Rozporządzenie
Fryderyka Wilhelma
źródło:
Dziedzictwo językowe Rzeczypospolitej
|
Podstawą
prawną do osiedlenia się ich na Mazurach stało się rozporządzenie
króla Fryderyka Wilhelma III z 5 grudnia 1825 r. w którym wyraził
on zgodę na sprzedaż gruntów ludności rosyjskojęzycznej
należącej do dziwnego odłamu wschodniego chrześcijaństwa.
Otrzymali oni sześcioletnie zwolnienie z podatków pod warunkiem, że
osiedlą na nieuprawianych do tej pory obszarach i zakupią tam dla
siebie grunty. Ci przybysze chcieli zamieszkać w bezludnych
okolicach, porośniętych dziewiczą puszczą. W ziemi obiecanej
niczym z pieśni religijnych, aby skryć się przed prześladowcami i
antychrystami. Chcieli z dala od pokus tego świata zachować swoją
nienaruszoną wiarę, albowiem jak twierdzili „Cerkiew Boża skryła
się w pustyni”. Zezwolenie na osiedlenie warunkowane zostało
uprzednim uzyskaniem paszportów od władz Królestwa Polskiego, gdyż
wcześniej, uciekając przed prześladowaniami carskimi, osiedli oni
w Rzeczypospolitej w powiatach: suwalskim, augustowskim i sejneńskim.
Niestety rozbiory znowu wepchnęły ich w mściwe i pamiętliwe
łapska carskich urzędników.
I
tak rozpoczęła się przygoda Filiponów w Prusach.
A teraz trochę historii, czyli kto, co i dlaczego (w wielkim skrócie, bo gdybyśmy zaczęli rozpisywać się bardziej, mogłoby to przyprawić część czytelników o myśli samobójcze 😉).
A teraz trochę historii, czyli kto, co i dlaczego (w wielkim skrócie, bo gdybyśmy zaczęli rozpisywać się bardziej, mogłoby to przyprawić część czytelników o myśli samobójcze 😉).
obraz Aleksieja Kiwszenki: Patriarcha Nikon przedstawia poprawione księgi liturgiczne źródło: wikipedia |
Starowiercy byli nazywani też staroobrzędowcami, raskolnikami, bezpopowcami lub Filiponami. Nazwa Filiponi wywodzi się od mnicha Filipa, który wyprowadził z monastyru nad Wygiem część braci, sprzeciwiających się reformom patriarchy Nikona z 1654 r. Ów ruch był reakcją części rosyjskich prawosławnych na reformę liturgiczną podjętą przez patriarchę Moskwy i całej Rusi, który wprowadził do liturgii poprawione księgi (usunięto zniekształcenia powstałe podczas wielowiekowego, ręcznego kopiowania modlitw) i zmiany obrzędowe w których wprowadzono modlitwę za cara, której nie uznali należący do staroobrzędowców Filiponi. Nie uznawali oni też: krzyża z „titłem” (napisem Piłata). Opierając się na Biblii i księgach Ojców Kościoła, nie uznawali stanu duchownego, odrzucali przysięgę, modlitwy za carów, dopuszczali tylko 2 sakramenty: chrztu i spowiedzi. Filiponi nie akceptowali też potrzeby prowadzenia ksiąg ze spisami chrztów, ślubów, zgonów, ustalania nazwisk, negowali służbę wojskową, przysięgi itd. Według ich wierzeń antychryst zapanował nad światem. Nie strzygli bród i włosów, oczekiwali końca świata. Ideałem i wzorem stała się śmierć męczeńska, co spowodowało wśród nich masowe samobójstwa. Zwolennicy Filipa przyjęli najskrajniejszą regułę. Pogardzając życiem ziemskim dobrowolnie ginęli na stosach. Prześladowani szczególnie za panowania carycy Katarzyny II, palili się żywcem wraz z klasztorami, głodzili na śmierć, zakopywali się za życia w ziemi, ponosząc w ten sposób "męczeńską śmierć za wiarę", co uważali za najwyższą cnotę. Śmiercią poprzez samospalenie zginął w 1773 roku także sam Filip.
Określenia
„Philippovani” użył po raz pierwszy w 1733 r. unita Ignacy
Kulczyński w dziele „Speciem Ecclessiae Ruthenicae”, w którym
napisał, że schizmatyków nazwano tak od przywódcy Filipa, ukarano
ich ogniem i mieczem, lecz bez skutku, więc wygnano ich z ziem
podległych Moskwie. O powrocie do Rosji myśleć nie mogli, bowiem
dola odszczepieńców była nie do pozazdroszczenia, mimo że
polityka carów w stosunku do nich przybrała z czasem kurs
łagodniejszy. Należy pamiętać, że Piotr I całe życie walczył
z nimi. Najostrzejsze środki stosowane były przeciwko tym, którzy
wywędrowali za granicę. Za to, że „wyrzekli się ojczyzny”
(czyż nie przypomina to działań ZSRR wobec jeńców w czasie II
WŚ?), skazano ich zaocznie na śmierć polityczną i anatemę. W r.
1722 wyszło zarządzenie, na mocy którego w Rosji obowiązani byli
nosić specjalnie przepisany strój, aby odróżniać się od ogółu
poddanych carskich. Uciekając przed prześladowaniami emigrowali od
końca XVIII w. do Rzeczpospolitej, Mołdawii, Bukowiny i Finlandii.
Co
ciekawe, niektórzy historycy i badacze twierdzą, że poprawna nazwa
tej grupy wyznaniowej to Fiedosiejewcy a nie Filiponi, lecz nie
zmienia to faktu, że mowa o odłamie staroobrzędowców.
Sukiertowa-Biedrawina
informuje o tym, że „staroobrzędowcy osiedli w Polsce w XVII
wieku jak podaje prezes trybunału cywilnego pierwszej instancji II
oddziału przy województwie augustowskim Józef Chwalibóg, w piśmie
do królewskiej komisji sprawiedliwości w Warszawie, datowanym 8/20
maja 1836 r. w Suwałkach. Twierdzi on, że jedni Filiponi uważają,
iż nie ma różnicy między wierzeniami Filiponów a innych
starowierców , a Jafim Borisow, brat inicjatora emigracji do Prus
Wschodnich, Sidora Borisowa, zeznał, że mała część Filiponów
przywędrowała do Polski i że Fiedosiejewcy są do Filiponów
zaliczeni. Marcin Giersz zapewnia, że Filiponi w powiecie mrągowskim
nie są Filiponami, lecz Fiedosiejewcami, że to właśnie mnich
unijny Kulczyński, który nie zna innych staroobrzędowców poza
Filiponami, pracą „Specimen ecclesiae Rutheniae” wprowadził
opinię w błąd. Fiedosiejewcy nie zaprotestowali i tak pozostało.
Trudno jednak było wymagać od analfabetów albo półanalfabetów
rosyjskich, aby wiedzieli, co o nich pisano, w dodatku po łacinie.
Zweck zapewnia również, że „nasi Filiponi w powiecie mrągowskim
nie są Filiponami, lecz Fiedosiejewcami”. Giersz doszedł do
przekonania, że skoro niewłaściwa nazwa zakorzeniła się, należy
uważać obie nazwy za jednoznaczne”.
Jak
zwał tak zwał, ale do dzisiaj zwą ich wszyscy Filiponami i tego
się trzymajmy.
Jak
już wspominaliśmy, wielu staroobrzędowców ze względu na
prześladowania uciekło z Rosji do krajów sąsiednich. Interesujący
nas „Filiponi” na ziemi suwalsko-sejneńskiej osiedlili się ok.
1779 r. W tym czasie powstały ich pierwsze osady. W wyniku zaborów
znaleźli się oni najpierw w zaborze pruskim w obrębie Nowych Prus
Wschodnich, gdzie traktowano ich na równi z mennonitami, albowiem
tak jak oni nie uznawali przysięgi i służby wojskowej, byli
wrogami wojen i przelewu krwi. Następnie znaleźli się w granicach
Księstwa Warszawskiego. Władze polskie nie licząc się z ich
zasadami wiary próbowały siłą wcielać ich do wojska, co wiązało
się również z koniecznością składania przysięgi i... pozbycia
się zarostu. Sytuacja nie zmieniła się po powstaniu kadłubowego
Królestwa Polskiego, a nawet nasiliły się wobec nich szykany.
Stopniowe ograniczanie swobód i coraz większa zależność
Kongresówki od Rosji zaostrzyły represje wobec odmawiających
służby wojskowej „Filiponów”. Doszły żądania prowadzenia
ewidencji narodzin, zgonów i małżeństw, co było sprzeczne z ich
dogmatami. Próby negocjacji w roku 1822 z władzami w Warszawie nie
przyniosły efektów, a nawet zaostrzyły konflikt, bo pełniący
funkcję duchowych przywódców wspólnoty Jefim Borysow i Wasil
Maksymow, którzy udali się z postulatami do księcia Konstantego,
zostali aresztowani spędzając w więzieniu około 2 tygodni. Po tym
czasie zostali zwolnieni przez namiestnika generała Zajączka, który
skorzystał z wyjazdu księcia i pozbył się więźniów. Po
powrocie pomiędzy Wasilem a Jafimem nastąpił spór: pierwszy, nie
widząc szans zwycięstwa w walce z władzami, wpłynął na swoich
współwyznawców, aby podporządkowali się nakazom, sam zgodził
się objąć stanowisko urzędnika stanu cywilnego, zaprowadził
spisy chrztów, ślubów i zgonów swoich parafian, natomiast Jefim
wypowiedział walkę władzom a Wasyla uznał za poganina i
odszczepieńca. Władze polskie usunęły Jefima i zamknęły dom
modlitwy. Ze względu na fiasko negocjacji z władzami i na szykany
zwrócił się on do króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, aby
pozwolił mu wraz z wyznawcami przenieść się do Prus Wschodnich.
Garść
informacji o powodach tej emigracji uzyskujemy od bezpośredniego
świadka, który z zapałem oddał się długoletnim studiom nad
„egzotycznymi” przybyszami do Prus Wschodnich. Tym obserwatorem
był Marcin Giersz, nauczyciel i kantor w Mikołajkach, który
pracował tam od 1828 do 1835 roku. Owocem jego badań nad tą
społecznością są obszerne zapiski liczące 450 stron rękopisu.
Według jego rozmów powodem emigracji było duchowieństwo
katolickie i władze po roku 1807, które wszczęły prześladowania,
oraz przeszkadzały w wypełnianiu praktyk religijnych. Władze
żądały wprowadzenia ładu w ich osadach, przede wszystkim
zorganizowania urzędu stanu cywilnego, oraz zmuszały ich do służby
wojskowej. To spowodowało oburzenie i opór i stało się
przyczynkiem do opuszczenia swoich domostw.
No, to
teraz spakujmy nasze rajzetasze i wyemigrujemy wraz z
przesympatycznymi „Filiponami” za granicę do Prus...
Starowiercy osiedlali się w bezludnych okolicach nie tylko by skryć się przed prześladowcami czy „antychrystami”, ale by postępować zgodnie z religią, albowiem. jak twierdzili: „Cerkiew Boża skryła się w pustyni”.
Pertraktacje
rozpoczęto w czerwcu 1825 roku. Z ramienia „Filiponów” brali w
nich udział: Jafim Borisow, Fama Iwanow, Simon Iwanow, Nikita
Kondratt, Aleksy Maksimow i inni. Rząd pruski dał im do wyboru:
domenę Śmietki w powiecie mrągowskim, folwarki Skomacko i Ogródki
oraz „puste gospodarstwo” we wsi Ogródek w powiecie ełckim,
Cimochy( Reuss) w powiecie oleckim, obszar przy wsi Kowalik, w
okolicy Turośli, Uścian, Działu Orzyskiego, Głodowa, Zdunowa w
powiecie piskim.
W
związku z tym, że hipoteki Skomacka i Ogródków były mocno
obciążone, a w miejscowościach powiatu piskiego „ziemia nie
nadawała się do uprawy lnu i cebuli” brodaci przybysze
zrezygnowali z tych obszarów. Wszczęto więc pertraktacje z
władzami o 5000 morgów w nadleśnictwach Mikołajki i Krutynia.
W
myśl pisma pruskiego ministra finansów z 30 lipca 1826 roku,
skierowanego do przedstawiciela rządu w Gąbinie przeznaczono pod
parcelację obszar tworzący zwartą kolonię:
2600
morg między wsią Świński Lasek (Dietrichswalde) nieopodal
Rucianego, a wsiami: Małe Śwignajno i Ukta w leśnictwie Mikołajki.
700
morg w leśnictwie w rewirze Warnhold.
800
morg między wsią Rosocha (Jaegerswalde) a Uktą.
900
morg bagna nad Lupp Porschen i Polnischheide.
Razem
otrzymali 5 tysięcy morg za 24 tysiące talarów, z czego w
pierwszej racie wpłacili tylko 9 tysięcy, a pozostałe raty mieli
uiścić w ciągu 3 lat. Do tego otrzymali sześcioletnie zwolnienie
od podatku.
Aktów
kupna dokonano między rokiem 1829 a 1832.
Negocjując
warunki osiedlenia się w Prusach uzyskali zwolnienie od poboru do
wojska w pierwszym pokoleniu.
Na
własny koszt musieli wybudować swoje świątynie. Zezwolono im na
zatrudnianie duchownych i nauczycieli, o ile sami będą ponosić
koszty ich utrzymania. „Filipońscy” chłopcy od początku ich
pobytu w Prusach posyłani byli do szkół gdzie uczyli się języka
starocerkiewno-słowiańskiego, niemieckiego i mazurskiego. Uczono
przede wszystkim czytania i alfabetu cerkiewnosłowiańskiego
korzystając z ksiąg liturgicznych i z Biblii, oraz z elementarza
zwanego „Azbuka”. Starowiercy nie kryli swego niezadowolenia z
wprowadzenia przez władze pruskie w 1847 r. obowiązku nauki
szkolnej dla dziewcząt. Dopiero groźba grzywny zmusiła ich do
posłania dziewcząt na naukę.
(Ech,
ten podły ciemiężyciel pruski! Nie dość, że germanizował, to
jeszcze terrorem zmuszał do nauki, nie to co w Królestwie Polskim
gdzie nikt nie zmuszał do niczego, ba! nawet szkół nie było, a
analfabetyzm był czymś powszechnym. No bo po co chłop miał umieć
pisać i czytać? Chłop miał słuchać i wierzyć na słowo. ;) )
Według
planu zamierzało osiąść w Prusiech 300 rodzin, głównie z 29 wsi
guberni augustowskiej i suwalskiej. Władze w Augustowie zgodziły
się na wydawanie paszportów zamierzającym emigrować, które
wystawiono im w okresie w okresie od 1 maja 1829 do 30 stycznia 1830
roku.
Kolonizację
z ramienia władz pruskich nadzorował nadleśniczy Eckert.
Pierwsi
osadnicy, którzy pojawili się w Prusach 7 czerwca 1830 roku, to
Onufry Jakoblew, Roman Maksymow i Szczepan Grigorow z rodzinami i
służbą. Zachowało się zezwolenie generalnej dyrekcji podatków w
Berlinie na przepuszczenie przez komorę celną w Mieruniszkach
inwentarza: narzędzi rolniczych, sprzętu gospodarczego, przyrządów
rybackich oraz żywności (zboża, kasz i mięsa do własnego
użytku), a także koni i bydła.
Wieś
założoną na wschód od Jeziora Bełdańskiego, na północo-zachód
od Wejsun, nazwano imieniem Onufrego Jakoblewa — Onufrygowo, a jego
wybrano sołtysem .
Wsie
„Filipońskie” powstałe jako pierwsze od 1830 roku to:
Onufrygowo, Piaski, Kadzidłowo, Ładne Pole, Zameczek, Gałkowo i
Mościska.
W
powiecie piskim, między innymi w Jeżach i Dłutowie, wybuchła
epidemia cholery, wobec czego władze zarządziły kwarantannę, co
spowodowało wstrzymanie przybycia kolejnej grupy kolonistów.
W 1831 r. pruskie ministerstwo skarbu poleciło przeznaczyć większe obszary między Uktą a Wólką dla 106 rodzin osadników. Fedor Izajow i inni osiedli się tam. Od imienia założyciela Fedora wieś Osiniak otrzymała urzędową nazwę Fedorwalde.
Fryderyk
Wilhelm III polecił traktować kolejnych osadników, przybywających
w 1831 roku i w latach późniejszych na równi z tymi, którzy już
poprzednio osiedli.
Powszechnie
wspomina się o tym, że przybyli oni z Polski, ale nie do końca
jest to precyzyjna informacja. Pośród tych, którzy podpisywali w
Mikołajkach protokół w obecności najwyższych władz prowincji w
roku 1834, tylko 5 urodziło się w Polsce. Sześciu przybyło z
guberni witebskiej i wileńskiej. Czterech wcześniej zamieszkiwało
na terenie Prus Wschodnich, jeden podobno już tu mieszkał przed
wojnami napoleońskimi. Iwan Kuźmin, syn gospodarza spod Wilna a z
zawodu weterynarz amator (czyli konował) we wsi Ładne Pole został
nawet sołtysem.
Osada
starowierców nad jeziorem Duś.
źródło:
Katalog zabytków piśmiennictwa staroobrzędowców zamieszkałych w
Polsce
|
Niedaleko
jeziora Duś, nad rzeką Krutynią, osiedli bracia Borysowowie,
Sidor i Jafim, którzy urodzili się w Wojnowie w Rosji w guberni
witebskiej. Założoną przez siebie wieś nazwali na pamiątkę wsi
rodzinnej Wojnowo. Oficjalna nazwa to Eckertsdorf, pochodziła od
nazwiska nadleśniczego, który pośredniczył w kontaktach między
władzami pruskimi a starowiercami. Nazwa Wojnowo jednak pozostała w
pamięci i po 45 roku pojawiła się oficjalnie.
W
drugiej fali osadniczej od 1833 roku powstały kolejne osady:
Osiniak, Piotrowo, a w latach czterdziestych Iwanowo.
Przenosiny
starowierców z polskiego pogranicza przewlekały się, gdyż tylko
część posiadała paszporty a bez tego nie mogli przekroczyć
granicy. Nie wszyscy zamierzający się osiedlić w Prusach
otrzymywali do tego potrzebne ze strony polskiej dokumenty. Zdarzało
się też, że odstępowano swoje przydziały innym współwyznawcom.
Osadnicy zjawiali się po ustąpieniu zimy z inwentarzem, żywnością,
i zbożem pod zasiew.
Władze
pruskie miały pozytywny stosunek do osadników. Uważano, że to
dobrzy rolnicy, rybacy i rzemieślnicy, nie ludzie poszukujący
przygód, lecz zwarta grupa o surowym rytuale, która odznacza się
pracowitością, pilnością, spokojnym zachowaniem, umiarkowaniem i
abstynencją . Znani byli z unikania wyrazów nieprzyzwoitych i
wulgarnych i zastępowania ich eufemizmami. Starowiercy do dnia
dzisiejszego nie używają wyrazów obelżywych i obscenicznych, a
także przekleństw. Za ciężki grzech uważa się wśród nich
przywoływanie diabła i jego różnych określeń. Za wypicie wódki
w ramach pokuty musieli oddać tysiąc pokłonów do samej ziem pod
świętymi obrazami.
W
czerwcowym numerze 1833 r. poczytnego wówczas w Prusach Wschodnich
miesięcznika „Preussische Provinzial Blätter” pojawił się
artykuł wizytującego wiosną tegoż roku kolonię „Filiponów”
pastora Schulza z Pisza wraz z aptekarzem Schlossem i rektorem
Schrägem. Stwierdził on że osadnicy zadali kłam powszechnemu
twierdzeniu, że ziemia mazurska jest nieurodzajna i niewdzięczna,
że nie warto poświęcać jej czasu i trudu. O tym, że zabrali się
mocno do urządzania swojego nowego świata świadczy dokument z 8
stycznia 1834 r., w którym stwierdzono, że domy są już
wybudowane, a ziemia wykarczowana. Starowiercy budowali domy z
drewna, początkowo z nieociosanych kłód, później z bali.
Dwuspadowe dachy nakrywano trzciną bądź słomą, później gontem
i dachówką. Domy ich składały się przeważnie z dwóch izb
połączonych sienią, we wschodnim rogu izby na półkach lub w
specjalnie oszklonych szafkach stały ikony których pod żadnym
pozorem nie wolno było przybić gwoździem do ściany.
Przybysze
założyli i zasiedlili kilkanaście wsi i osad: Onufryjewo
(Onufrigowen), Piaski (Piasken), Zameczek (Schlösschen), Iwanowo
(Iwanowen), Wojnowo
(Eckertsdorf),
Gałkowo (Galkowen), Ładne Pole (Schönfeld obecnie Śwignajno),
Osiniak (Fedorwalde) i Piotrowo (Peterhein), które połączyły się
i w 1874 roku powstała wieś Osiniak-Piotrowo
(Fedorwalde-Peterhein). Kolejne wsie to Kadzidłowo (Kadzidlowen),
Mościszki zwane też Nikołajewem (Nikolaihorst), Majdan (Majdanen)
i Kulinowo (Kulinowen). Około 1840 roku mieszkało w Prusach już
1281 starowierców, zajmujących się głównie uprawą roli, ale też
rybołówstwem, ciesielstwem, kopaniem studni i budową dróg.
Przypomnijmy,
że dla starowierców jedną z głównych przyczyn kłopotów i
emigracji z Rosji była odmowa modlitwy za carów i związane z tym
jego odwrócenie się od nich. I tu ciekawostka, w czerwcu 1838 roku
odwiedził ich następca tronu, późniejszy król Fryderyk Wilhelm
IV. „Filipońska” eskorta honorowa wiwatująca na chwalę
królewicza towarzyszyła Fryderykowi aż do wigryńskiego lasu.
Wywarli oni tak bardzo pozytywne wrażenie na królewiczu, że ten
nigdy później nie przyjmował do wiadomości słanych przez
urzędników skarg i doniesień na nich.
Powoli
następowały zmiany w podejściu "Filiponów" do
otaczającego świata i pruskiej rzeczywistości. Po długich
namowach i pertraktacjach ze strony ławnika Jelenia w 1840 r.
zdecydowali się przybrać nazwiska.
W
1842 roku władze mianowały komisarzem wachmistrza policyjnego
Schmidta z Ukty, który zyskał zaufanie i popularność wśród
osadników. Dzięki niemu udało się uregulować ewidencję zgonów
i narodzin, sprawy spadkowe, rozwodowe, pełnoletności i opieki nad
małoletnimi.
W
1843 roku nastąpił pierwszy pobór do wojska po okresie zwolnienia
ze służby. Osadnicy zaczęli protestować, grożąc opuszczeniem
nowowybudowanych przez siebie osad i wyjazdem z Prus. Po negocjacjach
zgodzili się na służbę w wojsku, gdy władze pruskie pozwoliły
im pozostać przy tradycyjnym zaroście składającym się z długich
bród i wąsów. Z czasem stali się wzorowymi żołnierzami.
Powoli
nasi „brodacze” dostosowywali się do nowych warunków, do
rozporządzeń władz pruskich. Mimo, że religia nadal nie pozwalała
im stawiać się woli „Bożej” i leczyć choroby, to jednak w
1853 roku poddali się po raz pierwszy masowemu szczepieniu przeciw
ospie.
Ciekawe,
co na to powiedzieliby współcześni antyszczepionkowcy?
Odmienność
religijna, kulturowa i językowa sprawiała, że starowiercy od
początku budzili zainteresowanie. Fritz Skowronnek w „Der
Ältervater” tak ich opisał: „z czasem nabrali manier, stali
się rozumnymi. Ale dawniej śmiech człowieka ogarniał, kiedy
spojrzał na takiego ptaka. Istotnie robił wrażenie zabawnego:
wszystko na nim było czerwone i niebieskie: krótka kurtka bez
guzików — czerwona, koszula, którą na wierzchu spodni nosił,
pasem nad biodrami ściągał — niebieska. Niebieskie w czerwone
pasy były krótkie spodnie, które sięgały do kolan. Wszystko
wykonywali sami. Kapelusze pletli z rozszczepianych korzeni świerka
(Fichte). Z kory lipowej nosili sandały, które kolorowymi
tasiemkami aż pod kolanami zawiązywali. Jeden wyglądał jak drugi:
wszyscy smukli, mieli blond włosy i kędzierzawe brody, wszyscy byli
do siebie podobni tak dalece, że trudno ich było odróżnić.
Wszyscy niebieskoocy o różowej cerze”.
Wspominany
wcześniej Martin Giersz z własnej woli uczył się języka
rosyjskiego i starosłowiańskiego, aby móc bliżej poznać tych
ludzi.
„Filiponi”
przed domem (1883).
źródło:
Katalog zabytków piśmiennictwa staroobrzędowców zamieszkałych w
Polsce
|
Kilka
lat po ich przybyciu do Prus, gdy już się urządzili, zaczęli się
oglądać za miejscowymi pannami. Rezultatem były związki z
miejscowymi Mazurkami na „kocią łapę”, na co uskarżało się
okoliczne duchowieństwo. Pastor z Nawiad w 1843 roku żalił się,
że w swojej parafii ma 11 par żyjących ze sobą bez
zalegalizowanego związku, na dodatek posiadających nieślubne
dzieci. Miejscowe władze nakazały parom w ciągu czterech tygodni
zalegalizować związki, a niezastosowanie się do nakazu miało
skutkować karami finansowymi i więzieniem. Na wniosek Augusta
Łysniewskiego starosty mrągowskiego powstała w Ukcie parafia
ewangelicka. Śluby miały się odbywać obowiązkowo w kościele,
ale mężczyźni „Filipońscy” nie godzili się na to. Z czasem
sprawy ułożyły się. Przy zawieraniu małżeństw mieszanych
pobierali się Filiponi z Mazurkami i to kobiety przyjmowały chrzest
według rytuału staroobrzędowców, a następnie zawierano
małżeństwa. Chrzty dorosłych odbywały się przeważnie w rzece
Krutyni albo jeziorze. Długi czas pokazywano miejsce, gdzie „starik”
ochrzcił parobka wyznania prawosławnego oraz dziewczynę-katoliczkę,
którzy się niebawem pobrali. „Starik” stał na desce, a
przyjmujący chrzest musieli się zanurzyć w wodzie. Zgromadzony nad
rzeką tłum wiernych wiwatował na cześć nawróconych, którzy po
chrzcie byli szanowani i poważani.
źródło:
bildarchiv-ostpreussen.de
|
Wiodącą
rolę w życiu pruskich starowierców odegrała wieś Wojnowo.
W 1836 roku Ławrientij Grigonew Rastropin założył nad jeziorem Duś pustelnię, dając początek wsi Wojnowo. W 1847 roku przybył z Krakowa Michał Chawromin, który przejął pustelnię i założył klasztor Zbawiciela i Trójcy Świętej. Największy rozkwit klasztor odnotował w latach 1852–1867, kiedy przeorem został Paweł Pruski. Zgromadził on wkoło siebie około 60 mnichów. Rozbudowali oni klasztor, zgromadzili wiele starych ksiąg cerkiewnych i założyli gospodarstwo. Drugi klasztor istniał w Onufryjewie, ale spłonął w latach siedemdziesiątych XIX wieku. Z jego inicjatywy powstał też w położonym 15 kilometrów dalej w Spychowie (Puppen) klasztor żeński.
W 1836 roku Ławrientij Grigonew Rastropin założył nad jeziorem Duś pustelnię, dając początek wsi Wojnowo. W 1847 roku przybył z Krakowa Michał Chawromin, który przejął pustelnię i założył klasztor Zbawiciela i Trójcy Świętej. Największy rozkwit klasztor odnotował w latach 1852–1867, kiedy przeorem został Paweł Pruski. Zgromadził on wkoło siebie około 60 mnichów. Rozbudowali oni klasztor, zgromadzili wiele starych ksiąg cerkiewnych i założyli gospodarstwo. Drugi klasztor istniał w Onufryjewie, ale spłonął w latach siedemdziesiątych XIX wieku. Z jego inicjatywy powstał też w położonym 15 kilometrów dalej w Spychowie (Puppen) klasztor żeński.
W
Piszu powstała drukarnia „Słowianskaja Tipografija” (Drukarnia
Słowiańska) gdzie wyszło 19 książek i broszur, oraz czasopismo
filozoficzno-społeczne „Istina” w którym Paweł zamieścił
rozprawę o małżeństwie „Sbornik o brakach”. Za jego czasów
do Wojnowa zjeżdżali duchowni z Rosji i Mołdawii i prowadzili
dysputy na tematy religijne. W klasztorze dzieci z Wojnowa i
pobliskich wsi uczono czytać i wpajano im podstawy religii. Pod
wpływem literatury, obserwacji okolicznej ludności ewangelickiej i
kontaktów ze starowiercami – popowcami Paweł i jego zwolennicy
radykalnie zmienili poglądy, co doprowadziło w roku 1867 do wyjazdu
z Wojnowa i przyjęcia jednowierstwa. Wśród mieszkańców doszło
do rozłamu, czego skutkiem w 1885 r. było utworzenie parafii
jednowierczej, która z czasem stała się prawosławną. W 1885 roku
przysłane przez moskiewską wspólnotę staroobrzędowców zjawiły
się tu zakonnice na czele z Anastazją Sokołową. Wykupiły one
budynki klasztorne, które stały się domem żeńskiego klasztoru
starowierców. Zakonnice pracowały na roli, uczyły też okolicznych
chłopców i dziewczęta. Zakonnice otrzymywały wsparcie finansowe
od współwyznawców z Rosji. Około roku 1905 przybyła z
Czystopola w Rosji zakonnica Jewpraksija. Za jej czasów monaster
rozwijał się bardzo prężnie. W początkach XX wieku kilka mniszek
wyjechało w głąb Rosji po datki na utrzymanie klasztoru i po nowy
narybek. W roku 1909 przybyła duża liczba młodych kobiet,
przywiozły ze sobą pieniądze, zboże a nawet obrazy. Nie wszystkie
zdołały przyzwyczaić się do nowego miejsca, część wróciła do
Rosji. W 1914 r. mieszkało w klasztorze 65 osób: mniszki,
posłusznice, starcy i 14 sierot.
Okres
prosperity przerwał wybuch I wojny światowej. W czasie wojny
sytuacja materialna klasztoru wyraźnie się pogorszyła, tym
bardziej, że majątek klasztorny został rozkradziony a mniszki
wywieziono do Zinten pod Królewcem. Zwolniono je po wizycie w
klasztorze następcy tronu i Paula Hindenburga.
Powojenne
trudności ekonomiczne zubożyły społeczność staroobrzędowców
oraz wojnowski klasztor. Po rewolucji październikowej nie napływała
już żadna pomoc materialna z Rosji, a siostry zostały zmuszone aby
utrzymać się same.
„Filiponi”
życzliwie odnosili się do Mazurów, z którymi zdążyli zżyć się
w ciągu blisko stuletniego pobytu na tych ziemiach. Mieszkając na
Mazurach otoczeni przez lokalną mozaikę etniczną stali się
trójjęzyczni, obok języka rosyjskiego i gwary mazurskiej
posługiwali się językiem niemieckim, który był językiem
urzędowym, a od 1874 roku obowiązek szkolny zrobił z niego język
wykładowy. Gwara rosyjska była głównie używana w codziennej
komunikacji między członkami rodziny i wspólnoty staroobrzędowców.
Natomiast na zewnątrz w kontaktach z sąsiadami i w urzędach
posługiwali się gwarą mazurską i językiem niemieckim. Powojenne
trudności spowodowały emigrację zarobkową młodzieży
starowierczej do miast, tam przestawiali się na język niemiecki,
który wydawał się symbolem awansu społecznego i ekonomicznego.
Ci, których dziadowie przybyli z Rosji, nawet w domu zaczęli już
mówić po niemiecku. Zawierane małżeństwa mieszane z miejscową
ludnością spowodowały rozluźnienie w przestrzeganiu zasad starej
wiary, tradycji i obrzędów. Życie w Prusach zrobiło swoje.
Podczas
plebiscytu 14 lipca 1920 roku swój głos oddali za Prusami
Wschodnimi.
Gdy
życie nie dało się nagiąć do zasad wiary, zaczęto modernizować
jej nakazy. Po osiedleniu się na Mazurach, znaleźli się w
otoczeniu kultury wschodniopruskiej. Ich kultura przez lata uległa
istotnym przekształceniom, stawali się oni z roku na rok coraz
bardziej otwarci. Przez lata w coraz większym stopniu stawali się
uczestnikami życia społecznego w otaczającym ich środowisku.
Zbliżenie następowało przez przejmowanie od sąsiadów niektórych
praktyk czy zwyczajów. Zjawisko to dotyczyło zarówno sfery
sakralnej, jak i życia świeckiego.
Klasycznym przykładem takiego
wpływu na ich świat jest wybudowana w latach dwudziestych XX wieku
w Wojnowie molenna (dom modlitwy). Pobudowana została z czerwonej cegły w stylu
gotyckim i wygląda jak kościół ewangelicki, których pełno na
terenie Mazur.
źródło: wikipedia |
Dnia
20 lipca 1930 r. urządzono w Wojnowie uroczyste obchody stulecia
założenia kolonii staroobrzędowców. Przez wieś przejechała
uroczysta kawalkada wozów z odświętnie ubranymi mieszkańcami.
Chór odśpiewał wiele dawnych pieśni rosyjskich. Wystawiono
przygotowany specjalnie na tą okazję utwór sceniczny ,,Wzojdiot
sołnce” (,,Słońce wzejdzie"). Postawiono pamiątkowy
obelisk na którym wykuto daty: „1830- 1930”. Egzotyczność tej
uroczystości wywołała podziw i niemałą sensacje wśród tłumnie
przybyłych do Wojnowa gości. Na uroczystości przybyli też
rozsiani po okolicznych wsiach i miastach inni staroobrzędowcy.
Wydarzenie to opisywały nie tylko wschodniopruskie czasopisma, ale
odbiło się ono dużym echem w niemieckiej prasie. Dzięki temu
wzrosło zainteresowanie wschodniopruskimi starowiercami i ich
kulturą. Kolonia stała się atrakcją turystyczną a turyści
przybywali z całej Rzeszy zobaczyć na własne oczy „russiche
Dörfe”. Atrakcją turystyczną stał się także klasztor.
Zakonnice wykorzystały ten fakt i zaczęły pobierać opłaty od
zwiedzających. Co ciekawe, pobierały tylko opłaty od turystów z
głębi Niemiec, a od lokalsów w tym Mazurów pieniędzy nie brano,
o czym informowała złożona w 1936 roku skarga do NSDAP w Mrągowie,
zapewne przez oburzonego na ten fakt narodowosocjalistycznego turystę
z Niemiec.
obchody stulecia założenia kolonii staroobrzędowców w Wojnowie |
Niestety,
nigdzie nie znaleźliśmy informacji jak starowiercy głosowali
podczas wyborów w 32 i 33 roku, ale nie mamy też danych by sądzić
że odbiegali w tym względzie od innych.
W
1937 roku mienie klasztorne podzielono między Antoninę Kondratjewę
a Helenę Lidię Polentz, kalekę wychowywaną w klasztorze. Przed
śmiercią Antonina przekazała funkcję przełożonej Praskowii
Wawiłowej, której śmierć 15 stycznia 1978 r. stała się końcem
klasztoru.
Bez
większych szkód klasztor przetrwał II wojnę światową.
Czasem
tylko do jego bram pukali dezerterzy, a po wojnie szabrownicy.
Z
nastaniem na tych ziemiach Polski Ludowej klasztor przemieniono w
gospodarstwo rolno-hodowlane. W 1968 roku współwłaścicielem
klasztoru został katolik Leon Ludwikowski. Obecnie opustoszały już
budynek jest własnością wnuka pana Ludwikowskiego. Część mienia
klasztornego (ikony, krzyże, szaty zakonne, księgi) znalazło się
w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, rękopisy i druki trafiły do
Biblioteki Narodowej. Budynki należące do klasztoru zostały
przekształcone w prywatne muzeum i gospodarstwo agroturystyczne.
źródło:
bildarchiv-ostpreussen.de
|
O
tym, że spotkała ich okrutna wspólnota losu z Mazurami i
Warmiakami, świadczą spisane przez Annę Zielińską wspomnienia
kobiety mieszkającej obecnie w Hamburgu. Kiedy w styczniu 1945 na
Mazury wkroczyli Rosjanie, miała 17 lat; ojciec był wtedy w
niemieckim wojsku. Z matką i młodszym rodzeństwem uciekli z domu i
ukrywali się w lesie i w różnych gospodarstwach. Niestety,
żołnierze ich dogonili, dziewczyna została zgwałcona. Udało im
się ponownie uciec i na dwa miesiące znaleźli schronienie w
klasztorze w Wojnowie. Potem dziewczyna została wywieziona do Rosji,
a jej matka z siedmiorgiem młodszego rodzeństwa pozostała w
klasztorze.
Nic
dobrego nie spotkało też „Filiponów” z rąk powojennych
szabrowników.
Osłabieni
przez I wojnę światową i zdziesiątkowani w czasie II wojny
światowej nie potrafili odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W
XX wieku wielu staroobrzędowców zamieszkujących na Mazurach
zaczęło się postrzegać jako „Niemców starosłowiańskiego
wyznania”, po wojnie w okresie Polski Ludowej zaliczani byli do
mniejszości niemieckiej na tym terenie i w okresie PRL podzielili
jej emigracyjny los. Staroobrzędowcy, tak jak Warmiacy i Mazurzy w
powojennej Polsce zostali poddani procesowi weryfikacji. Aby pozostać
we własnych domach, musieli podpisać dokumenty, które miały
potwierdzić ich polską tożsamość. Jeśli nie, musieli opuścić
swoją małą ojczyznę. Mimo, że często posługiwali się rosyjską
gwarą starowierców, niemieckim i gwarą mazurską, mieli problemy
komunikacyjne w urzędach, sklepach i w kontaktach z nowymi
sąsiadami. Mieszkańcy Mazur, w tym rosyjskojęzyczni
staroobrzędowcy, musieli uczęszczać - o ironio - na „kursy
repolonizacyjne”.
Powojenny
napływ nowej ludności na te tereny dla większości dawnych
mieszkańców powodował trudności dnia codziennego. Dochodziło do
konfliktów z ludnością napływową. Urodzonej w Wojnowie kobiecie w 1952 roku odmówiono sprzedaży, jako Niemce, mleka dla
nowonarodzonych dzieci. Ostatnia większa grupa opuściła Mazury w
ramach tzw. „akcji łączenia rodzin” (w latach siedemdziesiątych
i osiemdziesiątych).
Próba
uczynienia Polaków z mieszkańców Prus Wschodnich, którą po
wojnie wprowadzały w życie władze polskie, odniosła dokładnie
odwrotny skutek. Parafrazując prof. Andrzeja Saksona, można
stwierdzić: to, czego nie udało się przez ponad czterysta lat
dokonać państwu pruskiemu, a mianowicie zrobić z Warmiaków,
Mazurów, ale też o ironio z rosyjskojęzycznych „Filiponów”
świadomych Niemców, osiągnęliśmy my, Polacy, w ciągu jednej
generacji.
Na
Mazurach pozostało niewielu potomków owych rosyjskich emigrantów,
dziś najwięcej starowierców mieszka w Hamburgu i większych
miastach Zagłębia Ruhry. Starowiercy mazurscy utrzymują cały czas
kontakty ze swoimi współbraćmi, którzy musieli opuścić Mazury.
Kim
są obecnie ci niezwykle „orientalni” mieszkańcy dawnych Prus
Wschodnich – ani Niemcy, ani Polacy? Czasem uważają się za
Polaków, czasem za Niemców, czasem za Mazurów, innym razem po
prostu za tutejszych.
Ciekawe
spostrzeżenia można znaleźć w opracowaniu na podstawie badań
własnych autorstwa Andrzeja Rykały: w kontaktach rodzinnych w domu
językiem polskim posługuje 47% mazurskiej społeczności
starowierskiej, a 29,5% posługuje się językiem niemieckim. W
środowisku mazurskim 29,4% staroobrzędowców ma trudności z
określeniem własnej tożsamości, podając się najczęściej za
Mazurów (11,8% ocen) lub Słowian (17,6%). Co ciekawe, 29,4%
starowierców mazurskich identyfikuje się z narodem niemieckim. Są
to osoby, które urodziły się w okresie międzywojennym i wtedy też
odbywały swoją edukację, po wojnie natomiast starały się o
wyjazd do RFN, jednak ze względów politycznych do migracji takich
nie doszło. Jest to dowód na to, jak trudno wielu staroobrzędowcom
odnaleźć w dzisiejszych czasach swoją własną tożsamość
narodową, którą historia poddała tak wielu próbom.
W
otoczeniu mazurskim mowa starowierców nie uległa wpływowi
rosyjskiego języka literackiego, ma za to w sobie liczne
zapożyczenia z gwary mazurskiej i języka niemieckiego, co nie
powinno nikogo dziwić, skoro ludzie ci byli przeważnie
trójjęzyczni.
Z
kolei Anna Zielińska przeanalizowała poczucie tożsamości wśród
starowierców obecnie mieszkających w Niemczech i ci uważają się
w większości za Niemców ze słowiańską, coraz bardziej
odchodzącą w cień religią.
Wśród
potomków emigrantów daje się zauważyć zainteresowanie korzeniami
i poszukiwanie wyznaniowej tożsamości. Młodzi przyjeżdżają z
Niemiec ochrzcić dzieci w Wojnowie, a starsi każą się pogrzebać
na mazurskich cmentarzach. Dlatego tak często słyszy się
tutaj język niemiecki, pomieszany z modlitwami w egzotycznym
starocerkiewno-słowiańskim języku. Młodsze pokolenia są jednak
bardziej otwarte i łączą ze sobą różne tradycje religijne.
Rosja jest dla nich krajem odległego pochodzenia, ale nie czują z
nią żadnego związku. Ich poczucie odrębności kształtuje się na
podstawie świadomości wspólnego pochodzenia i wspólnych losów.
Ta druga warstwa dominuje, łącząc starowierów mazurskich z
szerszą społecznością imigrantów z Prus Wschodnich, w tym z
najbliższymi sąsiadami ich przodków, Mazurami.
Ciężko
zrozumieć przedstawianie "Filiponów” w popularnych
publikacjach jako jakiegoś zamkniętego dla otoczenia kręgu, tak
jakby cała ich społeczność żyła w ortodoksyjnym świecie swoich
przodków od narodzenia aż po kres. Od początku bowiem nawiązywali
oni bliskie kontakty z sąsiadami i żyli z nimi w poszanowaniu i
zgodzie. Już kilka lat po osiedleniu się na ziemi pruskiej
mężczyźni nawiązywali bardziej niż bliskie kontakty z Mazurkami,
a wspomnienia spisane przez Annę Zielińską w okresie powojennym
wśród mieszkających w Hamburgu starowierczych emigrantek z Prus
Wschodnich pokazują, że nic się przez lata pod tym względem nie
zmieniło. Czytając te wspomnienia dowiadujemy się o przyjaźniach
i o małżeństwach mieszanych między starowiercami i ewangelikami.
Na zadane przez autorkę pytanie, czy mieli przyjaciół ewangelików,
słyszymy odpowiedź, że taki miszmasz kulturowy był na porządku
dziennym, a małżeństw mieszanych było dużo. Tak więc świat
staroobrzędowców nie był zamknięty niczym muzeum. Utrzymywali oni
bliskie kontakty i integrowali się z sąsiadami, ich kultura
wywierała na nich wpływ. Adoptowali pod siebie miejscowe zwyczaje i
tradycje, elementy kultury i języka, zaczerpnęli nawet wpływy
architektoniczne, w zasadzie czerpali pełnymi garściami,
jednocześnie zachowując swój koloryt tak jak ten koloryt
zachowywali Mazurzy, Warmiacy, Litwini i inne grupy etniczne na
terenie Prus.
Szkoda
tylko, że dzisiaj mówiąc o nich wolimy naiwnie żyć w
wyobrażeniach ich świata rodem z „Cepelii” gdzie
staroobrzędowcy chodzą w strojach z XVII wieku niczym Polacy
w kontuszach, zamiast uświadomić sobie, że żaden „świat” nie
był szczelnie zamknięty, odgrodzony kordonem, a sąsiedzi żyli nie
tylko obok siebie, ale i razem ze sobą czerpiąc z siebie pełnymi
garściami, a czas i miejsce zmieniło wiele z zapatrywań i
światopoglądów.
Kiedy
„Filiponi” w 1830 roku zapuszczali korzenie w ziemię pruską,
nie wróżono im długiej tam egzystencji – a jednak przetrwali.
Dodali kolorytu krainie która była ziemią obiecaną dla wielu
uchodźców i prześladowanych przez wieki. Jak się okazało, dla
nich też ziemia pruska stała się troskliwą przybraną matką.
Na
podstawie:
Emilia
Sukertowa-Biedrawina „Filiponi na ziemi mazurskiej”
Eugeniusz
Iwaniec „Z dziejów staroobrzędowców na ziemiach polskich XVII-
XX w.”
Andrzej
Rykała „Staroobrzędowcy w Polsce”
Anna
Zielińska „Staroobrzędowcy
w Hamburgu. Studium złożonej tożsamości”
Iryda
Grek-Pabisowa „ Staroobrzędowcy”
Iryda
Grek-Pabisowa „Rosyjska gwara starowierców w województwach:
olsztyńskim i białostockim”
Zoja Jaroszewicz-Pieresławcew, Alla Kamalova, Joanna Orzechowska, Helena Pociechina „Katalog zabytków piśmiennictwa staroobrzędowców zamieszkałych w Polsce”
Zoja Jaroszewicz-Pieresławcew, Alla Kamalova, Joanna Orzechowska, Helena Pociechina „Katalog zabytków piśmiennictwa staroobrzędowców zamieszkałych w Polsce”
Strona:
Dziedzictwo
językowe Rzeczypospolitej
„Mazurskich Staroobrzędowców gwara”
Prečítal som si knižku Nienackého Pán Tragacik a neviditelni (Pán Samochodzik i niewidzialni) a veľmi ma zaujala časť kde sa píše o Filuponoch. Tak som hľadal na internete a našiel som tento výborný článok veľmi podrobný a zaujímavý. Ďakujem a všetko dobre
OdpowiedzUsuńHanuliak