niedziela, 30 września 2018

Jak budził się duch mazurski, czyli „Mazury dla Mazurów”



Jak budził się duch mazurski, czyli „Mazury dla Mazurów
Fragment książki Mazura z krwi, kości, serca i duszy, który oddał swoje życie i to dosłownie za lud mazurski, czyli „Dzieje ludu mazurskiego” Kurta Obitza.
Czytam ja te rozprawy bardzo pilnie i z nich się dowiaduję, że tam każdy z posłów pracuje dla swojej gromady. Katolicy (Centrum) dla siebie, konserwatyści dla wielkich majątkarzy (a głosili podczas ostatnich wyborów, że o mazurskich gospodarzach nie zapomną, ale dotychczas tom nic jeszcze nie wyczytał), socjaliści dla ludu, a liberałowie Pan Bóg wie dla kogo, Polacy dla Polaków, antysemici dla tych co nie cierpią Żydów, wolnomyślni dla ludu. Tak to widać, każda partia ma swoich posłów; a byłbym na wet zapomniał wspomnieć o dwóch małych partiach i narodach, które chociaż razem wziąwszy mniej ludzi liczą jak my Mazurzy. Są to Litwini i Duńczycy; oni mają także swoich posłów, którzy zastępują sprawy ludu litewskiego i duńskiego.
A my Mazurzy co mamy?
Pewnie, że dobre i zdrowe głowy, ale czem napchane? Chyba że nie rozumem; bo gdyby rozumem napchane były, to byśmy pewnikiem także już musieli mieć swojego mazurskiego posła, aby tam w parlamencie gadał, jak się to u nas na Mazurach dzieje i jak to u nas sprawy idą; jak się gospodarzowi wiedzie i gdzie go boli”.
Niemcy zaniepokojeni tym nastrojem mas na Mazurach nie przebierali w środkach, aby zniszczyć nowo powstały ruch mazurski i jego przywódcę. Dostali jednak odprawę jak się należy. W dn. 16 XII 1896 „Gazeta Ludowa” pisze tak: „Tylko zazdrość i obłuda może się zdobyć na oczernianie ludzi, którzy pracują dla dobra braci swej. W różnych miejscowościach i po różnych okolicach rozsiewają nieprzychylni i zazdrośni ludzie wieści, że redaktor „Gazety Ludowej” p. Karol Bahrke jest socjalistą. Ludzi tych, którzy rozsiewają wieści takie, moglibyśmy nazwać po imieniu i pociągnąć do odpowiedzialności sądowej. [...] Ale i ci, którzy te obłudne wieści rozsiewają, nie są jeszcze temi maszynami prawdziwymi; oni są tylko narzędziami w ręku innych. A ci inni to tylko ludzie, którzy przy utworzeniu parlamentu w Niemczech nadali sobie nazwę konserwatystów, to znaczy partii ładu i porządku. jeżeli więc jesteście partią ładu i porządku i postępujecie sprawiedliwie, dlaczegóż tedy nie przypuścicie jednego z ludu mazurskiego, który by tam W parlamencie mógł przedstawiać żale i skargi ludności mazurskiej? Czyż może uważacie się za wybrańców? Tak się to być zdaje i dajecie tem dowód niezbity, że w sercach waszych urosła pycha taka, która woła: my tylko, my możni, my szlachetnych rodów mamy do tego prawo jedyne.
[...] Strzegliście naszych praw, przedstawiliście nasze skargi i żale? Nie - dotychczas tego nie czyniliście, a więc zatem wystawiliście na szwank powierzone wam zaufanie i wobec tego zmuszeni jesteśmy oglądać się za ludźmi, którzy skargi i żale nasze będą przedstawiać. Ale do kogo mamy się udać i gdzie oczy nasze zwrócić, kiedy ze wszystkich stron dążą nas wytępić. O, tak źle jeszcze nie jest. Ludu mazurskiego na Mazowszu Pruskim jest wielka moc i w ludzie tym znajdują się ludzie, którzy sprawę tę wezmą i powiodą do celu. Spraw naszych nikt lepiej zastąpić nie może jak my sami. Złączmy się tylko w jedną gromadę i podajmy sobie dłoń wzajemnie, z wytrwałością i rozumem postarajmy się z początku tylko jednego wybrać, który by sprawy nasze reprezentował”.
Nie były to tylko czcze słowa. Jeszcze w grudniu 1896 powstała na Mazurach „Mazurska Partia Ludowa”, która obrała sobie hasło: „Mazury dla Mazurów”. Hasło to jest odtąd hasłem ruchu mazurskiego. Na czele partii stanęli obok Karola Bahrkego Mazurzy Gustaw Leyding (ojciec), Gotlieb Labusz i Gotlieb Linka, którego Niemcy po wojnie zabili za sprawę mazurską. „Gazeta Ludowa” była już w pierwszym roku wydania pilnie śledzona przez Niemców i redaktor Bahrke musiał się nieraz tłumaczyć przed policją. Ale władze zachowały jeszcze pozory prawa. Ustało to po stworzeniu Mazurskiej Partii Ludowej. W każdym opisie krzywdzenia Mazurów dopatrywano się „obrazy” niemieckiego krzywdziciela, czy to był wójt, czy żandarm, nauczyciel, czy pastor. Nic nie pomogło przedstawienie dowodów prawdy. Czytam nawet w naszym kancjonale: ,,szczęśliwy taki oskarżony, kiedy sędzia z jego strony”. Sędzia był Niemcem, a oskarżony był Mazurem, nie można się było W takich warunkach spodziewać sprawiedliwości. Przecież chcieli oni zatruć i zniszczyć duszę naszego ludu przez szerzenie niemieckości i nienawidzili z głębi serca redaktora Bahrkego jako człowieka, który postanowił ratować ten lud i doprowadzić go do zmartwychwstania. Procesy na początku kończyły się tylko karami pieniężnymi. Udało się przez to Niemcom zniszczyć podstawę materialną Mazurskiej Partii Ludowej.
Kiedy w roku 1896 przyszło do wyborów do Reichstagu, Mazurska Partia Ludowa stanęła do nich prawie bez grosza. Społeczeństwo katolicko-pruskie niewiele mogło i chciało dać, ponieważ trzeba było przeprowadzić walkę wyborczą na Pomorzu, w Poznańskim i na Śląsku. Włożył wiele w tę sprawę pieniędzy aptekarz Lewandowski z Gniezna, któremu za to Mazurzy musieli oddać pierwsze miejsce na liście wyborczej w obwodzie Szczytno-Ządzbork. Ale co to wszystko znaczyło wobec tych sum, jakie Niemcy włożyli w walkę o Mazury. Mieli oni setki tysięcy do swojej dyspozycji, oczywiście od rządu, który jako jedyny warunek żądał zwalczania kandydatów mazurskich. W ten sposób pieniądze płacone jako podatki przez Mazurów służyły do zwalczania ich. Z pieniędzy tych nawet korzystali socjaldemokraci. Najenergiczniej brali się do walki wyborczej konserwatyści, to znaczy wielcy panowie niemieccy. W Ełku na czele ich stał hrabia Stolberg, były prezydent Prus Wschodnich, a w Szczytnie pewien pan von Queiss. Oni, którzy byli odpowiedzialni za nędzę Mazurów, obiecywali im złote góry, jeżeli będą głosować za ich kandydatami. Aby przyciągnąć lud na swoje zebrania, rozdawali darmo wódkę i piwo. Wymyślali przy każdej okazji na redaktora Bahrkego i jego pracę. Wykupywali nawet kartki wyborcze z mazurskimi kandydatami. Kiedy widzieli, że większość Mazurów nie sprzedaje swoich przekonań, uciekli się do straszenia ludności. Żandarmi obchodzili od chaty do chaty i gwałtem odbierali kartki wyborcze. Aby zupełnie opanować sytuację, lokale wyborcze mieściły się na dworach niemieckich panów, którzy byli również przewodniczącymi komisji wyborczych. W ten sposób cała władzę chcieli mieć w swoich rękach.
Kiedy przyszło do wyborów, niemieccy panowie przywieźli wszystkich swoich robotników, każdy z nich dostał kartę z kandydatami partii konserwatystów i pod czujnym okiem swego chlebodawcy musiał kartkę tę wrzucić do urny wyborczej. Mężów zaufania partii mazurskiej nie dopuszczono w ogóle, aby nie mieć świadków przy fałszowaniu wyborów. Mazurom wyrywano kartki z ich kandydatami, a w przeciwnym razie bito ich i wyrzucano z lokali wyborczych. W takich to warunkach odbywały się wybory w czerwcu 1896 roku. Wynik wyborów był następujący: w obwodzie Szczytno-Zadzbork 5694 głosów dla partii mazurskiej, a na konserwatystów niemieckich 7100 głosów, to znaczy tylko 1400 głosów więcej; przy czym w samym powiecie Szczytno partia mazurska miała zdecydowana przewagę. W obwodzie Ełk-Jańsbork sprawa mazurska stała znacznie gorzej, bo uzyskała tylko 2238 głosów. Razem za Mazurska Partia Ludowa stanęło osiem tysięcy rodaków. Osiem tysięcy Mazurów podniosło głowy przeciw Niemcom. Panowie niemieccy przyzwyczajeni do tego, że Mazurzy znoszą pokornie wszystkie krzywdy i obelgi, poszaleli po prostu ze złości. Pełni nienawiści rzucili się na przywódców mazurskich. Aresztowano redaktora Karola Bahrkego, wytoczono mu proces niby za obrazę duchowieństwa i skazano na pół roku więzienia, które odbył w Ełku. Po opuszczeniu więzienia wytoczono mu od razu pięć dalszych procesów. Nie mając pieniędzy na spłacenie wszystkich kar, redaktor ustąpił w roku 1898 i wyjechał za granicę. Kiedy po dwóch latach wrócił do kraju, policja znowu go aresztowała i sad skazał na dwa lata więzienia. Po ustąpieniu Karola Bahrkego objął redakcję „Gazety Ludowej” młodszy jego brat Hugon. Mimo że miał przed oczyma nieszczęsny los brata, nie bał się, ale walczył dalej za świętą sprawę naszą.
W górę serca tak oto brzmiał tytuł jego pierwszego artykułu do braci mazurskich. Za artykuł ten skazano go na dwa miesiące więzienia i 600 marek kary. Nie złamało go to, a przeciwnie zahartowało go jeszcze jak najlepszą stal. Walczył dalej w obronie naszych praw, a artykuły jego były cięte jak uderzenie szabli. Niemcy wytaczali mu proces za procesem. Razem skazano go na 18 miesięcy więzienia, nie licząc już kar pieniężnych, za to tylko, że czuł się Mazurem i odważył się bronić swój lud. Całym nieszczęściem było to, że był sam i nikt spośród Mazurów nie mógł go zastąpić, kiedy on cierpiał w więzieniu. Nadesłany z Pomorza zastępca szybko doprowadził ,,Gazetę Ludowa” i całe dzieło w roku 1900 do upadku. Musi to być dla nas nauka, że sprawę mazurską mogą tylko wytrwale prowadzić Mazurzy.
Jeszcze wielu innych rzeczy można się nauczyć z walk i cierpień braci Bahrke i ich współpracowników. Ale ponad tym wszystkim uderza nas jedno: to ta wielka wiara tych ludzi, ta wiara w lud mazurski i zmartwychwstanie jego. To, że przegrali to nic, powstania polskie też się tak kończyły. A przecież przyszedł czas, że z kropel krwi powstańców wyrosła potężna Polska. W Ewangelii czytamy: ,,Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: jeśli/jeżeliby ziarno pszeniczne, wpadłszy do ziemi, nie obumarło, ono same zostaje; lecz jeżeliby obumarło, wielki pożytek przynosi” - Mazurzy podnieśli głowę, walczyli. Oto blask jutrzenki naszej, oto ziarnko wolności. Rzucone w serca nasze, ziarnko rośnie już na nową wiarę, na nową walkę. Bracia Bahrke po ciężkiej walce opuścili kraj. Pozostał lud samotny wydany W ręce swego wroga. Lud milczał, ale w duszy jego pojawił się znów ów upiorny strach przed przemocą, znany nam już od czasów krzyżackich. Ale walka ta, choć przegrana, odbiła się głośnym echem nie tylko u Niemców, którzy teraz starali się jak najszybciej wytępić resztki mazurskości, ale i w społeczeństwie polskim na Pomorzu, W Poznaniu i Warszawie. Pojawiają się odtąd na Mazurach stale agenci ruchu wielkopolskiego, którzy już nie chcą pomagać Mazurom w ich walce o byt, ale wprost przeciwnie, chcą użyć Mazurów jako narzędzia w osiągnięciu celów niemających nic wspólnego z dobrem mazurskim. Pierwszym przedstawicielem tego ruchu był już p. Zenon Lewandowski, który za pomoc materialną udzieloną Mazurskiej Partii Ludowej zabezpieczył sobie pierwsze miejsce na mazurskiej liście wyborczej. Sukces wtedy zdobyto tylko dzięki temu, że kierownictwo leżało w rękach mazurskich, a partia miała na celu wyłącznie dobro mazurskie. Nowo przybyli agenci natomiast chcieli sami kierować i rządzić na Mazurach. Nic więc dziwnego, że nie zyskali sobie sympatii ludu.
Pominąwszy już krótki epizod wydawania gazety „Gońca Mazurskiego” W Ostródzie przez dyrektora Biedermana z Poznania, który chciał na Mazurach osiedlać katolików poznańskich, pierwszy otwarty występ ruchu wielkopolskiego nastąpił w roku 1906, kiedy poznański redaktor katolik p. Stanisław Zieliński zaczął wydawać w Szczytnie gazetę ,,Mazur”. Redaktorem odpowiedzialnym gazety był p. Falkenberg, ewangelicki Niemiec z Kongresówki. Tak ubezpieczony od osobistej odpowiedzialności przed władzami rozpoczął pan Zieliński swoją działalność według zleceń jego katolickich pryncypałów. Działalność ta nie trwała długo. Kiedy w roku 1907 napisał ze swego przypiecka ostry artykuł przeciwko władzy, prokurator wytoczył redaktorowi proces, a sąd skazał Falkenberga na dwa lata więzienia. Wtedy p. Zieliński prędko wyjechał za granicę, a Falkenberg, który nie miał zamiaru odsiadywać kary za artykuł Zielińskiego, przeszedł do obozu swoich rodaków Niemców. Ani jeden, ani drugi nie był bojowcem dla sprawy mazurskiej lub bohaterem. Jest zatem rzeczą śmieszną nazywać jego ,,zdrajcą”, a drugiego „męczennikiem” dla sprawy mazurskiej. Cała ta brzydka afera tak skompromitowała ruch polski na Mazurach, że partia mazurska przy wyborach w roku 1907 uzyskała tylko 240 głosów.
W roku 1908 objął redakcję ,,Mazura” nowy agent ruchu wielkopolskiego, poznański redaktor Kazimierz Jaroszyk. Redakcja mieściła się już wtedy we własnym domu w Szczytnie przy ul. Polskiej (obecnie Kaiserstrasse). Tam też założony został w roku 1910 „Bank Mazurski” przez Lewandowskiego, Jaroszyka i ośmiu mazurskich gospodarzy. W roku1914 bank miał 172 udziałowców. Mimo wytężonej pracy ani gazety, ani bank nie mogły się należycie rozwijać, a to nie tylko ze względu na niemieckie szykany, ale i dlatego, że kierownictwo, leżące w rękach agentów wielkopolskich, nie budziło u ludności zaufania. Znacznie Większe znaczenie miało natomiast inne pismo, które Wyszło z ludu tęskniącego do zbawienia i doskonałości. Było to pismo pod nazwa „Trąba Ewangelijna - zbawienie i jedność W Chrystusie”. Pierwszy numer ukazał się W roku 1912. Po Wojnie tytuł ten został zmieniony na „Głos Ewangelijny”. Miesięcznik ten jest organem „Społeczności Chrześcijańskiej na Mazurach” i Wychodzi w Szczytnie.
Wszystkie te poczynania zostały zerwane, kiedy w sierpniu 1914 roku wybuchła wojna światowa.


Kurt Obitz “Dzieje mazurskiego ludu”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz