłumaczenia tego co się stało, kompletnie ignorując wynik
tamtego plebiscytu i fakt że ludzie ci czuli się w pierwszej
kolejności „tutejszymi", Prusakami, a dla Mazura czy Warmiaka
nie było żadną sprzecznością powiedzieć płynną polszczyzną
"Jestem Prußakiem". Co ciekawe, tłumaczenie na różne
sposoby wyniku nadal jest żywe w społeczeństwie, a przyjęcie do
wiadomości tego faktu jako demokratycznego wyboru ociera się o stan
przedzawałowy połączony z szokiem poznawczym.
Z
drugiej strony, strona polska nie zrobiła nic skutecznego i
przekonującego, czym mogłaby przyciągnąć do siebie tych Mazurów
i Warmiaków, a raczej robiła wszystko aby ich do siebie zrazić. W
komitecie plebiscytowym na Warmii nie było żadnego Warmiaka (!), a
na Mazurach przewodniczył Wielkopolanin... - tak właśnie Polska
chciała zrobić się gospodarzem, nie pytając się prawowitych
mieszkańców o wytyczne. W takich okolicznościach na nic się zda
wymyślanie ekwilibrystycznych tłumaczeń klęski.
Jednym słowem wizje Dmowskiego można określić dmowszczyzna = dulszczyzna.
Jednym słowem wizje Dmowskiego można określić dmowszczyzna = dulszczyzna.
W okręgu olsztyńskim za Prusami Wschodnimi opowiedziało się 363 209 osób, za Polską – 7 980, w okręgu kwidzyńskim za Prusami 96 894, za Polską – 7 947. Najwięcej głosów za Polską padło w powiatach sztumskim (19,07%, czyli 4 904 głosy przeciwko a 19 984 głosom za Prusami) i olsztyńskim (13,47%), najmniej zaś w okręgach mazurskich (np. w powiecie Olecko tylko 2 głosy na prawie 30 tys. biorących udział w plebiscycie). W powiecie kwidzyńskim za Polską oddano 1 779 głosów – 6,5 % wszystkich ważnie oddanych głosów (gdzie za Prusami oddano 26 607 głosów). Najsłabiej głosowanie wypadło w powiecie suskim (1 073 głosy przeciw 33 498 głosom) i malborskim (191 głosów za Polską przeciw 17 805 głosom za Prusami) W miastach za Polską głosowano następująco: Malbork – 165 osób, Iława – 235 osób, Prabuty – 50 osób, Kisielice – 35 osób, Susz – 8 osób, Laskowice – 41 osób, Gdakowo – 21 osób. Spośród miast najwięcej głosów za Polską oddano w Biskupcu Pomorskim – 277 (tylko 15% głosujących).
Bezwzględną
większość Polacy uzyskali w 5 wsiach: Bursztych, Kramrowo Dwór,
Janowo, Małe Pólko, Nowe Lignowy. Wszystkie te wsie włączono do
Polski. Nazwano je potem „Małą Polską”. Należały one do
powiatu tczewskiego. Pozostałe gminy z przewagą głosów polskich
tworzyły całkowicie odciętą od Polski enklawę w powiecie
sztumskim i kwidzyńskim m.in. Tychnowy (59,09% głosów za Polską),
Trzciano (64,36%), Straszewo (60,63%), Pułkowice (67,27%), Mątki
(50,00%), Szadowo (77,78%), Dubiel (72,00%) Postolin, Stary Targ.
Toteż pomimo większości głosów, które padły tam za Polską
Komisja Kwidzyńska nie widziała możliwości przyłączenia tego
terenu do Polski.
Polsce
przyznano ostatecznie tylko 3 gminy na Mazurach i 5 na Warmii, a
wschodni brzeg Wisły stał się w tym rejonie granicą między
Polską a Prusami Wschodnimi.
Tak,
tak, panowie i panie, pora w końcu sobie uświadomić ten fakt że
tutaj prawie nikt nie chciał wcielenia do Polski, a wynik iście
koszykarski - 97 do 3 - jasno i wyraźnie to pokazał. To, że w
wiosce X czy Y ktoś oddał więcej głosów za Polską to i tak
wołanie w puszczy, bo demokracja to dyktat większości, w tym
wypadku 96,6% ogółu mieszkańców ziem objętych plebiscytem. Z
obecnego terenu Warmii i Mazur tylko na części ziem odbył się
plebiscyt. Jakby odbył się na całości, to wynik byłby jeszcze
bardziej druzgocący dla Polski.
Tam nie było żadnego Messiego czy Ronaldo, który by pociągnął za sobą całą drużynę, tam wszyscy wiedzieli do której bramki maja strzelać sami z siebie i nieprzymuszonej woli, dlatego wynik tego pojedynku wyglądał jak wyglądał. Znacie zapewne ludowego poetę Michała Kaykę o którym mówi się że to piewca „polskości”. W jego rodzinnej miejscowości nie padł żaden głos za Polską. Nawet Sam Kayka i jego najbliżsi oddali swoje głosy za Prusami co chyba powinno dać do myślenia poszukiwaczom „polskości” pod każdym kamieniem. Ale gdzież tam, dalej idą w zaparte dorabiając kolejne teorie o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia a wynik plebiscytu nadal niezmiennie wynosi 97 do 3, czyli klęska, pogrom, łomot, totalna klapa i co tam jeszcze można wymyślić dla określenia tak sromotnej przegranej.
Większym realistą od Dmowskiego w tej kwestii był marszałek Piłsudski, który (jak wspomina pastor Edward Małłek w swojej książce), miał podobno powiedzenie: „Do domu wariatów należą ci, którzy wierzą, że Wschodnioprusacy będą kiedykolwiek skłonni dać się ostemplować jako Polacy”.
Warto
chyba przy tej okazji przypomnieć słowa biskupa warmińskiego
Łukasza Watzenrode, wuja Mikołaja Kopernika (dotyczące Prus
Królewskich i wypowiedziane w 1504 roku, ale dziwo nadal chyba
aktualne i dla wielu niepojęte): "Aczkolwiek kraj ten Prusy,
wcielony do Korony, to niemniej kraj ten Prusy nie jest tym samym
krajem co Polska, ani Prusacy nie są Polakami, ale to osobny kraj i
osobne ma prawa".
Źródło
„Plebiscyt na Warmji, Mazurach i ziemi malborskiej”
|
Mieszkańcy
Prus, choćby nie wiem jak się gimnastykować, w większości nie
uważali się za Polaków. Niewielka część mieszkańców tej
krainy oddała swój głos za Polską w plebiscycie, i to należy
uszanować.
Klasycznym
argumentem polskiej strony, tłumaczącym klęskę w plebiscycie, był
fakt przyjazdu na ten teren około 100 000 emigrantów z Zagłębia
Ruhry, jako urodzonych na terenie Mazur przed 1905 rokiem i mających
powyżej 20 lat, którzy przy urnach wyborczych podobno przechylili
szalę na korzyść „sprytnych” Niemców. Szkoda, że pomija się
przy tym fakt, że umożliwienie głosowania emigrantom z tych
terenów to był... pomysł strony polskiej. Oczywiście zapomina się
(ale tylko w tym wypadku) że umożliwienie obywatelowi danego kraju,
nawet gdy mieszka on za granicą, oddania głosu w wyborach jest i
dzisiaj oczywistością, zagwarantowaną przez państwo i standardem
demokratycznym. Różnica jest w tym, że wtedy trzeba było przybyć
osobiście na teren głosowania - co umożliwiały oba kraje – zaś
współcześnie swój głos można oddać za granicą w ambasadzie
czy konsulacie. Czy chcielibyśmy posłuchać larum o
niedemokratyczności, gdyby obecne państwo polskie nie wyraziło
zgody na oddanie głosu w wyborach osobom które wyjechały za pracą
do innych krajów i nie mogłyby one wypowiedzieć się przy urnach
wyborczych w ambasadach i konsulatach na całym świecie?
Co
ciekawe, jak wspomina w swojej książce „Prusy Wschodnie. Historia
i mit” Andreas Kossert, pomysł zamieszczenia Prus Wschodnich a nie
Niemiec na karcie do głosowania był ukłonem w stronę tej sugestii
ze strony polskiej: "Głosujący mieli się opowiedzieć za
„Prusami Wschodnimi” albo „Polską”. Fakt, że nie można
było głosować na „Niemcy”, było dyplomatyczną koncesją
sprzymierzonych wobec strony polskiej.”
Tą
przegraną tłumaczy się także brakiem zainteresowania i wsparcia
ze strony polskiej, a przecież jednak wspierano działania na
terenie plebiscytowym. Już 19 grudnia 1919 r. powstał w Warszawie
Mazurski Związek Ludowy, w skład którego włączono 13 kwietnia
1920 r. rady ludowe na Mazurach. Na Warmii i Powiślu polskimi
przygotowaniami do plebiscytu kierował Warmiński Komitet
Plebiscytowy w Kwidzynie, na Mazurach – Mazurski Komitet
Plebiscytowy z siedzibą w Warszawie. Taki podział pracy plebiscytów
był podyktowany różnicami wyznaniowymi między Warmią i Powiślem
a Mazurami.
Oficjalnymi przedstawicielami Polski na terenach
plebiscytowych były konsulaty generalne w Olsztynie i Kwidzynie. W
lutym 1920 r. powstało w Warszawie Zrzeszenie Plebiscytowe
Ewangelików-Polaków w celu popierania i prowadzenia akcji polskiej
na Mazurach. W Poznaniu działało Towarzystwo ku Wyzwoleniu Mazur,
Warmii i Ziem Nadwiślańskich, w Krakowie – Małopolski Komitet
Mazurski. Poza tymi organizacjami, związanymi ściśle z plebiscytem
na Warmii, Mazurach i Powiślu, powstało w Polsce szereg związków
i towarzystw, mających na celu obronę interesów polskich na
wszystkich terenach podległych plebiscytom. Czołową taką
organizacją był Centralny Komitet Plebiscytowy w Warszawie,
utworzony na wniosek marszałka sejmu Wojciecha Trąmpczyńskiego w
czerwcu 1920 r. Komitet stawiał sobie za cel koordynację
działalności poszczególnych komitetów plebiscytowych. Towarzystwo
Obrony Kresów Zachodnich w Krakowie, Komitet Obrony Kresów
Zachodnich we Lwowie, Główny Komitet Pomocy Plebiscytowej
Narodowego Stronnictwa Robotników w Toruniu, Komisja ds.
Plebiscytowych przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, Akademicki
Komitet Obrony Ziem Plebiscytowych, lokalne komitety plebiscytowe,
rozrzucone po całym kraju – oto niepełna na pewno lista
organizacji, działających na rzecz przyłączenia terenów
plebiscytowych do Polski. Społeczeństwo polskie brało również
udział w akcji plebiscytowej poprzez organizowanie licznych wieców
i odczytów oraz zbieranie funduszy.
Swoja
drogą, tematem mało znanym powszechnie jest też udział polskiego
wywiadu w przygotowaniach do plebiscytu. Świadomości przeciętnego
Polaka zupełnie obcy jest fakt istnienia w owym czasie - utworzonych
przez polski wywiad - bojówek, uzbrojonych nie tylko w tzw. laski
plebiscytowe (czyli kije), lecz również w broń palną, granaty
ręczne, a nawet broń maszynową. Obie strony przeszkadzały
przeciwnikowi w urządzaniu zebrań. Obie strony zmuszone były do
organizowania straży ochronnej, zapewniającej bezpieczeństwo
agitatorom-mówcom.
Straże ochronne nazywano po prostu „bojówkami”.
Strona niemiecka nie miała żadnej trudności, aby w każdej
miejscowości spośród mieszkańców zaangażować bojówkarzy.
Tymczasem Komitety Polskie owych bojówkarzy rekrutowały w dużej
mierze z polskich żołnierzy, z terenów Polski. Strona polska
płaciła im miesięczne 900 marek niemieckich, które wypłacano z
góry w dwóch terminach: po 450 marek 1 i 15 każdego miesiąca.
Była to duża suma jak na tamtejsze warunki. Istnienie i prawdziwy
charakter nowo kreowanej organizacji starano się zachować w
konspiracji. Bojówki przedstawiano jako samoistnie powstałe siły,
tworzone i kierowane przez ludzi miejscowego pochodzenia. Jednakże w
kwietniu 1920 r. w ręce Niemców dostała się teczka z dokumentami
dotyczącymi Straży Mazurskiej, dzięki którym wywiad niemiecki
posiadał nawet wykaz imienny członków tych bojówek. O
działalności tzw. Bojówek Polskich i o ich powiązaniach z
polskimi czynnikami wojskowymi zaczęły szeroko rozpisywać się
niemieckie gazety plebiscytowe. Naczelna Komenda Straży Mazurskiej
(NKSM) nie była praktycznie, jak to sugerowała strona polska,
oddolną inicjatywą miejscowej ludności polskiej, lecz strukturą
utworzoną i kierowaną przez oddelegowanych oficerów polskiego
wywiadu. Oczywiście wszędzie pisze się o stronie niemieckiej i jej
bojówkach, pomijając fakt że strona polska nie była tutaj swoim
oponentom dłużna.
Jerzy Kossak "Cud nad Wisłą". |
Cały
czas wałkuje się także, jako następne wytłumaczenie porażki
plebiscytowej, toczącą się w tym właśnie czasie wojnę
Polsko-Bolszewicką, ale czy to tak naprawdę zmienia cokolwiek? Czy
z terenu Prus Wschodnich waliły drzwiami i oknami tłumy ochotników
aby walczyć za Polskę przeciw zarazie bolszewickiej? A może
organizowano na tych terenach masowe i spontaniczne wiece poparcia
dla strony polskiej połączone ze zbiórką pieniędzy? Nie
oszukujmy się.
Czy
kiedykolwiek pojawi się obiektywna analiza i rachunek sumienia? Od
dawna wymyśla się ciągle nowe przyczyny klęski plebiscytowej i
wałkuje stare argumenty, ale prawie nikt nie chce, nie potrafi
napisać wprost: Tak, mieszkańcy terenów objętych plebiscytem
jasno i wyraźnie dali znać całemu światu że chcą mieszkać w
Prusach, a nie w Polsce, o czym świadczy ten iście koszykarski
wynik 97 do 3. Może warto w końcu przyjąć do wiadomości, że nie
byliśmy przekonujący, że prawie nikt tam nas nie chciał?
A
może tu nie chodziło o żadną „polskość” rdzennych
mieszkańców, których zawsze można wymienić na swoich, a o
zajęcie ziemi aby "mocarstwowa potęga" miała większy
dostęp do morza ?
Źródło
„Plebiscyt na Warmji, Mazurach i ziemi malborskiej”
|
I
nie należy na to patrzeć z punktu wygranej opcji niemieckiej czy
przegranej opcji polskiej. W dalszej perspektywie przegranymi byli
tylko sami mieszkańcy tych ziem, nawet ci co głosowali za Polską,
gdyż oba nacjonalizmy nie brały jeńców, czego skutki widać
dzisiaj.
Gdyby
wówczas powstało niepodległe, wielokulturowe państwo
wschodniopruskie – Szwajcaria Bałtycka, być może w ogóle nie
doszłoby do II wojny światowej i do tych wszystkich nieszczęść?
Można gdybać.
Parafrazując
utwór Republiki „Biała flaga” zastanówmy się:
Gdzie
oni są?
Ci wszyscy moi przyjaciele -ele-ele-ele-ele-ele
Zabrakło ich
Choć zawsze było ich niewielu -elu-elu-elu-elu-elu
[…]
Gdzie są moi przyjaciele
Bojownicy z tamtych lat
Zawsze było ich niewielu
Teraz jestem sam
Ci wszyscy moi przyjaciele -ele-ele-ele-ele-ele
Zabrakło ich
Choć zawsze było ich niewielu -elu-elu-elu-elu-elu
[…]
Gdzie są moi przyjaciele
Bojownicy z tamtych lat
Zawsze było ich niewielu
Teraz jestem sam
Gdzie
oni są, ci wszyscy potomkowie mieszkańców ziem pruskich
głosujących w plebiscycie prawie wiek temu? Zabrakło ich, a w
zasadzie pozbyto się ich, a jakby nie patrzeć to oni są w tym
wszystkim największymi przegranymi.
W
życiu nic nie jest czarno-białe, a tylko propaganda w każdym kraju
na globie tak przedstawia świat aby łatwiej zlokalizować „wroga”,
który nim często nie bywał ale przeszkadzał w wizji
państwowej/narodowej którą sobie wymyślano. Tak i w tym przypadku
było, a skutek jest tego taki że ostatni „Mohikanie” do dzisiaj
u tych co przerżnęli plebiscyt a dzisiaj są rządcami na tej ziemi
uważani są za "ukrytą opcję niemiecką”, "V kolumnę"
i co tam jeszcze, nawet jeśli nie domagają się niczego poza zwykłą
prawdą i swobodą mówienia o niej.
Na
podstawie:
Edward
Małłek „Gdzie jest moja Ojczyzna? Wspomnienia”
Andreas
Kossert
„Prusy
Wschodnie. Historia i mit”
Adam
Szymanowicz „Udział
Oddziału II Sztabu Generalnego Ministerstwa Spraw Wojskowych w
pracach plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku”
Praca
zbiorowa wydana
nakładem Zrzeszenia rodaków z Warmji, Mazur i ziemi Malborskiej z
okazji 10 rocznicy przegranego plebiscytu a zatytułowanej "Plebiscyt
na Warmji, Mazurach i ziemi Malborskiej"
Prawie wszyscy co wyjaechali z Warmii do RFN-u zrobili to z przyczyn poprawy warunkow zyciowych, a nie ze czuli sie Niemcami
OdpowiedzUsuńCzyżby? A wyjeżdżali tylko w latach siedemdziesiątych? Polecamy zapoznać się z sytuacją powojenną gdzie najpierw uciekła spora część przed armią czerwoną a potem polskie władze dokonały tak zwanej weryfikacji narodowej niczym naziści gdzie potrafili w jednej rodzinie brata uznać za nadającego się do repololonizacji a siostrę już nie. Lata czterdzieste i pięćdziesiąte to czarny okres tych ziem. Zanim się zabierze głos warto wiedzieć trochę więcej niż propaganda głosiła. A wiedzieć więcej można choćby z własnego domu, od uczestników tamtych wydarzeń i z literatury - my akurat znamy ten okres ze wszystkich trzech źródeł. Każdy Warmiak i Mazur w latach siedemdziesiątych miał kogoś z rodziny w RFN i to ułatwiało im podjęcie decyzji wyjazdu. A skąd oni się wzięli w RFN to już każdy tutejszy wie doskonale bo pamięć w domach jest do dzisiaj o tym zywa.
UsuńŚwięta prawda.Polacy jak przyszli to od razu wyzywali od szwabów i szkopów.Nie patrzeli że ktoś mówi gwara Mazurską czy Warmińską tylko od razy won do Niemiec jako szwab i szkop.Ludzie nie chcieli bardzo wyjechać ze swego heimatu.Wiadomo.ale Polacy tacy już są jak nie z ich Kongresówki to szwab i szkop.To wypędzić go do Niemiec.
UsuńZawsze w tego typu rozprawach brakuje mi jednej rzeczy - postawienia się w buty przeciętnego Kowal... Heinricha.
OdpowiedzUsuńJestem sobie wstanie wyobrazić, że w tak zmieszanej zbitce narodowo-kulturowej jaką były Prusy ludzie chcieli głosować nie za narodowością... a za tym z kim im jest lepiej. Nawet jeśli Polaków była(by) większość, czy woleliby oni głosować za Niemcami (zdaje się wtedy średnio przędli, proszę poprawić jeśli się mylę), czy... przez wieki nieistniejącym państwem, które dopiero zbierało się do kupy? Co wydaje się być pewniejszym rozwiązaniem dla Heinricha?
No właśnie my staramy się w te buty wchodzić przekazując historię tych ziem, takie było założenie pierwotnie strony na facebooku ale też i tutaj. Ciężko to zrozumieć ludziom myślącym po warszawsku i z jej punktu widzenia, ale inaczej nie można pokazać tutejszej historii jak patrząc, myśląc po tutejszemu, wszak to był osobny kraj od zawsze. No właśnie ta narodowość to bełkot imć pana Dmowskiego co miał mocarstwowe wizje państwa polskiego i wszystko gdzie choćby ktoś mógł przypominać Polaka to zgłaszał o to pretensje terytorialne. Niech nam pan uwierzy że nie była większość ludności posługującej się językiem podobnym do języka polskiego bo to już nie był ten język a miks językowy, a po drugie tak jest wszędzie na terenach pogranicza gdzie ludność posługuje się często kilkoma językami i nie ma w tym nic sensacyjnego. To prawda że ci ludzie z pełną świadomością oddali swój głos w plebiscycie za Prusami bo to była od pokoleń ich ojczyzna. Tych ludzi kompletnie nic nie łączyło z Polską bo w większości byli uciekinierami bądź dobrowolnymi osadnikami. Czy ktoś wymaga polskości od potomków imigrantów którzy wyemigrowali z Polski w XV, XVI, XVII czy XVIII wieku? Może inaczej, dlaczego przechodzimy do porządku dziennego nad „polskością” Unruga, Kleberga, Andersa, Lelewela, Traugutta, Wedla, Fukiera, Kolberga i setki innych. Czy w ich przypadku działa zasada Kalego a już wobec tych ludzi którzy zamieszkiwali Prusy już to nie obowiązuje? Oni wybrali z pełną świadomością podczas tego plebiscytu, mimo że polska polityka historyczna co chwila szuka wytłumaczeń tej klęski zamiast z pokorą przyjąć ją do wiadomości. W końcu te ziemie i tak są teraz w Polsce i nikt ich Polsce siłą nie odbierze, więc chyba pora w końcu zmierzyć się z prawdą a nie wymyślać kolejne wytłumaczenia. Tak się stało że Polska przegrała ten plebiscyt sromotnie i koniec kropka, czas przejść nad tym do porządki dziennego i z tym żyć. Pozdrawiamy serdecznie
UsuńŚwietny komentarz.Ale proszę mi odpowiedzieć na nurtujące mnie pytanie od lat.Czemu ludność osiedlona po 1945 roku na tych ziemiach z Wilna i okolic jest inna mentalnie i inna do autochtonów niż ci z Kongresówki.Można było zauważyć wiele cech pozytywnych tej ludności do rodowitych mieszkańców Niemieckich tych ziem.
UsuńPiękne opracowanie i tyle Poprostu w punkt ��
OdpowiedzUsuń