Jak
budził się duch mazurski, czyli „Mazury dla Mazurów”
Fragment
książki Mazura z krwi, kości, serca i duszy, który oddał swoje
życie i to dosłownie za lud mazurski, czyli „Dzieje ludu
mazurskiego” Kurta Obitza.
“Czytam
ja te rozprawy bardzo pilnie i z nich się dowiaduję, że tam każdy
z posłów pracuje dla swojej gromady. Katolicy (Centrum) dla siebie,
konserwatyści dla wielkich majątkarzy (a głosili podczas ostatnich
wyborów, że o mazurskich gospodarzach nie zapomną, ale dotychczas
tom nic jeszcze nie wyczytał), socjaliści dla ludu, a liberałowie
Pan Bóg wie dla kogo, Polacy dla Polaków, antysemici dla tych co
nie cierpią Żydów, wolnomyślni dla ludu. Tak to widać, każda
partia ma swoich posłów; a byłbym na wet zapomniał wspomnieć o
dwóch małych partiach i narodach, które chociaż razem wziąwszy
mniej ludzi liczą jak my Mazurzy. Są to Litwini i Duńczycy; oni
mają także swoich posłów, którzy zastępują sprawy ludu
litewskiego i duńskiego.
A
my Mazurzy co mamy?
Pewnie,
że dobre i zdrowe głowy, ale czem napchane? Chyba że nie rozumem;
bo gdyby rozumem napchane były, to byśmy pewnikiem także już
musieli mieć swojego mazurskiego posła, aby tam w parlamencie
gadał, jak się to u nas na Mazurach dzieje i jak to u nas sprawy
idą; jak się gospodarzowi wiedzie i gdzie go boli”.
Niemcy
zaniepokojeni tym nastrojem mas na Mazurach nie przebierali w
środkach, aby zniszczyć nowo powstały ruch mazurski i jego
przywódcę. Dostali jednak odprawę jak się należy. W dn. 16 XII
1896 „Gazeta Ludowa” pisze tak: „Tylko zazdrość i obłuda
może się zdobyć na oczernianie ludzi, którzy pracują dla dobra
braci swej. W różnych miejscowościach i po różnych okolicach
rozsiewają nieprzychylni i zazdrośni ludzie wieści, że redaktor
„Gazety Ludowej” p. Karol Bahrke jest socjalistą. Ludzi tych,
którzy rozsiewają wieści takie, moglibyśmy nazwać po imieniu i
pociągnąć do odpowiedzialności sądowej. [...] Ale i ci, którzy
te obłudne wieści rozsiewają, nie są jeszcze temi maszynami
prawdziwymi; oni są tylko narzędziami w ręku innych. A ci inni to
tylko ludzie, którzy przy utworzeniu parlamentu w Niemczech nadali
sobie nazwę konserwatystów, to znaczy partii ładu i porządku.
jeżeli więc jesteście partią ładu i porządku i postępujecie
sprawiedliwie, dlaczegóż tedy nie przypuścicie jednego z ludu
mazurskiego, który by tam W parlamencie mógł przedstawiać żale i
skargi ludności mazurskiej? Czyż może uważacie się za wybrańców?
Tak się to być zdaje i dajecie tem dowód niezbity, że w sercach
waszych urosła pycha taka, która woła: my tylko, my możni, my
szlachetnych rodów mamy do tego prawo jedyne.
[...]
Strzegliście naszych praw, przedstawiliście nasze skargi i żale?
Nie - dotychczas tego nie czyniliście, a więc zatem wystawiliście
na szwank powierzone wam zaufanie i wobec tego zmuszeni jesteśmy
oglądać się za ludźmi, którzy skargi i żale nasze będą
przedstawiać. Ale do kogo mamy się udać i gdzie oczy nasze
zwrócić, kiedy ze wszystkich stron dążą nas wytępić. O, tak
źle jeszcze nie jest. Ludu mazurskiego na Mazowszu Pruskim jest
wielka moc i w ludzie tym znajdują się ludzie, którzy sprawę tę
wezmą i powiodą do celu. Spraw naszych nikt lepiej zastąpić nie
może jak my sami. Złączmy się tylko w jedną gromadę i podajmy
sobie dłoń wzajemnie, z wytrwałością i rozumem postarajmy się z
początku tylko jednego wybrać, który by sprawy nasze
reprezentował”.
Nie
były to tylko czcze słowa. Jeszcze w grudniu 1896 powstała na
Mazurach „Mazurska Partia Ludowa”, która obrała sobie hasło:
„Mazury dla Mazurów”. Hasło to jest odtąd hasłem ruchu
mazurskiego. Na czele partii stanęli obok Karola Bahrkego Mazurzy
Gustaw Leyding (ojciec), Gotlieb Labusz i Gotlieb Linka, którego
Niemcy po wojnie zabili za sprawę mazurską. „Gazeta Ludowa”
była już w pierwszym roku wydania pilnie śledzona przez Niemców i
redaktor Bahrke musiał się nieraz tłumaczyć przed policją. Ale
władze zachowały jeszcze pozory prawa. Ustało to po stworzeniu
Mazurskiej Partii Ludowej. W każdym opisie krzywdzenia Mazurów
dopatrywano się „obrazy” niemieckiego krzywdziciela, czy to był
wójt, czy żandarm, nauczyciel, czy pastor. Nic nie pomogło
przedstawienie dowodów prawdy. Czytam nawet w naszym kancjonale:
,,szczęśliwy taki oskarżony, kiedy sędzia z jego strony”.
Sędzia był Niemcem, a oskarżony był Mazurem, nie można się było
W takich warunkach spodziewać sprawiedliwości. Przecież chcieli
oni zatruć i zniszczyć duszę naszego ludu przez szerzenie
niemieckości i nienawidzili z głębi serca redaktora Bahrkego jako
człowieka, który postanowił ratować ten lud i doprowadzić go do
zmartwychwstania. Procesy na początku kończyły się tylko karami
pieniężnymi. Udało się przez to Niemcom zniszczyć podstawę
materialną Mazurskiej Partii Ludowej.
Kiedy
w roku 1896 przyszło do wyborów do Reichstagu, Mazurska Partia
Ludowa stanęła do nich prawie bez grosza. Społeczeństwo
katolicko-pruskie niewiele mogło i chciało dać, ponieważ trzeba
było przeprowadzić walkę wyborczą na Pomorzu, w Poznańskim i na
Śląsku. Włożył wiele w tę sprawę pieniędzy aptekarz
Lewandowski z Gniezna, któremu za to Mazurzy musieli oddać pierwsze
miejsce na liście wyborczej w obwodzie Szczytno-Ządzbork. Ale co to
wszystko znaczyło wobec tych sum, jakie Niemcy włożyli w walkę o
Mazury. Mieli oni setki tysięcy do swojej dyspozycji, oczywiście od
rządu, który jako jedyny warunek żądał zwalczania kandydatów
mazurskich. W ten sposób pieniądze płacone jako podatki przez
Mazurów służyły do zwalczania ich. Z pieniędzy tych nawet
korzystali socjaldemokraci. Najenergiczniej brali się do walki
wyborczej konserwatyści, to znaczy wielcy panowie niemieccy. W Ełku
na czele ich stał hrabia Stolberg, były prezydent Prus Wschodnich,
a w Szczytnie pewien pan von Queiss. Oni, którzy byli odpowiedzialni
za nędzę Mazurów, obiecywali im złote góry, jeżeli będą
głosować za ich kandydatami. Aby przyciągnąć lud na swoje
zebrania, rozdawali darmo wódkę i piwo. Wymyślali przy każdej
okazji na redaktora Bahrkego i jego pracę. Wykupywali nawet kartki
wyborcze z mazurskimi kandydatami. Kiedy widzieli, że większość
Mazurów nie sprzedaje swoich przekonań, uciekli się do straszenia
ludności. Żandarmi obchodzili od chaty do chaty i gwałtem
odbierali kartki wyborcze. Aby zupełnie opanować sytuację, lokale
wyborcze mieściły się na dworach niemieckich panów, którzy byli
również przewodniczącymi komisji wyborczych. W ten sposób cała
władzę chcieli mieć w swoich rękach.
Kiedy
przyszło do wyborów, niemieccy panowie przywieźli wszystkich
swoich robotników, każdy z nich dostał kartę z kandydatami partii
konserwatystów i pod czujnym okiem swego chlebodawcy musiał kartkę
tę wrzucić do urny wyborczej. Mężów zaufania partii mazurskiej
nie dopuszczono w ogóle, aby nie mieć świadków przy fałszowaniu
wyborów. Mazurom wyrywano kartki z ich kandydatami, a w przeciwnym
razie bito ich i wyrzucano z lokali wyborczych. W takich to warunkach
odbywały się wybory w czerwcu 1896 roku. Wynik wyborów był
następujący: w obwodzie Szczytno-Zadzbork 5694 głosów dla
partii mazurskiej, a na konserwatystów niemieckich 7100
głosów, to znaczy tylko 1400 głosów więcej; przy czym w
samym powiecie Szczytno partia mazurska miała zdecydowana przewagę.
W obwodzie Ełk-Jańsbork sprawa mazurska stała znacznie gorzej, bo
uzyskała tylko 2238 głosów. Razem za Mazurska Partia Ludowa
stanęło osiem tysięcy rodaków. Osiem tysięcy Mazurów podniosło
głowy przeciw Niemcom. Panowie niemieccy przyzwyczajeni do tego, że
Mazurzy znoszą pokornie wszystkie krzywdy i obelgi, poszaleli po
prostu ze złości. Pełni nienawiści rzucili się na przywódców
mazurskich. Aresztowano redaktora Karola Bahrkego, wytoczono mu
proces niby za obrazę duchowieństwa i skazano na pół roku
więzienia, które odbył w Ełku. Po opuszczeniu więzienia
wytoczono mu od razu pięć dalszych procesów. Nie mając pieniędzy
na spłacenie wszystkich kar, redaktor ustąpił w roku 1898 i
wyjechał za granicę. Kiedy po dwóch latach wrócił do kraju,
policja znowu go aresztowała i sad skazał na dwa lata więzienia.
Po ustąpieniu Karola Bahrkego objął redakcję „Gazety Ludowej”
młodszy jego brat Hugon. Mimo że miał przed oczyma nieszczęsny
los brata, nie bał się, ale walczył dalej za świętą sprawę
naszą.
W
górę serca tak oto brzmiał tytuł jego pierwszego artykułu do
braci mazurskich. Za artykuł ten skazano go na dwa miesiące
więzienia i 600 marek kary. Nie złamało go to, a przeciwnie
zahartowało go jeszcze jak najlepszą stal. Walczył dalej w obronie
naszych praw, a artykuły jego były cięte jak uderzenie szabli.
Niemcy wytaczali mu proces za procesem. Razem skazano go na 18
miesięcy więzienia, nie licząc już kar pieniężnych, za to
tylko, że czuł się Mazurem i odważył się bronić swój lud.
Całym nieszczęściem było to, że był sam i nikt spośród
Mazurów nie mógł go zastąpić, kiedy on cierpiał w więzieniu.
Nadesłany z Pomorza zastępca szybko doprowadził ,,Gazetę Ludowa”
i całe dzieło w roku 1900 do upadku. Musi to być dla nas nauka, że
sprawę mazurską mogą tylko wytrwale prowadzić Mazurzy.
Jeszcze
wielu innych rzeczy można się nauczyć z walk i cierpień braci
Bahrke i ich współpracowników. Ale ponad tym wszystkim uderza nas
jedno: to ta wielka wiara tych ludzi, ta wiara w lud mazurski i
zmartwychwstanie jego. To, że przegrali to nic, powstania polskie
też się tak kończyły. A przecież przyszedł czas, że z kropel
krwi powstańców wyrosła potężna Polska. W Ewangelii czytamy:
,,Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: jeśli/jeżeliby ziarno
pszeniczne, wpadłszy do ziemi, nie obumarło, ono same zostaje; lecz
jeżeliby obumarło, wielki pożytek przynosi” - Mazurzy podnieśli
głowę, walczyli. Oto blask jutrzenki naszej, oto ziarnko wolności.
Rzucone w serca nasze, ziarnko rośnie już na nową wiarę, na nową
walkę. Bracia Bahrke po ciężkiej walce opuścili kraj. Pozostał
lud samotny wydany W ręce swego wroga. Lud milczał, ale w duszy
jego pojawił się znów ów upiorny strach przed przemocą, znany
nam już od czasów krzyżackich. Ale walka ta, choć przegrana,
odbiła się głośnym echem nie tylko u Niemców, którzy teraz
starali się jak najszybciej wytępić resztki mazurskości, ale i w
społeczeństwie polskim na Pomorzu, W Poznaniu i Warszawie.
Pojawiają się odtąd na Mazurach stale agenci ruchu
wielkopolskiego, którzy już nie chcą pomagać Mazurom w ich walce
o byt, ale wprost przeciwnie, chcą użyć Mazurów jako narzędzia w
osiągnięciu celów niemających nic wspólnego z dobrem mazurskim.
Pierwszym przedstawicielem tego ruchu był już p. Zenon Lewandowski,
który za pomoc materialną udzieloną Mazurskiej Partii Ludowej
zabezpieczył sobie pierwsze miejsce na mazurskiej liście wyborczej.
Sukces wtedy zdobyto tylko dzięki temu, że kierownictwo leżało w
rękach mazurskich, a partia miała na celu wyłącznie dobro
mazurskie. Nowo przybyli agenci natomiast chcieli sami kierować i
rządzić na Mazurach. Nic więc dziwnego, że nie zyskali sobie
sympatii ludu.
Pominąwszy
już krótki epizod wydawania gazety „Gońca Mazurskiego” W
Ostródzie przez dyrektora Biedermana z Poznania, który chciał na
Mazurach osiedlać katolików poznańskich, pierwszy otwarty występ
ruchu wielkopolskiego nastąpił w roku 1906, kiedy poznański
redaktor katolik p. Stanisław Zieliński zaczął wydawać w
Szczytnie gazetę ,,Mazur”. Redaktorem odpowiedzialnym gazety był
p. Falkenberg, ewangelicki Niemiec z Kongresówki. Tak ubezpieczony
od osobistej odpowiedzialności przed władzami rozpoczął pan
Zieliński swoją działalność według zleceń jego katolickich
pryncypałów. Działalność ta nie trwała długo. Kiedy w roku
1907 napisał ze swego przypiecka ostry artykuł przeciwko władzy,
prokurator wytoczył redaktorowi proces, a sąd skazał Falkenberga
na dwa lata więzienia. Wtedy p. Zieliński prędko wyjechał za
granicę, a Falkenberg, który nie miał zamiaru odsiadywać kary za
artykuł Zielińskiego, przeszedł do obozu swoich rodaków Niemców.
Ani jeden, ani drugi nie był bojowcem dla sprawy mazurskiej lub
bohaterem. Jest zatem rzeczą śmieszną nazywać jego ,,zdrajcą”,
a drugiego „męczennikiem” dla sprawy mazurskiej. Cała ta
brzydka afera tak skompromitowała ruch polski na Mazurach, że
partia mazurska przy wyborach w roku 1907 uzyskała tylko 240 głosów.
W
roku 1908 objął redakcję ,,Mazura” nowy agent ruchu
wielkopolskiego, poznański redaktor Kazimierz Jaroszyk. Redakcja
mieściła się już wtedy we własnym domu w Szczytnie przy ul.
Polskiej (obecnie Kaiserstrasse). Tam też założony został w roku
1910 „Bank Mazurski” przez Lewandowskiego, Jaroszyka i ośmiu
mazurskich gospodarzy. W roku1914 bank miał 172 udziałowców. Mimo
wytężonej pracy ani gazety, ani bank nie mogły się należycie
rozwijać, a to nie tylko ze względu na niemieckie szykany, ale i
dlatego, że kierownictwo, leżące w rękach agentów
wielkopolskich, nie budziło u ludności zaufania. Znacznie Większe
znaczenie miało natomiast inne pismo, które Wyszło z ludu
tęskniącego do zbawienia i doskonałości. Było to pismo pod nazwa
„Trąba Ewangelijna - zbawienie i jedność W Chrystusie”.
Pierwszy numer ukazał się W roku 1912. Po Wojnie tytuł ten został
zmieniony na „Głos Ewangelijny”. Miesięcznik ten jest organem
„Społeczności Chrześcijańskiej na Mazurach” i Wychodzi w
Szczytnie.
Wszystkie
te poczynania zostały zerwane, kiedy w sierpniu 1914 roku wybuchła
wojna światowa.
Kurt
Obitz “Dzieje mazurskiego ludu”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz