środa, 10 lipca 2019

"Zawsze było ich niewielu, teraz jestem sam" - czyli plebiscyt totalnej porażki


Nadszedł dzień 11 lipca 1920 r., dzień plebiscytu na Warmii, Mazurach i Powiślu.
W wersalskim traktacie pokojowym, podpisanym 28 czerwca 1919 r., wyznaczono dwa plebiscyty dotyczące Polski – jeden z nich dotyczył Warmii, Mazur i Powiśla.
W plebiscycie ludność zamieszkująca obszar nim objęty miała zdecydować o przyłączeniu tych ziem do nowo powstałego państwa polskiego lub o pozostawieniu ich w granicach Prus Wschodnich. Nad przebiegiem głosowania czuwały komisje międzysojusznicze powołane przez Ligę Narodów.
Wysuwanym przez stronę polską - za myślą Romana Dmowskiego i jemu podobnych - argumentem na rzecz włączenia tego obszaru do Polski było to, że według danych polskich 80% zamieszkującej go ludności czuło się Polakami (według danych niemieckich - tylko 10%).
Jak opisywał to pastor Edward Małłek, przedstawiciele strony polskiej uzasadniali swoje żądania następująco:
1. Prusy Wschodnie to pierwotnie polska ziemia, polski kraj.
2. Państwo Niemieckie przez wieki utrzymywało lud mazurski w nieświadomości narodowej, germanizując go.
3. Niemcy deportowały polskie rodziny z Prus Wschodnich na roboty do Niemiec Zachodnich, w szczególności do Zagłębia Rury (Westfalii).

Źródło „Plebiscyt na Warmji, Mazurach i ziemi malborskiej”

I teraz pytanie – znając wynik plebiscytu, o kim można powiedzieć, że mijał się z prawdą albo bujał w obłokach?
Dmowski był z pochodzenia drobnym szlachcicem z Kamionka ( obecnie część warszawskiej dzielnicy Praga-Południe) który spędził całe życie pod zaborem rosyjskim. To ukształtowało jego wizję świata. Nie rozumiał ani etnicznych relacji w innych krainach niż podwarszawskie wioski, ani skomplikowanych problemów związanych z tożsamością, zwłaszcza na pograniczu. Ten brak zrozumienia i „warszawocentryzm” zemścił się na nim wynikiem plebiscytu.

Patrząc kategoriami bokserskimi, wynik głosowania był dla Polski totalnym nokautem. Głosy oddane za Polską można zaliczyć do poziomu błędu statystycznego - może to i smutne, ale niestety boleśnie prawdziwe.
W okręgach olsztyńskim i kwidzyńskim za przyłączeniem do Polski opowiedziało się zaledwie 3,4% uprawnionych do głosowania. W okresie międzywojennym przyjęto ten wynik z niezadowoleniem ale i ze zrozumieniem, jednakże po drugiej wojnie światowej cały sztab „ludowych kreatorów historii” zaczął masowo wymyślać wytłumaczenia tego co się stało, kompletnie ignorując wynik tamtego plebiscytu i fakt że ludzie ci czuli się w pierwszej kolejności „tutejszymi", Prusakami, a dla Mazura czy Warmiaka nie było żadną sprzecznością powiedzieć płynną polszczyzną "Jestem Prußakiem". Co ciekawe, tłumaczenie na różne sposoby wyniku nadal jest żywe w społeczeństwie, a przyjęcie do wiadomości tego faktu jako demokratycznego wyboru ociera się o stan przedzawałowy połączony z szokiem poznawczym.

Z drugiej strony, strona polska nie zrobiła nic skutecznego i przekonującego, czym mogłaby przyciągnąć do siebie tych Mazurów i Warmiaków, a raczej robiła wszystko aby ich do siebie zrazić. W komitecie plebiscytowym na Warmii nie było żadnego Warmiaka (!), a na Mazurach przewodniczył Wielkopolanin... - tak właśnie Polska chciała zrobić się gospodarzem, nie pytając się prawowitych mieszkańców o wytyczne. W takich okolicznościach na nic się zda wymyślanie ekwilibrystycznych tłumaczeń klęski.

Jednym słowem wizje Dmowskiego można określić dmowszczyzna = dulszczyzna.



W okręgu olsztyńskim za Prusami Wschodnimi opowiedziało się 363 209 osób, za Polską – 7 980, w okręgu kwidzyńskim za Prusami 96 894, za Polską – 7 947. Najwięcej głosów za Polską padło w powiatach sztumskim (19,07%, czyli 4 904 głosy przeciwko a 19 984 głosom za Prusami) i olsztyńskim (13,47%), najmniej zaś w okręgach mazurskich (np. w powiecie Olecko tylko 2 głosy na prawie 30 tys. biorących udział w plebiscycie). W powiecie kwidzyńskim za Polską oddano 1 779 głosów – 6,5 % wszystkich ważnie oddanych głosów (gdzie za Prusami oddano 26 607 głosów). Najsłabiej głosowanie wypadło w powiecie suskim (1 073 głosy przeciw 33 498 głosom) i malborskim (191 głosów za Polską przeciw 17 805 głosom za Prusami) W miastach za Polską głosowano następująco: Malbork – 165 osób, Iława – 235 osób, Prabuty – 50 osób, Kisielice – 35 osób, Susz – 8 osób, Laskowice – 41 osób, Gdakowo – 21 osób. Spośród miast najwięcej głosów za Polską oddano w Biskupcu Pomorskim – 277 (tylko 15% głosujących).

Bezwzględną większość Polacy uzyskali w 5 wsiach: Bursztych, Kramrowo Dwór, Janowo, Małe Pólko, Nowe Lignowy. Wszystkie te wsie włączono do Polski. Nazwano je potem „Małą Polską”. Należały one do powiatu tczewskiego. Pozostałe gminy z przewagą głosów polskich tworzyły całkowicie odciętą od Polski enklawę w powiecie sztumskim i kwidzyńskim m.in. Tychnowy (59,09% głosów za Polską), Trzciano (64,36%), Straszewo (60,63%), Pułkowice (67,27%), Mątki (50,00%), Szadowo (77,78%), Dubiel (72,00%) Postolin, Stary Targ. Toteż pomimo większości głosów, które padły tam za Polską Komisja Kwidzyńska nie widziała możliwości przyłączenia tego terenu do Polski.
Polsce przyznano ostatecznie tylko 3 gminy na Mazurach i 5 na Warmii, a wschodni brzeg Wisły stał się w tym rejonie granicą między Polską a Prusami Wschodnimi.
Tak, tak, panowie i panie, pora w końcu sobie uświadomić ten fakt że tutaj prawie nikt nie chciał wcielenia do Polski, a wynik iście koszykarski - 97 do 3 - jasno i wyraźnie to pokazał. To, że w wiosce X czy Y ktoś oddał więcej głosów za Polską to i tak wołanie w puszczy, bo demokracja to dyktat większości, w tym wypadku 96,6% ogółu mieszkańców ziem objętych plebiscytem. Z obecnego terenu Warmii i Mazur tylko na części ziem odbył się plebiscyt. Jakby odbył się na całości, to wynik byłby jeszcze bardziej druzgocący dla Polski.


Tam nie było żadnego Messiego czy Ronaldo, który by pociągnął za sobą całą drużynę, tam wszyscy wiedzieli do której bramki maja strzelać sami z siebie i nieprzymuszonej woli, dlatego wynik tego pojedynku wyglądał jak wyglądał. Znacie zapewne ludowego poetę Michała Kaykę o którym mówi się że to piewca „polskości”. W jego rodzinnej miejscowości nie padł żaden głos za Polską. Nawet Sam Kayka i jego najbliżsi oddali swoje głosy za Prusami co chyba powinno dać do myślenia poszukiwaczom „polskości” pod każdym kamieniem. Ale gdzież tam, dalej idą w zaparte dorabiając kolejne teorie o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia a wynik plebiscytu nadal niezmiennie wynosi 97 do 3, czyli klęska, pogrom, łomot, totalna klapa i co tam jeszcze można wymyślić dla określenia tak sromotnej przegranej.

Większym realistą od Dmowskiego w tej kwestii był marszałek Piłsudski, który (jak wspomina pastor Edward Małłek w swojej książce), miał podobno powiedzenie: „Do domu wariatów należą ci, którzy wierzą, że Wschodnioprusacy będą kiedykolwiek skłonni dać się ostemplować jako Polacy”.
Warto chyba przy tej okazji przypomnieć słowa biskupa warmińskiego Łukasza Watzenrode, wuja Mikołaja Kopernika (dotyczące Prus Królewskich i wypowiedziane w 1504 roku, ale dziwo nadal chyba aktualne i dla wielu niepojęte): "Aczkolwiek kraj ten Prusy, wcielony do Korony, to niemniej kraj ten Prusy nie jest tym samym krajem co Polska, ani Prusacy nie są Polakami, ale to osobny kraj i osobne ma prawa".
Źródło „Plebiscyt na Warmji, Mazurach i ziemi malborskiej”
Mieszkańcy Prus, choćby nie wiem jak się gimnastykować, w większości nie uważali się za Polaków. Niewielka część mieszkańców tej krainy oddała swój głos za Polską w plebiscycie, i to należy uszanować.
Klasycznym argumentem polskiej strony, tłumaczącym klęskę w plebiscycie, był fakt przyjazdu na ten teren około 100 000 emigrantów z Zagłębia Ruhry, jako urodzonych na terenie Mazur przed 1905 rokiem i mających powyżej 20 lat, którzy przy urnach wyborczych podobno przechylili szalę na korzyść „sprytnych” Niemców. Szkoda, że pomija się przy tym fakt, że umożliwienie głosowania emigrantom z tych terenów to był... pomysł strony polskiej. Oczywiście zapomina się (ale tylko w tym wypadku) że umożliwienie obywatelowi danego kraju, nawet gdy mieszka on za granicą, oddania głosu w wyborach jest i dzisiaj oczywistością, zagwarantowaną przez państwo i standardem demokratycznym. Różnica jest w tym, że wtedy trzeba było przybyć osobiście na teren głosowania - co umożliwiały oba kraje – zaś współcześnie swój głos można oddać za granicą w ambasadzie czy konsulacie. Czy chcielibyśmy posłuchać larum o niedemokratyczności, gdyby obecne państwo polskie nie wyraziło zgody na oddanie głosu w wyborach osobom które wyjechały za pracą do innych krajów i nie mogłyby one wypowiedzieć się przy urnach wyborczych w ambasadach i konsulatach na całym świecie?

Co ciekawe, jak wspomina w swojej książce „Prusy Wschodnie. Historia i mit” Andreas Kossert, pomysł zamieszczenia Prus Wschodnich a nie Niemiec na karcie do głosowania był ukłonem w stronę tej sugestii ze strony polskiej: "Głosujący mieli się opowiedzieć za „Prusami Wschodnimi” albo „Polską”. Fakt, że nie można było głosować na „Niemcy”, było dyplomatyczną koncesją sprzymierzonych wobec strony polskiej.”
Tą przegraną tłumaczy się także brakiem zainteresowania i wsparcia ze strony polskiej, a przecież jednak wspierano działania na terenie plebiscytowym. Już 19 grudnia 1919 r. powstał w Warszawie Mazurski Związek Ludowy, w skład którego włączono 13 kwietnia 1920 r. rady ludowe na Mazurach. Na Warmii i Powiślu polskimi przygotowaniami do plebiscytu kierował Warmiński Komitet Plebiscytowy w Kwidzynie, na Mazurach – Mazurski Komitet Plebiscytowy z siedzibą w Warszawie. Taki podział pracy plebiscytów był podyktowany różnicami wyznaniowymi między Warmią i Powiślem a Mazurami. 

Oficjalnymi przedstawicielami Polski na terenach plebiscytowych były konsulaty generalne w Olsztynie i Kwidzynie. W lutym 1920 r. powstało w Warszawie Zrzeszenie Plebiscytowe Ewangelików-Polaków w celu popierania i prowadzenia akcji polskiej na Mazurach. W Poznaniu działało Towarzystwo ku Wyzwoleniu Mazur, Warmii i Ziem Nadwiślańskich, w Krakowie – Małopolski Komitet Mazurski. Poza tymi organizacjami, związanymi ściśle z plebiscytem na Warmii, Mazurach i Powiślu, powstało w Polsce szereg związków i towarzystw, mających na celu obronę interesów polskich na wszystkich terenach podległych plebiscytom. Czołową taką organizacją był Centralny Komitet Plebiscytowy w Warszawie, utworzony na wniosek marszałka sejmu Wojciecha Trąmpczyńskiego w czerwcu 1920 r. Komitet stawiał sobie za cel koordynację działalności poszczególnych komitetów plebiscytowych. Towarzystwo Obrony Kresów Zachodnich w Krakowie, Komitet Obrony Kresów Zachodnich we Lwowie, Główny Komitet Pomocy Plebiscytowej Narodowego Stronnictwa Robotników w Toruniu, Komisja ds. Plebiscytowych przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, Akademicki Komitet Obrony Ziem Plebiscytowych, lokalne komitety plebiscytowe, rozrzucone po całym kraju – oto niepełna na pewno lista organizacji, działających na rzecz przyłączenia terenów plebiscytowych do Polski. Społeczeństwo polskie brało również udział w akcji plebiscytowej poprzez organizowanie licznych wieców i odczytów oraz zbieranie funduszy.

Swoja drogą, tematem mało znanym powszechnie jest też udział polskiego wywiadu w przygotowaniach do plebiscytu. Świadomości przeciętnego Polaka zupełnie obcy jest fakt istnienia w owym czasie - utworzonych przez polski wywiad - bojówek, uzbrojonych nie tylko w tzw. laski plebiscytowe (czyli kije), lecz również w broń palną, granaty ręczne, a nawet broń maszynową. Obie strony przeszkadzały przeciwnikowi w urządzaniu zebrań. Obie strony zmuszone były do organizowania straży ochronnej, zapewniającej bezpieczeństwo agitatorom-mówcom. 
Straże ochronne nazywano po prostu „bojówkami”. Strona niemiecka nie miała żadnej trudności, aby w każdej miejscowości spośród mieszkańców zaangażować bojówkarzy. Tymczasem Komitety Polskie owych bojówkarzy rekrutowały w dużej mierze z polskich żołnierzy, z terenów Polski. Strona polska płaciła im miesięczne 900 marek niemieckich, które wypłacano z góry w dwóch terminach: po 450 marek 1 i 15 każdego miesiąca. Była to duża suma jak na tamtejsze warunki. Istnienie i prawdziwy charakter nowo kreowanej organizacji starano się zachować w konspiracji. Bojówki przedstawiano jako samoistnie powstałe siły, tworzone i kierowane przez ludzi miejscowego pochodzenia. Jednakże w kwietniu 1920 r. w ręce Niemców dostała się teczka z dokumentami dotyczącymi Straży Mazurskiej, dzięki którym wywiad niemiecki posiadał nawet wykaz imienny członków tych bojówek. O działalności tzw. Bojówek Polskich i o ich powiązaniach z polskimi czynnikami wojskowymi zaczęły szeroko rozpisywać się niemieckie gazety plebiscytowe. Naczelna Komenda Straży Mazurskiej (NKSM) nie była praktycznie, jak to sugerowała strona polska, oddolną inicjatywą miejscowej ludności polskiej, lecz strukturą utworzoną i kierowaną przez oddelegowanych oficerów polskiego wywiadu. Oczywiście wszędzie pisze się o stronie niemieckiej i jej bojówkach, pomijając fakt że strona polska nie była tutaj swoim oponentom dłużna.

Jerzy Kossak "Cud nad Wisłą".
Cały czas wałkuje się także, jako następne wytłumaczenie porażki plebiscytowej, toczącą się w tym właśnie czasie wojnę Polsko-Bolszewicką, ale czy to tak naprawdę zmienia cokolwiek? Czy z terenu Prus Wschodnich waliły drzwiami i oknami tłumy ochotników aby walczyć za Polskę przeciw zarazie bolszewickiej? A może organizowano na tych terenach masowe i spontaniczne wiece poparcia dla strony polskiej połączone ze zbiórką pieniędzy? Nie oszukujmy się.

Czy kiedykolwiek pojawi się obiektywna analiza i rachunek sumienia? Od dawna wymyśla się ciągle nowe przyczyny klęski plebiscytowej i wałkuje stare argumenty, ale prawie nikt nie chce, nie potrafi napisać wprost: Tak, mieszkańcy terenów objętych plebiscytem jasno i wyraźnie dali znać całemu światu że chcą mieszkać w Prusach, a nie w Polsce, o czym świadczy ten iście koszykarski wynik 97 do 3. Może warto w końcu przyjąć do wiadomości, że nie byliśmy przekonujący, że prawie nikt tam nas nie chciał?

A może tu nie chodziło o żadną „polskość” rdzennych mieszkańców, których zawsze można wymienić na swoich, a o zajęcie ziemi aby "mocarstwowa potęga" miała większy dostęp do morza ?

Źródło „Plebiscyt na Warmji, Mazurach i ziemi malborskiej”

I nie należy na to patrzeć z punktu wygranej opcji niemieckiej czy przegranej opcji polskiej. W dalszej perspektywie przegranymi byli tylko sami mieszkańcy tych ziem, nawet ci co głosowali za Polską, gdyż oba nacjonalizmy nie brały jeńców, czego skutki widać dzisiaj.
Gdyby wówczas powstało niepodległe, wielokulturowe państwo wschodniopruskie – Szwajcaria Bałtycka, być może w ogóle nie doszłoby do II wojny światowej i do tych wszystkich nieszczęść? Można gdybać.


Parafrazując utwór Republiki „Biała flaga” zastanówmy się:
Gdzie oni są?
Ci wszyscy moi przyjaciele -ele-ele-ele-ele-ele
Zabrakło ich
Choć zawsze było ich niewielu -elu-elu-elu-elu-elu

[…]
Gdzie są moi przyjaciele
Bojownicy z tamtych lat
Zawsze było ich niewielu
Teraz jestem sam


Gdzie oni są, ci wszyscy potomkowie mieszkańców ziem pruskich głosujących w plebiscycie prawie wiek temu? Zabrakło ich, a w zasadzie pozbyto się ich, a jakby nie patrzeć to oni są w tym wszystkim największymi przegranymi.
W życiu nic nie jest czarno-białe, a tylko propaganda w każdym kraju na globie tak przedstawia świat aby łatwiej zlokalizować „wroga”, który nim często nie bywał ale przeszkadzał w wizji państwowej/narodowej którą sobie wymyślano. Tak i w tym przypadku było, a skutek jest tego taki że ostatni „Mohikanie” do dzisiaj u tych co przerżnęli plebiscyt a dzisiaj są rządcami na tej ziemi uważani są za "ukrytą opcję niemiecką”, "V kolumnę" i co tam jeszcze, nawet jeśli nie domagają się niczego poza zwykłą prawdą i swobodą mówienia o niej.




Na podstawie:
Edward Małłek „Gdzie jest moja Ojczyzna? Wspomnienia”
Andreas Kossert „Prusy Wschodnie. Historia i mit”
Adam Szymanowicz Udział Oddziału II Sztabu Generalnego Ministerstwa Spraw Wojskowych w pracach plebiscytowych na Warmii, Mazurach i Powiślu w 1920 roku”

Praca zbiorowa wydana nakładem Zrzeszenia rodaków z Warmji, Mazur i ziemi Malborskiej z okazji 10 rocznicy przegranego plebiscytu a zatytułowanej "Plebiscyt na Warmji, Mazurach i ziemi Malborskiej"

7 komentarzy:

  1. Prawie wszyscy co wyjaechali z Warmii do RFN-u zrobili to z przyczyn poprawy warunkow zyciowych, a nie ze czuli sie Niemcami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby? A wyjeżdżali tylko w latach siedemdziesiątych? Polecamy zapoznać się z sytuacją powojenną gdzie najpierw uciekła spora część przed armią czerwoną a potem polskie władze dokonały tak zwanej weryfikacji narodowej niczym naziści gdzie potrafili w jednej rodzinie brata uznać za nadającego się do repololonizacji a siostrę już nie. Lata czterdzieste i pięćdziesiąte to czarny okres tych ziem. Zanim się zabierze głos warto wiedzieć trochę więcej niż propaganda głosiła. A wiedzieć więcej można choćby z własnego domu, od uczestników tamtych wydarzeń i z literatury - my akurat znamy ten okres ze wszystkich trzech źródeł. Każdy Warmiak i Mazur w latach siedemdziesiątych miał kogoś z rodziny w RFN i to ułatwiało im podjęcie decyzji wyjazdu. A skąd oni się wzięli w RFN to już każdy tutejszy wie doskonale bo pamięć w domach jest do dzisiaj o tym zywa.

      Usuń
    2. Święta prawda.Polacy jak przyszli to od razu wyzywali od szwabów i szkopów.Nie patrzeli że ktoś mówi gwara Mazurską czy Warmińską tylko od razy won do Niemiec jako szwab i szkop.Ludzie nie chcieli bardzo wyjechać ze swego heimatu.Wiadomo.ale Polacy tacy już są jak nie z ich Kongresówki to szwab i szkop.To wypędzić go do Niemiec.

      Usuń
  2. Zawsze w tego typu rozprawach brakuje mi jednej rzeczy - postawienia się w buty przeciętnego Kowal... Heinricha.

    Jestem sobie wstanie wyobrazić, że w tak zmieszanej zbitce narodowo-kulturowej jaką były Prusy ludzie chcieli głosować nie za narodowością... a za tym z kim im jest lepiej. Nawet jeśli Polaków była(by) większość, czy woleliby oni głosować za Niemcami (zdaje się wtedy średnio przędli, proszę poprawić jeśli się mylę), czy... przez wieki nieistniejącym państwem, które dopiero zbierało się do kupy? Co wydaje się być pewniejszym rozwiązaniem dla Heinricha?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie my staramy się w te buty wchodzić przekazując historię tych ziem, takie było założenie pierwotnie strony na facebooku ale też i tutaj. Ciężko to zrozumieć ludziom myślącym po warszawsku i z jej punktu widzenia, ale inaczej nie można pokazać tutejszej historii jak patrząc, myśląc po tutejszemu, wszak to był osobny kraj od zawsze. No właśnie ta narodowość to bełkot imć pana Dmowskiego co miał mocarstwowe wizje państwa polskiego i wszystko gdzie choćby ktoś mógł przypominać Polaka to zgłaszał o to pretensje terytorialne. Niech nam pan uwierzy że nie była większość ludności posługującej się językiem podobnym do języka polskiego bo to już nie był ten język a miks językowy, a po drugie tak jest wszędzie na terenach pogranicza gdzie ludność posługuje się często kilkoma językami i nie ma w tym nic sensacyjnego. To prawda że ci ludzie z pełną świadomością oddali swój głos w plebiscycie za Prusami bo to była od pokoleń ich ojczyzna. Tych ludzi kompletnie nic nie łączyło z Polską bo w większości byli uciekinierami bądź dobrowolnymi osadnikami. Czy ktoś wymaga polskości od potomków imigrantów którzy wyemigrowali z Polski w XV, XVI, XVII czy XVIII wieku? Może inaczej, dlaczego przechodzimy do porządku dziennego nad „polskością” Unruga, Kleberga, Andersa, Lelewela, Traugutta, Wedla, Fukiera, Kolberga i setki innych. Czy w ich przypadku działa zasada Kalego a już wobec tych ludzi którzy zamieszkiwali Prusy już to nie obowiązuje? Oni wybrali z pełną świadomością podczas tego plebiscytu, mimo że polska polityka historyczna co chwila szuka wytłumaczeń tej klęski zamiast z pokorą przyjąć ją do wiadomości. W końcu te ziemie i tak są teraz w Polsce i nikt ich Polsce siłą nie odbierze, więc chyba pora w końcu zmierzyć się z prawdą a nie wymyślać kolejne wytłumaczenia. Tak się stało że Polska przegrała ten plebiscyt sromotnie i koniec kropka, czas przejść nad tym do porządki dziennego i z tym żyć. Pozdrawiamy serdecznie

      Usuń
    2. Świetny komentarz.Ale proszę mi odpowiedzieć na nurtujące mnie pytanie od lat.Czemu ludność osiedlona po 1945 roku na tych ziemiach z Wilna i okolic jest inna mentalnie i inna do autochtonów niż ci z Kongresówki.Można było zauważyć wiele cech pozytywnych tej ludności do rodowitych mieszkańców Niemieckich tych ziem.

      Usuń
  3. Piękne opracowanie i tyle Poprostu w punkt ��

    OdpowiedzUsuń