W
kwestii indygenatu pruskiego wydawać by się mogło, że napisaliśmy
wystarczająco sporo, ale chyba nigdy dość faktów ze źródeł ku
przypomnieniu.
Poniżej
zaprezentujemy zdanie stanów pruskich, czyli krajowców, w tej
kwestii. Kogo bowiem słuchać, jeśli nie właśnie samych
zainteresowanych? Oczywiście można przytaczać także zdanie
Koroniarzy czy Brandenburczyków, ale należy pamiętać że owi
Koroniarze czy Brandenburczycy mieli interes w odwracaniu kota ogonem
dla własnych politycznych korzyści.
Recesy
to w Prusach Królewskich księgi rejestrujące i archiwizujące:
relacje ze zjazdów, obrad i powziętych na nich uchwał; zbiory
protokołów i uchwał końcowych wraz z dokumentacją. Recesy stanów
pruskich zawierały sprawozdania z generałów pruskich, diariusze z
sejmów walnych oraz relacje rezydentów przy dworze królewskim.
Recesy miejskie zawierały protokoły z posiedzeń rad miejskich, a
recesy ordynków korespondencję między trzema wydziałami tzw.
Szerokiej Rady, utworzonej w 1526 roku. Osobne serie tworzyły Ława
i Trzeci Ordynek.
Stany
Prus Królewskich przywiązywały wielką wagę do gromadzenia i
przechowywania dokumentów Rady Pruskiej i sejmików generalnych.
Takiej szczególnej troski o akta sejmikowe nie obserwujemy na
obszarach Rzeczypospolitej szlacheckiej. Po zawiązaniu w 1440 r.
Związku Pruskiego zaistniała konieczność nie tylko zabezpieczenia
aktu erekcyjnego konfederacji i akcesów do niej poszczególnych ziem
czy miast, ale i dokumentów tworzonych przez sam Związek.
Dbanie
o własne archiwa pozwalało przypominać o zasadach gry za każdym
razem, kiedy większy patron zapominał o nich i próbował je łamać.
Prusacy
bardzo dbali o swoje archiwalne dokumenty z których korzystali
bardzo często, powoływano się na nie w przeróżnych rozprawach
naukowych, prawniczych, historycznych i oczywiście politycznych.
Archiwa były podzielone i każde miasto posiadało jakąś część
tych zbiorów w oryginałach, a pozostałe miasta posiadały ich
kopie. Takie rozproszenie dawało możliwość ocalenia przynajmniej
jednej części archiwum w przypadku zniszczenia drugiej.
Do
czasu wielkiego pożaru za główne archiwum krajowe pruskie
odpowiadał Toruń , potem każde z wielkich miast posiadało swoje
kopie z czego duża część trafiła do Gdańska.
Odpowiedź
dla króla z protokółu pisma obronnego w sprawie niewłaściwej
interpretacji słowa „indigena”
“Ponieważ
wszystkie przywileje ziem pruskich, które dotyczą przyznawania
godności, są łacińskie i stosują łaciński wyraz „indigena”,
nie może on zawrzeć swojego znaczenia możliwie najmniej
dwuznacznego i obojętnego, jak właśnie w treści właściwego
niemieckiego pojęcia, według którego ten jest indygeną
[krajowcem], kto na tej ziemi się urodził, przeciwnie, ten jest
obcokrajowcem [alienigena], kto pochodzi z innego kraju. Oby dwa
wyrażenia biorą swoją nazwę od pochodzenia. Stąd też jeżeli
ktoś człowieka polskiego pochodzenia określa krajowcem Prus, jest
daleki od właściwego sensu tego wyrazu, zupełnie tak samo jak ten,
kto wełnę nazywa lnem czy to, co białe — czarnym. Różnią się
te określenia między sobą tyleż samo co właśnie „indigena”
i „alienigena”. Chociaż Polacy i Prusacy znajdują się pod
panowaniem jednego króla i pozostają w ciele jednego Królestwa, to
jednak zawsze istnieje różnica pod względem pochodzenia i rodu i
to do tego stopnia, że zgodnie z powszechną opinią, kiedy określa
się kogoś słowem „indigena” ziemi, należy rozumieć tego, kto
na danej ziemi się urodził. Godne podziwu jest to, że panowie
polscy przekonują Majestat Królewski, iż pragną czegoś innego
jedynie ze względu na zjednoczenie państwa. Ci sami jednak tak
dalece zawsze oddzielają Królestwo od Prus, że jednych nazywają
radcami Królestwa, innych radcami Prus. Sama Jego Królewska Mość
w zaleceniu [commissio] przesłanym komisarzom [comissariis] na
sejmik, traktując ich jako wzajemnie przeciwstawnych, jednych nazywa
poddanymi Królestwa, innych poddanymi Prus, mieszkańcy Królestwa
zawsze są uważani za innych od Prusaków.
Jeśli
tedy słowo „indigena” może odstąpić od właściwego znaczenia
tak, że za krajowców jednej ziemi winni być uznani ci, którzy z
różnych narodów zlali się w jedno ciało Królestwa, to z samych
słów przywileju ziem przyznanego przez pana Kazimierza wynika
jasno, że nie należy tego słowa przyjmować w sensie dosłownym,
kiedy mówi o właściwym krajowcu [proprius indigena], którym to
słowem wyłącza mianowicie każdego, kto by mógł być nazwany
krajowcem. Słusznie ta sprawa wyjaśniona jest w akcie poddania się
ziem pruskich, że gdy chodzi o warunki, to panowie pruscy, z których
wszyscy posługiwali się językiem niemieckim, nie prowadzili
układów z królem Kazimierzem, żeby ten nie postawił na czele
zamków czy godności Morawianina z Moraw, Węgra czy Ślązaka, ale
w ogóle, żeby ktokolwiek bądź był do tego dopuszczony, kto nie
byłby w samych Prusach urodzony i o tym samym pokrewieństwie i
języku. Chodziło o to, żeby się strzegło, by ta nowa podległość
nie stała się mianowicie okazją do jeszcze większego
zróżnicowania, jeżeli by im narzucił przełożonych odmiennych
obyczajów i języka, jako że ich mowa jest trudna do porozumienia
się. Jak się wydaje szczególnie unikali Polaków w charakterze
przełożonych, których z wymienionych powodów przede wszystkim się
obawiali.
Wyjaśnia
to również inny tegoż Kazimierza przywilej wydany w Toruniu w roku
1455. Kiedy bowiem ten król, jak to się stwierdza w tym przywileju,
w okresie trwania wojny pewne zamki ziem pruskich przekazał w
dzierżawę [tenuta] i pod panowanie swoich ludzi, jednak nie
Prusakom lecz Polakom, sam król wyznaje, że stało się to wbrew
artykułowi owego przywileju, który mówi o krajowcach [indygenach]
wypowiadając się w sposób jasny, że panowie polscy są obcy w
stosunku do ziem pruskich i przyrzekając przezornie słowem
królewskim, że co do pozostałych ziem z chwilą nastania na tych
ziemiach pokoju on sam jak i jego następcy będą się starali ten
artykuł zachować trwale i bez naruszenia. By obietnica ta królewska
mogła być bardziej usankcjonowana i potwierdzona, przystąpili
poręczyciele [sponsores], którzy swoją uległość potwierdzili
przywiesiwszy własne pieczęcie, podobnie jak i liczni z panów
radców Królestwa, których synowie i wnukowie również i dziś
zachowują w radzie królewskiej wybitne miejsce, którzy — gdy się
im to przypomni — bez wahania będą się starali strzec
przyrzeczenia przodków.
Potwierdził
to również boskiej pamięci Aleksander za pośrednictwem posła
swojego Andrzeja Róży, arcybiskupa gnieźnieńskiego, wysłanego z
całkowitym pełnomocnictwem do ziem pruskich do Malborka, w roku, w
którym zmarł ten król. Wydaje się, że wówczas tam zostały
wydane konstytucje [constitutiones], w których zostały wymienione
liczne środki, które w tej sprawie miały służyć pomocą. W
końcu i ten najjaśniejszy król Zygmunt listem i swoją pieczęcią
wszystkie wyżej wymienione przywileje swojego ojca potwierdzając w
oparciu o wiarygodność szlachetnego i prawowitego władcy przyrzekł
wszystkie te przywileje zachować w mocy i strzec przed wszystkimi
przeciwnikami. List ten znajduje się pod datą... Tenże król przez
swojego posła Jana Łaskiego arcybiskupa gnieźnieńskiego,
wysłanego do Prus z pełnomocnictwem na generalny zjazd do Gdańska,
który odbył się w roku 1511, między innymi tak postanowił Otóż
dla położenia kresu skargom, które w latach poprzednich jak i
obecnie zbyt często się pojawiały ze względu na zapis
[inscriptio] ziem pruskich, szczególnie w oparciu o ten artykuł,
który dotyczy dostojeństw kościelnych i świeckich, urzędów
publicznych i zarządzania [adminiatratio-nibus] oraz zamków
przekazywanym przez Majestat Królewski krajowcom [indigeni] i
mieszkańcom kraju (provincialibus) ziem pruskich — tak zarządzamy
i postanawiamy przez wzgląd na dobre więzy przyjaźni i zespolenie
z Królestwem, że starostwo malborskie Królewska Mość nada
jednemu z indygenów Królestwa, albo tych ziem pruskich i że stanie
się to na zgromadzeniu radców Królestwa i ziem pruskich. Pozostałe
godnością urzędy i dzierżawy Jego Królewska Mość udzieli
zgodnie z istotą przywilejów [zgodnie z duchem], które przez ongiś
króla Kazimierza tym ziemiom Prus zostały nadane. Tyle gdy chodzi o
konstytucję. Została ona przyznana w celu usunięcia skarg
powstałych na skutek zapisu tych ziem z uwagi na wyżej wymienionych
krajowców jak i przez wzgląd na dobre stosunki przyjaźni tych ziem
i Królestwa została postanowiona. Ponieważ co do tego artykułu
nigdy nie było innej skargi, jak tylko ta, że mianowicie zamki i
urzędy są niekiedy nadawane Polakom, z tej też racji ta sprawa
występuje pomiędzy Prusakami i Polakami, a nie jest nic bardziej
jasne, gdy chodzi o wyjaśnienie słów artykułu, że za indygenę
tych ziem nie może być uważany nikt inny, tylko ten, kto urodził
się w samych Prusach. Oddzielnie są określani indygeni Królestwa,
którym na mocy umowy btworem stoi dojście tylko do starostwa
malborskiego i nieraz wymienia się jako przeciwstawne ziemię Prus i
Królestwa, indygenę Prus i indygenę Królestwa, radców Prus i
radców Królestwa. Skoro więc w tym przypadku spornej kwestii
zostało dokonane wyjaśnienie i ustalenie w kwestii zgodności stron
i autorytetu króla, panowie polscy w tej już zadecydowanej sprawie
winni okazać zadowolenie i pohamować swoje pragnienia
Niemałe
znaczenie tak dla zrozumienia wyżej wymienionego przywileju, jak
również dla wyjaśnienia słowa „indigena”, wnosi artykuł
tegoż naszego najjaśniejszego króla wprowadzony do konstytucji
wydanych w Toruniu w roku 1521. Brzmi on następująco: „Przyrzekamy
wreszcie, że dzierżawy i zamki [tenutas et castra], godności i
urzędów ziem pruskich nie przekażemy żadnemu cudzoziemcowi, jak
tylko indygenie Prus”. Kiedy mianowicie mówi „indygenie Prus”
rzecz oczywista, że nie należy, przez to rozumieć kogo innego, jak
tego, kto urodził się w Prusach, nawet wówczas, gdyby nie zostało
dodane słowo „Prus”. Kiedy znów nieco dalej stwierdza
„godności, urzędy ziem pruskich”, nie wiąże tego wyrażenia z
żadnym cudzoziemcem. Wymienione tu słowo „cudzoziemiec” nie
może być łączone inaczej jak ze słowem najbliższym, aby
mianowicie zrozumiano, że ten jest cudzoziemcem, kto nie jest
urodzony na ziemiach Prus [terrigena Prussiae], nie jest nim
natomiast ten, kto znajduje się poza [społecznością] ciałem
Królestwa. Gdyby to przyjąć, mielibyśmy najbardziej odległe
znaczenie cudzoziemca i bardzo absurdalne co do omawianej sprawy.
Na
takie objaśnienie i na prawdziwy sens słowa ,,indigena” wskazują,
poza już wymienionymi, również inne wiele znaczące przykłady. p0
pierwsze: Podczas nadania zarządu nad zamkiem Człuchów panu
Zarembie a, co zostało dokonane jako niezgodne z prawem i
przywilejami ziem, Jego Królewska Mość oświadczył, że nie
należy tego traktować jako przykład. Po drugie: Po nadaniu
kasztelanii gdańskiej Janowi Balińskiemu i po dopuszczeniu go do
rady ziem [pruskich] za pośrednictwem swojego pisma Jego Królewska
Mość przyznaje, że to przekazanie zostało dokonane w sposób
niewłaściwy, ponieważ ów nie był Prusakiem ani też nie znał
języka niemieckiego. Tego rodzaju oświadczenie byłoby całkowicie
zbędne, gdyby wymieniony Baliński rodem Polak, był jednocześnie
uważany za indygenę pruskiego. Po trzecie: Chodzi o osobę pana
Hieronima Łaskiego b, który jakkolwiek posiadał nadanie królewskie
starostwa malborskiego i dlatego ubiegał się o miejsce w radzie
pruskiej, został przez radę pruską odepchnięty jak również nie
został on dopuszczony do starostwa. Najbardziej przekonywujące
wyjaśnienie słowa „indigena” i rozumienie sensu stosowanego
przez króla można przyjąć na podstawie listu królewskiego
dotyczącego umów, które występowały między samym królem i
kapitułą warmińską w sprawie wyboru biskupów. Znajdujemy w nim
takie zdanie: ,,Z tych więc prałatów i kanoników tegoż Kościoła
według naszego zdania mianujemy czterech, jednak nie innych, a tylko
tych, którzy są prawdziwymi indygenami ziem pruskich itd.”. Nieco
dalej dodaje: .Jeżeli kiedyś my albo nasi następcy chcielibyśmy w
liczbie tych czterech mianować rodzonego syna bądź brata, którzy
uprzednio wchodziliby w skład kapituły wymienionego Kościoła, to
będzie w mocy i władzy naszej i naszych następców królów
polskich, tak jak gdyby ten syn czy brat był indygeną ziem
pruskich”. Z tych słów wynika w sposób najbardziej oczywisty, że
ani syn ani brat królewski nie jest uważany za indygenę Prus.
Przecież im najbardziej z wszystkich by to przysługiwało, gdyby
ktokolwiek z Polaków mógł być uznany za indygenę pruskiego.
Ostatnio również w konstytucjach danych szlachcie pruskiej w roku
1526 w Gdańsku, tenże pan nasz król obiecał utrzymać w mocy
przywileje ziemskie i w myśl tego godności, urzędy i starostwa
przyznać jedynie indygenom. Starostami nie powinni przy tym być
inni jak tylko indygeni posiadacze. W tym przywileju wreszcie jak i w
innych odnowionych i wydanych w Toruniu dawne stare prawo zostało
sprowadzone do przywileju i zrównane z pozostałymi. Ze względu na
to, że są one bardzo jasne i nie zawierają żadnej dwuznaczności,
nie ma tu miejsca na ich interpretację, która jest wymagana jedynie
właśnie w przypadkach o charakterze dwuznacznym. Skoro więc ten
przywilej ziemski nie jest prosty ani nie jest z łaski
bezinteresowny, lecz jest umową i obwarowany podjętymi
zobowiązaniami, nie może przeto podlegać innej interpretacji jak
tylko za zgodą tych, którzy uczestniczyli przy zawieraniu umowy i
którym nu tym zależy. Zupełnie tak samo jak jakieś prawo wydane w
oparciu o samą wolę i autorytet przełożonych, którego
interpretacja zwykła być przekazana temu, który je wydał. Tego
rodzaju umowy, jeżeli zrodziła się w nich jakaś wątpliwość,
powinny być zadecydowane zgodą obydwu stron. Wszystko może być
odniesione do zbadania i wyjaśnienia przez biegłych w prawie.
Jeżeli rzecz będzie tego wymagała, radcy ziem (pruskich) nie
odmówią dokonania tego”.
źródło:
“Reces sejmiku generalnego Prus Królewskich w Toruniu 8 V
1537,Recesy gdańskie, WAP Gdańsk, 300, 29/11, k. 574—575 v.”
Inna
odpowiedź radców pruskich przekazana królowi z sejmiku toruńskiego
8 maja 1537 roku za pośrednictwem posła królewskiego
“Od
momentu rozpoczęcia, gdy doniesiono nam o zdarzeniach w Krakowie,
stała się jasna dla wszystkich naszych stanów nie tylko sama
interpretacja, ale także przyjęte uprawnienia do interpretowania,
ponieważ w głównych punktach dąży do pomniejszenia naszych praw
nie uciekając się nawet do udawania. Skoro bowiem w przywilejach, w
których prawo i tytuł właściwie odnosi się do uprzywilejowanego
nie istnieje ten sam stosunek co w prawach odnośnie jakiejś
interpretacji, jeżeli powstaje jakaś dwuznaczność, kiedy to
odwołuje się do tego, kto jest autorem prawa. Gdyby to dotyczyło
również przywilejów, gdyby mianowicie było zawsze zawisłe od
usposobienia przyzwalającego zostałaby podważona postać
przywileju i jego trwałość. Przywileje tych ziem bynajmniej nie
podlegają takiej możliwości. Zdarzą się, że są one przyznawane
nie w sposób prosty, lecz na zasadach umowy po przyjęciu warunków
i dla dobra publicznego i pokoju, aby było sprawą jasną, że
jeżeliby choćby trochę albo też wiele zrodziło się w nich
wątpliwości, ich wyjaśnienie i interpretacja nie może odbyć się
inaczej jak za wiedzą i zgodą stron, które uczestniczyły przy
zawieraniu tej umowy. W żadnym stopniu nie jest to dozwolone, jeżeli
treści nie zamąca żadna dwuznaczność słowa czy sensu. Wszystkim
wydaje się, że tak być powinno „aby nie było żadnej
sposobności do wahań”.
Trzeba
bowiem dokładnie zbadać znaczenia słów, ponieważ przywileje
wszelkie tych ziem są łacińskie i stosują łacińskie słowo
„indigena”, co najmniej niepewne czy wieloznaczne. Może ono
przyjąć swoje znaczenia tylko od właściwego sensu wywodzącego
się z języka niemieckiego, mianowicie, że ten jest krajowcem
[indigena] ziemi, który tam się urodził, z kolei obcokrajowcem
[alienigena] jest ten, kto jest pochodzenia z innego ludu. Jedno, jak
i drugie wywodzi się od pochodzenia. Stąd więc, jeżeli ktoś
człowieka polskiego pochodzenia nazywa indygeną Prus, nie mniej
jest daleki od właściwego słowa, jak ten kto by twierdził, że
Polska oznacza to samo co Prusy. Jeżeli by było rzeczą dozwoloną
te właściwości słów ze sobą mieszać czy też nawet nadać im
sens przeciwny, stało by się tak samo, jak gdyby ktoś stwierdził,
że indygena nie jest indygeną. Nie może przecież być inaczej,
żeby w mowie potocznej koń nie był określany jako koń, czy ogień
jako ogień. Szczególnie zaś wypada, aby tak było w przywilejach,
które nie mogą, a nawet nie powinny przez wzgląd na niechęć
tych, których przywileje dotyczą, odwracać się od właściwego
znaczenia słów. Przedstawiamy tę sprawę jedynie dlatego, aby było
wiadome, że w słowie jasnym i jednoznacznym nie można niczego
upozorować niejasnością czy różnorakim znaczeniem, ani też
jakoś zabarwić, szczególnie w odniesieniu do tego słowa, co do
którego już nie raz poddani królewscy czynili wysiłki, żeby
każdy bez różnicy Polak słusznie mógł być nazwany indygeną
Prus, ponieważ Prusacy podobnie jak Polacy znajdują się w jednym
ciele Królestwa w które właśnie są wcieleni. Jeżeliby jednak
panowie polscy chcieli iść za argumentem boskich pism,
zrozumieliby, że jak jedno ciało posiada wiele członów, podobnie
i jedno Królestwo Polski obejmuje liczne prowincje i ludy odmienne
pod względem języka, obyczajów i urządzeń, z których każde
posiada swoich indygenów i podobnie jak ręka nie jest nogą,
chociaż w jednym mieszczą się ciele. Tak więc indygena Polski nie
jest indygeną Prus, jak przecież i powszechny sposób wyrażania
się nie przyjmuje, żebyśmy nie nazywali tym samym radcę Królestwa
oraz radcę ziem pruskich. Tę różnicę również sama Wasza
Królewska Mość jak i inne zawsze tak bardzo jasne, również i w
tym zaleceniu, które była łaskawa przesłać na to-zgromadzenie za
pośrednictwem swojego posła, najdokładniej zawarł. Chciałby
raczej przyznać tak niepewne słowu „indigena” znaczenie, aby
mianowicie mogło być zastosowane do wszystkich bez różnicy
prowincji Królestwa, również tych, które w wiekach następnych
zostaną przyłączone. Godzi się przecież, jak to zwykło zawsze
być, aby przy zachowaniu każdego prawa i jego znaczenia znaczenie
słów było trwałe. Tak i tu również właściwość tego słowa
„indigena” jest dostrzegalna jako nienaruszona, bez względu na
jego trwałość i łagodny blask, mianowicie, że ten jest
traktowany jako indygena Prus, kto w granicach tych ziem nie
mimochodem albo przejściowo urodził się z obcokrajowców,
przybyszów, gości albo wygnańców, ale kto pochodzi z rodziców
posiadających mienie, dom trwały w Prusach jako we własnej
ojczyźnie i w tej ojczyźnie został przyjęty i wychowany, nawet
jeśli urodzenie przydarzyło się przypadkiem na obcej ziemi. Ten
bowiem rzeczywiście jest indygeną, jak to przyjmuje powszechne
przeświadczenie. Pragnęliśmy, żeby Wasza Królewska Mość zawsze
tak rozumiała i wyjaśniała interpretację, a tej, która nie
przedstawia takiego sensu, nie tylko nigdy nie podpisywała lecz
zawsze sprzeciwiała się i odrzucała, jako wielkie
niebezpieczeństwo dla naszych praw.
Skoro
sądzimy, że w tej sprawie opieramy się na mocnych argumentach i
przesłankach, zawsze możemy być przekonani, że nie stanie się,
żeby w ten sposób był urażony umysł Waszego Majestatu. Wiemy, że
jest on tak ustawiony, że nie może być odwiedziony od uczciwości
i słuszności żadnymi przeszkodami czy fortelami krzykaczy. Jakim
usposobieniem jako pierwszy przywilej ten przyznał świętej pamięci
rodzic Waszej Królewskiej Mości — Kazimierz, daje wyjaśnienie,
że przy poddaniu się ziem [pruskich], gdy chodzi o warunki, wynika,
że wszyscy panowie pruscy, którzy posługiwali się językiem
niemieckim, nie żądali tego, żeby ani Rusin, ani Litwin, ani inny
obcy w stosunku do ciała Królestwa, ale żeby w ogóle żaden, kto
nie byłby prawdziwym mieszkańcem Prus jako terrigena tego samego
pochodzenia, ojczyzny i języka, stał na czele zamków, był
obdarzony godnościami i publicznymi urzędami. W ten sposób
mianowicie strzegłby się, że to nowe poddaństwo nie stało się
przyczyną jeszcze większego zróżnicowania, niż różnice języka,
obyczajów i naczelna władza nad ludźmi obcymi. Mogłoby się
wydawać, że ponieważ w szczególny sposób obawiano się Polaków,
którzy mieszkali w tym samym Królestwie i pod tą samą władzą,
mogli pod względem autorytetu mieć u króla, szczególne względy,
sam król Kazimierz, żeby słowo „indigena” ze względu na
panowanie nie mogło być również przeniesione w niewłaściwym
sensie równi pż na samych mieszkańców Królestwa, postanowił, że
[słowo to) winno dotyczyć właściwego indygeny. Tym słowem,
każdego kto niesłusznie byłby określany indygeną, co również w
innym przedstawieniu przywileju wydanym w tym samym roku wyraźniej
wyjaśnił. Ponieważ jednak w czasie trwania wojny [król Kazimierz]
niektóre zamki przekazał w dzierżawę i zarząd niektórym swoim
nie Prusakom, przyznaj e zarazem, że stało się to wbrew artykułowi
przywileju, który traktuje o indygenach. Stało się w sposób dość
jasny, że panowie polscy są obcymi i obcokrajowcami wobec ziem
pruskich. Stąd też obiecał troskliwie słowem królewskim, że on
jak i jego następcy, po zaprowadzeniu pokoju na tych ziemiach,
zachowają ten artykuł trwały i nietknięty. Żeby obietnica ta
była pewniejsza, przystąpili poręczyciele i wielu z panów radców,
których synowie i wnukowie i dzisiaj posiadają znaczne miejsca w
radzie królewskiej. Skoro są tam widoczne osobiste ich pieczęcie,
należy z tym wiązać wiarygodność, która również przez ich
następców powinna być uznawana. Doszedł do tego potwierdzający
to wszystko świętej pamięci król Aleksander, brat Waszej
Królewskiej Mości, który na krótko przed swoją śmiercią przez
arcybiskupa Różę, którego z całkowitym pełnomocnictwem miał
na tych ziemiach jako posła, to samo odnowił w odniesieniu do
mieszkańców których jedynie dotyczył przywilej. Czcimy i
zachowujemy wszelką najświętszą w tej kwestii wierność [i
uznajemy] autorytet Najjaśniejszego Waszego Majestatu, który wpierw
w listach i pieczęcią swoją wszystkie wyżej wymienione przywileje
dane przez swojego ojca nie tylko utwierdził, lecz nadto
przyobiecał, że pod gwarancją wierności czcigodnego i prawowitego
władcy zachowa je w mocy i będzie bronił przeciwko wszystkim
przeciwnikom. Stąd też, gdy chodzi o wyjaśnienie sensu używanego
przez niego słowa „indigena”, nie należy rozumieć nikogo
innego jak indygenę Prus. Tenże Wasz Majestat w przywilejach
toruńskich w roku 1521 wydanych tak pisze w sprawie tego słowa:
„Obiecujemy wreszcie, że dzierżawy i zamki, godności i urzędy
ziem pruskich nie przekażemy żadnemu obcokrajowcowi, lecz tylko
indygenie Prus”. W tym zastosowaniu słowo „Prus” w znikomym
stopniu jest tu wymagane, w rozważaniu, skoro jednak wkrótce potem
[nieco dalej] nie wiąże się z żadnym obcokrajowcem, nie może tu
być rozumiany obcokrajowcem nikt inny, jak obcokrajowiec dla Prus,
przy czym nazwa „obcokrajowiec” wydaje się raczej nie dotyczyć
i nie odnosić się bynajmniej do całego ciała Królestwa, co
właśnie odpowiada słowom tu użytym. Nie inaczej Wasz Majestat
również w przywilejach szlachty pruskiej w roku 1526' wydanych w
Gdańsku postanowił i obiecał. Jaśniej jeszcze wyłożył to
zapatrywanie Wasz Majestat w roku 1511 przez posła swojego Jana
Łaskiego, arcybiskupa wysłanego do Prus z pełnomocnictwem, który
na odbytym sejmiku w Gdańsku wyraźnie wypowiedział podobne słowa
i w taki sposób rozpoczął: „Dla przecięcia skarg, które w
latach poprzednich do dnia dzisiejszego często występowały na
skutek zapisu ziem pruskich, szczególnie w odniesieniu do tego
artykułu, który dotyczy godności kościelnych i świeckich,
urzędów publicznych i administracji jak również odnośnie
przydzielania przez Majestat Królewski zamków indygenom i
mieszkańcom prowincjonalnym ziem pruskich — postanawiamy i
zarządzamy z uwagi na dobrą przyjaźń i zjednoczenie ziem i
Królestwa itd.". Ponieważ co do tego artykułu nigdy nie
istniała innego rodzaju skarga, jak ta, która obecnie wystąpiła,
że mianowicie zamki i urzędy niekiedy są przyznawane Polakom i z
tej racji ta ordynacja została przyjęta i odnowiona, aby między
panami polskimi i pruskimi była zachowana przyjaźń. A skoro tą
ordynacją są stawiane jako przeciwstawne: ziemie Prus i Królestwo,
indygena Prus i indygena Królestwa, radcy Prus i radcy królewscy, a
tego rodzaju wyjaśnienie w kwestii spornej zostało dokonane za
zgodą stron i w oparciu o autorytet Waszego Majestatu, przeto nie
można uważać niczego za bardziej oczywiste przy wyjaśnianiu słów
pierwszego przywileju, mianowicie, że indygeną tych ziem nie można
uznać nikogo innego jak tylko tego, kto jest urodzony na ziemiach
Prus i potomkiem rodziny (krajowej]. Słusznie panowie polscy są
przez Wasz Majestat tak ustawiani, aby w tej zadecydowanej sprawie
wyrażali zadowolenie i hamowali swoje zapędy i mieli przede
wszystkim na uwadze, że owe pierwsze przywileje zostały przyznane
jakby bieg słów był taki, że między poddanymi winna istnieć
należna miłość, którą całkowicie przyszłoby zniszczyć gdyby
usiłowano oderwać się od ustalonych obyczajów. Rzucają się
również w oczy niektóre przykłady za pomocą których Wasza
Królewska Mość wskazywała, że uznaje taki sens przywileju.
Pierwszy przykład widać po przydzieleniu panu Zarembie a zarządu
nad zamkiem w Człuchowie. Następnie po udzieleniu kasztelanii
gdańskiej Janowi Balińskiemu b. Wasza Królewską Mość nie
zaprzeczała, że te fakty zaistniały wbrew prawom i przywilejom'
tych ziem dlatego, ponieważ ci wymienieni nie byli Prusakami ani
'tez żaden z nich nie znał języka niemieckiego, ponadto w pismach
swoich oświadczył, że nie należy stąd brać przykładu. Nie
istniałaby potrzeba takiego oświadczenia, gdyby owi ludzie
pochodzenia polskiego powinni być uznani za indygenów Prus. Cóż
może być wyraźniejsze, gdy chodzi o określenia właściwego sensu
słowa „indigena”, niż to, że Majestat Wasz W prowadzeniu ugody
z kapitułą warmińską w sprawie prawa do mianowania osób przy
wyborze biskupów tak zawęził niemieckie znaczenie tego słowa, że
mianowicie uważa, że ani syn ani brat królewski nie powinien być
uznany za indygenę pruskiego. Byłoby to zbędne, gdyby przyjmowano,
że jakibądź Polak jest indygeną. Tak więc w tych wszystkich
sprawach dopatrujemy się prawdziwego i sprawiedliwego
rozstrzygnięcia jak również łaskawej woli Waszego Majestatu,
abyśmy nie zostali odepchnięci od swoich praw czy też przez ich
interpretację nie doznali jakiegoś gwałtu i krzywdy. Nie wiemy co
teraz skłoniło ten sam Wasz Majestat do tego, żeby obciążyć nas
tak okrutną interpretacją tego słowa, która wszelką siłą stara
się zaprzeczyć naszym uprawnieniom i powinności winnej ojczyźnie.
To wydaje się być z wszystkich zarządzeń dotyczących tych ziem
najbardziej nieznośne. Wszyscy bowiem uważają, że po odebraniu
tego jedynego przywileju, nie pozostaje również nic z trwałości
pozostałych. To jest przecież źródło całej wolności Prusaków,
której utrata jest ponad miarę przykra.
Abyśmy
w tym punkcie wypowiedzieć mogli prawdę bardzo dużo obiecujemy
sobie po działalności tego sejmiku, prosimy więc, żeby nasze
starania wobec Waszego Majestatu wolno nam było zgodnie z naszym
pragnieniem wytłumaczyć. Najpokorniej Wasz Majestat prosimy o
wzgląd I z uwagi na naszą powinną wierność, że przecież godzi
się z powodu Jego I zwykłej łaskawości i łagodności wybitnej
szlachetności, żeby bardziej I sprzyjał sprawom swoich wiernych
poddanych i żeby było widać, że nie I tylko zachowuje te ziemie
przy ich prawach i niezależności, ale również I scala [integrare]
również te, które dotąd wydają się słusznie i sprawiedliwie
poruszone. O tych rzeczach bowiem na ile dotyczą nas niech raczy I
Wasza Królewska Mość zrozumieć według tego, co napisaliśmy. Jak
wielkiemu zamieszaniu sprawa ta, o ile będzie się tak dalej toczyć,
I dostarczy materiału, Wasza Królewska Mość, dzięki swojej
znanej przezorności, może również, nawet gdybyśmy milczeli,
osądzić. Wszelkimi sposobami zaklinamy, że godzi się, żeby dla
położenia kresu temu powszechnemu cierpieniu znaleźć jakiś
sposób, żebyśmy dostrzegli [że my sami jak i te ziemie pozostaną
nienaruszone], co dotąd zawsze zabezpieczaliśmy Waszej Królewskiej
Mości. W tym również nic nie straci na znaczeniu czcigodna jego
starość, a nawet należy się spodziewać, że najjaśniejszy syn
Waszego Majestatu będzie w przyszłości spadkobiercą przy naszych
prawach nienaruszonych nie tylko Królestwa, ale również ojcowskiej
łagodności. Naszym staraniem będzie odwdzięczać się wobec
Waszego Majestatu starannymi i najbardziej oddanymi dowodami
uległości. Ponadto najłaskawszy królu, w odpowiedzi danej
czcigodnemu panu Janowi Dziaduskiemu, archidiakonowi włocławskiemu,
posłowi Waszej Królewskiej Mości, prosiliśmy Wasz Majestat, żeby
zechciał łaskawie artykuły przywilejów niegdyś w Gdańsku
przyznanych, co do których na tym sejmiku doprowadziliśmy do
świętej zgody pomiędzy stronami ścierającymi się v/ tej sprawie
i do Czcigodnego Waszego Majestatu wysyłamy — żeby zechciał
swoim autorytetem zatwierdzić i odnowić, by w ten sposób dana nam
wielka łaska zachowania powszechnego dla tych ziem spokoju. Nie
chcemy tego ukrywać, dlatego my wszyscy prałaci, wojewodowie,
kasztelanowie, zapowiedzeni na tym zjeździe w obecności
wymienionego posła Waszego Majestatu, składamy przysięgę, której
słowa Wasz Majestat nam przesłał, zgodnie z jego wolą wraz z
miastami [civitates]. Jakie zostały przyjęte racje co do wykonania
tej przysięgi przedtem Majestat Królewski od nas dowiedział się.
Jego łaskawości i władzy najpokorniej się odda- jemy życząc mu
jak i jego najłaskawszemu Synowi Królowi, żeby wszystko stało się
szczęśliwie i pomyślnie na chwałę panowania nad nami. Ze sejmiku
naszego generalnego odbytego na uroczystość świętego Stanisława
w Toruniu w roku 1537”.
źródło:
“Reces sejmiku generalnego Prus Królewskich w Toruniu 8 V 1537,
Recesy gdańskie, WAP, Gdańsk 300, 29/11 k. 575 v. — 577 v.”
“Prusy
Królewskie i Książęce w XV i XVI w. Część I (1466-1548) Wybór
Tekstów. Przygotował Karol Górski przy współpracy Janusza
Małłka”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz